Za „niedorzeczne i niegodziwe” prof.
Jacek Bartyzel uznał włączanie tzw. emigracji pomarcowej ’68 w cały ciąg
– niemal dwustuletniej – emigracji. Jak zauważył, była to jedyna
emigracja, która mogła liczyć na profity, a wyjeżdżając z kraju „unosiła
w swoich sercach nienawiść do Polski”.
Prof. Jacek Bartyzel na swoim profilu na Facebooku włączył się w
debatę na temat wydarzeń z Marca’68 i następującej potem emigracji.
Zdaniem naukowca „niedorzeczne i niegodziwe zarazem jest włączanie tzw.
emigracji pomarcowej ’68 w ponad dwustuletni ciąg emigracji polskich od
konfederatów barskich począwszy, po emigrację solidarnościową w stanie wojennym”.
Powód? Wszyscy emigranci (poza pomarcowymi) choć na swój sposób na
swoją dolę zasłużyli (np. nieroztropne porywy, błędy i zaniedbania), to
jednak „bez wątpienia unosili w swoich sercach na drogach wygnania
miłość do Polski i ostatnią rzeczą, którą pragnęliby czynić, byłoby
świadome szkodzenie jej”.
Zgoła inne uczucia do ojczyzny towarzyszyły osobom opuszczającym
Polskę po marcu’68. Zdaniem prof. Bartyzela była to pierwsza i jedyna
emigracja, „która udając się za granicę (bo przecież nie uchodząc,
tylko z własnej woli, skwapliwie korzystając z oferty, z paszportami),
unosiła w swoich sercach nienawiść do Polski. Nie do komunizmu, nie do
tych, którzy Polskę zniewolili, ale po prostu i tylko do Polski i
Polaków. I tę nienawiść potem rozlewała po świecie i rozlewa (albo ich
dzieci i wnuki) dotąd i coraz silniej” – napisał.
Zdaniem prof. Bartyzela, zarówno emigracje poprzednie, jak i
późniejsza „dotykały ludzi, którym za ich działalność na rzecz Polski
groziła śmierć albo więzienie czy zsyłka lub przynajmniej szykany i
nieustanna inwigilacja”.
Historyk podkreślił, że emigracja pomarcowa w głównej mierze (ale
niewyłącznie) składała się „z tych, którzy albo sami, albo ich ojcowie,
matki, bracia, siostry i kuzyni, byli wcześniej w komunistycznym
aparacie przemocy, zabijając, torturując i skazując w justizmordach,
albo w aparacie indoktrynacji, mordującej dusze, a dopiero niedługo
przed wyjazdem zaczęli odgrywać role opozycjonistów i krytyków systemu,
na ogół zresztą z pozycji prawdziwego socjalizmu”.
Jak dodał, ci, którzy nie mieli nic złego na sumieniu wyjeżdżali
zazwyczaj dlatego, że towarzyszyli współmałżonkom o nieczystych
sumieniach w obawie przed pogromami, które miały nastąpić, ale przecież
nie miały miejsca, a „nawet tzw. nagonka antysemicka została jak nożem
ucięta po kilkunastu tygodniach”.
Na koniec prof. Bartyzel zaznaczył, iż emigracje wcześniejsze często
oznaczały często „poniewierkę, nędzę, głód, śmierć w zapomnieniu i
pochówek w zbiorowej mogile”. Zgoła inaczej wyglądały losy emigracji
pomarcowej, która mogła liczyć na system zabezpieczeń, „życie w
dobrobycie, wręcz komforcie, jakiego nie mieli w kraju nawet ci, którym
przysługiwały talony do sklepów za żółtymi firankami”. Ponadto elita
umysłowa mogła zaś liczyć na „ścieżki kariery naukowej i międzynarodowej
sławy”.
„Któż pamiętałby dziś o tow. mjr. Baumanie, gdyby nie spotkało go takie prześladowanie”? – zapytał prof. Jacek Bartyzel.
MA