W tygodniu rozpoczętym Niedzielą Gaudete
winniśmy się głęboko zastanowić nad miejscem radości w życiu
konserwatysty. Radości, która wydaje się być przysłonięta smutkiem
wynikającym z jakiejś głębokiej nostalgii, jakiejś tęsknoty, która nie
dostrzega żadnych pozytywnych aspektów w tym co stworzone.
Zrozumiałe jest, że nasze gaudete nie
bierze się z widzenia świata, a raczej z widzenia Boga lub dostrzegania
Boga. Zasadnicze wydaje się pytanie: czy dostrzegamy w widzialnym
świecie niewidzialnego Boga? To pytanie jest swego rodzaju otwarciem na
świąteczne refleksje polityczno-teologiczne. Jest pytaniem o widzenie
Tradycji, pośród wyewoluowanych racjonalistycznych idei – wszechobecnego
turbokapitalizmu oraz nihilizmu czy relatywizmu.
Piewca tego co minęło, tego co przyjmowało formę pewnego misterium (władza) i tego co było nieodzownym elementem misterium – sacrum
– doświadcza, zapewne, swego rodzaju konwulsji rozglądając się wokół
tych misternych i sakralnych miejsc, które nie błyszczą tak samo jak
świecące wokół świąteczne światełka. Nie są perfekcyjnie zapakowane,
przyozdobione, a raczej łączą się z jakąś ascetyczną formą życia – i
może dlatego tak bardzo żałujemy, że tej ascezy nikt nie chce podjąć i
nie chce pojąć jej znaczenia. Tenże obserwator, który tęskni za Ancien régime’u, coraz
częściej rozżala się z powodu widzialnego świata. Coraz częściej
gnuśnieje w swojej gorliwości w dążeniu do zmian porządku społecznego
czy politycznego. Jeśli nie gnuśnieje, to co najmniej boleje, a co
gorsza pieni się z powodu nienawiści do tego co lub kogo widzi. W pewnym
sensie staje się więźniem swojego widzenia świata – człowiekiem, który
musi unikać tego czego nie da się potępić, bo zapewne chciałby potępić
wszystko i wszystkich. Nauczony dostrzegania Boga tam, gdzie tylko on Go
dostrzega i niedostrzegania Go tam, gdzie roi się od jego przeciwników
ideologicznych. Trudno tutaj o radość, a jeszcze trudniej o dyskusję. Co
gorsza – trudno o zmianę. A chyba wszyscy wiemy, że zmiany, i jako conversio i jako poenitentia, potrzebujemy – wszyscy, bez wyjątku.
To
nawrócenie, ta zmiana, jest szczególnie potrzebna tym, którzy tęsknią
za niewidzialnym Bogiem w widzialnym świecie, za odpowiednią hierarchią
wartości i hierarchią społeczną – to My winniśmy rozważyć zmianę naszego
podejścia w celu afirmowania nie tyle świata, co człowieka. Nie możemy
nie szukać usprawiedliwienia dla tych, którzy są pochłonięci tym co
przemijające, ani odbierać im radości z życia, której nam tak często
brakuje. Jak pisał wybitny egzystencjalista Kierkeegard „Człowiek jest
syntezą skończoności i nieskończoności, czasowości i wieczności,
konieczności i wolności”. Czyni to człowieka niezwykłą sprzecznością,
formą dualistyczną samą w sobie i treścią pełną wewnętrznych konfliktów –
czyni to człowieka istotą cierpiącą niekończące rozdarcie. I z samego
naszego wspólnego jestestwa winniśmy więcej rozumieć by zmienić, niż
zmieniać, żeby inni zrozumieli. Musimy też, choć na chwilę, odejść od
tego co uważamy za uniwersalne, bo i Kierkeegard mawiał o nieustannym
„stawaniu się”, o ciągłych zmianach w człowieku. Mawiał tak również nasz
Marszałek Piłsudski, który niechętnie odnosił się do wszelkiego
doktrynerstwa: „w życiu ciągle się wszystko zmienia, wszystko idzie
naprzód, a doktryny stoją w miejscu”. Wydaje się, że pochłonięci
tęsknotą za przeszłością stoimy w miejscu, jak doktryny, a nie podążamy
naprzód jak ludzie nadziei.
Te podążanie naprzód musi wiązać się również z nadzieją, która jest podstawą Niedzieli Gaudete,
jak i podstawą naszego życia. Nie jest możliwe radosne wędrowanie bez
nadziei, że dojdzie się do celu. Nie jest możliwe zrozumienie tego
świata bez nadziei – zrozumienie w sensie próby usprawiedliwienia, a nie
potępienia. Jak pisał abp. Fulton Sheen „Jeśli rozpoczniemy pracę (co
jest koniecznością) u dołu drabiny, mając współczucie dla wszystkich
ludzi, nic, co przytrafia się innym, nie będzie nam obce”. Nie będzie
nam obce nie tylko cierpienie, ale również nie będzie nam obce
zrozumienie tych, którzy dali się pochłonąć temu wszystkiemu co
przemijające, nihilistyczne. I w końcu, nie będzie nam obca radość z
życia, pośród tych, którzy myślą i żyją innymi imponderabiliami.
Zbliżający
się okres Bożego Narodzenia winien wzbudzać w nas refleksje o
narodzinach. Winniśmy znaleźć korzenie naszych idei, naszych wartości, i
nie powinniśmy dać się pochłonąć jakieś duchowo miernej myśli, która
proponuje nam widzenie świata w szarych barwach, bez nadziei i bez
radości. Aby nastąpiło conversio (nawrócenie)
na to co wartościowe i piękne, musimy mieć uśmiech na twarzach i radość
w sercu, żeby się nie okazało, że to co dawne i Tradycyjne było tylko
smutne, ascetyczne i pozbawione pierwiastka radości. Ośmieliłbym się
wysnuć tezę, że to właśnie brak radości, współczucia i miłości jest
największym błędem współczesnego konserwatyzmu – rozszarpanego przez
politycznych dysydentów – chcących użyć konserwatywnych wartości, aby
walczyć a nie czynić pokój, aby potępiać a nie współczuć, aby
nienawidzić a nie miłować.
„Dobry
człowiek z dobrego skarbca wydobywa dobre rzeczy, zły człowiek ze złego
skarbca wydobywa złe rzeczy. A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego
słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. Bo na
podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich
będziesz potępiony” (Mt 12,31-37)
Franciszek Brzozowski