Konfrontacja supermocarstw atomowych w Syrii staje się niebezpiecznie realna. Jak potwierdzają źródła w NATO, Rosja uruchomiła największą operację militarną od czasu tak zwanej Zimnej Wojny. W ciągu dwóch tygodni w okolice Syrii przypłynie poważna siła uderzeniowa Federacji Rosyjskiej w postaci lotniskowca Admirał Kuzniecow i towarzyszących mu okrętów wojennych stanowiących tak zwaną grupę bojową. No pokładzie tego średniej wielkości rosyjskiego lotniskowca znajduje się 50 myśliwców MIG-29 gotowych do wsparcia operacji w Syrii.
Wiele wskazuje na to, że Putin
zdecydował o bitwie o Aleppo, która zacznie się na pełną skalę już
niedługo i dodatkowe siły mogą być potrzebne w celu zbudowania
odpowiedniej przewagi militarnej. Trwające obecnie naloty na pozycje w
tym mieście, są traktowane przez stronę
amerykańsko-saudyjsko-brukselską, jako "zbrodnie przeciw ludzkości". Z
kolei naloty amerykańskie na siły syryjskie są określane mianem
"pomyłek".
Ma rację Donald Trump, który docenia jak
wielką rolę w zwalczaniu ISIS odgrywa obecnie Rosja. Oczywiście nie ma
tu altruizmu Putina, tylko są konkretne powody tego zamieszania. Przez
teren Syrii miały biec rurociągi gazowe z Kataru, które przez Turcję
zasiliłyby Europę w konkurencyjny do rosyjskiego gaz, a może i z czasem
ropę naftową. Walka o utrzymanie Assada jest więc walką o stan budżetu
rosyjskiego, a to już wystarczający powód dla Putina do przeciwdziałania
jakimkolwiek zagrożeniom.
Jak wiadomo kilka dni temu armia iracka
wspomagana przez Kurdów, czyli Peszmergów i amerykańskich doradców,
rozpoczęła szturm na Mosul. Wszystko wskazuje na to, że doniesienia
jakoby umożliwiono ucieczkę z tego miasta kilkunastu tysięcy bojowników
ISIS były prawdziwe i zapewne kierują się oni teraz do Aleppo. Utrata
Mosulu i tego miasta spowoduje, że wpływy Państwa Islamskiego skurczą
się i to znacznie.
Oczywiste jest zatem, że jego fundatorzy nie mogą sobie na to pozwolić. Dlatego pani Hillary Clinton podczas ostatniej debaty prezydenckiej w USA, zaczęła mówić o potrzebie stworzenia tzw. "no-fly zones", czyli stref z zakazem lotów. Problem jednak polega na tym, że w tej chwili w bazie Tartus znajdują się już doskonałe rosyjskie systemy obrony przeciwlotniczej S-300, a według niektórych źródeł nawet nowszy S-400, które są tak skuteczne, że jeśli Rosjanie będą chcieli, spadać będzie każdy samolot od Hajfy do Aleppo, któremu nie pozwolą latać.
Oczywiście w okolicy konfliktu znajdują się tez dwie grupy bojowe imperium amerykańskiego z lotniskowcami USS Nimitz i USS Harry S. Truman. Ich siła uderzeniowa z pewnością przewyższa możliwości armii rosyjskiej. TO jednak nie oznacza, że nie dojdzie do jakiegoś niespodziewanego ataku, który wyrówna siły. Taka właśnie jest obecna sytuacja. Zgodnie z przewidywaniami napięcia przed nadchodzącymi wyborami prezydenckimi w USA nadal rosną i III wojna światowa realnie zamajaczyła na horyzoncie. A jeszcze dwa tygodnie do rozstrzygnięcia.
Rosja bardzo wyraźnie oświadczyła, że
każdy atak na Syrię i siły zbrojne syryjskiego rządu, będzie skutkował
odpowiedzią sił rosyjskich obecnych w tym kraju. Miejmy nadzieje, że po
drugiej stronie konfliktu jednak nadejdzie opamiętanie, ale jeśli władzę
nad największym na Ziemi potencjałem militarnym zdobędzie ktoś taki jak
Hillary Clinton, to prawie na pewno jesteśmy w wielkich kłopotach.