Zgilotynowanie Ludwika XVI jest kulminacyjnym momentem rewolucji
antyfrancuskiej. Powszechność rozpoznawania przełomowości tego aktu
królobójstwa nader rzadko idzie w parze z rozumieniem jego zarówno
symbolicznego, jak realnego znaczenia. Zazwyczaj fakt detronizacji, a
następnie dekapitacji króla postrzegany jest pod dyktando ideologicznego
schematu wykoncypowanego przez inspiratorów i wykonawców zbrodni, czyli
jako – być może nawet smutny i budzący grozę, niemniej konieczny – „ryt
przejścia” (rite de passage) od monarchicznego „despotyzmu” do
republikańskiego „ustroju wolności”. W rzeczywistości tym, co naprawdę
budziło nienawiść rewolucjonistów i co sprawiało, że monarchia musiała
zostać zniszczona, nie była tylko sama forma monarchiczna ustroju, ale
jej nieusuwalne znamię religijne, chrześcijańskie. Śmiertelnym wrogiem
dla nowego „królestwa” Praw Człowieka i Obywatela była teologia polityczna (i płynące z niej zobowiązania) arcychrześcijańskiego (très-chrétienne) Królestwa Francji jako najstarszej córy Kościoła (la fille ainée de l’Église) i jej arcychrześcijańskiego (très-chrétien)
króla. W świetle tej teologii – a przede wszystkim dogmatu Wcielenia
oraz dogmatu osobowej Trójjedyności Boga, wyrażonej także symbolicznie w
znaku heraldycznym Kapetyngów: trzech złotych liliach na błękitnym polu
– „Królestwo Lilii” Ludwika Świętego stawało się mistycznym ciałem
trójstanowego narodu chrześcijańskiego, którego ziemskim Ojcem jest
król, a wszyscy poddani z każdego stanu i z każdej prowincji stanowią
Rodzinę Św. Ludwika.
Król Francji musiał być zdetronizowany, poniżony i zamordowany
dlatego, że (zapoczątkowana koronacją Pepina Krótkiego w 754 roku)
tradycja namaszczania – jako imitatio Davidi regis – monarszego
ciała krzyżmem oleju ze Świętej Ampułki przyniesionej przez gołębicę z
Nieba podczas chrztu króla Franków Chlodwiga czyniła osobę monarszą
prawdziwie „królem-kapłanem”, „biskupem zewnętrznym” (l’évêque du dehors), mającym od Boga łaskę uzdrawiania przez dotyk, wedle formuły rytualnej: „Król cię dotyka, Bóg cię uzdrawia” (le Roi te touche, Dieu te guérit). Dlatego też akt publicznego roztrzaskania Świętej Ampułki miał dla królobójców nie mniejszą wagę niż zniszczenie fizycznego ciała króla. Gdyby król Francji mógł stać się oświeconym
sługą państwa i „postępu”, zapewne rewolucjoniści pozostawiliby tę
atrapę monarchii, jaka w tylu innych krajach istnieje (na pośmiewisko)
do dzisiaj: ale był on ze swojej istoty i nieodwołalnie „porucznikiem
Boga na ziemi” (lieutenant de Dieu), co było nie do
zaakceptowania. Tę kardynalną różnicę wspaniale uwypuklił obrońca Tronu i
Ołtarza, wicehrabia de Chateaubriand: „Kiedy gołębica przyniosła
Klodwigowi oleje święte, kiedy długowłosych królów wznoszono na tarczy,
kiedy Ludwik Święty z drżeniem przysięgał na koronacji, że władzy swej
użyje tylko dla chwały Boga i dobra ludu, kiedy Henryk IV, wkroczywszy
do Paryża, padł na kolana w Notre-Dame i po prawicy króla ujrzano
naprawdę albo w wyobraźni piękne dziecię uznane za jego anioła stróża,
korona była święta; królewski proporzec spoczywał w niebie”.
Zbrodnia królobójstwa ma tedy charakter na wskroś sakralny.
Nie chodzi w niej tylko o ugodzenie w instytucję reprezentującą
najwyższy autorytet polityczny. Jej istotny, najgłębszy sens jest wprost
bogobójczy; zabijając włodarza władzy ziemskiej, otrzymanej z łaski
Boga, ugodzić chciano w Autora i Dawcę wszelkiej władzy. Bogofobia i chrystofobia
rewolucjonistów stanowi ich najbardziej wyrazistą autoidentyfikację.
Potomek Ludwika Świętego – Ludwik XVI, musiał zatem stać się Ludwikiem
Męczennikiem dlatego, że był Wikariuszem Boga w swoim ziemskim
królestwie. Krew spływająca z jego odciętej głowy miała zmyć z czoła
krzyżmo oleju świętego, którym był namaszczony.
Wszystko to uwypuklił papież Pius VI w swojej alokucji
konsystorialnej z 17 czerwca 1793 roku, gdzie powiedział: Ludwika XVI
zamordowano wyłącznie za to, „że był królem, a to postrzegano jako
największą ze zbrodni”. „Król musiał umrzeć, gdyż nie godził się z
zasadą, że „każdy może wyznawać taką religię, jaką chce, tak jak by
wszystkie religie równo prowadziły do zbawienia, poza jedną religią
katolicką, która została zakazana”. „…mamy stanowcze przekonanie, że
[Ludwik XVI] szczęśliwie zamienił zawsze kruchą koronę królewską i
kwiaty lilii, które niegdyś na niej błyszczały, na inny diadem nie do
skruszenia, który aniołowie umieścili na nieśmiertelnych kwiatach
lilii”. I zapowiedział: „Chrześcijanin, o którym sądzimy, że zasłużył na
miano męczennika (…) to ten, który został za takiego formalnie uznany
przez Stolicę Apostolską. W konsekwencji, szanowni ojcowie, wskażę wam
Naszym poleceniem dzień, gdy spotkacie się z Nami razem, wedle zwyczaju,
w Naszej kaplicy papieskiej, na pogrzebie publicznym Jego Wysokości,
Arcychrześcijańskiego Ludwika XVI, króla Francji”. Ten testament
pozostaje wciąż do wykonania i dla papiestwa, i dla Francji.