13 i 14 lutego 1945 r. zapisały się we
współczesnej historii jako jedne z symboli tego, co będzie czekało
powojenną Europę. 13 lutego 1945 r. Budapeszt skapitulował przed Armią
Czerwoną, która wykrwawiła się w walkach o węgierską stolicę, bronioną
przez wojska niemieckie i węgierskie. Po kapitulacji, za przyzwoleniem
dowódcy Frontu Ukraińskiego, marszałka Rodiona Malinowskiego, rozpoczęła
się typowa dla sowieckich „wyzwolicieli” orgia mordów, gwałtów i
rabunków. Trwała ona przez następne dwa dni, do 15 lutego 1945 r.
Wskutek niej czerwonoarmiści zamordowali ok. 40 tysięcy cywilów, a ok.
50 tysięcy węgierskich kobiet zostało brutalnie zgwałconych. Tak
zachowywała się Armia Czerwona na każdym skrawku środkowej i wschodniej
Europy, który miał zostać „wyzwolony od faszyzmu”. Natomiast w noc z 13
na 14 lutego 1945 r., na rozkaz dowódcy RAF Bomber Command, generała
dywizji Arthura Harrisa, alianckie lotnictwo zbombardowało Drezno. Do
dziś obrócenie Drezna w morze ruin jest uznawane za symbol alianckiego
ludobójstwa, i przedmiot zażartych sporów między historykami. To
pokazuje, iż alianci zachodni również dopuszczali się zbrodni wojennych w
trakcie ostatniej wielkiej wojny lat 1939 – 1945, a które przez
dziesiątki lat były spowite zmową milczenia. Europa po II wojnie
światowej ostatecznie padła pod butami demokracji liberalnej i
komunizmu.
***
Bombardowanie Drezna było jednym z wielu
ataków lotniczych na miasta niemieckie, których początki datuje się na
1941 r., gdy miały miejsce pierwsze ataki lotnicze na Berlin. Początkowo
alianckie lotnictwo stosowało taktykę nalotów strategicznych, tj.
uderzało w porty, dworce kolejowe, bazy wojskowe, miejsca stacjonowania
wojsk, zakłady przemysłowe i inne miejsca o charakterze strategicznym.
Miało to na celu faktycznie osłabienie potencjału militarnego,
przemysłowego i strategicznego Trzeciej Rzeszy po 1941 r. Taktyka
powietrzna, rozpoczęta w 1941 r., odnosiła mizerne rezultaty ze względu
na dysponowanie w lotniczym arsenale przez Wielką Brytanię jedynie
średnich bombowców Handley Page Hampden Mk. I, Vickers Wellington Mk. I i
Armstrong Whitworth Whitley Mk. V oraz dysponowali lekkimi bombowcami
Fairey Battle. Liczba tych samolotów była niewystarczająca, a ich załogi
nie były odpowiednio przeszkolone do nowego sposobu prowadzenia wojny.
Brytyjskie bombowce nie były w stanie samodzielnie pokonać długiej trasy
do Niemiec, podlecieć pod cele zabezpieczone przez obronę
przeciwlotniczą, zrzucić odpowiednią ilość ładunków i po wykonaniu
operacji zawrócić do Anglii.
Dowódcą RAF Bomber Command od lutego
1942 r. był generał dywizji Arthur Harris (w 1946 r. awansowany na
stopień marszałka), który zdawał sprawę z niewystarczającej siły
brytyjskiego lotnictwa w bombardowaniach Niemiec. Natychmiast przystąpił
do opracowania nowej taktyki bombardowania, wzorując się na niemieckiej
taktyce lotniczej z wojny domowej w Hiszpanii oraz pierwszych dwóch lat
II wojny światowej. Taktyką, która zaczęła odnosić coraz lepsze wyniki,
okazały się naloty dywanowe na wybrane cele, przeprowadzane przez duże
eskadry bombowców RAF, dodatkowo osłaniane przez eskortujące je
myśliwce. Opracowywano nowe metody szkoleń załóg bombowców, wymieniono
silniki ciężkich bombowców Short Stirling, wprowadzono do działań
ciężkie, czterosilnikowe bombowce Handley Page Halifax i Avio Lancaster,
lekki bombowiec De Havilland Mosquito, a także zmodernizowano maszyny
Blenheim Mk. I i Bristol Typ 152 Beaufort.
W 1942 r. rząd Wielkiej Brytanii wyraził
zgodę na rozpoczęcie nowej operacji skierowanej przeciwko niemieckim
miastom. Bombardowania miały obejmować tereny przemysłowe, sieć
komunikacyjną oraz osiedla mieszkaniowe przylegające do miejsc
strategicznych.
Harris wychodził przy tym z założenia, że w ten sposób zostanie osłabiona niemiecka zdolność produkcyjna.
Pierwszym nalotem dywanowym był nalot na
Lubekę, przeprowadzony 28 marca 1942 r. Początkowo efekty bombardowań
były dalekie od oczekiwań Bomber Command, jednak wraz z dostawami nowych
maszyn Harris zwiększył liczbę samolotów używanych w jednej operacji do
1000. W noc z 30 na 31 maja 1942 r. miał miejsce nalot 1046 bombowców
RAF na Kolonię, wskutek zrzucenia 1455 ton ładunku w przeciągu 75 minut
zniszczono ok. 300 ha miasta i zabito 486 osób.
Równolegle brytyjskie lotnictwo
doskonaliło taktykę nalotów nawiązując współpracę z USAAF. Następną ze
znaczących operacji była operacja „Gomora”, skierowana przeciwko
Hamburgowi, który był największym portem i drugim co do liczby
mieszkańców miastem Trzeciej Rzeszy. Miasto zawierało 4 stocznie
produkujące U-Booty, kilkanaście zakładów zbrojeniowych oraz było silnie
obstawione przez obronę przeciwlotniczą. Operacja trwała od 24 lipca do
4 sierpnia 1943 r., w jej rezultacie zniszczono 74% powierzchni miasta,
zginęło 20-35 tysięcy niemieckich cywili, a 2/3 mieszkańców zostało
zmuszonych do ucieczki. Alianci wówczas stracili 104 ciężkie bombowce.
Mimo to, po 4 tygodniach od ostatnich nalotów przywrócono pracę w
większości hamburskich zakładów, a po 1944 r. poziom produkcji
przemysłowej osiągnął optymalny rezultat.
Wysoki poziom strat wśród ludności
cywilnej sprawił, że premier Wielkiej Brytanii, Winston Churchill, z
coraz większą rezerwą odnosił się do nalotów dywanowych. Jego opinie
były jednak torpedowane przez gen. Harrisa, który zapewniał, że operacja
będzie trwała kilka miesięcy i skutecznie zmusi Niemców do
bezwarunkowej kapitulacji. Harris za każdym razem podkreślał, że straty
cywilne wskutek bombardowań niemieckich miast są nieuniknione, choć
niezamierzone, a w październiku 1943 r. powiedział:
(…) celem ofensywy kombinowanych
bombardowań… jednoznacznie powinno być zniszczenie niemieckich miast,
zabijanie niemieckich robotników, i zakłócenie cywilizowanego życia na
terenie Niemiec… niszczenie domów, obiektów użyteczności publicznej,
transportu i życia, stworzenie problemu uchodźców na niespotykaną dotąd
skalę, rozbicie morale i porażenie strachem przed przedłużającymi się
intensywnymi bombardowaniami. Takimi są akceptowalne cele naszej
polityki bombardowań. Nie są to efekty uboczne bombardowań fabryk.
***
Bombardowanie Drezna stanowi modelowy
przykład zastosowania przez aliantów zachodnich taktyki „morale
bombings” (tłum. z ang. bombardowanie morale), którą w 1942 r. opracował
i zatwierdził sam Harris. Nowa taktyka polegała na nalotach dywanowych
na miasta oznaczane na liście jako cele do zniszczenia, nie zwracając
większej uwagi na położenie, czy znajdowały się miejsca strategiczne czy
nie, i w jak dużym stopniu jest zamieszkiwane przez ludność cywilną.
Przede wszystkim celami planowanych bombardowań miały być centrum
miasta, najczęściej zawierające zabytkowe zabudowania, co umożliwi
zwiększenie skali zniszczeń wojennych wskutek używania różnych rodzajów
bomb (od minowych po termitowe), centrale telefoniczne, węzły
komunikacyjne, dworce kolejowe, budynki administracji lokalnej oraz
osiedla mieszkaniowe.
Celami tej taktyki były eskalacja
zniszczeń powstałych wskutek poprzednich operacji, wprowadzenie w latach
1944 – 1945 jeszcze większego zamętu w ewakuację ludności cywilnej ze
wschodniej części Niemiec, w której kierunku podążały jednostki Armii
Czerwonej oraz – przede wszystkim – złamanie morale narodu niemieckiego.
Niemiecki historyk Matthias Neutzner opisał brytyjską taktykę krótko:
Chodziło o to, by nie niszczyć fabryk, lecz zabijać pracujących w nich ludzi.
Pojęcie „bombardowań morale” występuje
również w obszernej monografii Joerga Friedricha, poświęconej
bombardowaniom Niemiec w latach 1940 – 1945. Autor wskazuje, iż w 1942
r. alianci zachodni zapoczątkowali taką taktykę względem Niemiec.
Podobną opinię, tym razem już o samym bombardowaniu Drezna, wyraził
brytyjski historyk Frederick Taylor, autor publikacji pt. Dresden:
Tuesday, February 13, 1945, wydanej w 2005 r.:
Celem ataku było wywołanie chaosu i paniki w mieście.
Bardzo ważną dyskusję na temat
zasadności bombardowania Drezna zapoczątkowała premiera powieści Kurta
Vonneguta pt. Rzeźnia numer pięć. Czyli krucjata dziecięca. Czyli
obowiązkowy taniec ze śmiercią, która okazała się światowym
bestsellerem. Vonnegut, Amerykanin niemieckiego pochodzenia, przeżył
nalot na Drezno jako jeniec wojenny. Należy jednak pamiętać, iż pierwsze
wydanie powieści ukazało się w 1969 r., a jako pierwszy ten temat
podjął na kartach światowej literatury Józef Mackiewicz w 1962 r., w
słynnej Sprawie pułkownika Miasojedowa, powstałej w czasach, gdy o
zbrodniach alianckich nie wolno było głośno mówić. Wówczas bombardowanie
Drezna było wydarzeniem nieznanym opinii publicznej. Zatrzymajmy się
więc na chwilę przy Józefie Mackiewiczu. Uznawał on hekatombę Drezna za
zbrodnię wojenną, nie mającą żadnego usprawiedliwienia moralnego.
Interesował Mackiewicza przede wszystkim ludzki los, a nie zasada
odpłacenia pięknym za nadobne. Mackiewicz w jednym z dialogów w powieści
zawarł bardzo interesujące zdanie:
…mnie się tak zdaje, że jest trochę
przesady w tak zwanych „cierpieniach narodów”. Osobiście mam takie
wrażenie, że cierpią zawsze tylko ludzie.
Według różnych danych w Dreźnie
przebywało od 600 tys. do 1,2 mln uchodźców, robotników przymusowych z
terenów okupowanych i jeńców wojennych, co wynikało z faktu, iż w
styczniu 1945 r. Drezno zostało ogłoszone miastem otwartym. Nie
posiadało również obrony przeciwlotniczej, ponieważ broń przeciwlotnicza
została wysłana na front w celu walki z Sowietami. Poza tym warto
zwrócić uwagę, iż na konferencji jałtańskiej 7 – 11 lutego 1945 r.
przywódcy państw Wielkiej Trójki omawiali – oprócz koncepcji ładu
powojennego w Europie i podziału wpływów – kwestie bieżące dot.
przebiegu wojny. Brytyjczycy ocenili, iż postępy Armii Czerwonej w
ofensywie wiślańsko – odrzańskiej, rozpoczętej w styczniu 1945 r.,
zostały zahamowane przez oddziały niemieckie stacjonujące na Śląsku,
które po 18 stycznia 1945 r. wzmocniono o ostatnie rezerwy. Armia
Czerwona, będąc związana na północy walkami o Wał Pomorski, a na
południu frontu – przez siły niemieckie na Śląsku, nie mogła wobec tego
rozpocząć decydującej ofensywy w kierunku Berlina (pomimo iż znajdowała
się ok. 70 km od niemieckiej stolicy), a wojna przedłuży się o kilka
miesięcy, nawet do jesieni 1945 r. Wobec tego Brytyjczycy podjęli
decyzję o odciążeniu sowieckiego wysiłku na Wschodzie właśnie poprzez
zbombardowanie kilku miast niemieckich, mogących w ich ocenie stanowić
bazę logistyczną dla Śląska. Celami miały być Berlin, Lipsk, Chemnitz i
właśnie Drezno.
Drezno było siódmym co do wielkości
miastem Trzeciej Rzeszy i największym, które jeszcze nie było celem
bombardowań. Podane wyżej względy właśnie zadecydowały o tym, iż Drezno
musiało zostać zbombardowane w noc z 13 na 14 lutego 1945 r. Co więcej,
alianccy piloci nie byli do końca świadomi odnośnie tego, jakie były
cele ich ataku. Większość była przekonana, że ma zbombardować zakłady
chemiczne, fabryki amunicji i kwaterę główną Gestapo, która miała
mieścić się w Dreźnie, jedynie część pilotów wiedziała, że celem ataku
będzie duże miasto.
***
13 lutego 1945 r., o godzinie 17:00,
wyruszyła pierwsza, 83. eskadra bombowa, złożona z bombowców Avio
Lancaster, a po nich grupa De Havilland Mosquito. Lancastery miały
zrzucić flary oświetlające z magnezu, a druga grupa – tzw. „target
indicators” oświetlające cele czerwonym kolorem. Ich zadaniem było
odnalezienie, lokalizacja i oznaczenie świecącymi magnezem i czerwienią
flarami celów bombardowań. Po oznaczeniu celów wyruszyła eskadra 244
lancasterów, uzbrojonych w 500 ton bomb burzących i ponad 350 tys. t
bomb zapalających. Miała ponad tysiąc kilometrów do celu, w międzyczasie
mieszkańcy Drezna świętowali Ostatki i mieli szykować się do snu, gdy o
godzinie 21:39 ogłoszono alarm przeciwlotniczy. Początkowo miały
miejsce dwa niewielkie zrzuty bomb, po których wydawało się, że to już
będzie koniec, jednak trzeci i następne zrzuty bomb okazały się
tragiczne w skutkach.
W noc z 13 na 14 lutego pożar Drezna był
widoczny w promieniu kilkudziesięciu kilometrów, a następne dni nie
zapowiadały się wcale lepiej. Podając za artykułem pt. Der Untergang
Dresdens, znajdującym się w przewodniku Baedekara można następująco
określić przebieg nalotu na Drezno:
13 lutego alarm przeciwlotniczy został
ogłoszony o 21:39, bombardowanie trwało 15 minut, od godziny 22:13 do
22:28. W pierwszym ataku 244 lancastery zrzuciły 900 t bomb.
14 lutego miały miejsce dwa naloty
bombowe. Pierwszy trwał 31 minut, od godziny 1:23 do 1:54 w nocy. Drugi
trwał 14 minut, od godziny 12:17 do 12:31 (rozpoczął się 17 minut po
12:00, gdy ogłoszono alarm dla mieszkańców miasta), a w nim ok. 310
amerykańskich bombowców B-17 zrzuciło 711 t bomb.
15 lutego w 10 minut od godziny 11:51 do 12:01 210 B-17 zrzuciło 460 t bomb.
Cztery ataki nalotowe na Drezno w sumie
trwały 70 minut w odstępach dziennych między 13 a 15 lutego 1945 r., w
ciągu niespełna 40 godzin na Drezno spadło ponad 3600 t bomb burzących i
zapalających. Pożary wskutek bombardowań utworzyły burzę ogniową, która
była śmiercionośna dla każdego życia w mieście i doprowadziła do
całkowitego zniszczenia obszaru ok. 39 km2 miasta. Powstał jeden potężny
wir, który zasysał powietrze i porywał ludzi wprost w ogień. Pożary
były tak silne, że topił się asfalt i płynął ulicami, przez co swobodne
przejście było praktycznie niemożliwe, a temperatura burzy ogniowej
wzrosła do 1500 stopni Celsjusza. Ciąg wielu wybuchów bomb w
poszczególnych częściach miasta skutecznie sparaliżował działalność
straży pożarnej. Paradoksem ataku jest to, iż ataku uniknęły koszary i
lotnisko Klotzsche, które z alianckiego punktu widzenia mogłyby zostać
uznane za obiekty strategiczne, i to właśnie one powinny w pierwszej
kolejności zostać zbombardowane, a nie pozbawione obrony miasto,
dodatkowo przepełnione ludnością uciekającą ze wschodnich ziem. Taka
polityka jest pozbawiona wszelkiej logiki, ponieważ skoro Brytyjczycy
deklarowali, że m.in. poprzez bombardowanie Drezna odciążą wysiłek
wojenny Armii Czerwonej, to powinni wysłać eskadry bombowców właśnie na
koszary i wspomniane lotnisko. Jak się później okazało, aliancki nalot
nie przyspieszył wkroczenia wojsk sowieckich do Niemiec i nie miał
żadnego znaczenia dla dalszego przebiegu wojny, który i tak przechylał
ją na korzyść sojuszu aliantów zachodnich z ZSRS.
Trzeba zwrócić uwagę, podejmując temat
bombardowania Drezna, na rozbieżności dotyczące liczby ofiar. Dokładnych
danych dot. liczby ofiar prawdopodobnie nigdy nie uda się ustalić, mimo
wysiłków zachodnich i niemieckich historyków. Ciała ofiar zebrano w
stosy na ulicach miasta i spalono, ponieważ nie było miejsca i czasu na
godny pochówek, poza tym stopniowy rozkład ciał mógł zagrozić epidemią.
Paul Johnson następująco opisał te wydarzenia:
(…) Zrzucono ponad 650 tys. bomb
zapalających, burza ogniowa objęła 20 km2, zniszczono kompletnie 17 km2 i
zabito 135 tys. mężczyzn, kobiet i dzieci. (…). Po raz pierwszy w tej
wojnie uderzono tak silnie, że nie było dość ludzi, zdolnych do noszenia
ciał, by pogrzebać zmarłych. Oddziały wojskowe zbierały ciała w wielkie
stosy. Zagrodzono wejścia na Stary Rynek, ustawiono stalowe ruszty o
średnicy 2,5 m, na każdym ułożono po 500 ciał, podłożono drewno i słomę,
i spalono. Stosy pogrzebowe tliły się jeszcze przez dwa tygodnie po
nalocie.
Rozbieżności dot. liczby ofiar są ogromne. Powołana przez władze Saksonii komisja badająca bombardowanie Drezna w latach 2010 – 2011 doszła do wniosku, że ostateczna liczba ofiar nie przekracza 25 tysięcy ofiar śmiertelnych i na liczbę ofiar nie ma wpływu fakt przebywania setek tysięcy uchodźców. W 1946 r. władze Drezna podały liczbę 25 tys. ofiar, a w 1965 r. – 35 tys., co z kolei może wiązać się m.in. z tym, iż w ruinach miasta odnaleziono 25 tys. pierścionków zaręczynowych. Niemiecki Urząd Statystyczny (Wiesbaden) podaje z kolei liczbę 60 tys. John V. Denson w publikacji The Costs of War. America’s Pyrrhic Victories przypuszcza, że mogło zginąć co najmniej 30 tys. niemieckich cywili, ale nie wyklucza, że liczba ofiar mogła sięgać ok. 135 tys. Kurt Vonnegut w Rzeźni numer pięć podaje liczbę 135 tys. Brytyjski historyk i rewizjonista David Irving w pracy pt. Drezno. Apokalipsa 1945 z kolei podał liczbę ponad 200 tys. zabitych.
Rozbieżności dot. liczby ofiar są ogromne. Powołana przez władze Saksonii komisja badająca bombardowanie Drezna w latach 2010 – 2011 doszła do wniosku, że ostateczna liczba ofiar nie przekracza 25 tysięcy ofiar śmiertelnych i na liczbę ofiar nie ma wpływu fakt przebywania setek tysięcy uchodźców. W 1946 r. władze Drezna podały liczbę 25 tys. ofiar, a w 1965 r. – 35 tys., co z kolei może wiązać się m.in. z tym, iż w ruinach miasta odnaleziono 25 tys. pierścionków zaręczynowych. Niemiecki Urząd Statystyczny (Wiesbaden) podaje z kolei liczbę 60 tys. John V. Denson w publikacji The Costs of War. America’s Pyrrhic Victories przypuszcza, że mogło zginąć co najmniej 30 tys. niemieckich cywili, ale nie wyklucza, że liczba ofiar mogła sięgać ok. 135 tys. Kurt Vonnegut w Rzeźni numer pięć podaje liczbę 135 tys. Brytyjski historyk i rewizjonista David Irving w pracy pt. Drezno. Apokalipsa 1945 z kolei podał liczbę ponad 200 tys. zabitych.
To nie jest do opisania. Serie
wybuchów. To było nieprawdopodobne, straszniejsze od najgorszego
koszmaru. Ogromne ilości poparzonych i rannych. Coraz trudniej było
oddychać. Było ciemno i wszyscy próbowali wyjść z piwnicy w nieopisanej
panice. Martwi i umierający byli tratowani, porzucone bagaże plątały się
między nogami. Kosz z moim rodzeństwem – bliźniętami, przykryty mokrymi
ręcznikami został wyrwany z rąk mojej matki i zostaliśmy wypchnięci na
zewnątrz przez uciekających ludzi. Ujrzeliśmy płonącą ulicę, walące się
ruiny i potworny pożar. Matka przykryła nas mokrymi kocami i płaszczami,
które znalazła w jakiejś wannie. Widzieliśmy potworne rzeczy:
spalonych dorosłych skurczonych do rozmiarów małych dzieci, porozrzucane
osobno ręce i nogi, trupy, martwe całe rodziny, płonących ludzi
biegających tam i z powrotem, spalone autobusy wypełnione uchodźcami,
martwych strażaków i żołnierzy. Wielu ludzi szukało swoich rodzin i
dzieci. I ogień. Ogień, który był wszędzie. I gorące powietrze pożarów,
które wsysało ludzi z powrotem do płonących domów, z których próbowali
uciekać.
Nigdy tego nie zapomnę. Tego nie da się zapomnieć.
Z nalotem na Drezno związane są również 2 wątki polskie.
Pierwszym wątkiem jest fakt, iż wskutek bombardowania Drezna i innych
miast mogło zginąć ok. 7 tys. Polaków – robotników z prac przymusowych.Nigdy tego nie zapomnę. Tego nie da się zapomnieć.
Z nalotem na Drezno związane są również 2 wątki polskie.
Zachowało się trochę relacji Polaków,
którzy przeżyli bombardowanie Drezna. Jedną z nich przekazał w wywiadzie
do „Archiwum Historii Mówionej” z 2011 r. strz. Bronisław Raczyński ps.
„Szubiela”, który pracował jako robotnik przymusowy w fabryce w
Brockwitz pod Dreznem:
– Pamięta Pan bombardowanie Drezna?
– Tak, bombardowania Drezna były prawie co drugi dzień i przychodziły tysiące bombowców. Nie pojedyncze, tylko całe eskadry, i nalot trwał trzy, trzy i pół godziny. My żeśmy siedzieli w rowach na terenie fabryki, to rowy, jakby schrony. Całe bombardowanie tam przesiedzieliśmy (…).
Bombardowanie Drezna m.in. przeżyły Helena i Stanisława Horoszkiewicz, pochodzące z kolonii Koźle na Wołyniu, które pracowały w Dreźnie od 1943 r. przymusowo, przy segregacji odpadów na śmietniku miejskim; Krystyna Sierpińska ps. „Marzenka”, łączniczka i sanitariuszka uczestnicząca w powstaniu warszawskim, która z kolei czas bombardowania spędziła w obozie jenieckim Zeithain pod Dreznem; Wanda Lipowicz ps. „Dada”, łączniczka, pracowała w fabryce w okolicach Drezna i przeżyła nalot aliancki, w wywiadzie z 2006 r. do „Archiwum Historii Mówionej” mówiła:
– Tak, bombardowania Drezna były prawie co drugi dzień i przychodziły tysiące bombowców. Nie pojedyncze, tylko całe eskadry, i nalot trwał trzy, trzy i pół godziny. My żeśmy siedzieli w rowach na terenie fabryki, to rowy, jakby schrony. Całe bombardowanie tam przesiedzieliśmy (…).
Bombardowanie Drezna m.in. przeżyły Helena i Stanisława Horoszkiewicz, pochodzące z kolonii Koźle na Wołyniu, które pracowały w Dreźnie od 1943 r. przymusowo, przy segregacji odpadów na śmietniku miejskim; Krystyna Sierpińska ps. „Marzenka”, łączniczka i sanitariuszka uczestnicząca w powstaniu warszawskim, która z kolei czas bombardowania spędziła w obozie jenieckim Zeithain pod Dreznem; Wanda Lipowicz ps. „Dada”, łączniczka, pracowała w fabryce w okolicach Drezna i przeżyła nalot aliancki, w wywiadzie z 2006 r. do „Archiwum Historii Mówionej” mówiła:
– Co było w Dreźnie?
– W fabryce pracowałam dość ciężko, jedzenie było takie wojenne, okropne, ale było. Mieszkałyśmy w barakach, same warszawianki. Wielki barak, młode, starsze, bardzo dużo… I słynne bombardowanie Drezna. To były ostatki, (trzeba by było wiedzieć daty, którego roku jaka to data była), strasznie zbombardowali fabrykę, tak że w ogóle nie wiedzieli co z nami robić… (…)
Drugim z polskich wątków jest udział części polskich pilotów z 300. Dywizjonu Bombowego „Ziemi Mazowieckiej” w bombardowaniu Drezna, po ostatecznym przekonaniu ich przez dowódcę, mjr Bolesława Jarkowskiego. Ich udział w operacji przeszedł do historii z powodu buntu, jaki wybuchł wśród polskich pilotów. Podczas odprawy oficer RAF powiedział Polakom, że nalot na Drezno ma być wsparciem dla walczącej na wschodnim froncie Armii Czerwonej, po podaniu informacji o zadaniu o mało nie został pobity przez lotników dywizjonu. 3 z 13 załóg dywizjonu po 7 osób, złożonych z polskich pilotów pochodzących z Kresów Wschodnich, odmówiło udziału w operacji nie mogąc znieść tego, że pomogą nowemu okupantowi, który pozbawił Polskę wschodnich ziem. Przed feralną odprawą polscy piloci dowiedzieli się przez radio o postanowieniach konferencji jałtańskiej, które polskie tereny, zaanektowane przez Związek Sowiecki 17 września 1939 r. na drodze niewypowiedzianej Warszawie wojny, zostały przyznane Stalinowi.
– W fabryce pracowałam dość ciężko, jedzenie było takie wojenne, okropne, ale było. Mieszkałyśmy w barakach, same warszawianki. Wielki barak, młode, starsze, bardzo dużo… I słynne bombardowanie Drezna. To były ostatki, (trzeba by było wiedzieć daty, którego roku jaka to data była), strasznie zbombardowali fabrykę, tak że w ogóle nie wiedzieli co z nami robić… (…)
Drugim z polskich wątków jest udział części polskich pilotów z 300. Dywizjonu Bombowego „Ziemi Mazowieckiej” w bombardowaniu Drezna, po ostatecznym przekonaniu ich przez dowódcę, mjr Bolesława Jarkowskiego. Ich udział w operacji przeszedł do historii z powodu buntu, jaki wybuchł wśród polskich pilotów. Podczas odprawy oficer RAF powiedział Polakom, że nalot na Drezno ma być wsparciem dla walczącej na wschodnim froncie Armii Czerwonej, po podaniu informacji o zadaniu o mało nie został pobity przez lotników dywizjonu. 3 z 13 załóg dywizjonu po 7 osób, złożonych z polskich pilotów pochodzących z Kresów Wschodnich, odmówiło udziału w operacji nie mogąc znieść tego, że pomogą nowemu okupantowi, który pozbawił Polskę wschodnich ziem. Przed feralną odprawą polscy piloci dowiedzieli się przez radio o postanowieniach konferencji jałtańskiej, które polskie tereny, zaanektowane przez Związek Sowiecki 17 września 1939 r. na drodze niewypowiedzianej Warszawie wojny, zostały przyznane Stalinowi.
Tej nocy mamy atakować Drezno, jako
wsparcie dla Armii Czerwonej. Nie byłoby w tym niczego wyjątkowego,
gdyby nie to, że mamy wykonać takie zadanie w chwili, gdy nasze serca
krwawią po kolejnym rozbiorze Polski dokonanym w Jałcie. (…). Pół Polski
oddano jako prezent. Drugą połowę skazano na włączenie do „wschodniej
sfery wpływów”, tak jakby to była bezludna wyspa na Arktyce lub część
Sahary. Byłem raz w Związku Sowieckim i to mi wystarczy do końca życia.
Zarządzono wypady, więc zaraz lecimy – mówią, że tak trzeba – chociaż w
naszych sercach są złość i rozpacz. To zabawne uczucie, ale czasem
zastanawiam się, czy to wszystko ma sens. Jeśli Niemcy mnie teraz dorwą,
nie będę nawet wiedział, za co umieram. Za Polskę, za Wielką Brytanię
czy za Rosję?
Można też przytoczyć inną relację pilota Dywizjonu 300., kpt. Tadeusza Wierzbowskiego, który zaznaczył, iż postanowienia jałtańskie były załamujące dla pilotów-Kresowiaków:
Można też przytoczyć inną relację pilota Dywizjonu 300., kpt. Tadeusza Wierzbowskiego, który zaznaczył, iż postanowienia jałtańskie były załamujące dla pilotów-Kresowiaków:
(…) Poprzedniego dnia (12 lutego,
poniedziałek) rząd ogłosił wyniki alianckich postanowień osiągniętych na
konferencji jałtańskiej, a dotyczących powojennego kształtu Europy
Wschodniej i Środkowej. Szczegóły zostały opublikowane w gazetach
codziennych 13 lutego ze stwierdzeniem, że Rosja ma zyskać część Polski
okupowaną przez nią w 1939 r. w zmowie z Niemcami. Całkiem spora liczba
personelu dywizjonu pochodziła z tej części Polski – wszyscy oni
poczuli, że są bezprawnie pozbawieni swej rodzinnej ziemi. (…)
Z podobnymi dylematami zmagał się również plut. Czesław Blicharski, który napisał:
Z podobnymi dylematami zmagał się również plut. Czesław Blicharski, który napisał:
(…) Szczególnie zabolały nas słowa
Churchilla wypowiedziane w parlamencie brytyjskim, że słuszną jest
rzeczą, by Sowiety zabrały nasze Kresy Wschodnie. Następnego dnia rząd
polski ogłosił protest przeciwko piątemu rozbiorowi Polski, a generał
Anders prosił o wycofanie II Korpusu we Włoszech i innych oddziałów na
froncie zachodnim z linii frontu. Ustąpił dopiero wtedy, gdy mu
oznajmiono, że Alianci nie mają kim ich zastąpić. W takim nastroju
przyszło nam lecieć na bombardowanie Drezna celem wsparcia ofensywy
sowieckiej. Już po odprawie, na dispersalu trzy nasze załogi odmówiły
lotu w proteście za Jałtę. (…). Mnie krwawiło się serce, ale rozum
podpowiadał, że w ten sposób przysparzamy argumentów niechętnym nam
Aliantom i poleciałem, mając świadomość, że Tarnopol jest stracony. (…)
Także warto i o tym pamiętać. Bombardowanie Drezna było jednym z ostatnich akordów II wojny światowej i do dzisiaj wzbudza szereg kontrowersji. Do dziś budzi spory wśród historyków o zasadność tej operacji, występuje sporo rozbieżności i nierozwikłanych elementów tej układanki. Niestety, kto sieje wiatr, ten zbiera burzę, ponieważ polityka Trzeciej Rzeszy była jedną z przyczyn uwikłania świata w ten krwawy konflikt, który na zawsze zmienił oblicze Europy i całego świata. Trzeba jednak pamiętać o ciemnych kartach II wojny światowej, w tym o zbrodniach i przestępstwach aliantów zachodnich, a których jednym z symboli stało się bombardowanie Drezna.
Także warto i o tym pamiętać. Bombardowanie Drezna było jednym z ostatnich akordów II wojny światowej i do dzisiaj wzbudza szereg kontrowersji. Do dziś budzi spory wśród historyków o zasadność tej operacji, występuje sporo rozbieżności i nierozwikłanych elementów tej układanki. Niestety, kto sieje wiatr, ten zbiera burzę, ponieważ polityka Trzeciej Rzeszy była jedną z przyczyn uwikłania świata w ten krwawy konflikt, który na zawsze zmienił oblicze Europy i całego świata. Trzeba jednak pamiętać o ciemnych kartach II wojny światowej, w tym o zbrodniach i przestępstwach aliantów zachodnich, a których jednym z symboli stało się bombardowanie Drezna.
Wybrane źródła:
C. E. Blicharski, Tarnopolanina żywot niepokorny, Biskupice 1996.
C. E. Blicharski, Tarnopolanina żywot niepokorny, Biskupice 1996.
L. Borzymek, Bronisław Raczyński
„Szubiela”, „Archiwum Historii Mówionej”, Warszawa, 5 października 2011,
<http://www.1944.pl/archiwum-historii-mowionej/bronislaw-raczynski,2672.html>.
M. Brama, Wanda Lipowicz „Dada”,
„Archiwum Historii Mówionej”, Warszawa, 6 kwietnia 2006,
<http://www.b1944.quantoo.pl/archiwum-historii-mowionej/wanda-lipowicz,731.html>.
J. V. Denson, The Costs of War. America’s Pyrrhic Victories, New Jersey 2009.
J. Friedrich, Pożoga. Bombardowania Niemiec w latach 1940 – 1945, tł. P. Dziel i in., Warszawa 2011.
S. A. Garret, Ethics and Air Power in World War II. The British Bombing of German Cities, London 1993.
I. Kershaw, Hitler, 1941 – 1945 Nemesis, tł. R. Bartołd i in., Poznań 2003.
J. Mackiewicz, Sprawa pułkownika Miasojedowa, Monachium 1962.
M. Middlebrook, The Bomber Command war diaries, Leicester 1996.
M. Nocuń, W. Pięciak, Musiałem myśleć jak maszyna, „Tygodnik Powszechny” 2005, nr 7.
F. C. Pouge, United States Army in World War II European Theater of Operations The Supreme Command, Washington 1954.
F. Taylor, Dresden, Tuesday, February 13, 1945, London 2005.
K. Vonnegut, Rzeźnia numer pięć. Czyli krucjata dziecięca. Czyli obowiązkowy taniec ze śmiercią, tł. L. Jęczmyk, Warszawa 1972.
G. Wąsowski, „Żyj i daj żyć”, czyli z
myślą Józefa Mackiewicza podróż przez historię, „wPolityce.pl”, 7
sierpnia 2011 [dostęp: 7 sierpnia 2011].
T. Wier (Wierzbowski), Raid on Dresden [w:] Skrzydła, czerwiec 2015.
Drezno płonie. 6000 samolotów nad Rzeszą, „Dziennik Zachodni. Pismo dla wszystkich”, Katowice, 16 lutego 1945, nr 10.
Drezno płonie. 6000 samolotów nad Rzeszą, „Dziennik Zachodni. Pismo dla wszystkich”, Katowice, 16 lutego 1945, nr 10.