Niegdyś kwitnące farmy odebrane przemocą białym, nowi czarni
“właściciele” zaledwie w kilka lat zamienili w totalną ruinę. A cały
kraj zbankrutował. Tak się kończą lewackie eksperymenty ze
“sprawiedliwością społeczną”.
Zimbabwe
było w nie najgorszej sytuacji gospodarczej, zanim ok. 2000 r.
prezydent Robert Mugabe nie postanowił przeprowadzić “reformy rolnej”.
Popierane przez rząd dzikie hordy czarnych wdzierały się na farmy i
zabierały je siłą prawowitym białym właścicielom.
Jeśli ktoś nie
zdążył uciec – był zabijany. Zginęło co najmniej 12-tu farmerów. Do 2013
r. zrabowano w ten sposób ponad 5 tys. farm – w całym kraju nie
pozostał ani jeden biały farmer.
Kontrolowane
przez czarnych rządowe media pomijały te zbrodnie milczeniem, a nawet
zachęcały do rabunku. Lewacy na Zachodzie byli wręcz zachwyceni
“sprawiedliwą reformą rolną”, a europejskie rządy udawały, że nie widzą,
iż w Zimbabwe jest faktycznie dokonywana na białych ludziach czystka
etniczna.
Dopiero
kiedy dyktator Robert Mugabe zaczął niedawno nękać czarną opozycję
nasyłanymi gangsterami i tajnymi służbami, Zachód nagle się obudził –
nałożył na Zimbabwe sankcje i zażądał przy okazji rekompensat dla
bezprawnie wywłaszczonych farmerów.
Przyciśnięty do muru rząd Zimbabwe obiecał we wrześniu br. wypłacić rekompensaty dawnym białym właścicielom z dochodów podatkowych zebranych od obecnych czarnych farmerów. Tyle, że ani jeden z nich nie płaci żadnych podatków bo nie ma żadnego dochodu!
Nowi czarni “właściciele” nie mają
elementarnego pojęcia o gospodarowaniu na farmie i niewielu ma w ogóle
ochotę się tego nauczyć. Mówią, że nie są w stanie związać końca z
końcem, a co dopiero płacić jakieś podatki. Wręcz przeciwnie – sami
żądają pomocy finansowej od państwa.
Dzisiejsza produkcja rolna
Zimbabwe to zaledwie znikomy ułamek tego, co kraj produkował przed 2000
r., kiedy farmy należały do białych. Ziemia leży porzucona i zarasta
dżunglą. Nikt niczego nie sieje, ani niczego nie hoduje. Gospodarka
zeszła na poziom prymitywnej wegetacji plemiennej.
Zresztą
nietrudno obliczyć, że obiecane 42,7 mln USD odszkodowania za 5 tys.
wielkich farm to 8,5 tys. USD za farmę – co najmniej kilkaset razy mniej
niż każda z nich była warta w momencie przejęcia.
Gazeta South
Africa’s Independent opisuje – jeden z wielu – przypadek 80-letniego
dziś byłego farmera Briana van Buurena. W 1964 r. kupił farmę i przez
lata ją rozwijał, wkładając w nią całe swoje serce. Najpierw uprawiał
tytoń, potem doszła plantacja bananów. Dawał pracę wielu czarnym i
dobrze ich traktował.
Zbudował system nawadniania, zmeliorował
teren, kupił nowoczesne maszyny, traktory, postawił magazyny tytoniu i
owoców oraz dwie tamy. Wszystko to odebrano mu siłą w 2010 r. “Udało mi
uratować tylko dwa samochody i trochę mebli z domu” – przyznaje.
Teraz
żyje w nędzy w Mutare, nie ma pracy, kończą mu się oszczędności. Nigdy
zresztą nie miał dużo gotówki bo wszystko inwestował w farmę. Czasem
spotyka się z innymi dawnymi byłymi farmerami, których w ten sam sposób
obrabowanego z całego dobytku.
Jego
kolega Pieter de Klerk też stracił swoją farmę Kondozi w Odzi, którą
rozwijał przez 50 lat. Kiedyś było to wielkie kwitnące przedsiębiorstwo
ogrodnicze produkujące na eksport. Dziś de Klerka utrzymują dzieci.
Stary
człowiek nie ma żadnych szans na znalezienie zajęcia – bezrobocie w
Zimbabwe wynosi już ponad 80 proc. Inflacja – kilka milionów procent
rocznie. Kraj jest od dawna całkowitym bankrutem. Za to jest
“sprawiedliwość społeczna” – czarni dostali ziemię!
Na której pewnie sami niedługo umrą z głodu, chyba że zasilą szeregi uciekających do Europy imigrantów…