Sanguinis innocui, non satiata, aluit.
Sospite nunc patria, fracto nunc funeris antro,
Mors ubi dira fuit vita salusque patent1
Ćwierć setki ludzi ze sztandarami zebranych na jednej z warszawskich
ulic w niedzielę przed południem, w szary, styczniowy dzień, raczej
chłodny i nieszczególnie skłaniający do wychodzenia z domu – to obraz,
który zewnętrznemu obserwatorowi może się wydać dziwny. Trochę
intrygujący, a trochę smutny. Kolejni, „którym zależy”…
Uliczne wystąpienia i pikiety małych grup zawsze budzą takie wrażenie
i chyba faktycznie mają w sobie tę dwoistość: z jednej strony stanowią
wyraz tego, że ktoś o czymś pamięta i czegoś chce, z drugiej – wydają
się czymś anachronicznym i kuriozalnym w rozpędzonym świecie ludzi
zajętych „poważnymi sprawami”.
Ale przecież sprawa, którą poruszono 21 stycznia roku bieżącego na ulicy Pięknej, była poważna.
Mowa wszak o wydarzeniach, które zaważyły na losach Francji, Europy, a
ostatecznie i całego świata. Rewolucja, zwana powszechnie francuską,
uformowała nowoczesny porządek równości, demokracji, liberalizmu i
relatywizmu, a poniekąd i socjalizmu – ze wszystkimi jego wadami,
wypływającymi na ogół z błędów metafizycznych, ale też i z otwarcia bram
do czeluści, w których kryły się rozmaite ludzkie namiętności i
pożądliwości, podniesione po roku 1789 do rangi prometejskich zaczynów
odmienionego świata.
21 stycznia 1793 na dzisiejszym placu Zgody, wówczas placu Rewolucji
(pierwotną nazwą był plac Ludwika XV), zgilotynowano człowieka, w
którego dokumentach widniały personalia: obywatel Ludwik Kapet. W ten
sposób przecięto nie tylko panowanie Burbonów we Francji, ale właściwie
całą, liczącą wiele wieków tradycję i historię państwa. Król – w
perspektywie politycznej głowa państwa, w ujęciu sakralnym pomazaniec
Boży, prywatnie zaś człowiek poczciwy i raczej sympatyczny, trochę
nieśmiały – został sprowadzony do rangi człowieka z tłumu, jednej z
wielu ofiar szalejącej Madame Guillotine. To miało go nie tylko pokonać, ale i upokorzyć.
Nie miejsce tu, by mówić o genezie Rewolucji, o jej dziejach oraz o
frakcjach ścierających się w tych burzliwych latach. Nie czas też na
obronę ancien regime’u, który zresztą w tej konkretnej formie,
tuż przed rokiem 1789, nie był wolny od wad i pod wieloma względami
odbiegał od tego, co później mogło uchodzić za legitymistyczny ideał
społeczno-polityczny. Tak czy inaczej, Rewolucja nie była lekarstwem
(tym bardziej: właściwym) na bolączki trapiące Francję, a ścięcie króla
stanowiło zamach na sakralne umocowanie władzy, na zasadniczy porządek
rzeczy. Było wydarzeniem nie tylko politycznym, ale też religijnym – czy
raczej antyreligijnym. Metafizycznym błędem, jak powiedzieliby
niektórzy; urąganiem Opatrzności.
O tym wszystkim mówili prelegenci zgromadzeni na obchodach rocznicy
męczeńskiej śmierci Ludwika XVI. Wydarzenie zorganizowano pod ambasadą
Francji. Organizator, pan Adrian Zimny, przedstawił pokrótce podstawowe
rozbieżności pomiędzy ideami rewolucyjnymi i katolickimi. Odczytano
specjalny list, nadesłany przez Jego Królewską Mość króla Francji i
Nawarry Ludwika XX, a także upamiętniono zgon jego przodka minutą ciszy.
Pan profesor Jacek Bartyzel przybliżył wspomniany wyżej metafizyczny
wymiar ataku rewolucjonistów na osobę króla, instytucję monarchii i
przede wszystkim na jej katolicki wymiar. Padły okrzyki
kontrrewolucyjne, odśpiewano również hymn Królestwa Francji (Vive Henri IV).
Demonstracja zorganizowana została przez nieformalne środowisko
znajomych, niemniej część z obecnych udziela się w pewnych
organizacjach. Wypada zatem wspomnieć o delegacji Organizacji
Monarchistów Polskich, osobach związanych ze Stowarzyszeniem Kultury
Chrześcijańskiej im. x. Piotra Skargi tudzież o młodym człowieku
dokumentującym wydarzenie z ramienia Telewizji Narodowej.
Kilka godzin później, o 14.00, w kościele pw. św. Klemensa Hofbauera
na Woli odbyła się Msza św. (w rycie trydenckim) za duszę Ludwika XVI.
Godne uwagi jest to, że przed rozpoczęciem obrzędów prof. Bartyzel
powtórzył swoje przemówienie sprzed ambasady, dzięki czemu dotarło ono
do znacznie większej liczby słuchaczy.
zdjęcia: Adam Tomasz Witczak
1 Nikczemny
tłum oprawców niesyty krwi niewinnej przez długie czasy dawał tu żer
swym szałom. Dziś, gdy ojczyzna pozyskała spokój, — dziś, gdy pokruszono
pieczarę grabarzy, — życie i zbawienie jawią się tam, kędy śmierć
złowroga panowała. – motto noweli „Studnia i wahadło” Edgara Allana Poego (tłumaczenie Bolesława Leśmiana). Według autora był to czterowiersz przeznaczony dla bramy rynku, który miał powstać na miejscu klubu Jakobinów w Paryżu.