Wojciech Zaleski
Spośród badaczy reprezentujących
środowiska konserwatywne i tradycjonalistyczne, którzy zastanawiali się
nad przyczynami głębokiego kryzysu Europejskiej Cywilizacji
Chrześcijańskiej wielu upatrywało jego początku w wieku XVIII,
uwieńczonym tzw. „wielką rewolucją francuską”. Inni wskazywali
na wiek XVI, kiedy to rozpoczął się renesans. W poczet tych ostatnich
zaliczał się m.in. angielski pisarz katolicki, Hilary Belloc. Uważał on,
bowiem że proces degeneracji naszej cywilizacji należy datować od
początku wieku XVI, czyli od momentu „rozłamu naszej wspólnej
europejskiej moralności i systemu religijnego wskutek reformacji”[1].
Jego zdaniem w wyniku tej katastrofy rozpoczął się stopniowy i
nieodwracalny już proces rozkładu Świętego Porządku Starej Europy, który
dokonał się nie tylko na płaszczyźnie religijnej, czy też
społeczno-politycznej, lecz także ekonomicznej.
Na łamach Zawsze Wierni
opublikowanych zostało kilka artykułów odnoszących się do tej tematyki.
Dwóch autorów w wyczerpujący sposób zaprezentowało heretyckie poglądy
XVI-wiecznych „reformatorów” religijnych[2], jeden natomiast podjął
próbę wyjaśnienia przyczyn i skutków „postępowych przemian” w dziedzinie
stosunków społeczno-politycznych[3]. Celem niniejszego artykułu jest
natomiast wskazanie źródła rewolucyjnych „dokonań” w dziedzinie ekonomii
oraz przedstawienie katolickiego punktu widzenia na zagadnienia
gospodarcze; punktu widzenia, którego jednym z najważniejszych
rzeczników w Europie był wybitny polski pisarz i działacz polityczny,
Adam Doboszyński.
Antychrześcijański przewrót
„Człowiek kompletny – pisał znany
pedagog Wojciech Górski – powinien mieć w porządku trzy rzeczy: serce,
rozum i kieszeń. Kieszeń w tym celu, by mógł wykonać to, co mu nakazuje
serce i rozum”. Cytat ten w doskonały sposób oddaje głęboki sens
chrześcijańskiej myśli gospodarczej. Wymienione bowiem wyżej trzy
zasadnicze atrybuty „człowieka kompletnego” wskazują nam wyraźnie, iż
walka o byt toczy się na trzech płaszczyznach: nie tylko materialnej
(„kieszeń”), ale także moralnej („serce”) oraz intelektualnej („rozum”).
Zdrowy rozwój społeczeństw zależy zatem od zachodzących między nimi
relacji. W sposób prawidłowy były one ustalone niewątpliwie w epoce
Wieków Średnich, bowiem wykonywana praca i czerpany z niej dochód
stanowił wówczas jedynie środek służący do realizacji celów wyższych, a
mianowicie doskonaleniu się człowieka tak w sferze moralnej, jak i
intelektualnej. Odnoszenie sukcesów na polu ekonomicznym nie było więc
celem samym w sobie, gdyż w czasach królowania w Europie Świętego
Porządku dominował niepodzielnie – wedle słów Feliksa Konecznego – „Pęd
życiowy w górę” kształtujący warunki życia w taki sposób, iż „ambicja
ludzka” sięgała „z reguły wyżej trzosa”[4].
Tymczasem od chwili rozpoczęcia rewolucji wywołanej bezmyślnie w imię fałszywie pojętych haseł „odrodzenia ludzkości” (renovatio hominis) czy też „odrodzenia starożytności” (renovatio antiquitatis)
koncepcja ta – zbudowana w dużej mierze na wzorcach Cywilizacji
Antycznej – zaczęła ulegać destrukcyjnym przemianom. Stało się tak za
sprawą rozprzestrzenienia się zarazy w postaci tzw. „reformacji”, która
naruszyła fundamenty nie tylko dotychczasowego porządku religijnego oraz
społeczno-politycznego, lecz także ekonomicznego. W ramach tego
ostatniego dokonał się zasadniczy zwrot polegający początkowo na
zachwianiu właściwej hierarchii owych trzech wymienionych wyżej
atrybutów człowieka, zaś stosunkowo szybko na zupełnym odrzuceniu
najważniejszego z nich: czynnika „serca” oraz na postępującej równolegle
w zastraszającym tempie aberracji związanego z nim czynnika „rozumu” W
tym właśnie momencie możemy obserwować narodziny smutnego „pędu życiowego w dół”, bowiem w chwili,, „gdy
życie zbiorowe przechyli się na jedną stronę walki o byt z
pominięciem., lub choćby z niedostatecznym uwzględnieniem dwóch innych
stron, powstaje zaburzenie w organizmie społecznym”[5].
Najtragiczniejszym skutkiem tego zaburzenia było zniszczenie dwóch
filarów europejskiej ekonomii w Wiekach Średnich: stanu chłopskiego i
cechów rzemieślniczych. To z kolei było bezpośrednią przyczyną zerwania
średniowiecznych więzów społecznych i utraty przez społeczeństwa
europejskie prawdziwej wolności. Według Reinholda Niebuhra „od tej pory
(czyli od tzw. renesansu – przyp. H. D.) datuje się rozwój cywilizacji
technicznej, która wytworzyła mnogość tak zniewalających zależności,
mechanizmów i więzów społecznych, jakie nie mogły być do pomyślenia w
poprzednim systemie stanowym”[6]. Od tego czasu rozpowszechniło się
także błędne mniemanie, jakoby walka o byt rozgrywała się wyłącznie na w
celu zaspokajania potrzeb materialnych człowieka, z pominięciem ważnej
przecież dla jego prawidłowego rozwoju sfery moralnej i umysłowej[7]. W
epoce Wieków Nowych błąd ten zakorzenił się tak silnie, że spowodował
zupełne sparaliżowanie procesu wykształcania się autentycznych, zdrowych
elit (pod względem reprezentowanego przez nie poziomu etycznego i
intelektualnego). Dokonało się to w stopniu tak wielkim, że w końcu
wieku XIX ultrakatolicki pisarz kolumbijski, Mikołaj Gomez Davila mógł
beznamiętnie podsumować ten tragikomiczny „postęp” takim oto trafnym
aforyzmem: „Bogaci i biedni różnią się dziś jedynie pieniędzmi”.
Wobec zagrożeń
Z biegiem czasu dawne pojęcia
ekonomiczne, pozostające w zgodzie z normami moralności
chrześcijańskiej, stanęły w obliczu poważnego zagrożenia unicestwieniem
przez nową, rozwijającą swą brutalną ekspansję liberalną doktrynę
gospodarczą; doktrynę, dodajmy, która w swych elementarnych założeniach
wymierzona była wyraźnie przeciw tym normom! W tej sytuacji, pod koniec
wieku XIX, gdy porażki liberalizmu na polu moralnym, intelektualnym i
materialnym stawały się coraz bardziej widoczne, Kościół katolicki
przystąpił energicznie do skonkretyzowania swej nauki społecznej. Miała
ona obejmować zagadnienia mieszczące się w ramach dwóch zasadniczych
sfer: uwzględniać zasady etyki katolickiej i wieloletnie doświadczenia
samego Kościoła (sfera sacrum) oraz zawierać rozwiązania
przystosowane do zmieniających się na świecie warunków
społeczno-politycznych i ekonomicznych (sfera profanum). Owocem tych prac były dwie bardzo ważne encykliki. Autorem pierwszej z nich – Rerum novarum, wydanej w 1891 r., był Leon XIII, drugą natomiast, Quadragesimo anno,
wydaną czterdzieści lat później, bo w 1931 r., napisał Pius XI. W
oparciu o te dokumenty, wchodzące w skład nieomylnego[8] Magisterium
Kościoła dalsze prace mogli już kontynuować myśliciele świeccy,
poszukujący trwałych fundamentów pod gmach nowego ustroju; ustroju,
który w swych najistotniejszych zarysach urzeczywistniałby odwiecznego
„ducha Europy”.
Spośród tych myślicieli za jednego z
twórców najwyższej rangi należy uznać Adama Doboszyńskiego[9]. Był on
autorem dwóch niezwykle wartościowych prac poświęconych szeroko
pojmowanej problematyce społeczno-gospodarczej. Już w 1934 r. została
opublikowana jego Gospodarka narodowa[10]. Impulsem do
napisania tej książki były perturbacje społeczno-gospodarcze, które
ujawniły się w Polsce międzywojennej po wielkim kryzysie gospodarczym,
jaki miał miejsce w latach 1929-1933. Natomiast nieco później, na
gruncie jej przemyśleń, powstała w latach 1944-1945 słynna już dzisiaj Ekonomia miłosierdzia. Była ona przeznaczona dla czytelnika brytyjskiego, a wydano ją w Wielkiej Brytanii w 1945 r. pod angielskim tytułem The Economics of Charity[11].
Dopiero później została przełożona przez autora na język polski[12]. Za
oprawą tego przekładu, dokonanego – jak napisałby jeden z bohaterów
powieści J. R. R. Tolkiena, Bilbo Baggins – „tam i z powrotem” –
dzieło to niewątpliwie zyskało na głębi, uniezależniło się od polskich
warunków, przez co stało się bardziej wyważone niż jego pierwowzór, gdyż
zostało wzbogacone się o treści uniwersalne, które z kolei skutecznie
uodporniły je na działanie czasu. Ponadto nie należy zapominać, iż treść
zarówno Gospodarki narodowej, jak i Ekonomii miłosierdzia znalazła oparcie – wedle własnych słów A. Doboszyńskiego – nie tylko „w objawionych prawdach o człowieku oraz w planie moralnym, nakreślonym przez Kościół katolicki”, lecz także na autorytecie samego Doktora Anielskiego, św. Tomasza z Akwinu, i to„nie tylko dlatego, że był wielkim, ale przede wszystkim dlatego, ze był Święty”[13].
Kamień węgielny ekonomii
Rozmyślając nad wypracowaniem
chrześcijańskiej koncepcji gospodarczej A. Doboszyński przystąpił do
rozwiązania pierwszoplanowego problemu, jakim było, jest i pozostanie
odwieczne zagadnienie odsetek od pożyczonych pieniędzy; zagadnienie,
będące jego zdaniem „kamieniem węgielnym ekonomii”[14], który stanowi
punkt wyjścia dla wszelkich rozważań w kwestiach ekonomicznych.
Umysł człowieka współczesnego,
wychowanego w warunkach funkcjonowania liberalnej doktryny gospodarczej,
przyzwyczaił się bowiem traktować jako rzecz zupełnie normalną i
oczywistą, iż kapitał niesie ze sobą odsetki. Przekonanie to przyjęło
się w stopniu tak dalece zaawansowanym Jak np. fakt, że „w autobusie płacimy za przejazd”[15].
Tymczasem okazuje się, iż praktyki takie zostały wprowadzone stosunkowo
niedawno, bo dopiero od kilku stuleci. Dawniej uznawano je za wysoce
nieetyczne, gdyż jedyną właściwą normą była bezpłatność udzielanej
pożyczki pieniężnej (norma, co najciekawsze, uważana za obowiązującą tak
w chrześcijańskim Średniowieczu, jak i w pogańskiej Starożytności!).
Dla rzymskich katolików nakaz Ewangelii jest jednoznaczny: „czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się stąd nie spodziewając”
(Łk 6, 35). Potwierdzeniem tej zasady była nie tylko miłość bliźniego,
lecz także arystotelesowska zasada przyjęta przez św. Tomasza z Akwinu,
iż „pieniądz nie rodzi”[16], czyli że jest rzeczą, która z
samej swej zasady nie przynosi owoców, a służy jedynie jako środek
wymiany, którego cechą zasadniczą jest brak wewnętrznej produktywności.
Tak przez wieki nauczał Święty Kościół Rzymski[17]. Doboszyński wykazał,
iż Kościół dopuszczał jednak – głosem swych największych Świętych –
„pewne wypadki, w których za pożyczenie kapitału należeć się będzie
pewne odszkodowanie”[18]– odszkodowanie, dodajmy, nie mogące wszakże
posiadać nawet najmniejszych znamion zysku. Powołując się na
potępiającego lichwę św. Tomasza, Doboszyński powtórzył za Akwinatą trzy
zewnętrzne racje pobierania procentu. Są nimi:
1) damnum emergens (odszkodowanie za straty, istotnie wynikające z niezwrócenia pieniędzy w terminie);
2) periculum sortis (odszkodowanie za ryzyko związane z obawą, że dłużnik może zbankrutować, umrzeć itp.);
3) lucrum cessans, secundum personarum et negotiorum conditionem
(odszkodowanie nie za przypuszczalne zyski, jakie dany pieniądz mógłby
ewentualnie przynieść właścicielowi, bo to byłby już właściwy procent,
ale odszkodowanie za straty istotnie powstające w bieżących interesach
danego wierzyciela przez to, że pozbawił się pożyczonej gotówki – co
wymaga rozpatrzenia od wypadku do wypadku)[19].
Jak widzimy na podanych trzech
przykładach, przytoczona wyżej arystotelesowska zasada, że „pieniądz nie
rodzi”, została podtrzymana w całej swej surowości. Jednakże, jak pisał
Doboszyński, dopuszczalne jest „odszkodowanie za pożyczanie przedmiotów
o przeznaczeniu trwałym” np. poprzez fakt wynajęcia domu, „który jest
przeznaczony do stałego używania go w celach mieszkalnych, a nie do
jednorazowego zużycia”, dlatego też „wynajęcie domu, przy równoczesnym
zachowaniu dla siebie jego własności, uważa św. Tomasz za rzecz
godziwą”[20]. Autor potępiał więc za Doktorem Anielskim przede wszystkim
odsetki od pożyczek przeznaczonych na cele konsumpcyjne, a więc kredyt
konsumpcyjny.
Tymczasem, w wyniku rozprzestrzeniania się „reformacji”, „fale indyferentyzmu religijnego biły coraz to silniej w mury doktryny kościelnej”[21]
powodując, że rozwój gospodarczy nabierał swego szalonego tempa.
Sytuacja ta spowodowała, że pieniądz przestał być traktowany tylko i
wyłącznie jako środek wymiany oraz środek służący do mierzenia i
przechowywania wartości, zaś zaczęto postrzegać go jako narzędzie
produkcji. Doboszyński dowiódł, iż także odnośnie do tego „nowoczesnego”
w swej istocie pojmowania roli pieniądza w gospodarce św. Tomasz
wskazywał właściwą drogę postępowania. Akwinata pisał bowiem, iż
„człowiek, który powierza swe pieniądze kupcowi czy wytwórcy; w formie
jakiegokolwiek rodzaju spółki, nie przenosi na tego kupca czy wytwórcę
posiadania swoich pieniędzy, przeciwnie, te pieniądze pozostają nadal
jego własnością; skutkiem tego kupiec handluje tymi pieniędzmi na ryzyko
ich właściciela, podobnie wytwórca na jego ryzyko używa tych pieniędzy
do produkcji; wobec takiego stanu rzeczy, wolno pożyczającemu godziwie
domagać się części zysku, płynącego z danego przedsiębiorstwa, jako, że
zysk ten płynie z jego własności”[22]. Doboszyński słusznie zatem
zauważył, iż w tym miejscu św. Tomasz w całej rozciągłości
chrześcijańskie pojęcie własności, mającej wprawdzie duże uprawnienia,
ale tylko pod warunkiem nierozrywania więzów osobistych łączących
właściciela z posiadanym przedmiotem”[23]. Komentując powyższy pogląd
św. Tomasza, Doboszyński konstatował: „Jeśli te więzy rozrywam
ogłaszając zupełne désintéressement co do tego, co się będzie
działo przez pewien czas z moją własnością, i przerzucając tchórzliwie
całe ryzyko na cudze barki, nie wolno mi odebrać więcej, niż pożyczyłem.
Jeśli natomiast wchodzę z moim kapitałem jako wspólnik do cudzego
przedsiębiorstwa, zachowuję z moją własnością kontakt osobisty (a
kontakt ten stanowi, w myśl ideologii chrześcijańskiej, rodzaj
posłannictwa o charakterze moralno-społecznym); dzielę się ryzykiem, a
więc mam prawo dzielić się i zyskami; mam pewność, że chodzi o
produkcyjne użycie kapitału, a nie o konsumpcję (…); a wreszcie mając
udziały w jakimś przedsiębiorstwie, nie mogę zarabiać bez pracy, co
stanowi poważny plus natury etycznej”[24]. W rezultacie, posiłkując się
myślą Doktora Anielskiego, Doboszyński sformułował kolejną arcyważną
tezę, iż „kapitały nie powinny krążyć u życiu gospodarczym w formie
pożyczek (a więc jako lichwa, czyli proceder o obierania odsetek od
pożyczonych pieniędzy – przyp. H. D.), lecz w formie udziałów
(lokowanych jako osobiste uczestnictwo ich właściciela w danym
przedsiębiorstwie – przyp. H. D.)”[25]. Ponadto ,,będąc człowiekiem
rozsądnym, który doskonale zdawał sobie sprawę z oczywistego faktu, iż
„św. Tomasz mówi o ustroju idealnym, którego na świecie zapewne nigdy
nie będzie”, Doboszyński wysunął słuszny postulat, by „starać się o takie przekształcenie naszych form gospodarczych, by się jak najwięcej zbliżyć do ideału św. Tomasza”[26]. Ideał ten przewiduje natomiast, iż „własność
nie powinna dawać dochodu bez pracy, a każda praca winna dawać dochód
proporcjonalny do ilości i jakości włożonego w nią wysiłku”, wskazując jednocześnie, że dochód, który „da
się osiągnąć bez pracy w pewnym dziale gospodarczym, stanowi miernik
zwyrodnienia tego działu w całokształcie ustroju ekonomicznego danego
kraju”[27].
Zdaniem prof. Jerzego Ozdowskiego
najbardziej wartościowym i zarazem trwałym wkładem Doboszyńskiego w
dziedzinę polityki pieniężnej pozostaje do dnia dzisiejszego głoszony
przez niego pogląd o konieczności zerw. złotem jako podstawą systemu
walutowego i kredytowego (z uwagi na ciągle zmieniającą się jego
wartość, wpływającą destabilizująco na stan równowagi finansowej
poszczególnych państw). Przypominając tutaj opinię samego Adama Smitha,
który pisał: „Złoto i srebro zmieniają swą wartość jak każdy inny towar;
raz są tańsze, raz droższe, czasem łatwiej je nabyć, a czasem
trudniej”[28], Doboszyński zanalizował ten problem w następujący sposób:
1° Gdy złoto tanieje, ceny towarów
wyrażone w złocie idą w górę, natomiast nominalna wartość kapitałów
wypożyczonych na procent pozostaje bez zmiany. Jeśli więc ktoś
wypożyczył swój kapitał na 5%, a ogół dóbr podrożał w ciągu tegoż roku
również o 5%, wierzyciel w rzeczywistości nie zarobił nic, bo odsetki
otrzymane przez niego stanowią tylko wynagrodzenie ubytku wartości jego
kapitału. W ciągu całego roku dane społeczeństwo było więc wolne od
haraczu odsetek. W wyniku – ożywienia gospodarczego, zanik bezrobocia,
rozkwit starych przedsiębiorstw i powstawanie nowych, ogólna chęć do
życia, uśmiechnięte twarze. W okresie taniejącego złota ludzkość żyje w
moralnym ustroju gospodarczym. Złoto służy dobrze.
2° Złoto drożeje. Ceny wszystkich dóbr
spadają. Siła kupna wypożyczonych kapitałów, czyli ich istotna wartość,
idzie w górę. Jeśli ogół dóbr potaniał w ciągu roku o 10%, kapitał
wypożyczony na 5% przyniósł w rzeczywistości 15%, czyli lichwę.
Społeczeństwo ugina się pod nieznośnym ciężarem, oddając wierzycielom
wszystko, co zarobiło. Chęć do pracy i przedsiębiorczość zamierają.
Bezrobocie nabiera rozmiarów katastrofalnych, masy wołają głośno o
zmianie ustroju. W tym okresie złoto staje się przekleństwem[29].
Ustrój funkcjonalny
Możemy uznać, iż w oparciu o zasady
moralne głoszone przez święty Kościół Rzymski oraz dzięki rzetelnym
studiom nad napisaną przez św. Tomasza z Akwinu Sumą, Doboszyński
rozwiązał pomyślnie trudne zagadnienie „kamienia węgielnego ekonomii”,
na którym oparł fundamenty proponowanej przez siebie chrześcijańskiej
wizji ustroju gospodarczego. Zasady tego ustroju natomiast zostały ujęte
przez niego w całym szeregu bloków tematycznych. Najistotniejsze z nich
obejmowały problemy: własności i dochodu, koncentracji i dekoncentracji
w gospodarce, a także bezrobocia. Wszystkie te przemyślenia miały
stanowić trwałą podstawę dla zbudowania realnego „ustroju
funkcjonalnego”, stanowiącego według Akwinaty „jedność powstałą z dobrego złożenia wielości”[30].
We własności prywatnej Doboszyński
widział jeden z najważniejszych czynników wiążących w jedną całość
fundamenty chrześcijańskiego ustroju społecznego. Wskazywał jednak, że z
posiadaniem własności wiąże się ściśle określona odpowiedzialność,
której wymiar zależny jest od stopnia zamożności danego właściciela. Im
jest on wyższy, „tym wyższe jego stanowisko, tym bardziej
społecznego charakteru nabierają jego obowiązki, tym silniej uwydatnia
się jego rola jako powiernika społecznego”[31]. Rola ta różni się diametralnie w ustroju kapitalistycznym, gdzie „właściciel dysponuje swą własnością samowolnie” – czytaj: egoistycznie, często z wielką szkodą dla bliźnich! – i w ustroju chrześcijańskim, w którym „powinien on czuć się sługą interesu publicznego”[32]. Poza tym był on zdania, że z posiadaniem własności „wiąże się pewien stan a co za tym idzie i pewien tytuł prawny do udziału w dochodzie społecznym”, co powoduje, iż „chrześcijańskie pojęcie stanu (tj. grupy wykonującej określony zawód – przyp. H. D.)jest nieodłącznie związane z pojęciem pracy”
– z tego względu, że właściciel uprawniony „do udziału w wytworach,
wytwarzanych codziennie przez społeczeństwo, dlatego, że posiada jakąś
własność, ale ponieważ wykonuje – względnie, powinien wykonywać – pracę
wymaganą od jego stanu”[33]. Tam zaś, gdzie
„dla jakichś przyczyn sam właściciel nie może dać sobie rady, powinien
wejść w spółkę (własność grupowa)” i jakkolwiek liczebność takiej spółki
może ulegać wahaniom, charakter własności prywatnej nie ulega zmianie,
pod warunkiem, że „udziałowcy biorą osobisty udział w zarządzie i
ryzyku”[34]. Natomiast, gdy liczebność takiej grupy wykazuje stałą
tendencję wzrostową, własność prywatna w sposób sukcesywny nabiera cech
społecznych. Warto także pamiętać o tym, iż te właśnie Doboszyński, jako
jeden z pierwszych myślicieli wyznających zasadę, iż „bogactwo jest jak nawóz. Nie jest nic warte, dopóki nie zostanie jak najszerzej rozprowadzone”[35], gorąco propagował ideę upowszechnienia własności, dla której, za ks. Janem Piwowarczykiem, przyjął nazwę „uwłaszczenia mas”
(z poszanowaniem wszakże dla własności prywatnej!) na drodze stworzenia
odpowiednich mechanizmów prawnych. Wskazywał, iż byłby to proces
długotrwały, rozłożony w czasie, którego zasadniczym celem byłoby „takie nastawienie społeczeństwa, by w ciągu najbliższych dziesiątków lat kapitał się nie koncentrował (np. w rękach wąskiej grupy wpływowych ludzi sterujących społeczeństwem dla osiągnięcia swych ukrytych celów – przyp. H. D.), lecz za pośrednictwem płacy oszczędnościowej rozdzielał się między ogół pracowników”[36].
Według Doboszyńskiego pojęcie własności wiąże się także nierozerwalnie z instytucją rodziny, którą określił on mianem „kamienia węgielnego społeczeństwa”[37]. Nie mając oparcia we własności, „nawet najbardziej zwarta rodzina rozprzęga się szybko”, gdyż to dopiero „własność
daje rodzinie możność trwania, pozwala jej wykształcić się w silną
komórkę społeczną i nawiązać ciągłość tradycji rodzinnej”. (…) Ta
ciągłość tradycji rodzinnej, której podstawowym warunkiem jest własność
przekazywana sobie kolejno przez pokolenia, daje człowiekowi to
poczucie godności osobistej i wrośnięcia w swój naród i w swą ziemię”[38].
Kontynuując te rozważania, Doboszyński głosił pogląd, iż katolicy winni
dążyć do tego, „by każda rodzina żyła we własnym domu”[39]. Uważał
także, iż w ustroju chrześcijańskim wszelkie statystyki powinny być
przeliczane „na jednostki rodzinne, wykazując, co rodzina spożywa, co
rodzina zarabia, ile głów rodzin jest bez pracy itp.”[40], a nie na
wyalienowane z poczucia wspólnoty jednostki, jak ma to miejsce w
zatomizowanym społeczeństwie żyjącym w ustroju
liberalno-kapitalistycznym. Natomiast w kwestii dochodu – tj. „płacy
oszczędnościowej” – uzyskiwanej jako wynagrodzenie za wykonywaną pracę
powinien pozwolić „jednostce o przeciętnych zdolnościach nie tylko
utrzymać rodzinę na stopie swego stanu, ale również nabyć własność
trwałą” (naturalnie przy założeniu, że ilość tej własności zależałaby od
stanowiska i zdolności danej jednostki)[41]. W konsekwencji, dzięki
przestrzeganiu tych zasad, „przeciętna jednostka, o przeciętnie licznej
rodzinie, powinna w społeczeństwie zorganizowanym prawidłowo dojść
(stopniowo) do trwałej własności”[42].
Zdecydowanie odmienne poglądy na temat
zysku prezentują liberalni ekonomiści. Dla nich zysk zawsze oznaczać
będzie różnicę na ich korzyść między tym, co dali a tym, co otrzymali w
zamian[43]. W wykreowanym przez nich systemie „praca jest tylko jednym ze środków, i to mało skutecznym, do osiągnięcia zysku”; zysku, który jako cel sam w sobie może być osiągany „wszelkimi sposobami, byle pozostać w jakiej takiej zgodzie z kodeksem karnym”[44].
W takim ujęciu zysk musi być postrzegany przez katolików jako wysoce wątpliwy „ideał”, który będąc „wrodzony
stosunkowo nielicznym jednostkom, dopiero dźwignięty na wyżyny
mistyczne przez liberalizm, odpowiednio rozreklamowany i «naukowo»
promowany na pramotyw ludzkiej działalności, potrafił stać się
narkotykiem, którym oszałamia się większość ludzi”[45].
Problemem rozpatrywanym przez
Doboszyńskiego i mającym niebagatelne znaczenie było również zagadnienie
koncentracji i dekoncentracji w gospodarce, a szczególnie w jednej z
jej gałęzi – przemyśle. Autor wskazywał z niepokojem na obecne dążenie
do koncentracji (tak ludzi, jak i kapitału) jako na przyczynę rozrywania
naturalnych więzi człowieka z jego rodziną, ziemią, ze środowiskiem, w
którym się wychował. Odpowiedzialnością za ten stan rzeczy obarczał on
„postęp” techniczny, który w naszych czasach dokonał się w niesłychanym
tempie: albowiem dawniej, gdy „przeciętny człowiek miał na swe usługi co
najmniej żywego konia, (…) najpotężniejszy możnowładca dysponował
najwyżej paroma tysiącami koni”, natomiast w chwili obecnej „przeciętny
człowiek ograniczony jest do posiadania własnych rąk, podczas gdy
magnat przemysłowy włada milionami koni parowych, benzynowych i
elektrycznych”[46]. Sytuacja ta przyczyniła się do faktu, że „rozdział
dochodu narodowego dokonuje się w sposób coraz to bardziej
jednostronny, i że coraz to większa część ludzi pozbawiona jest stałych
środków utrzymania”[47]. Przejawia się on w tym, że bogaci
przemysłowcy w przeciwieństwie do szarych pracowników (którzy przeznaczą
swój dochód na bieżące potrzeby, ewentualnie odłożą małą część swego
zarobku) cały zysk obracają na inwestycje o charakterze trwałym: zbudują
nową fabrykę lub zakupią nieruchomość. W rezultacie „nieliczne grono
przemysłowców będzie w posiadaniu coraz większej liczby fabryk i
nieruchomości. Ich udział w majątku narodowym będzie wzrastał z roku na
rok. Własność będzie się skupiała w coraz to mniejszej ilości rąk”[48].
Prowadzi to do postępującej w niespotykanym dotychczas stopniu
koncentracji własności, i chociaż masy „spożywają coraz więcej, ale
wyzuwane są stopniowo z posiadania”[49]. Koncentracja własności powoduje
powstawanie monopoli, nie dbających zupełnie o właściwe potrzeby i
osobiste upodobania zwykłych ludzi. „Generalni dyrektorzy
rozstrzygają, co ten człowiek ma kochać i czym się ma cieszyć; wychodząc
z jakiejś poronionej nieraz koncepcji, planują cały bieg jego życia.
Gdy się zdarzy, że ten człowiek ma inne dążenia i pragnienia, niż
przewidziano dlań w wyrokach wielkiego kapitału ogłuszy się go przy
pomocy reklamy i propagandy, wytrąci z normalnego biegu myśli i wmówi mu
urojone potrzeby: (…) Skoncentrowana gospodarka nie daje szaremu
człowiekowi innego wyboru poza znormalizowaną przyjemnością czynienia
tego samego, co czynią wszyscy inni, maszerowania przez życie w dobrze
wyrównanym szeregu”[50] (podkreślenie moje – H. D.), będącym zasadniczym wyróżnikiem „świętej” demokracji, rzecz jasna!
Koncentracja wiąże się także
nieuchronnie z wszechwładzą „suwerennej” maszyny ustanowioną przez
„światłych” ekonomistów nad „wyzwolonym” człowiekiem. To właśnie maszyna
stała się symbolem nowoczesnej ekonomii. „Maszyna rodząca złoto,
lecz zarazem maszyna abstrakt, plan i cyfra, pan i władca żywych
niewolników. Maszyna ma wrodzoną skłonność do rozszerzania swych
rozmiarów, do urastania w kolosalność, do ujarzmiania setek i tysięcy.
Maszyna, która wymaga organizacji i hiper organizacji, która pochłania
nie tylko oliwę i paliwo lecz zarazem wolność człowieka i godność
człowieka. Maszyna, bożek naszych czasów, stanowiąca o ludzkiej doli i
niedoli, o wojnie i pokoju, o ustroju społecznym i politycznym narodów”[51].
Dalej autor pisał: „Od stu lat słyszymy monotonną piosenkę, że maszyna
ma swoje nieubłagane prawa, którym podporządkować się musi życie
ludzkości. Z nieubłaganą logiką tłumaczą nam ludzie techniki, że maszyna
narzuca rozmiary produkcji. Wczoraj turbina miała sto koni parowych,
dziś ma sto tysięcy, jutro będzie miała milion. Musi mieć milion.
Wykorzeni znowu tysiące ludzi, stworzy tysiące wielkomiejskich pariasów,
zburzy tysiące samodzielnych warsztatów, tyleż rodzin i niezależnych
egzystencji. Ale musi mieć milion koni. Pojutrze będzie miała sto
milionów koni, i każdy naród będzie obsługiwał po jednej maszynie, która
będzie wszystko dla wszystkich produkowała i rozdzielała”[52]. Myśli
tak sformułowanych nie powstydziłby się – daleki wprawdzie od
chrześcijaństwa – sam Fryderyk Jerzy Jünger[53], autor słynnego traktatu
Perfekcja techniki (1939), bezlitośnie atakującego owe
„osiągnięcia” i „dobrodziejstwa” techniki, niszczące wszelkie naturalne
hierarchie, tradycje i instytucje wykształcone na przestrzeni dziejów
przez społeczeństwa europejskie[54].
Zdaniem Doboszyńskiego, jedynym
ratunkiem dla społeczeństw może być tylko rozsądnie przeprowadzona
dekoncentracja, której zasadniczym zadaniem byłoby „poskromienie
maszyny” poprzez „ujarzmienie jej i zaprzęgnięcie w służbę ludzkiego
dobrobytu”[55]. Wszystko to natomiast w celu wspomnianego już wyżej
upowszechnienia własności, czyli tworzenia małych i średnich warsztatów
prywatnych i społecznych, dających wielu rodzinom katolickim godziwe
utrzymanie. Autor postulował przeprowadzenie tego procesu w przemyśle
włókienniczym, produkcji artykułów gospodarstwa domowego, kosmetycznym,
chemicznym, drukarskim, a nawet samochodowym czy hutniczym (przewidując
powstanie nowych materiałów i metod produkcji,–możliwych do zastosowania
z powodzeniem poza wielkim przemysłem). Proces ten jednak nadal czeka
na swoich pionierów, przed którymi stoją „do pokonania wielorakie
przeszkody z zakresu techniki, organizacji przemysłu i psychologii jego
pracowników”[56]. W chwili, w której „ogółowi ludzi przeje się tyrania
technokracji i kult maszyny–kolosa”, ich zadaniem będzie przeprowadzenie
swego rodzaju rewolucji konserwatywnej, mającej posłużyć jako
instrument – według określenia Gilberta Keitha Chestertona – do „przywrócenia wolności przez rozdział własności”[57]
wypracowywanej przez naród, czyli przez właściwą dystrybucję dóbr.
Jeżeli jednak rewolucja taka się nie dokona, to istnieje duże
prawdopodobieństwo. „że nasze wnuki będą zmuszone walczyć ciężko o
wydobycie żywności z gleby, wyjałowionej (głównie na skutek erozji,
czego skandaliczne przykłady możemy obserwować w ustrojach opartych na
podstawach materialistycznych: kapitalistycznym w USA, jak i byłym
komunistycznym w ZSRR – przyp. H. D.) przez naszą rabunkową gospodarkę. Teoria
Malthusa może się wówczas sprawdzić i nasi potomkowie, zamiast
obsługiwać Wielkie Maszyny w rękawiczkach po dwie godziny dziennie, będą
harowali na roli od świtu do zmierzchu, wzorem pańszczyźnianych chłopów
wieków ubiegłych”[58] (tj. w epoce nowożytnej, kiedy u jej
początku zniszczony został wolny stan chłopski, jaki funkcjonował u
podstaw ekonomii w Wiekach Średnich – przyp. H. D.).
Co do problemu bezrobocia, Doboszyński
słusznie zauważał, że pojawił się on w jako wyraźnie zauważalne zjawisko
dopiero w wieku XX, jako bezpośredni skutek przemian
społeczno-gospodarczych zapoczątkowanych w wieku XIX[59]. Jego zdaniem
plaga bezrobocia rozprzestrzeniła się m.in. na skutek rozbicia przez
demoliberałów instytucji rodziny, co „pomnożyło ilość rąk roboczych ponad uzasadnioną miarę” (głównie przez masowe zatrudnianie kobiet). Winę ponosi zarówno kapitalizm, jak i komunizm (lub socjalizm), które „dążą
zgodnie do tego, by rodzina mogła dopiero wtedy się utrzymać, gdy
pracują w fabryce i mąż, i żona, i dzieci. Rezultat: nędza i bezrobocie”[60].
Bezrobocie jest także wynikiem błędnie
działającego systemu liberalno-kapitalistycznego, przypominającego
„wadliwe skonstruowany siewnik, który w uprzywilejowane bruzdy sieje co
grubsze ziarno, a resztę pola obsiewa cieniutką warstwą pośladu. Taka
maszyna tym gorzej pracuje, im szybciej się kręci. Przy współczesnej
dynamice gospodarczej wadliwy mechanizm rozdziału dóbr, cechujący
kapitalizm, doprowadził już do tego, że część społeczeństwa została
zupełnie pozbawiona swego przydziału. Są to właśnie bezrobotni”[61].
Remedium na ten stan stanowi według Doboszyńskiego dekoncentracja,
mająca przynieść ze sobą nowe miejsca pracy oraz upowszechnienie
własności („uwłaszczenie mas”), dzięki której społeczeństwa odzyskają
swą ekonomiczną samodzielność.
***
Niniejszy artykuł prezentuje w bardzo
skromnym wymiarze poglądy ekonomiczne Adama Doboszyńskiego, bowiem skala
i szczegółowość poruszanej przez niego problematyki są doprawdy
przeogromne. Autor ograniczył się jedynie do przedstawienia
najważniejszych jego zdaniem fragmentów zagadnień, które połączone w
jedną całość stanowią jedną z najbardziej dojrzałych koncepcji
gospodarczych, jakie wyszły spod pióra katolickiego myśliciela
społecznego w XX wieku. Niestety, pozostaje ona przez cały czas
konsekwentnie i celowo ignorowana przez różnych nowożytnych heroldów
„postępu”, owych bezczelnych – żeby użyć słów wielkiego belgijskiego
pisarza katolickiego Leona Degrelle’a – „banksterów”, wierzących ślepo w
„zwycięstwo materii”, w „maszyny, składy i sztabki”[62], nad którymi
przez cały czas rozciąga się ich niczym nieograniczona władza; władza
dodajmy – sprawowana z ogromną szkodą nie tylko dla Europejczyków. W tej
sytuacji pozostaje nam jedynie nadzieja, iż być może pojawi się kiedyś
„garść bohaterów i świętych, którzy dokonają Rekonkwisty”[63] – non nobis, Domine, non nobis, sed nomini tuo da gloriam!
Nota biograficzna
Adam Władysław Doboszyński urodził się 11 stycznia 1904 r. w Krakowie z ojca Adama i matki Natalii z Wiśniewskich. Atmosfera jego rodzinnego domu była silnie nacechowana pierwiastkami religijnymi i patriotycznymi. Do częstych gości jego rodziców zajmujących wysoką pozycje społeczną (ojciec był wziętym adwokatem, a matka uzdolnioną malarką) należał m. in. Henryk Sienkiewicz. Maturę zdał latem 1920 r. w Krakowie, w gimnazjum im. Jana III Sobieskiego (w międzyczasie przez trzy lata pobierał nauki w Wiedniu, skąd wyniósł gruntowną znajomość języka niemieckiego). Po maturze szesnastoletni wówczas Adam zgłosił się na ochotnika (trwała wtedy wojna polsko-sowiecka) do 6. pułku artylerii ciężkiej, stacjonującego w Krakowie, w którym służył cztery miesiące. Po rozstaniu z armią podjął studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim, by po dwóch semestrach zrezygnować i przenieść się do Wyższej Szkoły Technicznej w Gdańsku, gdzie dał się poznać jako znakomity organizator i studencki działacz społeczny – był współzałożycielem i pierwszym prezesem Bratniej Pomocy Zrzeszenia Studentów Polaków oraz prezesem korporacji akademickiej „Wisła”. Studia ukończył w 1925 r. ze świetnym wynikiem, uzyskując tytuł inżyniera Wydziału Inżynierii Lądowej i Wodnej (miał wówczas 21 lat!). Pragnąc dalej uzupełniać swą wiedzę, rozpoczął naukę w paryskiej L’Ecole de Science Politique et Sociale. Po powrocie do Polski i krótkim pobycie w wojsku, w którym ukończył jako prymus Szkołę Rezerwy Podchorążych Saperów w Modlinie, wyjechał ponownie za granicę, tym razem do Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii, w celu poznania języka i nawiązania osobistych kontaktów z katolickimi myślicielami społecznymi G. K. Chestertonem i H. Bellokiem. Po powrocie zajął się prowadzeniem małego folwarku w rodzinnych Chorowicach pod Krakowem (w związku z tym w latach 1930-1931 był członkiem krakowskiego zarządu powiatowego Związku Ziemian).W tym okresie rozpoczęła się jego kariera polityczna, bowiem w latach 1931-1933 należał do Obozu Wielkiej Polski, organizacji narodowo-katolickiej założonej w 1926 r. przez Romana Dmowskiego, po rozwiązaniu zaś OWP przez władze sanacyjne został członkiem Stronnictwa Narodowego, gdzie objął funkcję prezesa Zarządu Powiatowego w Krakowie. W 1936 r. zorganizował tzw. „wyprawę myślenicką”, swoistą krucjatę wymierzoną przeciw lokalnym, lichwiarskim przestępcom społecznym. W jej wyniku w 1937 r. odbył się proces Doboszyńskiego, na którym został skazany na 3 i pół roku więzienia, lecz już w lutym 1939 r. opuścił zakład karny w celu podratowania zdrowia. W tymże roku wziął udział jako ochotnik (był bowiem pozbawiony praw obywatelskich na okres 5 łat) w kampanii wrześniowej. Wzięty do niewoli przez Niemców, został wypuszczony na wolność z życzeniami szczęścia! – przez nieznanego nam z imienia i nazwiska generała Wehrmachtu (z pochodzenia Austriaka). Następnie przez Węgry i Jugosławię przedostał się do Italii, stamtąd zaś do Francji, gdzie wziął udział w kampanii 1940 r. (za męstwo został odznaczony trzykrotnie Krzyżem Walecznych oraz „Croix de Guerre”). W końcu 1940 r. przedostał się do Wielkiej Brytanii, gdzie podjął wkrótce ostrą walkę polityczną z rządem gen. Sikorskiego, krytykując jego zbyt ustępliwą politykę wobec ZSRR. W grudniu 1946 r. przedostał się do Polski 3 lipca 1947 r., na parę tygodni przed planowanym powrotem na Zachód, został aresztowany przez UB. Postawiono mu absurdalne zarzuty współpracy z wywiadami, najpierw hitlerowskim, później zaś z amerykańskim. W wyniku pokazowego procesu (jednego z pierwszych procesów politycznych, jakie odbyły się w powojennej Polsce) został skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 29 sierpnia 1949 r. Do dnia dzisiejszego nie jest znane miejsce wiecznego spoczynku Adama Doboszyńskiego.
W dniu 26 kwietnia 1989 r. Adam Doboszyński został uniewinniony wyrokiem Sądu Najwyższego.
Przypisy:
1. Por. H. Belloc, Lichwa. Kryzys gospodarczy, Poznań-Warszawa, 1999, s. 16.
2. Zob. R. Mozgol, Sola haeresis, czyli marny żywot Marcina Lutra, „Zawsze Wierni”, nr 1/2001 (38), s. 8-29, oraz ks. P. Marcille, Prawdziwe oblicze Jana Kalwina, tamże, s. 30-35.
3. Zob. H. Duran, Wyprawa do Serca Lasu, „Zawsze Wierni”, nr 4/2001 (41), s. 98-107.
4. Por. F. Koneczny, Zawisłość ekonomii od etyki, (w:) O sprawach ekonomicznych, Kraków 2000, s. 77.
5. Tamże, s. 76.
6. Cyt. (za:) H. J. Massingham, Zbrodnie kapitalizmu, „Szczerbiec”, nr 5-7/1998, s. 12.
7. W tym miejscu zgodzić się należy z
opinią wyrażoną przez F. Konecznego, który pisał, iż „traktowanie
materialnej strony bytu w dziejach narodów w nieuchronnym rzekomo
przeciwieństwie do bytu duchowego, moralnego i umysłowego, doprowadziło
do tzw. materialistycznego pojmowania dziejów, tłumaczącego wszelkie
objawy historyczne walką o dobrobyt”. Por. F. Koneczny, op. cit., Kraków
2000, s. 77.
8. W takim zakresie, w jakim Kościół określał reguły moralne, jakimi powinna rządzić się ekonomia – przyp. red. „Zawsze Wierni”.
9. W obrębie europejskiego rzymskiego
katolicyzmu za najważniejsze ujęcia problematyki społeczno-gospodarczej,
współczesnej koncepcjom A. Doboszyńskiego, należy uznać prace: Włocha
Amintore Fanfaniego Katolicyzm, protestantyzm i kapitalizm, Anglika Harolda Johna Massinghama The Tree of Life, World Without End, Shepard’s Country, The English Countryman czy Old Rural Crafts oraz Polaka ks. Jana Piwowarczyka Kryzys społeczno-gospodarczy w świetle katolickich zasad, Korporacjonizm i jego problematyka.
Na wielką uwagę zasługuje także angielski ruch tzw. dystrybucjonizmu
(Liga na rzecz zachowania wolności przez odnowienie własności),
reprezentowany przez H. Belloca i G. K. Chestertona.
10. Następne wydania miały miejsce w
latach 1936 i 1937. Druk czwartego – uzupełnionego – zapowiedziano w
maju 1939 r. Edycja ta nie doszła jednak do skutku z powodu wybuchu
wojny. Warto także zapamiętać zawarte w przedmowie do wydania I
znamienne oświadczenie A. Doboszyńskiego, który chociaż związany z
polskim obozem narodowym, zdobył się na stwierdzenie, że „ogłaszając mą pracę nie wyrażam oficjalnych poglądów żadnego z istniejących narodowych ugrupowań politycznych”.
11. Książka ta została poprzedzona
przedmową A.C.F. Bealesa, docenta Uniwersytetu Londyńskiego i
jednocześnie sekretarza generalnego katolickiego stowarzyszenia „The Sword of the Spirit”, który z wielkim entuzjazmem wspierał wysiłki Doboszyńskiego w propagowaniu zasad tomistycznej „ekonomii miłosierdzia”.
12. Miało to miejsce w 1946 r. Natomiast
wersję polskojęzyczną swej pracy, dedykowaną pamięci, G. K.
Chestertona, Doboszyński opublikował w 1947 r. w Niemczech „na
uchodźctwie” jako część swoich Studiów politycznych.
13. Por. A. Doboszyński, op. cit., (w:) Studia polityczne, Monachium 1947, s. 183.
14. Tamże, s. 197.
15. Tamże, s. 197.
16. Tamże, s. 198.
17. Autor tłumaczy sens zakazu
pobierania odsetek w następujący sposób: „Odsetki, według nauki
Kościoła, stanowią grzech przeciw sprawiedliwości wymiennej, «justitia commutativa».
Człowiek pożyczający ma prawo do zwrotu tylko tej sumy, którą pożyczył,
wszystko, co otrzyma ponadto stanowi zysk niesprawiedliwy, dochód bez
ekwiwalentu. Otrzymując coś w zamian jakiś ekwiwalent, którym może być
albo moja własność, albo moja praca. Tertium non datur. Odsetki
są, więc wzbogaceniem niesłusznym, tym bardziej niemoralnym, że
człowiek dający pożyczkę jest silniejszy od pożyczającego, ma nad nim
przewagę płynącą z posiadania kapitału i wyzyskuje ją do wymuszenia
nienależnego sobie zysku. Ten, kto żąda odsetek, grzeszy. Nie grzeszy
natomiast człowiek, zmuszony koniecznością do pożyczenia w zamian za
odsetki. Jednym słowem, odsetki w życiu społecznym stanowią stały
haracz, nałożony przez silniejszych na słabszych, co oczywiście
sprzeciwia się moralności”. Por. A. Doboszyński, Gospodarka narodowa,
Warszawa 1936, s. 36 (faktem godnym zapamiętania jest także, iż lichwę
potępia także muzułmański system etyczny; czyni to jednak w sposób
nieudolny, gdyż zabrania wielu pożyczek, które mogą być użyteczne).
18. Por. A. Doboszyński, op. cit., Warszawa 1936, s. 33.
19. Tamże, s. 33. Zauważmy, że św.
Tomasz nie aprobuje jednak takiego tytułu procentu, którego istota
polega na rekompensacie zysku, utraconego przez właściciela z powodu
udzielonej pożyczki.
20. Tamże, s. 37-38.
21. Tamże, s. 34.
22. Tamże, s. 39.
23. Tamże, s. 39.
24. Tamże, s. 39-40. Św. Tomasz wymienia cztery cele, dla których została ustanowiona praca: „Po
pierwsze i przede wszystkim najważniejsze dla zapewnienia człowiekowi
utrzymania… Po drugie dla zapobieżenia nieróbstwu, z którego wynika
wiele złego… Po trzecie dla pohamowania żądzy, jako że praca umartwia
ciało… Po czwarte zaś dla dawania jałmużny…” (św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 187, a. 3).
25. Tamże, s. 41.
26. Tamże, s. 44.
27. Tamże, s. 46.
28. Por. A. Doboszyński, op. cit., (w:) Studia polityczne, Monachium 1947, s. 218.
29. Tamże, s. 219.
30. Tamże, s. 294.
31. Tamże, s. 222.
32. Tamże, s. 222.
33. Tamże, s. 222.
34. Tamże, s. 223.
35. Cyt. (za:) H. J. Massingham, op. cit., „Szczerbiec” nr 5-7/1998, s. 13.
36. Por. A. Doboszyński, op. cit., (w:) Studia polityczne,
Monachium 1947, s. 228. Terminem „płaca oszczędnościowa” autor oznacza
dochód zawierający należną pracownikowi a wytwarzaną przez społeczeństwo
część dóbr kapitałowych (w odróżnieniu od dóbr spożywczych). Wymienia
przy tym trzy zasadnicze poziomy płac. Są to: płaca wegetacyjna lub
minimalna (wystarczająca z trudem na utrzymanie), płaca życiowa (tym
różniąca się od płacy oszczędnościowej, że nie zawiera składnika
oszczędności, tzn. pozwala na oszczędzanie, lecz tylko kosztem obniżenia
stopy życiowej do poziomu wegetacji) i płaca oszczędnościowa. Tamże, s.
225-227.
37. Tamże, s. 229.
38. Por. A. Doboszyński, Gospodarka narodowa, Warszawa 1936, s. 81-82.
39. Por. A. Doboszyński, op. cit., (w:) Studia polityczne, Monachium 1947, s. 230.
40. Tamże, s. 229.
41. Tamże, s. 225.
42. Tamże, s. 227.
43. Por. A. Doboszyński, Gospodarka narodowa, Warszawa 1936, s. 27.
44. Tamże, s. 29.
45. Tamże, s. 29-30. Dalej Autor pisał: „Usankcjonowanie
spekulacyjnych zysków, co gorzej, złożenie zaszczytów i władzy z zasady
w ręce ludzi, których legitymacją jest nie rodzaj pracy, ale suma
majątku, stało się cechą charakterystyczną naszych czasów. Jest to
objaw, z którym należy czym prędzej skończyć, i to zarówno w polityce
jak i w ekonomii”.
46. Por. A. Doboszyński, op. cit., (w:) Studia polityczne, Monachium 1947, s. 255.
47. Tamże, s. 255.
48. Tamże, s. 256.
49. Tamże, s. 256.
50. Tamże, s. 256.
51. Por. A. Doboszyński, Gospodarka narodowa, Warszawa 1936, s. 110.
52. Tamże, s. 110.
53. Fryderyk Jerzy Jünger (1898–1977),
brat Ernesta Jüngera, publicysta, pisarz i poeta związany z tzw.
narodowymi rewolucjonistami, tworzącymi jedno ze skrzydeł niemieckiej
Rewolucji Konserwatywnej 1918-1933.
54. W opinii T. Gabisia „oskarżenia
techniki formułowane przez współczesnych Zielonych” brzmią przy
traktacie F. J. Jüngera tak, „jakby zostały napisane przez entuzjastów
elektrowni atomowych”.
55. Por. A. Doboszyński, op. cit., (w:) Studia polityczne, Monachium 1947, s. 276.
56. Tamże, s. 276.
57. Tamże, s. 278.
58. Tamże, s. 282.
59. Por. A. Doboszyński, Gospodarka narodowa, Warszawa 1936, s. 313.
60. Tamże, s. 313.
61. Tamże, s. 313.
62. Por. L. Degrelle, Agonia Wieku, (w:) Płonące dusze, Warszawa-Paryż 1999, s. 29.
63. Por. L. Degrelle, Rekonkwista (w:) op. cit., Warszawa-Paryż 1999, s. 136.