W dobie multikulturalizmu i kultu
słabości jesteśmy skazani na wypaczone zrozumienie empatii, przez które
może być ona postrzegana jako negatyw. Tylko podejście do tematu z
otwartym umysłem, odrzucenie kultu słabości i masochistycznego
traktowania empatii pozwala zrozumieć temat takim, jakim powinien być, a
nie takim, jakim jest w pospolitym rozumieniu. W zwyczajowym ujęciu
empatia jest rodzajem wykazywania współczucia wobec osób cierpiących w
dowolny sposób. Zgodnie z taką definicją ludzie empatyczni będą wrzucali
żebrakom do kubków drobniaki, płaczących będą pocieszali, a nad słabymi
się litowali. Jeśli jednak stworzymy formę, która będzie miała
określone ramy, to powstanie z tego faktu cały szereg konsekwencji,
który, na zasadzie sprzężenia zwrotnego, zmieni sam charakter empatii.
Pierwszą z tych konsekwencji wobec pospolicie rozumianej empatii stanie
się utrata jej właściwości. Jeśli za każdym razem, gdy będziemy smutni,
znajdzie się osoba, która tak samo, jak zawsze, zgodnie z formą
„empatycznego człowieka” poklepie nas po ramieniu mówiąc, że będzie
dobrze, to przestaniemy odczuwać, że dana osoba wykonuje ten gest z
prawdziwego współczucia. W końcu równie dobrze może to robić ze względu
na przyzwyczajenie, czy z egoistycznej potrzeby poczucia, że jesteśmy na
tyle lepsi od innych, że możemy mówić z góry – wszystko będzie dobrze. I
choć taka postawa jest lepsza niż kompletny brak skrupułów, to jednak
niewiele ma wspólnego z prawdziwą empatią.
Drugą z tych konsekwencji
będzie ryzyko, że osoby znające mechanizm empatii będą go wykorzystywały
do osiągania egoistycznych korzyści, co budzi moją głęboką odrazę.
Często możemy zaobserwować fenomen biednej osoby, która żebrząc rzekomo
„na bułkę”, zbiera pieniądze na hedonistyczną ucieczkę w świat
alkoholowego upojenia. Jakkolwiek godna pogardy postawa, jest zupełnie
zrozumiała w świecie, gdzie empatia straciła swoje podstawy we
współczuciu, a stała się narzędziem do uciszania wyrzutów sumienia.
Trzecią konsekwencją, na której chciałbym się szczególnie skupić, jest
negatywny skutek pospolitej empatii. Niezależnie od naszego podejścia do
empatii w pewnych warunkach ta naiwna, prosta, zero-jedynkowa empatia,
która działa na zasadzie „cierpiącemu trzeba współczucia” ma całą gamę
negatywnych skutków dla samego cierpiącego!
Każdy ratownik medyczny i każdy lekarz
zna zasadę Primum non nocere – czyli, „po pierwsze nie szkodzić” –
jednak większość z nas nie traktuje jej poważnie, a empatyczne odruchy
ad hoc traktuje jako coś tożsamego z dobrem. O jakiż świat byłby piękny,
gdyby moralność była tak prosta! Niestety jednak świat, a tym bardziej
moralność, są miejscami zawiłymi i skomplikowanymi, po meandrach których
kroczą tylko odważni. Nie mogąc przystać na zrównanie empatii i
słabości, zacząłem zgłębiać temat i poszukiwać rozwiązania tego
dylematu, który narzuciło mi pospolite rozumienie tego terminu. Punktem
wyjścia, który pozwala na osiągniecie głębszego wglądu w temat empatii
dla każdego, kto tylko wykaże się chęcią podjęcia refleksji, może być
indyjska przypowieść o głodnym, który zapomniał, czym jest głód w
momencie, gdy dostał wędkę i instrukcję, jak ją obsługiwać. My w
dzisiejszych czasach za dobro bierzemy nie podarowanie komuś
przysłowiowej wędki, choć wiemy, że to jest realna pomoc. Wolimy
podarować głodnemu rybę i pocieszać się, że zrobiliśmy coś dobrego, po
czym w iście piłatowym stylu obmywamy dłonie od odpowiedzialności za los
tego bliźniego. Z psychologicznego punktu widzenia dawanie komuś
ciągłej jałmużny przyzwyczaja go tylko do tego, że jego bieda jest
normalna i akceptowalna, a nawet pożądana, skoro dostaje za nią
pieniądze. Skoro poprzez swoją pospolitą empatię utwierdzimy danego
człowieka w przekonaniu, że żebraczy sposób na zarobek jest dobry, to
powinniśmy dbać o to, żeby miał stały dochód, bo w końcu wykazaliśmy
aprobatę dla jego sposobu zarabiania, a zatem nie powinniśmy wymagać
zmiany. Alternatywą jest bezlitosne minięcie żebraka bez wrzucenia tego
piątaka, na który biedak czeka z takim utęsknieniem. Faktycznie
naturalnym odruchem zdrowego człowieka jest podzielenie się tą monetą,
która w końcu dla nas nie znaczy tak wiele. Jednak jeśli weźmiemy pod
uwagę fakt, że w ten sposób wyrażamy aprobatę do zarabiania w ten
sposób, do bierności w kwestii swojego życia i do znieczulania własnego
sumienia, to sytuacja przestaje być tak klarowna. Nasza empatia staje
się empatią słabości charakteru.
Silny charakter jest jednocześnie dobry.
Pomimo zła świata i nieprzychylności losu oraz wielu wrogów, silny
charakter potrafi zwalczyć w sobie jad i na przekór wszystkiemu szerzyć
dobro. By mieć jasność odnośnie definicji dobra w kontekście empatii,
dokonuję rozróżnienia na empatię mocy i empatię słabości. Empatia mocy
wynika bezpośrednio z silnego charakteru i szczerej intencji pomocy bez
egoistycznych podbudów w rodzaju kreowania siebie na „dobrego człowieka”
czy „uciszania sumienia”. Empatia mocy to wypadkowa siły i naturalnego
dobra, które z szeroko otwartymi oczyma ocenia sytuację dalekosiężnie i
mówi prawdę głośno. Piątak w kubeczku nie sprawi, że żebrak stanie się
milionerem. Być może się naje, lecz nadal będzie zbyt słaby, by powstać z
kolan upodlenia, na których nie powinien znajdować się żaden człowiek.
Prawdziwie dobry człowiek jest w stanie wyciągnąć rękę do takiego
człowieka i pomóc mu wstać. Daje mu wędkę zamiast ryby. Dlatego właśnie
moją odrazę budzą ludzie, którzy ochoczo dają przysłowiowemu głodnemu
naręcza ryb. Nie pomagają mu oni w powrocie do godności ludzkiej, lecz w
egzystencji, która jest uwłaczająca, pełna cierpień i smutków. W mojej
opinii są to naiwni ludzie, którzy poprzez swój brak zaangażowania i
pozorność czynów robią więcej złego niż dobrego. Zamiast setki ludzi,
którzy w imię empatii słabości charakteru wrzucą żebrakowi po 2zł do
kubeczka, potrzebna jest jedna osoba, która zabierze go do domu, ubierze
i umówi na rozmowę o pracę. Oczywiście będzie to wymagało wiele
poświęceń, wyrzeczeń i mąk ze strony pomagającego, czyż jednak nie taka
jest nauka Chrystusa? Czyż Pan nie uczy nas o tym by miłować bliźnich
miast się nad nimi litować?
Litość jest destrukcyjna. Osoba, nad
którą się litujemy, zgodnie z psychologiczną zasadą samospełniającego
się proroctwa będzie nabierała przekonania, że faktycznie jest godna
tylko litości. Skoro dana osoba jest godna tylko litości, to faktycznie
jest w takim położeniu, że nic z nim zrobić nie może i… przez to
przekonanie nawet nie będzie szukała wyjścia z trudnej sytuacji
życiowej. Zatoczymy koło, dorzucimy gram naszej wielkopańskiej litości,
wrzucając nieco drobnych do kubeczka i pogłębimy w żebrzącym poczucie
bezwartościowości, upodlenia i braku nadziei na zmianę swojego życia.
Alternatywą dla tego powinno być
podejście pełne miłości i zaangażowania do takiej osoby. Poznanie jej z
imienia i nazwiska, wraz z historią, która niejednokrotnie nadawać by
się mogła na scenariusz dobrego dramatu, a następnie okazanie jej
wsparcia w powrocie do poczucia własnej wartości. Doping i poświęcenie
zdziałają dużo więcej niż 2 zł w kubeczku. Nie jest to jednak droga,
którą podążyć może każdy z nas. Jest to droga tylko dla ludzi o dobrych i
silnych charakterach jednocześnie. Dla osób, które oprócz brutalnej
siły mają w sobie też światło, które kierunkuje potężną siłę w stronę
czynienia dobra zamiast destrukcji. Tylko i wyłącznie tacy ludzie mogą
mówić, że czynią dobro i są empatyczni. Żeby osiągnąć taki poziom
świadomości w społeczeństwie pełnym znieczulicy, musimy zawsze i
stanowczo odrzucać obłudne akcje usypiające sumienie, a głośno
propagować postawę prawdziwie chrześcijańskiego miłosierdzia, które w
opozycji do ekumeniczno-równościowej empatii jest wyrazem prawdziwej
siły charakteru. Musimy dawać przykłady empatii mocy.