Mówiło się, że jest to plan ratunkowy dla
pracowników gliwickiego Opla, aby nie zwalniać. Obiecywano im złote góry
i zakwaterowanie w hotelu oraz godne warunki. W Niemczech ulokowano ich
w kwaterach, gdzie stęchlizna i pleśń jest standardem. Czyżby w kraju,
gdzie syryjscy imigranci otrzymują sute zasiłki tworzono obozy pracy dla
Polaków? Gdzie w tym wszystkim są prawa pracownicze, gwarancje socjalne
i ludzkie traktowanie robotnika?
Zbulwersowani są nawet niemieccy pracownicy Opla. – „Koledzy
z fabryki w Gliwicach przyjechali do nas do pomocy, tydzień później
przyjechało następnych 20 kolegów. Ot… Mieliśmy ich przywitać. W czasie
przywitania, zauważyliśmy, że już wszystkie kwatery zostały przekazane.
Przy tej okazji przyjrzeliśmy się jak wyglądają niektóre kwatery – mogę
wam powiedzieć, że to była katastrofa” – mówi nam długoletni pracownik Opla.
Obiecywano godne warunki zakwaterowania.
– Wszyscy pracownicy oddelegowani z gliwickiego Opla do pracy w
Niemczech podpisali w Polsce umowę, że będą mieszkać w Hotelu Acora.
Niektórzy znali ten hotel, bo byli tam, jak istniał jeszcze zakład numer
jeden – informuje nasz rozmówca. – Zgodzili się i nawet nie zapakowali
sobie pościeli i ręczników, bo coś takiego dostaje się w hotelu. Nikt
nie przyjechał swoim samochodem, lecz autobusem i wmawiano im, że
zresztą chodzi o firmę samochodową, więc nie będzie problemu z
komunikacją – dodaje zbulwersowany człowiek.
Pojawiły się niepokojące sygnały, ale było już za późno na reakcję. –
Dwa dni przed wyjazdem wszyscy dostali maile, że nie będą w hotelu. Nam
nic nie mówili, gdy pytaliśmy, jako rada zakładowa o analizę kosztów
dla tymczasowych robotników z Gliwic – takiego rozliczenia nigdy nie
dostaliśmy. Chyba było kierownictwu wiadomo, że będziemy się pytać o
wysokość kosztów, które np. ponosi hotel – mówi niemiecki związkowiec. –
Tłumaczyło się nam, że koledzy z Polski w ogóle nie chcą do hoteli, bo
chcą wspólnie mieszkać, żeby mogli wspólnie gotować, po „towarzysku” być
i mieszkać razem. Wmawiano nam, że z tego powodu chcą koledzy z Gliwic
zakwaterowania do mieszkań – dodaje.
Fakty są zgoła inne. – Gdy rozmawialiśmy z polskimi kolegami,
dowiedzieliśmy się, że tak nie jest. Dostali wiadomość, że ulokuje się
ich w kwaterach. Więc już w domu orientowali się w mapach Google i
myśleli, że nowa lokalizacja aż taka zła nie jest. A zamiast Kesselbrock
Appartement teraz Mundelstrasse 20, jest to mniej więcej 10 minut
samochodem od naszego zakładu – mówi nam Niemiec, który rozmawiał z
polskimi pracownikami. – niektórych ulokowano blisko naszej dawnej
fabryki numer jeden. To katastrofa, tam jest pleśń, pokoje przejściowe.
Trzeba powiedzieć, że szybko rozwiązali ten problem, ale teraz są na
przeciw Mundelstrasse. Teraz Mundelstr. 20, w czwartek sobie to
oglądałem, zrobiłem parę zdjęć – przekazuje nam zdjęcia kwater polskich
pracowników z gliwickiego Opla.
Warunki mieszkaniowe są tragiczne i zagrażające zdrowiu ludzi. – Okna
nie dało się otworzyć, gdy z wysiłkiem otworzyliśmy zrozumieliśmy,
dlaczego – pleśń! Naczynia musieli najpierw zmywać, krzesła to był
szczyt! Kto by tam usiadł, oprócz ludzi z zabrudzonym ubraniem roboczym?
Pośród wyrzuconych mebli już lepsze widziałem niż te, które koledzy
mają używać – opisuje nam warunki pracownik. – Łazienka, którą koledzy
muszą używać, przynajmniej ci, którzy są w Andrea, musieli czyścić i
dezynfekować, bo strach było tam wejść. Polacy myśleli, że mogą w pracy
iść pod prysznic, wtedy by tylko używali łazienkę do mycia zębów. Ale w
zakładzie nie mogą się kąpać, bo tam nie mają szafek – podkreśla
zbulwersowany pracownik niemieckiego Opla.
To nie tak miało być. Co innego obiecywano polskim pracownikom?
– Robotnicy gliwickiego Opla wyszli z założenia, że będą tam
stołówki, gdzie przynajmniej mogą jeść obiady, co by było też korzystne
pod względem finansowym – nasz rozmówca zdradza kulisy warunków pobytu
Polaków w Niemczech.
Kto by się zgodził na takie warunki bytowe?
– Uchodźcy ze
Syrii, którym wojna zniszczyła wszystko, może by się na parę dni
zgodzili na takie warunki. Ale nasi koledzy z Gliwic nie musieli uciekać
przed wojną, nie pochodzą z obszarów kryzysowych. Dopiero od trzech dni
mają wi-fi, czyli kontakt ze światem i rodziną, ale nie mają możliwości
by prać swoje rzeczy. Miała być tam gdzieś pralka, ale pomieszczenia
były zamknięte na klucz. Teraz dostałem wiadomość, że dostali klucza
do pomieszczenia, poszli, ale pralka nie działa. Ich się w ogóle
lekceważy, ich się poniża – twierdzi niemiecki pracownik, który w Oplu
pracuje od wielu lat.
Gdzie są polscy koordynatorzy?
– Tak samo mają z gotowaniem – pleśń pod deskami, daleko do sklepów –
daleko muszą chodzić, aby w ogóle mogli cokolwiek kupić, aby gotować. Z
powodów ubezpieczenia nie wolno im prywatnie samochodem jechać –
opowiada swoje spostrzeżenia i obserwacje jeden z pracowników, który
odwiedził Polaków w ich miejscu zakwaterowania. – Teraz ja na serio się
pytam, kto coś takiego planował, kto wyszukał takie mieszkania, taką,
Witnerstrasse, kto wpadł na taki pomysł by w takich warunkach umieścić
kolegów? Może myśleli, że się do wszystkiego przyzwyczają, kiedyś
człowiek stanie się niewrażliwy i gówno jest mu wszystko jedno
(scheissegal) – mówi wyraźnie zbulwersowany.
Przecież to są ludzie. Nie muszą mieszkać w takich warunkach. – Jeden
z tych kolegów ma dziecko, które liczy 8 miesięcy, już ciężko dla
niego, że przez ten cały czas nie widzi swojej pociechy. To można
przeżyć, ale on się teraz martwi, bo chciałby zdrowy wrócić z delegacji
do swojego dziecka. Mówił mi, że jak leży w sypialni to czuje ten zapach
pleśni – pyta z wyraźnym niesmakiem: jak można było zakwaterować ludzi w
takich warunkach? Czy możecie sobie wyobrazić jak tam można spędzić,
chociaż jedną noc?
W delegację pojechały wiarusy z Polski. – Trzeba powiedzieć, że wśród
polskich kolegów są i tacy, którzy też już byli w Anglii w… Stamtąd
przywieźli najlepsze doświadczenia, byli w hotelu czterogwiazdkowym, w
ogóle nie mieli pretensji. I teraz przyjechali do Bochum do takich
pomieszczeń – to wstyd. Tego nie można zaakceptować, tak się nie
obchodzi z gośćmi w dodatku jeszcze z gośćmi, których się prosi o pomoc.
Oni mają zastąpić naszych tymczasowych pracowników – informuje nas
przerażony rozmówca, który prosi o anonimowość.
– Muszę wyraźnie powiedzieć, że nie wszyscy są ulokowani w takich
straszliwych warunkach, są też koledzy, którzy są zadowoleni. Jest
koordynator, co on robi? Mówiłem kolegom, co ja bym zrobił na ich
miejscu poszedłbym do hotelu a rachunek posłałbym PSA i mieszkałbym tam
tak długo aż dostanę lokum, które można znieść – mówi nasz rozmówca. –
Chcę też pochwalić niektórych niemieckich kolegów, którzy pomagają, jak
mogą: jadą z nimi na zakupy, poświęcają swój wolny czas. A przede
wszystkim nawet nasi tymczasowi koledzy, którzy mają być zwolnieni z
powodu zatrudnienia polskich kolegów pomagają im, aby się mogli poruszać
– podkreśla pracownik Opla w Niemczech.
Pracownik nie jest niewolnikiem, czasy kołchozów dawno minęły. – To
jak się obchodzi z Polskimi kolegami jest nie do zaakceptowania i nie
możemy tego tolerować. To najwyższa pora, by wezwać kierownictwo do
działania, aby jak najszybciej się zająć z
sprawą, inaczej trzeba będzie powiadomić niemiecką służbę sanitarną –
twierdzi nasz rozmówca. – Jestem wstrząśnięty tym, co tutaj widziałem.
Chciałbym wiedzieć, kto takie pomieszczenia zamówił? Trzeba wyciągnąć
konsekwencje też zgodnie z prawem pracy. Tam nikt nie może mieszkać w
tych pomieszczeniach, to zresztą szkodliwe dla zdrowia. – dodaje i
kończy, ale jeszcze raz prosi o anonimowość, bo bardzo boi się o tego,
co mogłoby go spotkać, gdyby dyrekcja Opla dowiedziała się, kto z nami
rozmawiał.
Poprosiliśmy o komentarz w tej sprawie związkowców z Opla w Gliwicach.
– Pracownicy oddelegowani do pracy w Niemczech masowo zgłaszają nam
swoje uwagi ws zakwaterowania. Warunki mieszkaniowe w wielu przypadkach
urągają ludzkiej godności jak wynika z informacji od pracowników i
niemieckich związkowców. Zebraliśmy wszystkie informacje i przekazaliśmy
dyrekcji gliwickiej fabryki. Wyznaczono spotkanie ze związkami
zawodowymi w tej sprawie na przyszły tydzień. Staramy się na bieżąco
reagować, ale obowiązują nas procedury, bo decydentem w tej sprawie jest
strona dyrekcyjna – mówi nam Zbigniew Pietras, przewodniczący WZZ
„Sierpień 80” w Opel Manufacturing Poland.
Sprawą zainteresował się poseł Kukiz’15.
– Napływające do mojego biura poselskiego informacje od pracowników
oddelegowanych do pracy w niemieckich fabrykach Opla są przerażające.
Słyszałem także od niemieckich związkowców, że duża grupa spośród 250
robotników z Opel Manufacturing Poland w Gliwicach została potraktowana
tak, jakby to było zakwaterowanie w niemieckim obozie pracy. Na
masówkach w niemieckich fabrykach mówi się nawet, że Polacy z
Opla oddelegowani do pracy w Niemczech zakwaterowani zostali w gorszych
warunkach niż syryjscy imigranci. W tej sprawie wystąpię z zapytaniem do
dyrekcji Opel Manufacturing Poland w Gliwicach i Ministerstwa
Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Mamy XXI wiek i pracownik nie może
być traktowany jak niewolnik i przedmiot, bo godność ludzka nie ma
ceny. A wiem coś o tym, bo w czasach studenckich pracowałem w Niemczech i
nigdy nie słyszałem o takim traktowaniu ludzi pracy. Niemcy zawsze
wykazywali się dużym szacunkiem wobec nas – mówi poseł dr hab. Józef
Brynkus.
Fot. Opel Polska
Za: http://poselbrynkus.pl/?p=4627