Niedawne obchody w szwedzkim
Lund i zbliżająca się 500-letnia rocznica Reformacji skłaniają do
przemyślenia kwestii ekumenizmu i dialogu międzyreligijnego. Czy
ekumenizm to coś więcej, niż dążenie do nawrócenia innowierców do
Kościoła katolickiego? Czy inne religie mogą stać się środkami
zbawienia? Czy buddysta powinien być tylko „lepszym buddystą”, a
muzułmanin „lepszym muzułmaninem”?
Tradycyjne rozumienie ekumenizmu
wyrażone zostało w encyklice „Mortalium Animos” Piusa XI i nawiązującym
do niej dekrecie Świętego Officjum z 1949 roku. Zgodnie z nim „Kościół
katolicki posiada pełnię Chrystusa”. Dlatego też nie potrzebuje
przyswajać sobie żadnych elementów doktryny innych wyznań. W ekumenizmie
nie chodzi o dostosowanie się wyznań do siebie nawzajem. Jedynym
prawdziwym Kościołem jest Kościół katolicki i do niego powinni wrócić
bracia odłączeni.(...)
Tymczasem, według soborowego
dokumentu „Unitatis Redintegratio”, jedność chrześcijaństwa „(…) ma się
dokonać dzięki zwróceniu się poszczególnych Kościołów ku pełnemu
Chrystusowi; nie przebywa On bowiem w żadnym z nich, lecz reintegruje
się poprzez to, że wszystkie (…) ku Niemu zmierzają, aby w ten sposób
utworzyć jedną całość”.
Nową koncepcję ekumenizmu w dobitny
sposób przedstawił kardynał Bea w L’Osservatore Romano z 1963 roku.
Stwierdził on, że różnice między wyznaniami chrześcijańskimi dotyczą nie
kwestii doktrynalnych, lecz jedynie sposobu ich wyrażania. To właśnie
koncepcja kardynała zyskała popularność i po dziś dzień jest
dominująca.
Z ekumenizmem obejmującym chrześcijan
wiąże się dialog międzyreligijny, oparty na poszukiwaniu dobra, a nawet
świętości w innych religiach. Chodzi tu nie o – uznawaną już w
tradycyjnej nauce – możliwość zbawienia innowierców, pomimo wyznawania
przez nich religii niechrześcijańskich. Przeciwnie, to właśnie te
wierzenia uznaje się za środki zbawienia.
Umożliwia to twierdzenia jakoby
„hinduizm skierowany był ku Chrystusowi”, jakie padły w 1977 w
L’Osservatore Romano; a także słowa francuskiego kardynała Lustigera, że
chrześcijaństwo i judaizm są tą samą religią.
Konsekwencje neoekumenizmu i dialogu międzyreligijnego
Skutki tego jednak były i są
opłakane. Po pierwsze czy dialog z protestantami może okazać się
skuteczny? Wszak nie uznają oni autorytetu, takiego jak papież.
Uzgodnienie wspólnego stanowiska ze zwierzchnikami wspólnot
protestanckich może nie obchodzić nikogo poza nimi samymi. Wierni,
interpretujący wszak Pismo Święte na własną rękę mogą i tak odrzucić
ewentualne porozumienie z Kościołem katolickim.
Neoekumenizm i liberalnie rozumiany
dialog międzyreligijny oznacza też śmierć misji. Stają się one
działalnością dobroczynną. Misjonarze zamiast nawracać na prawdziwą
wiarę skupiają się na poprawie warunków życia, budowaniu szpitali, szkół
et cetera. Te ważne skądinąd działania zastępują głoszenie Ewangelii.
Skutkuje to zmniejszeniem nawróceń.
Po co ? – zapytują niektórzy – wstępować do Kościoła, skoro nie jest on
(rzekomo) jedyną prawdziwą religią? Trud zdaje się zbyteczny. Dlatego
też francuski pisarz Julien Green, konwertyta na katolicyzm stwierdził,
że nie dokonałby nawrócenia drugi raz. „Po cóż zamieniać jedną religię
na drugą, jeżeli różnią się one tylko z nazwy?”, zapytywał.
Najważniejsze cele świeckie
Ekumenizm i dialog międzyreligijny
przesuwają akcent z wymiaru nadprzyrodzonego na świecki. Kluczowe staje
się nie zachowanie prawdy, lecz międzyludzkie porozumienie. Ze źle
rozumianym dialogiem ekumenicznym i międzyreligijnym wiąże się dojście
do głosu pragmatyzmu. Jak pisze Amerio „są dwa typy ludzi: ci którzy
biegle kierują sprawami świata, oraz ci, którzy z łatwością obracają się
w świecie idei. Otóż nie wolno zapominać, że ideami nie kieruje się tak
samo, jak sprawami świata. Jeżeli w tej dziedzinie stosuje się inne
zasady, niż w dziedzinie logiki, można co najwyżej osiągnąć czysto
werbalną jedność”.
Dla zwolenników liberalnie
rozumianego ekumenizmu i dialogu międzyreligijnego, najważniejsze stają
się sprawy doczesne. „(…)Światowa jedność i zgoda nie są dziś traktowane
jako idee religijne, lecz cywilizacyjne, a co najwyżej jako pojęcia z
dziedziny religii naturalnej, gdzie bierze się po uwagę wyłącznie wymiar
doczesności. Tak oto ekumenizm religijny zamienia się niepostrzeżenie w
ekumenizm humanitarny (…). Lansowana od pewnego czasu religijna
organizacja rodzaju ludzkiego zaczyna być wzorowana na organizacji
świeckiej”, zauważa Romano Amerio.
Praktykujący źle rozumiany ekumenizm i
dialog międzyreligijny ludzie Kościoła stają się jakby wolontariuszami
ONZ, zapominającymi o ewangelicznym nakazie misyjnym. W imię
porozumienia i pokoju negują wagę nawrócenia, a tym samym
nadprzyrodzonej łaski. Trudno się więc dziwić popularności sądu jakoby
„bycie dobrym człowiekiem” – cokolwiek by to miało oznaczać -
wystarczało do zbawienia. To jednak fałsz: wieczne szczęście nie jest
możliwe bez łaski nadprzyrodzonej.
Marcin Jendrzejczak
Źródło: Romano Amerio, Iota Unum. Książkę można zamówić w Wydawnictwie ANTYK, 05-806 Komorów, Klonowa 10a, tel. 227580359, antyk@wolfnet.pl