Zamykanie Kościołów, pacyfikowanie
wiernych chroniących świątyni przed profanacją, zamachy islamskich
fundamentalistów. Całe społeczeństwa pogrążone w konsumpcjonizmie.
Podążające drogą hedonizmu bezideowe marionetki, których każdy kolejny
krok tylko przyspiesza tragiczny koniec, wypełniając literackie fatum.
Rozbrojony zachód. Rozbrojony doszczętnie nawet z instynktu
samozachowawczego. Kładący na ołtarzu politycznej poprawności nie tylko
“staroświeckie” wartości, takie jak Bóg i Ojczyzna, ale i nowy dekalog z
podciągniętymi do miana absurdu prawami jednostki, szczególnie tej
nieheteronormatywnej. Sterylny zachód, pozbawiony zapachów[1],
pozbawiony korzeni przez co stopniowo, bezwonnie usychający. Osuszany
wiatrem bezrefleksyjnego używania, zmumifikowany, bez biologicznej
wartości.
Po drugiej stronie burza zapachów
dalekich jednak od zdrowego powiewu świeżości i witalnej siły. Bliższy
raczej woni obumierających przedwcześnie, gnijących wiosennych traw
zalanych przez wezbraną rzekę zanim jeszcze zdążyły się w pełni
rozwinąć. Zalanych przerażającą falą alkoholizmu, legalnych aborcji i
korupcji. Zalanych kwitnącą obscenicznością, upadkiem głębszych
międzyludzkich relacji ukrytych pod płaszczykiem drobnomieszczańskiej,
obłudnej moralności. Wschód pogrążony w ogromnych różnicach społecznych,
pozbawiony elementarnej sprawiedliwości w wymiarze prawnym i
społecznym. Rządzony przez przesądy, oligarchów, quasi dyktatorów nie
myślących bynajmniej w perspektywach narodowych czy tych, które
zwykliśmy nazywać cywilizacyjnymi. Wyludniający się w zastraszającym
tempie, wyjątkowo niestabilny geopolitycznie, walczący sam ze sobą.
Nasza Europa wcale nie przenosi się na
wschód. Europa, do której dziedzictwa tak często się odwołujemy,
przestaje istnieć na zachodzie, to fakt. Jednocześnie jednak nie mamy do
czynienia z sytuacją, w której rodziłaby się ona na wschodzie, wręcz
przeciwnie, to, co stanowiło jej zalążek, zaczyna tam gnić. Europa
pozostaje dziś jeszcze sobą w Polsce i w mniejszym zakresie w
pozostałych krajach środkowej części naszego kontynentu. To, że wreszcie
przestajemy z pozycji kolan patrzeć na zachód, nie znaczy, że musimy
zacząć chorobliwie zwracać swoje oczy w kierunku wschodu, który
przesadnie idealizujemy. W znacznym zakresie sama to idealizowanie
rozumiem. Nasz narodowy romantyzm zwraca nas w kierunku wschodu,
ponieważ jest prostszy, ale mimo to mniej poznany, co działa silnie na
emocję i wyobraźnię. Jednak oddanie władzy nad sobą chwilowym
wzruszeniom czy nawet długotrwałym ekscytacjom, o ile w czasie wyboru
kierunku wakacyjnych podnóży może się okazać pożądane, o tyle w chwili
rozważań geopolitycznych jest skrajnie nieodpowiedzialne.
Być może obecnie zaistniała sytuacja
jest dla nas jedyną w swoim rodzaju sposobnością, żeby wreszcie móc
skupić się na sobie. Skończyć ze ślepym naśladownictwem, uwierzyć w
swoją zdolność tworzenia i na własnych barkach udźwignąć
odpowiedzialność za to, co dane będzie nam wytworzyć. Musimy znaleźć
wiodącą siłę w sobie i przestać poszukiwać obcego, kulturowego
protektoratu. Nie idealizując Polski, musimy zdawać sobie sprawę, że
dziś jesteśmy w położeniu, o którym zarówno państwa Wschodu, jak i
Zachodu, mogą tylko marzyć. Posiadamy kraj monoetniczny, co więcej,
naród, który uważa to za normalność i nie chce nic w tej kwestii
zmieniać. Niech skala protestów antyimigracyjnych i ostateczna decyzja
rządu w sprawie przyjmowania “uchodźców” będą przykładem naszego
doskonale utrzymanego instynktu samozachowawczego, którego tak bardzo
brakuje na Zachodzie. Co więcej, Polska jest niemal w całości katolicka i
chociaż w pewnej mierze sukcesywnie się laicyzuje, to dominująca rola
katolicyzmu i jego etyki jest niezachwiana. Niezachwiana jest również
rola przypisywana rodzinie i tradycji. Marsze rocznicowe upamiętniające
wydarzenia historyczne przyciągają od lat duże grupy Polaków chcących
godnie upamiętnić dane wydarzenie, a regulacje statusu par
homoseksualnych w postaci np. tzw. “związków partnerskich” wydają się
obecnie nie do pomyślenia. Dalej Polska jest jednym z niewielu krajów
tak silnie opowiadającym się za życiem. Obecny polski “kompromis”
aborcyjny wyróżnia się na tle Europy, nie tylko zachodniej, swoją
restrykcyjnością, mimo to jest u nas wciąż podważany w kierunku jego
dalszego zaostrzania.
Chociaż patrzymy na wiele ruchów
nacjonalistycznych innych państw Europy z podziwem, mając nadzieję na
zbliżony sukces w przyszłości, to jednak musimy sobie zdawać sprawę, że
mamy coś znacznie ważniejszego i trwalszego niż oni. Mamy trwały grunt
do kiełkowania i rozrostu postaw nacjonalistycznych, które to postawy
nie znikną wraz z obecnie dominującym w tej materii młodym pokoleniem.
Żyjemy w kraju kwitnącego patriotyzmu, w którym jest on bardzo silnie
ugruntowany. Nawet ten w wersji koszulkowej ma swoją wartość. Nie ma
dziś u nas poważnego środowiska politycznego, które odważyłoby się
otwarcie pluć na patriotyzm. Patriotą nazywa się dziś każdy. Nie wynika
to bynajmniej z wspaniałych założeń, wyznawanych wartości, ale z
pragmatycznej oceny sytuacji i poddania się presji społecznej. Na
otwartym antypolonizmie niezbyt wiele da się ugrać. Każdy jest zmuszony
przynajmniej udawać, że trochę mu na tej Polsce zależy. Ukraiński
nacjonalizm ma w tym samym czasie bardzo cenne doświadczenia realnej
walki, która przyczyniła się do powstania wielu wspaniałych wytworów
kultury. Nacjonalizm zachodni z kolei ma lata doświadczeń w prowadzeniu
działalności społecznej na najwyższym poziomie, która jest bardzo bliska
życia przeciętnego obywatela. Jednak sądzę, że nacjonalizm ukraiński
pójdzie w stronę europejskości spod znaku UE, co okaże się dla niego
katastrofalne w skutkach, a grupy nacjonalistów z Zachodu będą działały
dalej, ale ich realny zasięg oddziaływania będzie malał, ponieważ ich
społeczeństwa coraz mniej są narodami, a coraz bardziej konglomeratem
różnych ras i kultur, więc najbardziej pierwotny fundament nacjonalizmu,
naród, w przyszłości się wyczerpie, pozostawiając po sobie tylko
wspomnienie. Oczywiście o ile nie nastąpi głęboki zwrot, “rewolucyjne”
przebudzenie społeczeństw zachodnich, czego z całego serca życzymy,
stojąc wciąż tam, gdzie staliśmy zawsze, na straży normalności i
dziedzictwa prawdziwej Europy.
MARIA PILARCZYK
Zastępca Koordynatora Brygady Wielkopolskiej Obozu Narodowo-Radykalnego. Szczególe zainteresowanie wykazuje w dziedzinach społecznych i społeczno-gospodarczych. Miłośniczka poezji, zwłaszcza twórczości Zbigniewa Herberta, a także środowiska naturalnego i aktywności fizycznej.
Za: https://kierunki.info.pl/2016/09/maria-pilarczyk-polskosc-normalnosc/