Kiedy w roku 1939
przedwojenny Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej mianował swym następcą
Władysława Raczkiewicza, uczynił to na podstawie Artykułu 13b Konstytucji
Kwietniowej z roku 1935. Tylko dzięki temu aktowi ciągłość państwa polskiego
została zachowana, gdy wybór prezydenta nie mógł być przeprowadzony przez
następnych pięć lat na skutek działań wojennych i niemiecko-sowieckiej okupacji
naszego kraju.
Rząd polski na
wychodźstwie działał więc, zgodnie z Konstytucją, pod przewodnictwem Prezydenta
Raczkiewicza, a Polskie Siły Zbrojne wyróżniły się prawie na wszystkich
frontach drugiej wojny światowej walcząc w imię szczytnego hasła "za waszą
wolność i naszą" na lądzie, w powietrzu i na morzach. Niestety, ani
legalny rząd z Prezydentem na czele, ani zwycięskie Polskie Siły Zbrojne po
zakończeniu wojny nie mogły powrócić do Ojczyzny, gdyż okupacja niemiecka
została zamieniona na sowiecką, a rządy mocarstw sprzymierzonych wycofały
uznanie prawowitego rządu polskiego w Londynie i uznały za "legalny" narzucony narodowi polskiemu rząd komunistyczny. Tragizm
tej sytuacji został znacznie pogłębiony, gdy dowódcy Polskich Sił Zbrojnych,
generałowie Anders, Kopański, Irzycki i admirał Świrski skapitulowali bez
protestu wobec brytyjskich żądań natychmiastowej kapitulacji.
Przed śmiercią, w roku 1947, Prezydent Raczkiewicz na podstawie 13-go i 24-go
artykułu Konstytucji najprzód wyznaczył kolejno jako swych następców generała
Sosnkowskiego i Tomasza Arciszewskiego, a potem, po odwołaniu tych decyzji,
Augusta Zaleskiego, który po śmierci Raczkiewicza objął najwyższy urząd w
państwie. Niestety śmierć Prezydenta, zamiast zjednoczyć jeszcze bardziej
podzieliła polską emigrację, przyczyniła się do gorszących swarów polskich
partii politycznych i do ich walki z legalnym Prezydentem.
Stworzyły one nowe
instytucje równoległe do już istniejących instytucji rządowych, powodując tym
niesłychany chaos ideologiczny i prawny. Fundusze na swoje poczynania czerpały
polskie stronnictwa polityczne z działalności szpiegowskiej prowadzonej
niesłychanie nieudolnie w Polsce dla jednego z mocarstw zachodnich. Smutna ta
sprawa w które zwłaszcza wyróżnili się prezes Stronnictwa Narodowego Tadeusz
Bielecki i prezes Adam Ciołkosz z Polskiej Partii Socjalistycznej, przeszła do
historii jako "afera Bergu", nazwana tak od małej miejscowości
podmonachijskiej, gdzie mieściła się baza działania szpiegowskiego.
Pomimo pogłębiającego się
rozbicia emigracji politycznej szereg osób dobrej woli z generałem Sosnkowskim
na czele czyniło usilne starania, aby emigrację znowu zjednoczyć. Niestety ci,
którzy zhańbili się aferą Bergu teraz zapragnęli znowu stanąć na czele
zjednoczonej emigracji. Rezultatem tego było, że Prezydent Zaleski w trosce o
honor i ciągłość prawną państwa polskiego na emigracji musiał zmienić swą
decyzję rezygnacji z piastowanego urzędu.
W tej niesłychanie trudnej sytuacji kilka osobistości o wybujałych ambicjach,
nie troszcząc się o dobro Sprawy Polskiej, nagle zdecydowało się w walce
"o władzę" stanąć po stronie zbuntowanych stronnictw emigracyjnych i
przeciwko Prezydentowi Zaleskiemu. Dnia 4 sierpnia 1954 roku generał Anders,
który na krótko przedtem został awansowany przez Prezydenta Zaleskiego do
stopnia generała broni i otrzymał najwyższe odznaczenia wojskowe i cywilne,
teraz otwarcie wymówił mu posłuszeństwo.
Łącznie z Tomaszem Arciszewskim z PPS
i byłym ambasadorem Edwardem Raczyńskim stworzył tzw. "Radę Trzech",
która miała objąć prerogatywy legalnego Prezydenta Rzeczypospolitej. W takiej
sytuacji Prezydent Zaleski nie miał innego wyjścia jak tylko zwolnić generała
Andersa z piastowanego stanowiska Generalnego Inspektora Polskich Sił Zbrojnych
na Wychodźctwie. Ten akt Prezydenta uczynił w oczach prawa polskiego wszelką
dalszą działalność generała całkiem nielegalną. Pomimo to, generał Anders
łącznie z Arciszewskim i ambasadorem Raczyńskim przejęli samowolnie
konstytucyjne prerogatywy Prezydenta RP i mianowali "Egzekutywę Zjednoczenia
Narodowego", która miała działać jako "rząd".
Wkrótce te
zupełnie nielegalne nowotwory zaczęły wydawać dekrety, zbierać pieniądze,
nadawać odznaczenia bojowe i cywilne, oraz awansować oficerów nawet do stopni
generalskich. Najgorszym efektem tego niesłychanego buntu generała Andersa i
towarzyszy był fakt, że większość byłych żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych
zostało zdezorientowanych do tego stopnia, iż poszli za zbuntowanym generałem,
zdradzając legalnego Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Było to oczywiście
sponiewieraniem przysięgi na wierność Rzeczypospolitej i jej władzom.
W roku 1971, na rok przed
śmiercią, dziewięćdziesięcioletni Prezydent Zaleski mając nadzieję, że aktem
tym przyczyni się do zjednoczenia emigracji, mianował swym następcą człowieka
współpracującego z Radą Trzech, dr. Stanisława Ostrowskiego. Wkrótce jednak,
gdy zdał sobie sprawę, że może to być uważane za uznanie rozbicia z roku 1954,
oraz że dr Ostrowski był już za stary, aby objąć stanowisko wymagające wielkich
wysiłków i był znany ze swych tendencji kapitulacyjnych jeszcze w roku 1939,
cofnął tę nominację i wyznaczył na swego następcę jednego ze swych ministrów,
Juliusza Sokolnickiego.
Sokolnicki był
człowiekiem stosunkowo młodym, o nieskazitelnej przeszłości i dużych stosunkach
międzynarodowych. Dr Ostrowski rzecz prosta, wiedział o zmianie decyzji
Prezydenta Zaleskiego, poparty jednak przez Radę Trzech odmówił przyjęcia jej
do wiadomości. Sokolnicki, aczkolwiek zdawał sobie sprawę, że jego nominacja
była jedyną ważną, zwrócił się do dr. Ostrowskiego z sugestią polubownego
załatwienia kwestii sukcesji. Gdy jednak dr Ostrowski zbył tę sugestię
milczeniem i postępowanie jego świadczyło o ignorowaniu Konstytucji z 1935
roku, zmuszony był ogłosić publicznie swą nominację i oficjalnie przejąć
stanowisko Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, zgodnie z artykułami
Konstytucji.
Pomimo to
dr Ostrowski nielegalnie nazywał się Prezydentem RP przez siedem lat i dopiero
w roku 1979 "zrezygnował" mianując swym następcą byłego ambasadora
Edwarda Raczyńskiego. Raczyński był człowiekiem dużych zasług dla Polski jako
ambasador i potem minister spraw zagranicznych, ale był także niestety
wmieszany w haniebną aferę Bergu, a potem odgrywał rolę jednego z głównych
aktorów równie haniebnego i niefortunnego buntu z roku 1954 przeciwko
konstytucyjnemu Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej i wobec tego nie miał
żadnego moralnego ani konstytucyjnego prawa do objęcia najwyższego
urzędu w państwie. Jedynie Juliusz Sokolnicki, który został legalnie mianowany Prezydentem RP ma prawo ten urząd piastować i wszyscy Polacy, którzy uznają Konstytucję z roku 1935 oraz wierzą w walkę o wolną i prawdziwie niepodległą Polskę, powinni zjednoczyć się koło jego osoby.
* Jan Libront, Polish Government in Exile, Buffalo, N.Y - London, England, 1982.
urzędu w państwie. Jedynie Juliusz Sokolnicki, który został legalnie mianowany Prezydentem RP ma prawo ten urząd piastować i wszyscy Polacy, którzy uznają Konstytucję z roku 1935 oraz wierzą w walkę o wolną i prawdziwie niepodległą Polskę, powinni zjednoczyć się koło jego osoby.
* Jan Libront, Polish Government in Exile, Buffalo, N.Y - London, England, 1982.