Miłośnicy horrorów, a jeszcze
bardziej czytelnicy „Teorii Spisku”, doskonale wiedzą, że obdarzona
nadnaturalnymi mocami Judith Winstead z filmu „Tajemnica Instytutu
Atticus” potrafiła zabijać na odległość. Zdrowy byczek amerykańskiej
armii padał jak rażony gromem i odchodził z tego świata z powodu zawału
serca, tylko dlatego że opętana przez czarta Judith spojrzała na niego
badawczo, atoli bez gniewu. USArmy postanowiła wykorzystać moce Judith
do własnych celów. Okazało się jednak, że są na tym świecie siły, którym
nie da rady nawet Departament Obrony Stanów Zjednoczonych.
Po
co jednak władzy diabeł, wystarczą uczeni. Są bardziej przewidywalni od
czarta i zdecydowanie bardziej od niego ulegli. Poza tym, diabeł
przecież nie tworzy żadnych nowych praw, te stworzyła Opatrzność, tylko
wykorzystuje dla swych przewrotnych celów już istniejące.
Praw,
które pozwalają człowiekowi zabijać wzrokiem, a które, jak udowodniono w
Instytucie Atticus, istnieją, jeszcze nie odkryto, ale wypracowano już
metody pozwalające uśmiercać na odległość, bez używania tradycyjnych
środków – prochu, ołowiu i bez hałasu wywoływanego przez te
ingrediencje. Jak też bez konieczności stawiania na pewną rękę
strzelającego.
Prawa fizyki w służbie bezpieczeństwa narodowego
W
1975 r. przedstawiciel CIA zaprezentował w kongresie USA pistolet
strzelający małym, trującym żądłem, powodującym atak serca, które
pozostawia na skórze ofiary mikroskopijną czerwoną kropkę (Youtube:
„CIA’s Heart Attack Gun”). Broń doskonała dla zamachowca. A jeszcze
lepsza dla tych, którzy go zatrudniają w celu pozbycia się niewygodnej
osoby, czy to z życia polityki, biznesu, czy też z innej sfery życia
społecznego. Przez kolejne czterdzieści lat broń ta została udoskonalona
i dziś nie trzeba już używać trucizn czy mikroostrzy pozostawiających
mikroskopijne plamki, aby przenieść niewygodną osobę na tamten świat.
Cztery
lata temu, 31 marca 2012 r. brytyjski „Daily Mail” zamieścił na swych
stronach artykuł zatytułowany: Putin mierzy do wrogów z pistoletu
„zombie”, który atakuje ośrodkowy układ nerwowy ofiar. Dziennikarze
Christopher Leake i Will Stewart, powołując się na źródła w Moskwie,
stwierdzali, że owa broń wykorzystuje promieniowanie elektromagnetyczne,
podobne do tego, które występuje w kuchence mikrofalowej. Autorzy
przywoływali też słowa ówczesnego ministra obrony Rosji: rozwój broni
bazujący na nowym zastosowaniu zasad fizyki – broni wykorzystujących
fale radiowe, energetyczne […] – stał się częścią programu zbrojeń
opracowanego przez państwo na lata 2011-2020 i przez nie finansowanego.
Jak
czytamy dalej, prace nad bronią elektromagnetyczną rozpoczęły się i
były potajemnie prowadzone w Stanach Zjednoczonych i Rosji od lat 50.
XX w. Ale teraz wydaje się, że Putin wyprzedził Amerykanów. Dokładne
szczegóły rosyjskiego pistoletu nie zostały ujawnione. Jednak dokonywane
wcześniej badania wykazały, że fale o niskiej częstotliwości lub ich
wiązki mogą wpływać na komórki mózgowe, zmieniać stany psychiczne i
sprawiać, że możliwe jest przesyłanie sugestii i poleceń bezpośrednio do
czyichś procesów myślowych. Wysokie dawki promieniowania mikrofalowego
mogą uszkodzić funkcjonowanie narządów wewnętrznych, zachwiać
samokontrolą lub nawet prowadzić do samobójstwa ofiary. Anatolij
Cyganok, szef Wojskowego Centrum Prognoz w Moskwie, powiedział: To jest
bardzo poważna broń.
O ile „pistolet
zombie” oraz inna tego typu broń znajduje się dopiero w fazie prototypu i
trochę jeszcze czasu minie, zanim zza murów Kremla będzie można razić
falami magnetycznymi czy radiowymi kogo tam akurat będzie trzeba, o tyle
w sposób wręcz alarmujący posunęły się prace nad inną „bronią”, mogącą
służyć rządom i międzynarodowym siuchtom, występującym pod różnymi
napuszonymi nazwami, typu Grupa Bilderberg, Klub Rzymski, Komisja
Trójstronna itd., itp., do totalnego uziemienia naszej chęci do życia i
czerpania z niego radości.
Życie na podsłuchu
Jak
możemy się dowiedzieć z artykułu Annalee Newitz Podsłuch,
zamieszczonego w 2003 r. na stronie www.alternet.org, specjalizującej
się w ostrzeganiu obywateli przed potencjalnymi niebezpieczeństwami,
kryjącymi się w nowych technologiach, RFID (Chipy Identyfikacji
Radiowej) polega na radiowej, bezprzewodowej komunikacji między chipem
(inaczej tag lub kod) a odbiornikiem (czytnikiem – reader), pozwalając
na odczytywanie z odległości danych zapisanych w chipie. Działa to na
tej samej zasadzie, na jakiej pani kasjerka sprawdza cenę zakupionego
przez nas towaru: przykłada kod kreskowy do czytnika w kasie, po czym
następuje krótki wizg i wszem wobec i każdemu z osobna, komu to widzieć
należy i nie należy, wiadomo, ile musimy zapłacić.
Z
tym, że o ile w naszym przypadku odległość między „tagiem” a „readerem”
jest niewielka i pani kasjerka odczytać może tylko cenę, o tyle w
przypadku omawianym, te odległości mogą być olbrzymie, a „światowy
kasjer” odczytać może z zainstalowanego w nas, niczym w opakowaniu
kilograma ryżu, chipa RFID dużo i coraz więcej.
Na
razie, przynajmniej u nas, nie wszczepia się chipów pod skórę, ale chip
RFID już niebawem będzie w dowodzie osobistym, w paszporcie. Również
karta kredytowa czy telefon komórkowy to doskonałe miejsca do
zainstalowania chipów. Jak ostrzega polska wersja strony
www.alexjones.pl, chip RFID jako technologia bezprzewodowej
identyfikacji przedmiotów wraz z całym wachlarzem możliwości zapowiada
zupełnie inny obraz relacji publicznych. Konsekwencją bezprzewodowej
identyfikacji przedmiotów jest bowiem możliwość rozpoznawania i
śledzenia osób, które je noszą i użytkują. Wariant taki będzie możliwy,
zwłaszcza w przypadku obiektów przyporządkowanych do konkretnych osób.
Wystarczy rozlokować odpowiednio dużą ilość odbiorników radiowych w
mieście, a nowa jakość monitoringu ludzi, noszących karty kredytowe czy
choćby telefon komórkowy, stanie się możliwa. Zastosowanie chipów RFID w
samochodach spowoduje, że władze będą wiedziały nie tylko, jakie jest
natężenie ruchu w danym czasie na określonych odcinkach dróg, ale gdzie
podążasz swoim samochodem i gdzie znajduje się cel twojej podróży.
Nowy Porządek Świata ma nowy bat
Oczywiście
problemem nie jest sama technologia, rozwój ludzkich umiejętności
korzystania dla wygody mieszkańców planety Ziemia z nowo odkrytych czy
już poznanych praw. Kwestią niepokojącą są coraz częściej dostrzegane
fakty, potwierdzające, że to, co z założenia miało służyć człowiekowi,
stało się dla międzynarodowych sitw poręcznym narzędziem służącym do
umacniania władzy nad ludźmi. Przekształcanie społeczeństwa
obywatelskiego w bezmyślne stado idące za tym, kto da więcej wypić i
syciej zakąsić. Mówiąc jeszcze inaczej, problemem jest moralność
zamieniona w prawny paragraf, którym najemne kauzyperdy, jak wytrychem,
otwierają swoim mocodawcom i patronom wszystkie drzwi prowadzące do
panowania nad światem.
Ich masowa
propaganda poprzez filmy kinowe, telewizyjne, reklamy wsącza w umysły
ludzi akceptację dla RFID, przekonując, że nasze zaczipowane życie
stanie się lepsze, łatwiejsze, bardziej bezpieczne. Nie będziesz musiał
nosić ze sobą łatwych do ukradzenia pieniędzy, jeśli nagle zachorujesz w
podróży lub na ulicy, będziesz miał przy sobie swoją kartę chorobową.
Jeśli twoje dziecko nie wraca ze szkoły do domu, nie musisz panikować –
jego identyfikator elektroniczny wskaże ci, gdzie obecnie przebywa twoja
latorośl. Simson Garfinkel, ekspert bezpieczeństwa komputerowego i
konsultant z Auto-ID, dodaje, że technologia RFID może pomagać osobom
niewidomym lub niedowidzącym w poruszaniu się w domu bądź przestrzeni
miejskiej.
Dobra propaganda polityczna
nie jest nośnikiem „czystego kłamstwa”, jej zadaniem jest je ukryć w
wielomówstwie neutralizującym gorzki smak fałszu. Tak jak można ukryć
nóż – narzędzie zbrodni – przekształcając w element zastawy stołowej,
poprzez dodanie mu do kompletu łyżki i widelca.
Bowiem
należy zawsze pamiętać o drugiej stronie technologii RFID, o której
oczywiście nie mówi się w mainstreamie. O niektórych negatywnych
zjawiskach było już wspomniane. Najgorsze jest jednak to, stwierdza
Garfinkel, że chipy można zaprogramować tak, aby wywoływały ciężkie
choroby bądź doprowadzały swojego „nosiciela” do śmierci na polecenie
osób posiadających czytniki. Kogo może dotyczyć takie niebezpieczeństwo
śmierci nagłej a niespodziewanej? Odpowiedź sama się narzuca – ludzi
niewygodnych dla sitw i ich gnidzich interesów, idących pod prąd
interesów społecznych.
Te zbiorowiska
świetnie zorganizowanych i bardzo zasobnych ludzi o globalnych ambicjach
możemy nazwać „Globalnym Rządem”, twórcami „Nowego Porządku Świata”,
„Megakartelem Bankowym” czy w końcu, iluminatami bądź masonami. Łączy
ich jedno – zła wola i chęć rządzenia ludźmi przerobionymi na „nawóz
historii”. Ich historii. Jak czytamy na stronie www.humansarefree.com,
obecność tych grup możemy łatwo dostrzec, a ich aktywność uchwycić, bo
pojawia się jak mroczny cień we wszystkich kluczowych wydarzeniach
świata.
Wróg pod skórą
Jak
zapewne pamiętają stali Czytelnicy „Teorii Spisku”, wielu ludzi, którzy
chcieli obdarować świat tanią albo wręcz darmową energią – wodną bądź
elektryczną, miało przez to spore kłopoty. Niektórzy źle skończyli. Była
o tym mowa w artykule poświęconym samochodom na wodę. Nie inaczej było z
wynalazcą o nazwisku Bob Boyce. Pan Boyce naraził się „wielkim tego
świata” wynalazkiem urządzenia, mogącego dostarczyć wszystkim ludziom na
planecie taniej i czystej energii elektrycznej.
W
2009 r. strona Pure Energy Systems News (www.pesn.com) po raz pierwszy
poinformowała swych czytelników o tym, że Bob Boyce choruje na raka, a
powodem jego powstania był mikroczip, który wszczepiono mu w prawe
ramię, bez jego wiedzy i zgody. Po usunięciu czipa w szpitalu Fannin w
Blue Ridge, w stanie Georgia okazało się, że znajduje się tam jeszcze
jeden czip – wszczepiony znacznie głębiej. Wykryło to zdjęcie
rentgenowskie.
Personel chirurgiczny
szpitala po wyjęciu chipa umieścił go w probówce z napisem „ciało obce”.
Bob Boyce odpierał zarzuty, że mikroprocesor jest tworem jego
wyobraźni: Ten „twór wyobraźni” jest udokumentowany na zdjęciu i na
filmie wykonanym przez pracowników gabinetu zabiegowego na oddziale
chirurgii szpitala Fannin. Jednak raport patologa nie wspomniał o
chipie.
Takie mikroprocesory, zwane
„verichips”, wszczepia się zwykle tuż pod skórą. Poszczególny procesor
zawiera unikatowy 16-cyfrowy identyfikator. Verichipsy działają w ten
sam sposób, jak oznakowania zabezpieczające towar przed kradzieżą. Nie
mają w sobie żadnych źródeł zasilania, ale będąc w pobliżu pola
magnetycznego uruchamiają proces identyfikacji radiowej. Bob przebywał
wokół potężnych źródeł elektromagnetycznych cały dzień, w tym czasie
chip pracował wewnątrz jego ciała jak nadajnik mikrofal.
Na
stronie internetowej www.AntiChips.com możemy zapoznać się z
dokumentacją badań, wskazujących na ścisłe powiązanie wbudowanych chipów
RFID z powstawaniem nowotworów. Nowy raport organizacji CASPIAN wykazał
na podstawie przeglądu badań laboratoryjnych związek przyczynowy między
wszczepionymi czipami RFID a rakiem u gryzoni laboratoryjnych i psów.
We wszystkich prawie przypadkach nowotwory złośliwe powstały w miejscu
implantów i, rosnąc, otaczały i obrastały wszczepione mikrourządzenia.
Te szybko rosnące nowotwory złośliwe często doprowadzały zwierzęta poddawane doświadczeniom do śmierci. W wielu przypadkach dochodziło do przerzutów na inne tkanki narządów wewnętrznych zwierzęcia zaatakowanego przez raka. Implanty zostały jednoznacznie zidentyfikowane jako źródła nowotworów. Kto umieszczał implant w organizmie Boba, niewątpliwie wiedział, co robi i dlaczego chce w ten sposób przerwać jego pracę.
Według
relacji Boyce’a, odpowiedzialnym za wszczepienie mu dwu mikroprocesorów
był Bob Potchen, były pracownik wojskowych służb specjalnych oraz NSA –
instytucji, które nie były zachwycone wynalazkiem Boba Boyce’a, jako o
wiele lepszym od tego, które opracowano w ich laboratoriach i przede
wszystkim, o wiele tańszym, a przez to mogącym uniezależnić obywateli od
energii dostarczanej przez państwo i korporacje. Potchan, przez pewien
czas współpracujący z wynalazcą, pewnego dnia w czasie pracy podał mu
„odświeżającego” drinka, po którym Boyce usnął. Gdy się obudził, poczuł,
że jego prawe ramię jest zdrętwiałe, a kiedy je zaczął rozmasowywać,
poczuł pod skórą mały, twardy guz. Ponieważ niedawno wycięto mu kilka
łagodnych nowotworów skóry, Bob Boyce sądził, że to jedna z tych
drobnych narośli, jeszcze nieusuniętych przez chirurgów. Jednak po
pewnym czasie skóra na ramieniu zrobiła się czerwona, a ręka bolała go
przez kilka miesięcy. I to właśnie spowodowało, że udał się do szpitala,
w którym dokonano wspomnianego szokującego odkrycia.
Przede wszystkim, nie bać się!
Znani
ze swojej „czujności obywatelskiej” oraz troski o prywatność życia
osobistego Amerykanie podjęli już dość dawno działania zmierzające do
przeciwstawienia się zjawisku narastającej kontroli ze strony systemu
RFID. Już na początku obecnego stulecia Katarzyna Albrecht, wówczas
studentka psychologii Uniwersytetu Harvarda, założyła wspomnianą
organizację CASPIAN (angielski skrót od: Konsumenci Przeciwko Inwazji
Supermarketów na Prywatność oraz Numerowaniu). Celem działaczy CASPIAN
jest zwalczanie firm, które chcą umieścić bądź umieszczają czipy RFID na
swych produktach. Ich działalność spowodowała, że odzieżowa firma
Benetton obiecała wycofać się z pomysłu oznaczania swych towarów
czipami. Podobne obietnice miała złożyć firma Prado, u której, jak
wiadomo, ubiera się sam diabeł.
W
styczniu 2014 r. strona www.humansarefree.com poinformowała swoich
czytelników, że w Ameryce zaczyna narastać opór przeciwko
mikroidentyfikatorom. Tendencje zmierzające do tego, aby „zaszczepić” w
ten sposób wszystkich mieszkańców USA są aż nadto wyraźne. Zarówno
opanowany przez republikanów senat, jak prezydent Obama zdają się nie
tylko nie mieć nic przeciwko RFID, ale uważają ponadto, że w czipach
jest przyszłość i nadzieja dla Ameryki. Wcześniej ta sama strona
informowała o niesprawdzonych, ale wielce prawdopodobnych, doniesieniach
prasy oraz wypowiedziach zamieszczonych na Youtube, z których wynikało,
że w ramach „Obamacare”, czyli nowej polityki opieki zdrowotnej
administracji Baracka Obamy, stan Wyoming wprowadził dla uczniów
powszechny obowiązek wszczepiania mikroprocesorów RFID, i to bez
potrzeby uzyskiwania zgody rodziców.
Prawda
to czy też nie, ale faktem jest, że szkoły w USA już zaczynają wymagać
od uczniów posiadania identyfikatorów RFID. Na szczęście niektórzy
uczniowie walczą z tą opresją: studenci drugiego roku w San Antonio,
sprzeciwiając się tym pomysłom, zainspirowali ruch uczniowskiego oraz
obywatelskiego protestu przeciw mikroczipowaniu.
Jednak
z drugiej strony, pragmatyczni obywatele USA nie chcą wylewać dziecka z
kąpielą, zdając sobie sprawę, że coraz powszechniejsze zjawisko RFID ma
również swoją dobrą stronę. Przypomina o tym bardzo zaangażowana w
obronę swobód obywatelskich, stąd często cytowana w „Teorii Spisku”,
strona www.humansarefree.com: Wiemy, że Rząd Światowy najchętniej by nas
wszystkich zaczipował. Niedawno republikański senat zachwalał aplikację
RFID, mówiąc że jest to ekscytująca nowa technologia, po której można
sobie obiecywać wiele dobrego dla naszej gospodarki. Jednocześnie
obiecując obudowanie aplikacji RFID takimi prawami, które
uniemożliwiłyby ingerować w naszą prywatność.
W
konfrontacji z takimi wyzwaniami musimy przede wszystkim właściwie
zrozumieć, o co w tym problemie tak naprawdę chodzi, aby nie walczyć w
niewłaściwy sposób i nie odrzucać ukrytych możliwości i korzyści dla
ludzkości, jakie tkwią w nowym wynalazku. Historia pokazuje, że gdy
pojawiają się rewolucyjne wynalazki, pierwszą reakcją ludzi jest często
„bojaźń i drżenie”. Po czym przyzwyczajamy się do nowych technologii,
tak jak do milionów innych nowych rzeczy w życiu: niektóre są lepsze,
niektóre gorsze. Musimy zrozumieć, jak możemy wykorzystać te technologie
do walki z tymi, którzy chcieliby za ich pomocą poddać nas totalnej
inwigilacji. Jak możemy oszukać system, jak możemy wydrwić ich kontrolę,
ominąć punkty kontrolne, skany, radary i inne technologiczne formy
nadzoru. Możemy przecież przeniknąć Matrix, robiąc krok do tyłu i
spojrzeć nań z zewnątrz, aby zrozumieć, co oznacza.