Większość ludzi otaczającą ich rzeczywistość
postrzega przez pryzmat medialnego szumu. Gadające głowy z telewizora
stały się dziś wyroczniami, wyznaczającymi sposób myślenia znacznego
odsetka populacji. Zataczająca coraz szersze kręgi propaganda
wielokulturowości oraz tolerancjonizmu wytworzyła wokół nas duszną,
nierzeczywistą atmosferę zakłamania oraz braku spójności. Zanik poczucia
integralności docierającego do nas przekazu oraz wewnętrznych odczuć
jakie żywimy względem rzeczywistości, skutkuje dla przeciętnego
człowieka swoistym „rozdwojeniem jaźni”.
Cała Europa, a w zasadzie cała tzw. kultura zachodnia
pogrąża się w otchłani dekadencji i zdziczenia, będącej skutkiem
odrzucenia tradycyjnych norm, zaszczepionych przed wiekami w sercach
białych ludzi. Z gruntu wroga wszystkiemu co wzniosłe, antykultura
obecnych czasów, wywodząca się bezpośrednio z północnoamerykańskiego
tygla kulturowego zwanego USA, zalewa cały świat. Kolorowa utopia,
wypełniająca ideologiczną pustkę duchem konsumpcjonizmu i
kosmopolityzmu, wdziera się wszędzie na zasadzie fali przypływu,
wypełniającej każdą napotkaną niszę. Nisze te, to miejsca upadku kultury
i obyczajów. Zamieszkujący je ludzie chłoną wszystko, co niesie im choć
namiastkę poczucia wolności i sensu, byle jak najmniejszym kosztem.
Potrzeba posiadania, bez wysiłku i poczucia celu, bez głębszej
refleksji, zabiła w dziejach ludzkości już niejedną cywilizację, która w
czasie rozkwitu zdała się na łaskę prymitywnych instynktów i
rozwiązłości, w swej bucie łudząc się, że będzie trwać wiecznie.
Iluzja potęgi i niezniszczalności towarzyszy
wszystkim cywilizacjom w chwili triumfu. W momencie największej siły
rodzi się poczucie bezkarności, skutkujące zapominaniem o boskim
porządku i odwiecznych prawach rządzących światem. Państwa Europy
Zachodniej, stopniowo żegnają się z chrześcijaństwem, widząc w nim
przeszkodę dla beztroskiego zaspokajania chuci i folgowania
najprymitywniejszym z ludzkich popędów. Im dalej na zachód, tym większy
udział w życiu publicznym wszelkiej maści lewactwa, upatrującego w
totalnej swawoli i nihilizmie klucza do wolności i szczęścia.
Podstawową kwestią, nad którą powinniśmy się
zastanowić, rozważając sytuację w jakiej się znajdujemy, jest sprawa
przyczyn, które zaowocowały takim a nie innym prądem w nurcie światowych
zmian. Nagle, ni stąd ni zowąd świat przyśpieszył. Procesy, w
przeszłości trwające kilka pokoleń, dzisiaj zachodzą w zastraszającym
tempie. Olbrzymi postęp w rozwoju nauki i techniki stworzył
rzeczywistość, w której łatwo jest się zagubić. Świat przytłaczający
szumem informacyjnym, utrudniający dotarcie do sedna, odnalezienie
źródeł i celu życia. Bombardowani mnóstwem sprzecznych ze sobą
informacji, nie mamy czasu by zajrzeć w głąb siebie, odnaleźć źródło
wewnętrznego spokoju i harmonii będącej naturalnym stanem naszego ducha.
Niestety prawda stała się ciężko dostępna. Nie
dostrzegamy jej, pomimo faktu, że znajduje się tuż obok, na wyciągnięcie
ręki. Kim jesteśmy jako ludzie w dzisiejszym świecie? Zostaliśmy
zdominowani przez materializm i sztuczne twory chorego umysłu odcinające
nas od Boga. Pogoń za pieniądzem zmieniła nas w bezmyślny motłoch,
zarządzany przez spasione świnie zasiadające w zarządach banków oraz
polityków, nie będących niczym więcej niż produktami ery kapitalizmu.
Wszystkim im wystaje słoma z butów, ale mienią się „oświeconymi
przedstawicielami narodu”. Demokracja to bez wątpienia rządy motłochu, w
których ten, kto głośniej krzyczy więcej dostaje, a ten, któremu
godność nie pozwala na uczestnictwo w wyścigu szczurów zostaje zadeptany
przez bezmózgie bydło, w wiecznej pogoni za pełnym korytem.
Wszechobecna lichwa stała się plagą, przed którą
ciężko jest umknąć. Państwa narodowe są już iluzją, w świecie rządzonym
przez pieniądz nie ma dla nich miejsca. Tam, gdzie jeszcze tli się
pierwotna tradycja, pod byle pretekstem wysyłane są czołgi. Tam, gdzie
nie da się wślizgnąć po cichu i bez oporu przejąć „rządu dusz”, wywołuje
się wojny. Amerykanizacja nie wszędzie postrzegana jest jednak jako
jedyne i najlepsze rozwiązanie. Są na świecie miejsca, w których ludność
nadal żyje w związku z absolutem, respektując wiedzę i wiarę
pozostawioną im w spadku przez przodków. Miejsc tych jednak jest
niewiele i z każdym dniem znikają z mapy świata, ustępując miejsca
typowym dla „nowej ery” ośrodkom dekadencji. W zdegradowanej religijnie
rzeczywistości, w której króluje ateizm i materializm, brakuje
prawdziwego kontaktu z Bogiem.
Dzisiejsze czasy pełne są zła, pełne obrzydliwych
praktyk rozpełzających się po świecie. Natykamy się na nie wszędzie, na
ulicach naszych miast, w szkołach, w pracy. Z telewizorów zalewa nas
potok szamba, zgnilizny moralnej, przyprawiającej o mdłości każdego, kto
zachował jeszcze zdolność do samodzielnego myślenia. Chrześcijaństwo
umiera na naszych oczach, tak samo jak chronione przez nie resztki
przyzwoitości. Bóg został zepchnięty na dalszy plan, a na sztandarach
nowego światowego porządku pojawił się pieniądz i totalny pragmatyzm,
odrzucający duchowość i samą koncepcję Boga lub wykorzystujący ją dla
swoich niegodziwych celów. Religie dawnej Europy są zanieczyszczone
kłamstwem i obłudą. Umierają więc, gdyż nie spełniają podstawowego
warunku jaki stawiają im wierni. Z ich punktu widzenia nie są już
wiarygodne.
Oko, spoglądające na nas ze szczytu piramidy,
zwiastuje niewolę pod płaszczem wolności. Inżynierowie społeczni
eksperymentujący na żywej tkance, której jesteśmy komórkami, tworzą nowe
społeczeństwo, nowy „wspaniały” świat, skrojony jednak na miarę ich, a
nie naszych potrzeb. Postęp technologiczny nie idzie w parze z postępem
etycznym, zaś coraz to nowe wytwory nauki i techniki degradują nas
zamiast ulepszać. Nie opuszcza mnie wrażenie, że wszystko co najbardziej
w dzisiejszych czasach popularne służy głównie jednemu celowi,
oderwaniu człowieka od rzeczywistości. Życie nie jest łatwe, a w natłoku
bodźców, do których nasz zapóźniony ewolucyjnie w stosunku do
technologicznego otoczenia organizm nie jest przystosowany, staje się
wręcz uciążliwe.
Jeśli o mnie chodzi, to obecna rzeczywistość wcale mi
się nie podoba, a kierunek, w którym zmierzamy przyprawia mnie o
dreszcze. Jeśli w końcu nie zaczniemy czegoś robić, aby ocalić
tradycyjną moralność oraz wiarę, to nie zostanie po nas nawet ślad.
Europa upada, a jej upadek będzie tym szybszy, im bardziej wyjaławia się
jej gleba ideologiczna. Nic poza religią nie jest w stanie nas
uchronić, jedynie wiara jest spoiwem będącym w stanie zjednoczyć ludy
Europy w obronie swoich wartości i cywilizacji, którą wszyscy biorą dziś
za pewnik, a która z dnia na dzień może stać się jedynie wspomnieniem.
Źródło : jaroslawgryn.blogspot.com