Zeświecczenie
zachodu, określane przez jego zwolenników zaciemniającym obraz mianem
postępu i wyzwolenia człowieka, jak również trwałe wpojenie konieczności
oddzielenia sfery świeckiej od religijnej, to dziś truizm.
Jest faktem bezsprzecznym, że faszyzm w
okresie, w którym dane mu było powstać i się rozwijać, odegrał ogromną
rolę w kształtowaniu się europejskiej (a także polskiej) sceny
politycznej. Budził podziw, tym jednak, co w głównej mierze skłaniało do
wpatrzenia weń, był sukces i silna pozycja państwa, przełamanie
monopolu skłóconych frakcji parlamentarnych na rządzenie i nadawanie
tonu ogólnemu życiu politycznemu (co stanowiło problem we wszystkich
krajach Europy), a także stworzenie alternatywy dla ruchów
komunistycznych. Można odnieść wrażenie, że część ludzi prawicy ulega
temu samemu rodzajowi fascynacji: w swoich rozważaniach skupiają się oni
na powszechności i masowości ruchu, ponadto zaś stanowiącym jego jądro
statokratyzmie. Niestety zapominając o tym, że podejście faszyzmu do
państwa, Boga i prawa, a także sposób ujęcia roli jednostki, w żadnym
wypadku nie może być uznane za prawicowe.
Faszyzm to nie tylko silne państwo – to
kult państwa. Dla kogoś, kto dąży do wcielenia w życie ideału państwa
opartego na wartościach konserwatywnych, podejście takie jest nie do
zaakceptowania. Państwo faszystowskie rości sobie bowiem pozycję
wartości nadrzędnej, w ostatecznym rozrachunku to ono stoi ponad
religią, jednostką, a w skrajnych wypadkach, jeżeli tego wymaga jego
interes – także prawem. Jednostka ma służyć przede wszystkim interesowi
państwa. Jest to ujęcie czysto heglowskie, o którym Hieronim Tarnowski
tak pisał: „Hegel nie rozróżnia politycznych i społecznych stron
życia społeczności ludzkich, dla niego Państwo i społeczeństwo stanowią
całość. Państwo zaś jest jawną, dla siebie samej świadomą substancją,
wolą u uprzedmiotowującym się duchem obyczajowym. Dlatego czym innym
jest obyczajowość Państwa, a czym innym moralność jednostki. Celem
jedynym Państwa jest: utrzymywać swoją własną substancjalną jedność – a
ten cel nadaje Państwu całkowite i najwyższe prawo nad jednostką. Jako
duch obyczajowy ogarnia Państwo: religię, pracę, wiedzę, krótko mówiąc,
wszystkie dziedziny bytu jednostki. Przedmiotowa wola Państwa jest
zawsze, jakkolwiek by nie postępowało, rozumną i sprawiedliwą, bez
względu na prawa jednostek”. Odnosząc się do bezpośrednio do faszyzmu dodaje: „Faszyzm (…) w
pojęciu swych komentatorów, Benedetta Crocei profesorów Gentile i
Saitta z Uniwersytetu Bolońskiego nie jest niczym innym jak
neo-hegelianizmem. Różnica główna jest ta, że nie społeczeństwo i
państwo, jak u Hegla, lecz naród i Państwo to substancjalna całość,
będąca celem sama w sobie dla siebie, stojąca poza dobrem i złem. Ale
czy to Heglowskie, czy Marksowskie lub Leninowe, czy Faszystowskie
Państwo, ten mają wspólny grzech pierworodny, że uważają się za cel swój
same w sobie, że roszczą sobie prawo do absolutnej władzy tak nad
ciałem jak duszą człowieka, że wszystko uważają za dozwolone, że nie
istnieje dla nich pojęcie dobra i zła”.
O tym, że interpretacja taka jest jak
najbardziej prawidłowa, świadczy ujęcie, które prezentuje sam Mussolini.
W jego „Doktrynie Faszyzmu” czytamy m. in.: „Faszyzm jest koncepcją
religijną, oglądającą człowieka w jego immanentnym stosunku z prawem
wyższym, z wolą obiektywną, która stoi ponad poszczególną jednostką i
wznosi ją do godności świadomego członka społeczności duchowej. Kto w
religijnej polityce ustroju faszystowskiego ograniczył się do stanowiska
względów czysto oportunistycznych, ten nie zrozumiał, że faszyzm poza
tym, że jest systemem rządzenia, jest też – i to przede wszystkim –
systemem myślenia”.
Dla prawicy nie może być państwa
stanowiącego wartość samą w sobie, nie może też być idei stawiającej się
na miejscu religii. Oczywiście państwo musi być silne i oparte na
gruncie prawa – jest bowiem formą organizacji społeczeństwa, której rola
polega na zaprowadzeniu ładu i porządku zgodnego z prawem Bożym, jak
też na ochronie tegoż ładu. Ale państwo nie jest celem samym w sobie.
Średniowieczna Christianitas rozumiała to doskonale:
wykonywanie i strzeżenie prawa Bożego na ziemi było wręcz racją bytu
państwa i warunkiem prawowitości władzy doczesnej.
Idźmy dalej. W jednym z często poruszanych punktów swojej argumentacji prawicowi zwolennicy faszyzmu wyrażają opinię, że „W faszyzmie oczyszczony pierwiastek rewolucyjny zjednoczył się z pierwiastkiem zachowawczym”. Nie może być większego nieporozumienia – czy też dowodu na niezrozumienie tego, na czym zasadza się podejście prawicowe.
Zacznijmy od tego, że faszyzm dopuszcza
rewolucję i bunt jako metodę obalenia istniejącego porządku, jednak dla
autentycznej prawicy jest ono nie dopuszczalne. By raz jeszcze przywołać
słowa Hieronima Tarnowskiego: „W pojęciu naszym istotny postęp
ludzkości nie może polegać na przeskokach, eksperymentalnych próbach, a
tym mniej na burzeniu jej dotychczasowego dorobku – nie może on być
zrywaniem z przeszłością, jej zaprzeczeniem i przeciwieństwem, lecz jej
logicznym, konsekwentnym rozwojem ku dobru i prawdzie. Nowe formy i
warunki życia nie mają wynikać z przewrotu form dawnych, nie mają
ponownie na gruzach przeszłości, lecz z tej przeszłości jak drzewo z
pnia się rozrastać, czerpiąc z niej wszystko to, co w tej przeszłości
było dobrym, prawdziwym i pięknym, aby wprowadzić je na nowo w życie. A
przede wszystkim to, co po wszystkie czasy było, jest i będzie
nieodzownym warunkiem prawidłowego i pomyślnego życia społeczeństw
ludzkich i samej że ich egzystencji, tj. Religię, Etykę, Tradycję i
Autorytet”.
Rewolucja to burzenie i brak poczucia
świętości innych, niż wyznaczony sobie cel, zmiany wprowadzane gwałtem,
to wreszcie metoda, która została dopuszczona wówczas, gdy podjęto
decyzję o odrzuceniu Starego Porządku. O oczyszczeniu rewolucji mowy być
nie może. Jest zaprzeczeniem porządku i prawa – i tym pozostaje
niezależnie od szaty, którą na nią nałożymy.
Faszyzm nigdy nie wszedł w sojusz z
elementami zachowawczymi, po prostu siłą wymusił ich posłuszeństwo. Jest
ideologią, która wykorzystywała ostatnie z wymienionych dla własnej
korzyści politycznej i budowania wizerunku formacji odcinającej się od
klasycznie rozumianego socjalizmu, niemniej jednak był to sojusz oparty
wyłącznie na interesie, jaki widział w nim faszyzm.
Oczywiście jedną ze sztandarowych
koncepcji faszyzmu była idea tzw. trzeciej drogi. Rzecz w tym, że nie
stanowiła ona niczego innego jak tylko próbę połączenia socjalizmu i
zsekularyzowanego nacjonalizmu, owego „prawicowego bolszewizmu” – jak
określa to w swoim artykule prof. Marek Bankowicz. Mussolini widział
słabość włoskiego socjalizmu, z którego się wywodził, brak możliwości
stworzenia przezeń silnej ideowo formacji, zatem potrzebna była nowa
jakość. Faszyzm stanowił wyższy stopień ewolucji socjalizmu, potem coraz
bardziej przesiąkający również wartościami nacjonalistycznymi. Nie
zmienia to jednak faktu, że tworząc koncepcję trzeciej drogi Mussolini
wykorzystywał m. in. prace wielu socjalistycznych filozofów – w tym
Roberta Michelsa, Ottavio Dinale, Agostino Lanzillo, Angelo Oliviero
Olivettiego, Michele Bianchiego czy Edmondo Rossoniego. Sam przyznaje to
wprost: „Reformizm, rewolucjonizm, centryzm: przebrzmiały nawet
echa tej terminologji, gdy przeciwnie w wielkiej rzece faszyzmu
znajdziecie strugi płynące od Sorela, od Peguya, od Lagardella z
Mouvement Socialiste i od kohorty syndykalistów włoskich, którzy w
latach 1904—1914 we włoskie środowisko socjalistyczne, pozbawione już
męskości i zachloroformowane nierządem Giolitti’ego, wnieśli pewną nową
nutę dziełami takiemi, jak Pagine libere Olivetti’ego, La Lupa Orana,
Divenire sociale Henryka Leone”. Co do innych cech faszyzmu: jego
adresatem były te same warstwy społeczne, które hołubił socjalizm. Siła i
jej kult zupełnie zastąpiły autorytet, a hierarchii stanowej
przeciwstawiono odgórnie stworzone korporacje ze wszystkimi wadami
państwowego zarządzania. Rewolucyjny aparat przymusu nie podlega
dyskusji, z kolei nową arystokracją stali się partyjni dygnitarze…
Rozważania na ten temat możemy ciągnąć jeszcze długo, ale nie czas i
miejsce na to. To, co do tej pory przywołaliśmy, jasno wskazuje na
podłoże ideowe faszyzmu, wątpliwości nie budzi też jego rewolucyjny
charakter.
Konkluzja może więc być tylko jedna:
sojusz konserwatywno – faszystowski, w żadnej mierze nie może być
traktowany poważnie. Prawica nie może działać wespół z wartościami,
które zaprzeczają temu, co leży u jej fundamentów. Nie wątpię, że
faszyzm ma sporo ideologicznej przestrzeni, która pozwala mu wchłonąć
ugrupowania z co najmniej kilku innych obozów – od socjalizmu po nazizm.
Pytanie, czy prawica powinna w takim towarzystwie występować – swojej
odpowiedzi udzieliłem kilka linijek wyżej. Faszyzm nie jest ideą
niedookreśloną. Jest doktryną totalną, chce zawłaszczyć zarówno sferę
polityczną, jak też metapolityczną i metafizyczną; przywołane już
określenie Mussoliniego, ujmujące faszyzm w kategoriach „koncepcji
religijnej”, świadczy o tym aż nadto. Owszem, możemy wypełnić faszyzm
filozofią konserwatywną i tradycjonalistyczną, jednak to implikuje
zaszczepienie mu również naszego postrzegania państwa, relacji jednostka
– społeczeństwo, a także roli religii. Problem w tym, że jeżeli tego
dokonamy, to dalsze trwanie przy formule czysto faszystowskiej będzie
bezcelowe.
Na koniec dwie uwagi czysto historyczne.
Upatrywanie korzeni polskiego faszyzmu w obozie piłsudczykowskim to co
najmniej grube nieporozumienie. Chyba, że na poważnie traktujemy
propagandę okresu PRL. Co do porównania faszyzmu włoskiego oraz
niemieckiego nazizmu: raz jeszcze polecam artykuł prof. Bankowicza.
Różnice oczywiście istnieją, nie ma co do tego wątpliwości, niemniej
jednak podobieństwa także, co więcej jest ich dość dużo. Zresztą jeżeli
spojrzymy na faszyzm jako całość, to nie da się ukryć wzajemnego
przenikania się niektórych rozwiązań i poglądów, a także ewolucji
jednego z w/w modeli politycznych pod wpływem drugiego. Zmiany w
pierwotnej formule faszyzmu, dokonane w niektórych punktach ze względu
na inspiracje płynące z Niemiec, są bezsprzeczne.
Konkludując: Prawica nie może
jednoczyć się z faszyzmem, być może takowy sojusz jest możliwy do
zaakceptowania dla lewicy, jednak z całą pewnością nie godzi się z tym,
co leży u podstaw konserwatyzmu.
Mariusz Matuszewski
Bibliografia:
M. Bankowicz, Socjalizm narodowego socjalizmu, „Pro Fide Rege et Lege” 1(2011), s. 105 –117.
B. Mussolini, Doktryna faszyzmu, Lwów 1935.
H. Tarnowski, Przemówienie wygłoszone na
zebraniu inauguracyjnym koła lwowskiego S.Z. w dniu 10 marca 1924 roku.
Tekst za: „Biuletyn Stronnictwa Zachowawczego” 3-4 (1924), s. 32 – 35;
por. A. Bełcikowska, Stronnictwa i związki polityczne w Polsce, Warszawa
1935, s. 727 – 740.
Tenże, Fałszywe poglądy na władzę i prawo, „Bez Przyłbicy” 5-6 (1929), s. 175 – 183.
Za: http://myslkonserwatywna.pl/matuszewski-sojusz-konserwatywno-faszystowski/
OD REDAKCJI: Faszyzm jako wytwór republikanizmu jest nie do pogodzenia z ideą monarchistyczną ale w obecnych czasach przepojonych duchem materializmu i liberalizmu taktyczny sojusz monarchistów z faszystami byłby możliwy na zasadzie wyjątku.
OD REDAKCJI: Faszyzm jako wytwór republikanizmu jest nie do pogodzenia z ideą monarchistyczną ale w obecnych czasach przepojonych duchem materializmu i liberalizmu taktyczny sojusz monarchistów z faszystami byłby możliwy na zasadzie wyjątku.