PRÓBA REKONSTRUKCJI DALSZYCH ZDARZEŃ - ZALESZANY I WÓLKA WYGONOWSKA
Cofając
się do wydarzeń istotnych dla naszej opowieści, należy powrócić do
zdarzeń, które rozegrały się 28 stycznia 1946 r. we wsi Łozice.
Przypomnijmy, że tego dnia rano partyzanci „Burego” zatrzymali się tam
na postój. W tym samym dniu do Łozic zjechało się kilkudziesięciu
furmanów z okolicznych wsi, takich jak Czyże, Jagodniki, Pasieczniki
Duże, Mochnate czy Zbucz. Mieli przewieźć drewno na opał do Orli, na
zlecenie tamtejszego Urzędu Gminy. Żołnierze „Burego”, udający wojsko
komunistyczne, wpuszczali przybywających do wsi, natomiast nikogo z niej
nie wypuszczali. Dokonali też wówczas wyboru i rekwizycji około
czterdziestu najlepszych furmanek i koni. Decyzją „Burego” ich
właściciele mieli ruszyć w dalszą drogę z oddziałem jako wozacy.
Komendant Okręgu NZW Białystok mjr Florian Lewicki „Kotwicz” przed frontem żołnierzy 3. Wileńskiej Brygady NZW (jesień 1945 r.)
Wieczorem
28 stycznia 1946 r. większość sił 3 Brygady NZW wyruszyła do Hajnówki. W
Łozicach pozostał, z zatrzymanymi podwodami i furmanami, pluton
„Leszka” (NN). Natomiast w Hajnówce, po opanowaniu przez żołnierzy
„Burego” posterunku MO i rozbrojeniu kilkunastu Sowietów w miejscowej
łaźni, doszło do walki z sowieckim transportem wojskowym. Siły sowieckie
były kilkakrotnie większe i żołnierze 3 Brygady NZW zmuszeni zostali do
szybkiego odwrotu z miasteczka. Partyzanci wycofali się do Łozic, gdzie
wsiedli na czekające na nich podwody.
Oddział poruszał się na nie mniej
niż 40 furmankach. Dowódcy partyzanccy, „Bury” i jego zastępca
Kazimierz Chmielowski „Rekin, założyli zdobyte w Hajnówce sowieckie
oficerskie epolety. Zarówno oni, jak i inni funkcyjni 3 Brygady NZW
wydawali rozkazy w języku rosyjskim, Furmani podążający z oddziałem byli
przekonani, że mają do czynienia z komunistyczną grupą operacyjną.
Por. Kazimierz Chmielowski „Rekin”. Żołnierz 3.Wileńskiej Brygady AK "Szczerbca", 5.Wileńskiej Brygady AK "Łupaszki", potem zastępca dowódcy 3. Wileńskiej Brygady NZW. Został zamordowany 1 kwietnia 1950 r. w białostockim więzieniu. Miejsce pochówku nieznane.
Nad ranem 29 stycznia 1946 r.
partyzanci, przejeżdżając wcześniej przez białoruskie wsie Istok i
Toporki, dotarli do małej wioski Zaleszany, także zamieszkałej przez
Białorusinów. Postój 3 Brygady NZW w tej wsi trwał kilka godzin. Tam
rozegrał się pierwszy akt dramatu. Podkreślmy, że początkowo „Bury” nie
miał zamiaru wykonywać wobec ogółu ludności Zaleszan żadnych działań o
charakterze represyjnym. Podjął natomiast decyzję o likwidacji Łukasza i
Piotra Demianiuków, o których uzyskano informacje, że są zaangażowani w
działalność na rzecz reżimu komunistycznego. Okazało się też, że
mieszkańcy Zaleszan są bardzo źle nastawieni nie tylko do „band
reakcyjnego podziemia”, ale w ogóle do „polskiego” munduru, także wtedy,
gdy był to mundur wojska komunistycznego, bo przecież w tej roli
występowała w Zaleszanach 3 Brygada NZW. Nie kryli swej wrogości i
odmówili wykonania rozkazów „Burego” dotyczących aprowizacji oddziału, a
jeden z młodych mieszkańców uderzył kamieniem „Rekina”. To wszystko
spowodowało, że „Bury” postanowił za karę spalić wieś. Jego podkomendni
nakazali wówczas mieszkańcom osady, aby ci udali się do domu Dymitra
Sacharczuka. Zgodnie z praktyką działań we wsiach uznawanych za wrogie,
partyzanci zapewne grozili śmiercią za niewykonanie polecenia; w
mieszkaniu Sacharczuka zgromadzonych zostało kilkadziesiąt osób, w tym
kobiety i dzieci.
Zanim „Bury” krótko przemówił do nich, komunikując,
że wieś zostanie spalona, a oni zniszczeni materialnie, jego
podkomendni wyprowadzili z chałupy młodocianego członka PPR Piotra
Demianiuka oraz Aleksandra Zielonko, sekretarza partii komunistycznej z
pobliskiej wsi Suchowolce, który na swe nieszczęście wybrał się z wizytą
do Zaleszan i został zatrzymany przez partyzanckie warty. Jego los
przypieczętowało okazanie wartownikowi zaświadczenia o służbie w Armii
Czerwonej. Obaj wyżej wymienieni zostali zastrzeleni. Partyzanci
poszukiwali też Łukasza Demianiuka, miejscowego komunistycznego
aktywisty (członkiem partii komunistycznej był już w czasie pierwszej
okupacji sowieckiej 1939-1941). Ten jednak ukrył się w chlewie, a
następnie uciekł do lasu. W niektórych zeznaniach złożonych przez
mieszkańców Zaleszan pojawia się wątek zastrzelenia przez partyzantów
Teodora Sacharczuka, rzekomo za odmowę wydania z miejscowego spichlerza
owsa dla koni. Warto w tym kontekście przywołać fragment zeznań
wspomnianego już komunisty Łukasza Demianiuka, złożonych w 1946 r. w
sprawie majora „Kotwicza”:
Spalenie wsi nie było spowodowane nie wykonaniem rozkazu zdania owsa, ale z uwagi na nienawiść do białoruskiego nasilenia [sic – nasielenia tj. mieszkańców], a także, że w naszej wsi byli członki PPR, którym był i mój syn, drugim powodem było, że większość wsi Zaleszany 100% podporządkowywała się rozkazom Państwa […].
Wydaje się zatem, że i
śmierć Teodora Sacharczuka była konsekwencją informacji uzyskanych przez
żołnierzy 3 Brygady NZW na jego temat podczas postoju w Zaleszanach.
Na zdjęciu od lewej por. Kazimierz Chmielowski "Rekin", kpt. Romuald Rajs "Bury", ppor. Mikołaj Kuroczkin "Leśny", Józef Bandzo "Jastrząb".
Wracając
do głównego nurtu wydarzeń - po przemowie do mieszkańców zgromadzonych w
domu Sacharczuka i opuszczeniu go przez „Burego”, budynek ten został
podpalony seriami pocisków zapalających wystrzelonych w słomianą
strzechę. Jednocześnie partyzanci Brygady NZW podpalali inne zabudowania
we wsi. Wówczas ludzie zgromadzeni w domu Sacharczuka zaczęli z niej
uciekać. Nie jest prawdą, pomimo szeregu odmiennych zeznań złożonych na
tę okoliczność przez mieszkańców Zaleszan, tak podczas procesu „Burego” i
„Rekina” w 1949 r., jak i później – w toku czynności podjętych w latach
1996-1997 i 2002-2005, że do ludzi uciekających z domu Sacharczuka
strzelano. W rzeczywistości ludzie ci bez przeszkód ze strony
partyzantów opuścili podpalony budynek. Potwierdził to zresztą jeden z
obecnych wówczas w domu Sacharczuka mieszkańców Zaleszan - Piotr
Leończuk. W 1996 r. zeznawał na ten temat następująco:
Ja uciekałem przez drzwi od kuchni. Otworzyli je sami ludzie […]. Nie strzelano do nas […]. Jestem natomiast pewien, że z tych ludzi co byli w chałupie nikt nie zginął.
Z kolei Maria Gołub, zeznając na tę samą okoliczność, stwierdziła:
Pamiętam, że strzelano, ale nie do nas, lecz w powietrze.
Mając
na uwadze surowość i bezwzględność „Burego” wobec podkomendnych w
egzekwowaniu wydanych im rozkazów nie mamy wątpliwości co do tego, że
nieprzeszkadzanie ludziom w ucieczce z podpalonego domu Sacharczuka było
zgodne z wolą tego partyzanckiego dowódcy. Tym bardziej, że ucieczka
ludzi z tego domu musiała zacząć się chwilę po wyjściu z niego „Burego”,
a zatem prawie na pewno nastąpiła na jego oczach. W naszej ocenie
zamiarem „Burego” nie było pozbawienie życia przypadkowych mieszkańców
Zaleszan. Zginąć mieli wyłącznie konkretni mężczyźni obciążeni
aktywnością we wspieraniu władzy komunistycznej, którzy zostali
zastrzeleni jeszcze przed podpaleniem zabudowań wsi. Natomiast pozostali
mieszkańcy Zaleszan mieli zostać ukarani, z przyczyn wskazanych
wcześniej, poprzez zniszczenie ich materialnego dorobku w następstwie
spalenia wsi.
Pamiętajmy przy tym, że „Bury” i część jego
podkomendnych zostali wygnani z ojcowizny na Kresach. Po latach walki z
okupantem niemieckim, na własnej polskiej ziemi ścigani byli jak
najgorsi przestępcy przez wojska sowieckie i rodzimych zdrajców,
wspieranych przez aktyw komunistyczny i konfidentów. I gdy zetknęli się z
otwarcie wrogą postawą zbiorowości mieszkańców Zaleszan, „Bury”
postanowił ukarać ich materialnie, paląc wieś.
Warto w tym kontekście
przywołać fragment zeznań Eugenii Bazyluk, mieszkanki Zaleszan,
złożonych podczas procesu „Burego” w 1949 r.:
Spalona wieś nasza została tylko z tych powodów, że byliśmy dobrze ustosunkowani do Rządu Polskiego jak również do Związku Radzieckiego i wrogo ustosunkowani do band leśnych, ponieważ u nas we wsi było jusz koło PPR i Samopomoc Chłopska i w ogóle była wsią postępową.
Szkoda,
że tego fragmentu zeznań nie można przeczytać w informacji o umorzeniu
śledztwa. Czyżby dlatego, że niespecjalnie pasuje on do tezy, że
działania żołnierzy 3 Brygady NZW w Zaleszanach podjęte zostały z powodu
wyznania prawosławnego i narodowości białoruskiej mieszkańców tej wsi?
Wszystkie
te okoliczności nie zmieniają jednak tragicznego faktu, że zginęły tam
przypadkowe osoby, w tym dzieci. Jak do tego doszło? Otóż część
mieszkańców, w tym dwie kobiety z kilkorgiem małych dzieci, nie
posłuchała rozkazu „Burego” i nie poszła do domu Sacharczuka, chowając
się przed partyzantami w zakamarkach własnych zabudowań. Mieszkańcy ci
zapewne uznali, że tak będzie dla nich bezpieczniej. Zabudowania wsi, o
czym była już mowa, zostały podpalone przez żołnierzy 3 Brygady NZW.
Osoby, które w nich się ukryły, udusiły się dymem, spłonęły lub zmarły
od rozległych poparzeń. „Bury” powinien był przewidzieć, że w
podpalanych przez jego żołnierzy zabudowaniach Zaleszan mogli ukryć się
ludzie, którzy w następstwie jego rozkazu spalania wsi narażeni zostaną
na utratę życia lub zdrowia. Możemy się tylko domyślać, że nie wziął
jednak tego pod uwagę, zapewne był przeświadczony, że wszyscy wykonają
jego polecenie i zgromadzą się w domu Sacharczuka. Tak się jednak nie
stało, co skutkowało tragicznymi konsekwencjami. W wyniku działań
żołnierzy „Burego” śmierć w Zaleszanach poniosło 15 mieszkańców, w tym
co najmniej dwie - ale nie więcej niż pięć, zostały zastrzelone jako
współpracownicy reżimu komunistycznego. Prawdopodobnie strzelano także
do mężczyzn chcących gasić płonące zabudowania. Dodajmy, że jeden z
mieszkańców wsi został zastrzelony przez partyzantów dwa dni później, w
lesie pod Puchałami Starymi. Spalono większość domów, ocalały dwa
budynki.
Należy zaznaczyć, że z zeznań większości mieszkańców Zaleszan wynika, że partyzanci „Burego” strzelali także do kobiet i dzieci uciekających z płonących zabudowań, a swoje ofiary wrzucali do ognia.
Nie dajemy wiary tym relacjom. Uznajemy
je za nieprawdziwe, dyktowane zapotrzebowaniem propagandy komunistycznej
w czasie procesu „Burego” i „Rekina”, a także głęboką niechęcią czy
wręcz nienawiścią zeznających świadków do partyzantów 3 Brygady NZW,
utrzymującą się zarówno wówczas, jak i w latach późniejszych.Uczucia
te są zresztą zrozumiałe. Zeznający byli przecież krewnymi lub
sąsiadami osób, które straciły życie w Zaleszanach, a poza tym sami
zostali zrujnowani materialnie przez partyzantów. Zwróćmy jednak uwagę,
że można było zweryfikować prawdziwość tych zeznań, w wątkach
dotyczących rzekomego strzelania do kobiet i dzieci w Zaleszanach.
Konieczne było jednak przeprowadzenie ekshumacji i zbadanie szczątków
tych ofiar, które przecież spoczywają w grobach rodzinnych, czego jednak
w toku śledztwa sygn. akt S 28/02/Zi nie zrobiono.
Kpt. Romuald Rajs "Bury" z żoną i synkiem - również Romualdem (czytaj zapisy rozmów z synem kpt. "Burego": 1. Dzieciństwo miałem poszarpane, ale żalu nie mam, 2. Nazywali mnie synem bandyty...).
Po
odejściu z Zaleszan partyzanci 3 Brygady NZW ruszyli dalej na wschód i
dotarli do Wólki Wygonowskiej. W tej wsi zastrzelili dwóch mężczyzn –
Stefana Babulewicza oraz Jana Zinkiewicza (wiadomo, że Stefan Babulewicz
był przed wojną członkiem działającej przeciwko państwu polskiemu
Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi) - i spalili sześć domów oraz
kilkanaście budynków gospodarczych. Stawiamy hipotezę, że mężczyźni
zastrzeleni w Wólce Wygonowskiej, podobnie jak gospodarze, których
dobytek spalono, zostali wyselekcjonowani przez „Burego” na podstawie
informacji pozyskanych od trzech mieszkańców tejże wioski, zabranych
jako furmani i przewodnicy oddziału wieczorem 27 stycznia 1946 r.
Przypomnijmy ponownie, że partyzanci podawali się wówczas za wojsko
komunistyczne ścigające „bandę”. Dwóch z tych furmanów zostało
zwolnionych następnego dnia w Łozicach, przy wymianie podwód, trzeci
zapewne podążał z oddziałem przez kolejne dni i został zastrzelony pod
Puchałami Starymi. Sformułowaną powyżej hipotezę pośrednio potwierdza
zeznanie złożone przez Aleksandra Gawryluka w 1996 r., z których wynika,
że według niektórych mieszkańców Wólki Wygonowskiej zastrzeleni
mężczyźni mieli jakiś zatarg z jakimś podoficerem z roku 1939, nie wiem o co chodziło [zapewne usiłowali rozbroić lub zamordować owego podoficera WP].
ŚMIERĆ FURMANÓW
Po
odejściu z Wólki Wygonowskiej 3 Brygada NZW przemieściła się do
sąsiedniej wsi Moskiewce, a następnie skierowała się na północny-zachód
do osady Krasna Wieś. Tam „Bury” zażądał od miejscowego sołtysa
podstawienia 40 furmanek w celu wymiany wozów i koni. Możliwe, że w
chwilowym zamieszaniu kilku, czy nawet kilkunastu dotychczasowych
wozaków uciekło. Być może zostali oni zwolnieni przez „Burego”, w każdym
razie nie strzelano za nimi ani nie ścigano ich. Wkrótce potem
żołnierze 3 Brygady NZW zostali zauważeni przez samolot patrolujący
okolice w poszukiwaniu partyzantów. Wobec zlokalizowania przez wroga,
przerwano wymianę podwód i oddział natychmiast opuścił wieś.
Na
podstawie relacji miejscowych można przypuszczać, że na podwody zabrano
13 mieszkańców Krasnej Wsi, z których 5 albo 6 wróciło do swoich domów, a
pozostali zostali rozstrzelani 31 stycznia 1946 r. pod Puchałami
Starymi. Z napisu pamiątkowego na pomniku poświęconym zastrzelonym
furmanom, stojącym na cmentarzu wojennym w Bielsku Podlaskim, wynika z
kolei, że pośród zastrzelonych pod Puchałami Starymi było 9 mieszkańców
Krasnej Wsi. Przyjmując listę ofiar z pomnika za dokładną, należy uznać,
że liczba mężczyzn z Krasnej Wsi wziętych na podwody przez żołnierzy 3
Brygady NZW była większa niż 13 – wynosiła 14 albo 15. Oddział
przemieścił się dalej na północny-zachód, mijając od północy Boćki, i
dotarł na tereny zamieszkiwane w większości przez ludność polską. Na
„dniówkę” 30 stycznia 1946 r. partyzanci zatrzymali się w rejonie wsi
Bodaki. Kolejny postój, 31 stycznia 1946 r., przypadł w Puchałach
Starych. Tego dnia na rozkaz „Burego” grupa partyzantów dowodzona przez
NN „Modrzewia” rozstrzelała w pobliskim lesie 29 furmanów (są
przesłanki, aby uznawać, że rozstrzelano wówczas 27 albo 30 osób; patrz:
informacja o umorzeniu śledztwa). Z kolei Jerzy Kułak, w monografii 3 Brygady NZW „Rozstrzelany oddział”, podaje, że zastrzelono 28 wozaków.
Przypomnijmy,
że partyzanci „Burego” do powrotu na tereny zamieszkiwane w większości
przez ludność polską i pozostające pod kontrolą siatki NZW, co nastąpiło
30 stycznia 1946 r., udawali oddział wojska komunistycznego ścigającego
„bandę”. Oficerowie - „Bury” i „Rekin” - mieli założone pagony
sowieckich oficerów, a funkcyjni wydawali komendy w języku rosyjskim.
Można oceniać, że furmani niemal do końca sądzili, że mają do czynienia z
komunistyczną grupą operacyjną - nawet po działaniach represyjnych w
Zaleszanach i Wólce Wygonowskiej. Wśród mieszkańców południowej części
woj. białostockiego znane były fakty pacyfikowania przez NKWD, UB, KBW i
MO wiosek na tamtym terenie. W 1945 r. poszły z dymem Guty-Bujno, Żale,
Króle, Brzeziny, Mieszuki, Tybory-Kamianka, Łempice, częściowo
Dąbrowa-Moczydły i Kuczyn, komuniści palili też polskie gospodarstwa w
Patokach k. Brańska (dwukrotnie) i Kłyzówce pod Drohiczynem. Niektóre
pacyfikacje, tak jak w Gutach-Bujnach, Łempicach i Kuczynie - miały
krwawy przebieg.
Żołnierze PAS NZW Okręgu Białystok, od lewej: plut. Józef Kisiel "Pal”, szer. Tadeusz Stefaniak "Stal”, sierż. Ryszard Sosnowski "Wydra” - dowódca patrolu w 3. Brygadzie Wileńskiej NZW kpt. "Burego”. Zginął 16 września 1947 na skutek nieszczęśliwego wypadku z bronią.
Trzeba
też wspomnieć, że mieliśmy okazję rozmawiać z uczestnikiem konspiracji
poakowskiej, zamieszkałym na kolonii leżącej bardzo blisko miejsca
egzekucji furmanów. Podkreślmy, że najdelikatniej mówiąc nasz rozmówca
nie był zwolennikiem partyzantki spod znaku NZW (zapewne w konsekwencji
konfliktu zaistniałego w latach 1945-1946 w powiecie Bielsk Podlaski
pomiędzy „narodówką” i strukturami AKO-WiN). Nasz relant nie miał zatem
żadnych powodów, aby „wybielać” żołnierzy NZW. Okazało się, że jego
kolegą był urodzony i zamieszkały w nieodległym Brańsku Józef
Korzeniewski „Osa”, od końca 1945 r. służący jako dowódca drużyny w 3
Brygadzie NZW (zginął w listopadzie 1946 r.). Kilka miesięcy po
rozstrzelaniu furmanów „Osa” na czele patrolu NZW zatrzymał się na
postój w gospodarstwie naszego rozmówcy. Zapytany wówczas przez niego
o powód rozstrzelania furmanów „Osa” odpowiedział, że na rozkaz
„Burego” furmani byli podczas jazdy z oddziałem wciągani przez
wyznaczonych do tego partyzantów w rozmowy dotyczące ówczesnej sytuacji
politycznej w Polsce, a także proszeni o wskazanie osób, które mają
kontakty z „reakcyjnym podziemiem” lub są nieprzychylnie ustosunkowane
do „władzy ludowej”. „Osa” miał też powiedzieć, że ci, którzy zostali
zastrzeleni w lesie pod Puchałami Starymi „wygadali sobie” swój los.
Z przywołanej powyżej relacji wynika, że furmani, którzy ujawnili się
jako zwolennicy sowieckiej „demokracji”, przyznali się do popierania
komunistów lub obciążyli jakieś osoby wskazując je jako wrogów „władzy
ludowej” zostali rozstrzelani. Pozostałych, nie mniej niż dziesięciu,
puszczono wolno. Takie, naszym zdaniem, były kryteria podziału na
rozstrzelanych i zwolnionych. Nie były nimi, jak się dziś powszechnie
uważa i co można przeczytać w informacji o umorzeniu śledztwa, wiara
prawosławna i narodowość białoruska.
Dodajmy, że zetknęliśmy
się też z relacjami starych ludzi, mieszkańców wioski nieodległej od
Puchał Starych opanowanej przez siatkę konspiracyjną NZW, mówiącymi o
tym, jak ich wieś wstawiła się za jednym prawosławnym furmanem
pochodzącym z Krasnej Wsi. Wysłana delegacja, zaświadczając, że to
porządny człowiek, poprosiła, by „Bury” go zwolnił. Ich prośba została
spełniona. Właśnie na przykładzie furmanów z Krasnej Wsi dobrze widać,
że chybione jest przyjmowanie kryterium narodowego i wyznaniowego jako
decydującego o śmierci albo wypuszczeniu furmanów. Najprawdopodobniej
wszyscy mężczyźni zabrani z tej wsi na podwody 29 stycznia 1946 r. przez
żołnierzy 3 Brygady NZW była narodowości białoruskiej i wyznania
prawosławnego. Pod Puchałami Starymi zastrzelono ośmiu albo dziewięciu
mieszkańców Krasnej Wsi, 5 albo 6 powróciło do swych domów.
Nie ma
mocnych dowodów na to, że pośród co najmniej 40 furmanów będących przy
oddziale „Burego” w dniu 31 stycznia 1946 r. byli jacyś Polacy lub osoby
narodowości białoruskiej, ale wiary katolickiej. Prawdopodobnie wszyscy
byli Białorusinami i prawosławnymi.
Dla porządku odnotowujemy,
że odmiennie twierdził w czasie procesu „Burego” i „Rekina” jeden z ich
podkomendnych - Antoni Cylwik „Szczygieł”, zeznając m.in. że część furmanów, którzy byli Polakami została zwolniona, a rozstrzelano Białorusinów.
Na kryterium narodowościowe selekcji furmanów wskazywał w swych
zeznaniach złożonych w 1949 r. także kolejny żołnierz 3 Brygady NZW -
Józef Puławski „Gołąb”. Pamiętajmy jednak, że zarówno „Gołąb”, jak i
„Szczygieł” występowali w charakterze świadków oskarżenia i składali
zeznania zgodnie z zapotrzebowaniem propagandowym i procesowym
określonym przez śledczych z UB. Dostosowując się do resortowych zaleceń
wspomniani partyzanci walczyli o życie i swój cel zresztą osiągnęli.
Mimo że obaj byli funkcyjnymi w 3 Brygadzie NZW i brali udział w szeregu
akcji, w tym opisywanych działaniach z przełomu stycznia i lutego 1946
r. otrzymali „tylko” wyroki więzienia, podczas gdy ich podkomendnych
najczęściej skazywano na karę śmierci. Dziwne, że ta okoliczność umknęła
większości autorów analizujących zeznania złożone przez „ Szczygła” i
„Gołębia” w 1949 r. Dodajmy jeszcze, że „Bury” podczas rozprawy w 1949
r. stwierdził krótko, że furmani zostali zastrzeleni za wrogie ustosunkowanie do nielegalnych organizacji
[sic – organizacji niepodległościowych]. Podsumowując ten wątek,
uważamy, że to nie wyznanie prawosławne lub narodowość białoruska
rozstrzygały o zwolnieniu albo rozstrzelaniu konkretnych furmanów, lecz
ich stosunek do państwa polskiego i reżimu komunistycznego oraz gotowość
do współpracy z oddziałem „komunistycznego wojska”, za jakie podawali
się partyzanci 3 Brygady NZW, przy ustalaniu przeciwników „władzy
ludowej”.
Żołnierze zwiadu konnego wachm. Antoniego Cylwika „Szczygła” zgrupowania PAS Okręgu NZW Białystok w 1946 r.; od lewej: kpr. Józef Cylwik "Mietek”, kpr. NN "Jesion”, plut. Józef Stankiewicz "Kmicic”, Józef Juszkiewicz "Chętny”, NN, NN "Krakus”, Aleksander Trypuz "Jasny”.
W
białoruskiej narracji dotyczącej śmierci furmanów przewijają się
zupełnie zmyślone opisy torturowania a następnie mordowania trzonkami od
siekier furmanów, którzy stracili życie pod Puchałami Starymi. Co
ciekawe, taką właśnie opinię na temat okoliczności śmierci wozaków wydał
biegły medyk sądowy w 1997 r. (jeśli chodzi o otoczenie polityczne był to, jak w czasie śledztwa S 28/02/Zi prowadzonego w latach 2002- 2005, czas rządów SLD), po tym jak dokonano ekshumacji szczątków furmanów. Otóż ten specjalista stwierdził, że ofiary,
za wyjątkiem dwóch, w czaszkach których natrafiono na ślady działania
pocisków z broni palnej, mogły zostać pozbawione życia w wyniku urazów
mechanicznych w głowę narzędziami tępymi, twardymi i tępokrawędzistymi (patrz: informacja o umorzeniu śledztwa)!
Na potrzeby śledztwa z lat 2002-2004 ten sam biegły został poproszony o wydanie uzupełniającej opinii. Wtedy radykalnie zmienił swoją ekspertyzę i stwierdził, że zgromadzony
materiał w sprawie pozbawienia życia kilkudziesięciu mężczyzn –
furmanów trudniących się zwózką drewna, nie dostarczył dowodów, że
ofiary były pozbawione życia w inny sposób, niż przez rozstrzelanie (patrz: informacja o umorzeniu śledztwa).
Dzięki
temu „Bury” i jego żołnierze z 3 Brygady NZW przynajmniej nie zostali
„siekiernikami”, choć w taki właśnie sposób zostali przedstawieni w filmie Agnieszki Arnold „Bohater”, wyemitowanym swego czasu w telewizji publicznej.
Za: http://podziemiezbrojne.blox.pl/2016/03/Kpt-Bury-a-Bialorusini-czesc-23.html