Dyktaturę (od łac. dictare –
zalecać, dyktować) można zdefiniować jako formę wyłącznej,
nieograniczonej i nadzwyczajnej, lecz z istoty swej tymczasowej władzy
politycznej jednostki lub grupy, ustanawianej w sytuacji poważnego
kryzysu politycznego bądź paraliżu zwyczajnych instytucji władzy i
zagrożenia ładu publicznego, zazwyczaj z wyraźnie określoną intencją
unormowania położenia państwa i likwidacji istniejących zagrożeń oraz z
założeniem, iż osiągnięcie takiego stanu rzeczy, tj. stabilizacji
państwa, oznaczać winno zarazem kres (zbędnej już) instytucji dyktatury.
W zależności od warunków zewnętrznych i natury kryzysu demokracja może
mieć jednak charakter dyktatury konstytucyjnej, tj. służącej
ochronie porządku ustrojowego poprzedzającego kryzys, a nawet może być
przewidziana i założona w ustawie konstytucyjnej państwa (także
demokratycznego) na wypadek sytuacji nadzwyczajnej – jak w starożytnym
Rzymie, a współcześnie m.in. w konstytucjach Republiki „Weimarskiej” w
Niemczech (1919), Republiki Włoskiej (1947) i V Republiki Francuskiej
(1958); bądź dyktatury rewolucyjnej, ustanowionej w drodze
obalenia (lub w następstwie obalenia) istniejącego ustroju i dla
zabezpieczenia władzy jednostki lub grupy, która dokonała „podboju
państwa” oraz dokonanych przez nią przeobrażeń, tak w sferze
instytucjonalnej, jak społecznej. Może ona jednak okazać się również
dyktaturą kontrrewolucyjną, którą z rewolucyjną łączy jedynie
tryb jej ustanowienia, natomiast jej treść ideowa i cel, do którego
ziszczenia dąży, wskazuje na intencję przywrócenia dawnego porządku,
niekiedy również odtworzenia samej struktury i instytucji władzy,
zniszczonej uprzednio przez rewolucję.
Klasyczny sens pojęcia dyktatury jest
jednoznacznie „konstytucyjny” i w niczym nie sprzeczny z ideą
praworządności; przeciwnie – stanowi wyraz przewidującej zagrożenia
troski o bezpieczeństwo, całość i wolność republiki, której ocalenie
jest najwyższym prawem (salus Reipublicae suprema lex esto). W republice rzymskiej „dyktatorem” (dictator), skupiającym w swoich rękach pełnię władzy, nieograniczonej zarówno w obrębie miasta (urbs),
jak i poza nim, był urzędnik powoływany przez konsula (na żądanie
Senatu) na okres sześciu miesięcy, w nadzwyczajnych okolicznościach:
szczególnie groźnego położenia państwa, zwłaszcza przewlekłej wojny.
Według (niepewnej) tradycji po raz pierwszy sytuacja taka zaszła w 501
roku przed Chr. Zrazu nosił on tytuł magister populi (dowódca piechoty) i miał do pomocy mianowanego przez siebie dowódcę jazdy (magister equitum).
Widomym symbolem władzy dyktatorialnej było dwudziestu czterech
liktorów kroczących przed dyktatorem z rózgami i toporami. Pierwotnie
dyktatorem mógł zostać wyłącznie patrycjusz, ale już w 356 roku przed
Chr. powołano pierwszego dyktatora-plebejusza. Precedensem było
powołanie w 82 roku przed Chr. – na mocy lex Valeria de imperio – Lucjusza Korneliusza Sulli jako dyktatora na czas nieograniczony. Po raz kolejny podobne prerogatywy, jako dictator in perpetuum,
uzyskał w 49 roku przed Chr. Gajusz Juliusz Cezar. Po jego
zamordowaniu, na wniosek Marka Antoniusza, dyktatura została zniesiona
na zawsze, wszelako wkrótce zastąpił ją de facto monarchiczny cezaryzm.
Od tego czasu instytucja dyktatury
znikła na ponad tysiąc lat, przechodząc zaledwie do języka teorii
politycznej, gdzie używano jej w bardzo nieprecyzyjnym sensie i z dużą
dozą ambiwalencji. Wynika to po części z tego, że dyktatura jest
fenomenem genetycznie związanym z republikańską formą rządu. Monarchia –
oczywiście monarchia tradycyjna, stanowo-korporacyjna, dziedziczna i
związana tak prawem boskim, jak zwyczajowymi prawami fundamentalnymi,
regulującymi zasady sukcesji, więc ograniczona – wyklucza dyktaturę,
ponieważ nie ma w niej miejsca na rozróżnienie pomiędzy normą a
wyjątkiem, zarówno jeśli chodzi o osobę panującego, jak i o sposób
sprawowania władzy zwierzchniej. Dlatego nie jest przypadkiem zupełna
nieobecność tego pojęcia w teologicznej bądź filozoficzno-politycznej
refleksji w średniowieczu, a więc w epoce, w której monarchia tradycyjna
narodziła się i rozwinęła, nie mając nawet żadnej alternatywy.
Namysł nad dyktaturą pojawia się
natomiast dopiero tam, gdzie – z jednej strony – splot pewnych
szczególnych okoliczności doprowadził do faktycznego zaniku formy
monarchicznej, powstania zaś pluralistycznej rzeczywistości walczących
ze sobą na śmierć i życie oligarchicznych republik miejskich, w których
raz po raz przechwytywali rządy „książęta nowi”, czyli kondotierzy lub
plutokraci, nielegitymizowani tradycją, z drugiej zaś strony – kiedy
ruch umysłowy humanistycznych litterati, zafascynowanych
dziedzictwem antyku, naturalną koleją rzeczy zwracał się ku percepcji
najstarszej (i dotąd jedynie znanej) instytucji dyktatury, jako formy
władzy republikańskiej, nadzwyczajnej, nieograniczonej w środkach i
niezwiązanej ustawami, ale „konstytucyjnej”, gdyż założonej w ustroju
rzeczypospolitej, ustanowionej legalnie i tymczasowo oraz do
zrealizowania określonego celu stanowiącego powód jej ustanowienia,
czyli do dyktatury w klasycznej fazie republiki rzymskiej. Renesansowi
humaniści żywili nadzieję, że wskrzeszenie tej instytucji pomoże młodym
republikom uporać się z tymi samymi problemami, z którymi borykała się
republika rzymska po obaleniu monarchii: uśmierzyć zewnętrzne lub
wewnętrzne zagrożenia, wynikające bądź z najazdu, bądź z niepokojów
wszczynanych przez tych, którzy nie są (in plus lub in minus)
na miarę Miasta. Dyktatura nie jest więc bynajmniej w oczach humanistów
– na czele z Machiavellim – tyranią ani formą rządów absolutnych, tylko
wyjątkowym urzędem, powołanym dla ocalenia republikańskiej wolności
ludu.
Realnie dyktatura też odrodziła się
dopiero w epoce nowożytnej, stosunkowo rzadko jednak faktyczni
dyktatorzy określali się wprost tym określeniem, co dowodziło nabierania
przez nie znaczenia pejoratywnego, wciąż jednak jeszcze nie
jednoznacznie, o czym z kolei świadczy obwoływanie się „dyktatorami”
przez przywódców tzw. ruchów narodowowyzwoleńczych w XIX wieku, na
przykład włoskiego Risorgimento (Luigi Carlo Farini w Modenie,
1859; Giuseppe Garibaldi na Sycylii, 1860), czy powstań polskich (Józef
Chłopicki w powstaniu listopadowym; Jan Tyssowski w powstaniu
krakowskim; Ludwik Mierosławski, Marian Langiewicz i Romuald Traugutt w
powstaniu styczniowym). Faktycznymi dyktaturami w epoce nowożytnej były
m.in.: angielski Commonwealth pod rządami Lorda Protektora
Olivera Cromwella w okresie rewolucji angielskiej, kolejne formy władzy
podczas rewolucji francuskiej (Konwent i Komitet Ocalenia Publicznego,
Dyrektoriat, Konsulat), plebiscytarna dyktatura Księcia-Prezydenta
Ludwika-Napoleona Bonaparte w latach 1851-1852), zarówno lewicowe jak i
prawicowe dyktatury w Hiszpanii, Portugalii i w republikach
latynoamerykańskich, a w XX wieku rozmaite odmiany autorytaryzmu,
faszyzmu oraz – w swoistej, sprzecznej z klasycznym pojmowaniem
dyktatury, postaci, definiowanej również jako dyktatura totalitarna, i głoszącej „dyktaturę proletariatu” – komunizmu.
Differentia specifica
literatury marksistowskiej dotyczącej dyktatury jest ujmowanie kwestii w
perspektywie konfliktowych stosunków między społecznymi klasami,
wszelako wewnętrznie rozbiegunowane w sporze, który po rewolucji 1917
roku w Rosji rozgorzał pomiędzy bolszewikami a ich „ortodoksyjnie”
socjaldemokratycznymi oponentami. O ile bowiem teza
socjaldemokratycznego krytyka bolszewickiego modelu dyktatury
proletariatu, czyli Karla Kautsky’ego (1854-1938), że istotą dyktatury
jest nieuznawanie demokracji parlamentarnej i rezygnacja z formalnych
podstaw demokratycznych, w swojej ogólnej osnowie nie była kwestionowana
przez replikujących mu bolszewików (Lenin, Trocki, Radek), to
jednocześnie próbowali oni dowodzić, że ustanowienie dyktatury
proletariatu nie oznacza definitywnego porzucenia form demokratycznych, a
jedynie wybór odpowiedniej do sytuacji metody, która najskuteczniej i
najszybciej może doprowadzić do osiągnięcia celu komunizmu. Jeżeli zatem
demokracja – z tego punktu widzenia urzeczywistnialna naprawdę dopiero w
komunizmie – pozostaje owym niezmiennym celem, a dyktatura proletariatu
stanowi tylko techniczny środek do jego przyszłościowej implementacji,
to nasuwa się tu (niewypowiedziany, lecz implicytny) wniosek, że dyktatura proletariatu dyktaturą sensu proprio wcale nie jest. Jednakowoż, skoro dyktaturą nazywa
się nie tylko zwalczany porządek polityczny, ale także własną władzę
polityczną, do której się dąży, to w istocie tego pojęcia dokonuje się
kolejna zmiana i to konstytutywna: teraz to własne państwo jako całość
oznacza dyktaturę, będącą narzędziem, dzięki któremu przechodzi się do
pożądanego i właściwego stanu rzeczy; dyktaturę, której uzasadnieniem
jest norma nie polityczna lub prawna, lecz odnosząca się do filozofii
historii, koncypowanej w marksizmie.
Nie tylko z powodu semantycznej
perwersji, stojącej u podłoża marksistowskiego pojęcia dyktatury, jako
występującego w każdym typie państwa „panowania klasowego”, sprawowanego
„przez tak amorficzne byty, jak burżuazja czy proletariat” (Giovanni
Sartori, Teoria demokracji, Warszawa 1994), ale również w
następstwie rozplenionego w XX wieku kultu demokracji, pojęcie dyktatury
jest dziś potocznie używane w (jednoznacznie ujemnym) znaczeniu rządu
bezprawnego, arbitralnego, opartego na przemocy, a nawet
terrorystycznego, czyli w istocie takiego, którego adekwatnym
określeniem – spośród innych pojęć klasycznej filozofii polityki –
byłaby tyrania, względnie despotyzm. To nagminne w
dziennikarskim żargonie określanie każdego krwawego tyrana lub
groteskowego „kacyka” naszych czasów, świadczy o zupełnym zdegradowaniu
epistemologicznym tego pojęcia, służącego jedynie negatywnej
stygmatyzacji domniemanych dyktatorów i dyktatur.
Jak zauważa wspomniany wyżej Sartori,
„do chwili obecnej nie istnieje zadowalająca teoria dyktatury, która
różnicowałaby ją ze względu na specyficzny sposób zdobycia i
legitymizacji władzy, trwałość rządów i uregulowanie sukcesji
(prawdziwie »miękkie podbrzusze« dyktatur) oraz uogólniając, ze względu
na formę i exercitium władzy państwowej”. Spostrzeżenie to
jednak należy skorygować stwierdzeniem, iż kamienie węgielne pod budowę
takiej teorii wnieśli, jak dotąd, niemal wyłącznie reprezentanci
konserwatyzmu, najbardziej świadomi kryzysu nowożytnego państwa,
wywołanego egalitarnymi roszczeniami mas i wspierającymi te roszczenia
utopijnymi ideologiami.
Pierwszym autorem dopuszczającym, a
nawet wskazującym pilną konieczność ustanowienia dyktatury
kontrrewolucyjnej był angielski obserwator rewolucji we Francji – Edmund
Burke (1729-1797). Należy podkreślić, że Burke’owi przypisuje się
często, a błędnie, zarówno doktrynerskie „umiarkowanie” za wszelką cenę,
jak akceptowanie przemian i instytucji rewolucyjnych, jeżeli przetrwały
one próbę czasu. W rzeczywistości Burke odrzucał mniemanie jakoby
zasadzie preskrypcji (przedawnienia) mogły podlegać zmiany stanowiące
„błąd substancjalny”, czyli uderzające w to, co nazywał on „moralną
esencją społeczeństwa”, oraz dopuszczał radykalne działania dla ocalenia
lub choćby nawet rekonstrukcji tej esencji, czyli „rewolucję przeciwko
rewolucji”. Zważywszy, że żaden kraj w historii nie został jeszcze tak
spustoszony, jak Francja, nie można reformować rewolucyjnego systemu,
lecz należy go stworzyć od nowa.
Po tym, jak substancjalne zło rewolucji ujawniło się (zgodnie z jego przewidywaniami) w całej rozciągłości, Burke wezwał (List od Edmunda Burke’a do członka Zgromadzenia Narodowego, 1792; Remarks on the Policy of the Allies with respect to France,
1793) monarchów chrześcijańskiej Europy do kontrrewolucyjnej krucjaty
przeciwko jakobińskiej „bandyckiej szajce”, która sterroryzowała Francję
i zagroziła całemu cywilizowanemu światu, oraz naszkicował plan
odbudowania tego królestwa przez rząd tymczasowy o charakterze
dyktatorialnym, który posiadałby „energię, czujność, szybkość działania i
zdecydowanie nie mniejsze niż rząd o charakterze wojskowym”. Rząd taki
winni utworzyć powracający z emigracji rojalistyczni patrioci oraz
„zdrowa część wspólnoty”, zdolna też odróżnić jedynie błądzących od
zdrajców. W rozprawie z rewolucjonistami rząd dyktatorski winien
kierować zarazem roztropnością, jak zdecydowaniem. Wszyscy mieli być
poddani wyrokom sądów działających w oparciu o dawne prawo francuskie;
nikt nie miałby być osądzony za działania na polu bitwy; odszkodowania
mieliby płacić ci, którzy wzbogacili się wspierając rewolucyjne władze;
każdy przypadek winien być rozpatrywany indywidualnie. Części
oskarżonych należałoby okazać litość, niemniej szybkie i adekwatne
ukaranie winnych byłoby niezbędne, albowiem zbyt łagodne lub zbyt
odsunięte w czasie kary „osłabiłyby wspólnotę i uczyniły naród
nieszczęśliwym”. Szczególnie surową karę powinny ponieść osoby
bezpośrednio i z własnej woli uczestniczące w prześladowaniach,
wywłaszczeniach i zadawaniu śmierci niewinnym.
Zdając sobie jednak sprawę ze skali
nieodwracalnych zniszczeń Burke nie postulował przywrócenia wszystkiego,
co istniało przed rewolucją, a co byłoby zresztą niecelowe, gdyż nie
wszystko było dobre – choćby nadmierna ingerencja państwa w życie
gospodarcze oraz karygodna pobłażliwość dla otwarcie głoszonego ateizmu.
Rząd dyktatorski winien w swoich działaniach naprawczych dążyć do
odbudowania rzeczy i instytucji naprawdę fundamentalnych: respektu dla
religii i Kościoła, autorytetu władzy monarszej, samorządu
prowincjonalnego i poszanowania prawa własności. „Akcja odgórna” winna
przez przywrócenie należnego miejsca religii, dostojeństwu i własności
dokonać rekonstrukcji dawnego, hierarchicznego modelu społecznego, a
dopiero jej zwieńczeniem winna stać się restauracja monarchii.
Ów doraźny postulat uogólnił żyjący
pół wieku później hiszpański polityk i myśliciel katolicki Juan Donoso
Cortés (1809-1853), który w wygłoszonej 4 stycznia 1849 roku w Kortezach
Mowie o dyktaturze (Discurso sobra la dictadura)
skonstatował, iż w łonie cywilizacji zachodniej nie istnieje już żadna
zwyczajna siła polityczna, zdolna powstrzymać zagładę szykowaną kulturze
chrześcijańskiej przez rewolucję, wyłania się jednak ostatni możliwy,
doczesny środek zaradczy, acz pod warunkiem, iż znajdą się ludzie
odpowiedniego hartu i zdolności, by go bez wahań i z pożytkiem dla dobra
publicznego wykorzystać, czyli właśnie dyktatura: „Kiedy legalność
wystarcza dla zbawienia społecznego, wtedy legalność; jeśli zaś nie
starcza, wtedy dyktatura” – dla ocalenia porządku i bezpieczeństwa,
ponieważ „prawa zostały stworzone dla społeczeństwa, a nie społeczeństwa
dla praw”. A zatem „dyktatura w pewnych okolicznościach, w danych
okolicznościach, takich jak obecne, jest rządem uprawnionym; jest rządem
dobrym, jest rządem korzystnym, jak każdy inny rząd; jest rządem
racjonalnym, który może obronić się w teorii, tak jak może obronić się i
w praktyce”.
Gdyby możliwa była swoboda wybierania
sobie ustroju w dowolnych warunkach, to oczywiście nikt nie
opowiedziałby się za rządem innym, jak wolnościowy, lecz wolność umarła:
„Nie zmartwychwstanie ani trzeciego dnia, ani roku, ani wieku być może.
(...) Świat zmierza wielkimi krokami ku ustanowieniu despotyzmu
największego i najbardziej niszczącego, jaki pamiętają ludzie. (…) Jedna
rzecz może uchronić od katastrofy; jedna i żadna inna; nie uniknie się
katastrofy poprzez dawanie większej wolności, większych gwarancji,
nowych konstytucji; unikniemy jej, starając się wszyscy (…) wywołać
reakcję uzdrawiającą, religijną”. Jednakże reakcja taka, choć
teoretycznie możliwa, jest – w skali zbiorowej – mało prawdopodobna,
gdyż „widziałem (…) i poznałem wiele jednostek, które odeszły od wiary i
powróciły do niej; na nieszczęście (…) nie widziałem nigdy żadnego
ludu, który by powrócił do wiary po jej uprzednim opuszczeniu”. Skoro
nie można liczyć na masowe nawrócenia, jałowe stają się także
roztrząsania o wyższości wolności nad dyktaturą. Właśnie ten, kto
naprawdę kocha wolność (i pojmuje czym ona jest podług boskiej nauki
Chrystusa), musi być zdolny podjąć decyzję, której nigdy nie podejmą
rozdyskutowane parlamenty, nawet wówczas, gdy zagrożą im podjudzone
przez demagogów i rozbestwione hordy – aby je okiełznać. W takiej chwili
nie istnieje już wybór pomiędzy dyktaturą a wolnością, a jedynie
pomiędzy „dyktaturą powstańczą a dyktaturą Rządu; postawiony w tej
sytuacji wybieram dyktaturę Rządu, jako mniej ciążącą i mniej obraźliwą.
Chodzi tu o wybór pomiędzy dyktaturą, która pochodzi z dołu i
dyktaturą, która przychodzi z góry: ja wybieram tę, która przychodzi z
góry, ponieważ pochodzi z rejonów czystszych i jaśniejszych; chodzi o
wybór, w końcu, pomiędzy dyktaturą sztyletu i dyktaturą szabli: ja wybieram dyktaturę szabli, gdyż jest bardziej szlachetna”.
Zagadnienie dyktatury – lecz zawsze w
służebnym kontekście zadania restauracji monarchii tradycyjnej i
antyparlamentarnej – rozważał francuski rojalista narodowy Charles
Maurras (1868-1952). Akcentował on myśl, iż jedynie prawowitość
(dziedzicznej) władzy królewskiej usprawiedliwia zastosowanie
niezbędnych dla sanacji państwa środków przymusu. „Król to jednocześnie
niezbędny dyktator i prawowity monarcha (...); jego rządy będą musiały
być srogie i mściwe w pierwszym okresie jego władzy, tak, aby potem
mogły służyć poprawie całego życia społecznego (...). Działanie króla
nie powinno pociągać za sobą czynów zbrodniczych, musi jednakowoż
cechować je chłodna i metodyczna energia, powodowana nie innymi
uczuciami, jak miłość do kraju i nienawiść do wrogów Narodu” (Dictateur et Roi,
1899). Represje króla-dyktatora będą jednak celować inaczej niż terror
wprawdzie „biały”, ale w wydaniu republikańskim – przestraszonej
burżuazji; podczas gdy „po Komunie [Paryskiej] rozstrzelano tysiące
robotników, a pozwolono zbiec ich hersztom, król Francji zmiażdży bez
litości tych ostatnich, lecz oszczędzi swój lud”.
Konsekwentnie decyzjonistyczną koncepcję dyktatury wypracował niemiecki jurysta Carl Schmitt (1888-1985), który dostrzegł (Dyktatura. Od źródeł nowożytnej teorii suwerenności do proletariackiej walki klas
[1921], Warszawa 2016), iż w sytuacji totalnego zagubienia tradycyjnej
legitymizacji władzy, odwołującej się do ładu metafizycznego opartego na
absolucie, a wskutek tego – nastania permanentnego chaosu w
społeczeństwie nowoczesnym, jedynym zadaniem politycznego suwerena staje
się rekonstrukcja (jakiegokolwiek) porządku, natomiast dyktatura
pozostała już jedynym i uniwersalnym środkiem realizacji tego obowiązku.
Nowożytna refleksja nad dyktaturą unaocznia, zdaniem Schmitta, ewolucję
porządku politycznego ku państwu, które powstaje z „technologii
politycznej” (aus einer politischer Sachtechnik). Jako że w
dyktaturze rządzi ostatecznie cel, pozbawiony hamulców prawnych i
określany tylko przez konieczność – cel, którym jest zaprowadzenie
konkretnego stanu, to dyktatura jest wyrazem całkowicie technicznej
wizji państwa, czyli czystej egzekutywy. Treść działania dyktatora
polega wyłącznie na tym, by zaprowadzić określony wynik, by czegoś
„dokonać”: wróg ma być pokonany, przeciwnik polityczny przezwyciężony
lub stłumiony. Trzy elementy, które koegzystują w nastawieniu na
dyktaturę: racjonalizm, techniczność i egzekutywa, są właśnie
kwintesencją państwa nowożytnego.
Schmitt wprowadził jednak rozróżnienie pomiędzy dyktaturą komisaryczną a dyktaturą suwerenną.
Dyktatura komisaryczna (którą może sprawować także uprawniony do tego
konstytucyjnie legalny szef państwa, jak np. prezydent Rzeszy w myśl
postanowień konstytucji weimarskiej) polega na czasowym zawieszeniu
konstytucji w celu nie innym, jak jej ochrony i zachowania w dalszej
przyszłości, poprzez wprowadzenie stanu wyjątkowego w sytuacji
niepohamowanej wrogości zwalczających się grup społecznych i sił
partyjno-politycznych, i dla zapobieżenia przerodzeniu się tej wrogości w
stan „gorącej” wojny domowej, grożącej całkowitą destrukcją państwa,
pogrążenia go w zupełnej anarchii, albo przechwycenia państwa przez
„partyzantów” którejś z uzbrojonych frakcji partyjnych (notabene
z tą motywacją Schmitt przedłożył w 1932 roku prezydentowi Paulowi
Hindenburgowi i kanclerzowi Kurtowi von Schleicherowi projekt
zastosowania odnośnych przepisów konstytucji, umożliwiających
wprowadzenie stanu wyjątkowego i zdelegalizowanie partii politycznych,
co miało i mogło zapobiec podbojowi państwa przez partię hitlerowską lub
komunistyczną). Celem dyktatury komisarycznej jest zatem „zamrożenie”
nazbyt wybujałej polityczności i odpolitycznienie (w sensie
„partyjno-politycznym”) państwa, które znalazło się na drodze wiodącej
do anarchicznego „stanu natury” w rozumieniu Thomasa Hobbesa.
Natomiast dyktatura suwerenna oznacza
zniesienie istniejącego „konkretnego” porządku wraz z jego konstytucją i
wypracowanie sytuacji, w której możliwe będzie przywrócenie porządku
„prawdziwego”, tzn. takiego, w którym rządzi już nie tylko papierowa
„ustawa konstytucyjna” (Verfassungsgesetz), oparta na czysto pozytywnej „legalności” (Legalität), ale konstytucja (Verfassung) „wieczna”, oparta na gwarantowanej metafizycznie „prawowitości” (Legitimität).
Suwerenny dyktator, który zdoła tego dokonać, byłby wówczas fundatorem
trwałego ładu społecznego, odwracającym groźbę powrotu do „stanu
natury”, w którym „wszyscy” walczą przeciwko „wszystkim”.
Powyższe rozróżnienie nie jest jednak możliwe do konsekwentnego rozgraniczenia dlatego, że komisaryczność jako pojęcie ogólne, a przeto nadrzędne, występuje w obu typach dyktatury, nadto zaś stanowi, bądź przynajmniej może stanowić, modus operandi
systemów nie będących dyktaturami, jak absolutna monarchia suwerenna
czy nawet konstytucyjne demokracje i republiki parlamentarne. Jednak do
pojęcia dyktatury musi wchodzić koniecznie coś więcej, a mianowicie
wyobrażenie stanu, do którego ma doprowadzić działanie dyktatora. Ani
pozycja absolutnego księcia, ani republikańskiego prezydenta, nie zależy
od wypełnienia określonego zadania, a ich uprawnienia nie stanowią
upoważnienia wydanego z powodu celu, który trzeba osiągnąć. Ażeby mówić o
dyktaturze, musi istnieć jakiś przedmiot działań dyktatorskich, a także
wyobrażenie konkretnego przeciwnika (Gegner), którego
usunięcie musi stanowić następny wyznaczony cel działania. Każda
dyktatura to nie tylko akcja, ale i kontrakcja wobec działań tego
przeciwnika, co do którego zakłada się, że nie stosuje się do norm
uznanych przez dyktatora za miarodajną podstawę prawną. To zaś pokazuje,
że każda dyktatura posiada kontekst prawny, pomimo iż norma prawna nie
jest technicznym narzędziem operacji dyktatora; w tym wypadku należy
mówić nie o „bezprawiu”, lecz raczej o przełamaniu kontekstu prawnego,
które tkwi w nowo ustanowionym panowania. To rozróżnienie jest jednak
mocno zagmatwane, skoro chwilę wcześniej Schmitt oznajmia, że w ogóle
nie da się zrozumieć tego procesu za pomocą kategorii prawnych.
Można atoli rozpoznać różnicę
pomiędzy obu typami dyktatury rozpoznać odwołując się do znanego już
osiemnastowiecznej myśli politycznej rozróżnienia władzy ukonstytuowanej
(pouvoir constitué) i władzy konstytuującej (pouvoir constituant). Dyktatura
komisaryczna to taka, która posiada upoważnienie od już
ukonstytuowanego organu (króla, senatu, zgromadzenia), a jej tytuł do
działania znajduje się w istniejącej i w zasadzie obowiązującej, choć
przez dyktatora zawieszanej konstytucji. Dyktatura suwerenna natomiast
wywodzi się bezpośrednio z władzy konstytuującej, albo sama nią się
ustanawia. Reasumując: dyktator komisaryczny jest komisarycznym
pełnomocnikiem pouvoir constitué, zaś dyktator suwerenny jest komisarycznym pełnomocnictwem pouvoir constituant.