Internauci żyją premierą nowego serialu TVP. Opowiadająca o
XIV-wiecznej historii Polski „Korona królów” wzbudza silne, często
skrajnie negatywne emocje. Produkcji faktycznie można zarzucić bardzo
wiele. Film w żaden sposób nie może konkurować z wielkimi i drogimi
produkcjami z Zachodu. Pytanie tylko, czy faktycznie taki był jego cel?
Jeśli twórcy „Korony królów” mieli ambicję zaprezentowania polskiej
odpowiedzi na „Grę o tron” (HBO), „Wikingów” (History) czy którąś z
historyczno-kostiumowych produkcji Netflixa, to należy stwierdzić
krótko: ponieśli sromotną klęskę!
Serial wypada jednak inaczej w porównaniu z podbijającym niegdyś
polskie małe ekrany tureckim „Wspaniałym stuleciem”. Jeśli więc celem
było osiągnięcie takiego poziomu wizualnego i fabularnego – a o tym
donosiły media – to produkcja TVP nie jest niewypałem.
„Korona królów” absolutnie nie może zachwycić i powalić na kolana
wymagających widzów. Ludzie obcujący z zachodnimi serialami kostiumowymi
w stylu „Dynastii Tudorów” czy „Rzymu” oczekują pod względem
technologicznym znacznie więcej. Fani wysokobudżetowych historycznych
produkcji to jednak tylko pewna część polskiego społeczeństwa.
Bardzo wielu Polaków nie ogląda jednak seriali z Netflixa, a filmy
typu „M jak miłość”, zaś z produkcji historycznych wspomniane wyżej
„Wspaniałe stulecie” oraz „Krzyżaków”, „Potop” i „Ogniem i Mieczem”.
Tacy widzowie mogą przyjąć „Koronę królów” ciepło. I to pomimo wad i
niedociągnięć, których – przynajmniej w zaprezentowanych na razie dwóch
odcinkach – nie brakuje. Cała lista historycznych błędów, a nawet
sprzeczności czy absurdów, dostrzegalna jest bowiem wyłącznie dla
wyczulonego oka pasjonata nauki przeszłości. Wpadki nie przeszkadzają
traktować serialu jako dość lekkiej rozrywki na późne popołudnie.
Niestety twórcy, w sposób niewnoszący do fabuły absolutnie niczego,
„ubogacili” serial w „momenty”, które rodzą trudności w oglądaniu
serialu razem z dziećmi. W wyświetlonych na razie odcinkach szczególnie
razi scena kąpieli w jeziorze jednej z głównych bohaterek. Fabuła
serialu bez pokazania owej nagości nie straciłaby absolutnie niczego –
scena dodana jest sztucznie i całkowicie na siłę. Producentom
najwyraźniej zależy jednak na opinii „odważnych” i „postępowych”. Nawet
jeśli cierpi na tym szacunek do czasu widza, najzwyczajniej marnowanego.
To co prawda droga wytyczona chociażby przez twórców ociekającej seksem
(w sposób niezgodny z książkowym oryginałem) „Gry o tron”, ale droga
błędna.
Jeśli serial faktycznie dedykowano widzom niewymagającym
„fajerwerków”, jeśli zamiarem producentów było stworzenie typowego
dzieła telewizyjnego, to cel został osiągnięty. Jeśli jednak tym
serialem TVP planowała podbić światowe rynki i nastraszyć wielkie
wytwórnie rozwojem w Polsce groźnej konkurencji, to musimy odnotować
zupełną porażkę.
Gra aktorska w „Koronie królów” jest (przynajmniej na razie) dość
przeciętna – przyczepić można się do bardzo wielu osób, ale rzeczony
wyżej niewymagający widz być może nie zrazi się do produkcji po
pierwszych dwóch odcinkach. Większym ryzykiem jest… znudzenie się jak na
razie mało porywającym scenariuszem i niewyraźnie zarysowanymi
postaciami. To wszystko jednak i tak przewyższa niektóre z serialowych
dialogów. Większość jest akceptowalna, ale część – niestety – przypomina
szkolne przedstawienie i deklamację uczniów stremowanych obecnością
rodziców na widowni.
Nadzieja dla serialu to natomiast – nawet w sytuacji utrzymania
„poziomu” dialogów i gry aktorskiej – upływający czas. Wraz z rozwojem
fabuły opartej, bądź co bądź, na wydarzeniach historycznych, musi się w
„Koronie królów” dziać więcej. Być może serial nie będzie w każdym
odcinku przeładowany emocjonującymi wydarzeniami i ludzie nie będą z
niecierpliwością czekali na kolejne odsłony (jak w przypadku zachodnich
produkcji kostiumowych), być może niektóre wątki będą rozwleczone (jak
we „Wspaniałym stuleciu”), ale ów niewymagający widz może przywiązać się
do produkcji. Historia Polski jest bowiem pełna emocjonujących momentów
i zaskakujących zwrotów akcji.
Żaden scenarzysta nie byłby w stanie tego zepsuć. Prawda?
Michał Wałach