Polski karnawał
Zapusty, ostatki, to tradycyjne
staropolskie nazwy karnawału. W wielu krajach Europy, a zwłaszcza we
Włoszech, które są kolebką zabaw karnawałowych, nazywano tak czas
liczony od Nowego Roku, aż do dnia poprzedzającego środę popielcową.
Czas ten upływał zawsze na ucztach, zabawach i maskaradach.
Nazwa karnawał
Nazwa karnawał pochodzi od wloskiego słowa carnevale. Słowo to nawiązuje także do łacińskiego carrus navalis. W starożytnym Rzymie nazywano tak łódź na kołach,
jako ukwiecony rydwan boga Dionizosa, pojawiający się na rzymskich
ulicach podczas hucznych obchodów powitania wiosny i nowego roku.
Europejskie zabawy karnawałowe mają bowiem swe początki w starożytnych
obrzędach zimowych i wczesnowiosennych, odprawianych ku czci bogów
urodzaju, szczęścia, dobrobytu, słońca życia i światła, a przede
wszystkim ku czci Saturna, boga dobrobytu i sprawiedliwości. Już w
wiekach średnich w całej niemal Europie obchodzono karnawał z wielkim
przepychem. W X wieku z zabaw karnawałowych najbardziej słynęła Wenecja.
W XV wieku wsławił się nimi także i Rzym. Świętowano hucznie karnawał w
Hiszpanii, Portugalii, we Francji, w Niemczech, na Rusi i na Bałkanach.
Pierwsze wzmianki o karnawale polskim pochodzą z XVII wieku.
Karnawałowe uczty
Wielkie uczty karnawałowe i bale maskowe, zwane redutami,
odbywały się na dworach królewskich, w wielkopańskich rezydencjach, a
także na szlacheckich dworach. Do ulubionych polskich rozrywek
karnawałowych należały szlacheckie kuligi, czyli wielogodzinna sanna od
dworu do dworu, przy dźwiękach muzyki i dzwonieniu janczarów. W każdym
kolejnym dworze uczestników kuligu czekał suty poczęstunek i huczne
tańce. A kiedy już wszyscy rozgrzali się, najedli i wytańczyli, na znak
dany przez wodzireja kulig ruszał w dalszą drogę do następnego dworu.
Skromniejsze bale i zabawy urządzali w
miastach dla swej młodzieży kupcy i drobni rzemieślnicy. Wesoły i gwarny
był także karnawał chłopski, zwany także ludowymi zapustami. W
karczmach wiejskich do późnej nocy grała muzyka, a ludzie gromadzili się
na suty poczęstunek, napitek i tańce. We wszystkich domach, stosownie
do posiadanych zasobów finansowych, także wesoło ucztowano. Ale
najczęściej bale karnawałowe były okazją do zaręczyn młodych ludzi.
Najedz się do syta
Tradycją w owym czasie stał się zwyczaj
obfitego jedzenia, zwłaszcza w ostatni czwartek karnawału, zwany tłustym
lub combrowym. W tym dniu zjadano wiele obficie kraszonego jadła:
tłustej kaszy ze skwarkami, kapusty z mięsem i słoniną, boczku oraz
kiełbasy, a także słodkich racuchów, blinów, jak również przysmaków
delikatniejszych, do których zaliczano pączki i chrust.
Chrust i pączki, po dzień dzisiejszy
stanowią ulubione przysmaki karnawałowe, które znane były w miastach
polskich już w XVII wieku. W tym czasie słynęły z nich cukiernie
warszawskie, których wyroby trafiały nawet na królewskie stoły. Także i w
naszych czasach pączki są typowym, polskim specjałem karnawałowym.
Zgodnie z tradycją, w tłusty czwartek nie może ich zabraknąć na żadnym
stole.
W przeszłości był to dzień spotkań i zabaw kobiecych zwanych combrem lub babskim combrem,
urządzanym przede wszystkim przez krakowskie przekupki. Nazwa pochodzić
ma rzekomo od nazwiska wójta krakowskiego Combra, który sprawował swój
urząd w XVIII wieku, słynął on z surowości i twardego serca, a swoją złą
sławę miał zwłaszcza wśród kramarek krakowskich. Kiedy więc umarł on w
tłusty czwartek, kobiety urządziły sobie wielką zabawę i powtarzały ją
później każdego roku. Wybierały spośród siebie marszałkową, częstowały
się dobrym jedzeniem i mocnymi trunkami, tańczyły na Rynku Krakowskim.
Tłusty czwartek był jednak tylko początkiem zabaw oraz szaleństw, które
miały się odbywać w ostatki, czyli trzy ostatnie dni karnawału, zwane
także dniami kusymi, a więc diabelskimi lub po prostu zapustami. Przez
wszystkie te dni goszczono się, tańczono i ucztowano. Po ulicach wsi i
miasteczek polskich, chodzili w tanecznych korowodach różni
przebierańcy. Były wśród nich postacie zwierzęce, takie jak: koza,
konik, niedźwiedź, bocian, żuraw, byli wśród nich też Cyganie, Cyganki,
dziady i skaczące diabły. W Krakowskiem można było spotkać Księcia
Zapusta, który zawsze był ubrany w wysoką czapkę z dzwoneczkiem.
Wchodząc do domu, Zapust recytował z powagą taki oto niedorzeczny
wierszyk:
Ja jestem Zapust, mantuański książę,
przychodzę z dalekiego kraju,
gdzie psi ogonami szczekają,
ludzie gadają łokciami,
a jedzą uszami.
Słońce o zachodzie wschodzi,
a o wschodzie zachodzi,
a kurcze kokoszę rodzi,
każdy na opak gada,
a deszcz z ziemi do nieba pada.
Następnie przedstawiał on swą świtę,
pozdrawiał domowników i czekał, aż pani domu włoży do jego kosza trochę
pieniędzy, kołacz, jajka lub kawałek słoniny.
Na okres zimy
W wielu regionach Polski z kończącym się
karnawałem wiązały się obrzędy niszczenia różnych postaci
symbolizujących czas zimy. Na Ziemi Krakowskiej w ostatki ścinano
Mięsopusta – kukłę słomianą, którą wcześniej włóczono po ulicach.
Na Kujawach natomiast bawiono się w
„zabijanie grajka”. Z wybiciem północy, z karczmy, w której odbywały się
karnawałowe zabawy, wyprowadzano muzykanta i na taczkach wywożono go
poza granice wsi, tam też udawano jego egzekucję, uderzając lekko grajka
woreczkiem wypełnionym popiołem lub piaskiem. Wszystko to miało
oznaczać koniec zapustnego muzykowania i tańców. Ostatnim akordem tych
zabaw były powszechne w Polsce jeszcze w XIX wieku tańce obrzędowe
kobiet „na wysoki len i konopie”. Stateczne gospodynie, tuż przed
wybiciem północy tańczyły, a właściwie wysoko i rytmicznie podskakiwały,
wołając:
Na len na konopie,
żeby się rodziły.
żeby nasze dzieci nago nie chodziły.
Zachęceni ich przykładem mężczyźni,
obecni w karczmie, tańczyli, podskakiwali, rzucali w górę czapki w
intencji swoich upraw i wykrzykiwali:
na żyto, na ziemniaki, na owies.
O północy
Wszystkie zabawy zapustne kończyły się o
północy. Z wybiciem zegara do karczmy lub izby, w której odbywały się
tańce, wbiegał chłopiec z rybim szkieletem albo śledziem wyciętym z
papieru, zawieszonym na wysokiej żerdzi. Obwieszczał on w ten sposób, że
rozpoczyna się Wielki Post, że muszą zakończyć się tańce, że trzeba
schować do skrzyń instrumenty muzyczne, a obfite jedzenie zastąpi żur z
żytniej mąki, ziemniaki i śledzie. Tym sposobem rozpoczynał się czas
ciszy, skupienia, czas przygotowań do Wielkanocy.
Fot.: Zapusty w karczmie (źródło: Wikimedia Commons)
Ewa Michałowska-Walkiewicz