"Ideałem
reakcjonisty nie jest społeczeństwo rajskie. Jest nim społeczeństwo
podobne do tego, które istniało w pokojowym okresie społeczeństwa
europejskiego, Alteuropy, przed katastrofą demograficzną, przemysłową i
demokratyczną." – napisał kiedyś Gómez Dávila.
Jak okropnym przeciwieństwem tego ładu
jest dzisiejszy chaos, przepełniony relatywizmem politycznym, brakiem
ideałów, oportunizmem, hedonizmem, „wygodniactwem”, obojętnością,
brakiem honoru i troską ograniczająca się do własnych czterech liter –
ten nasz, jak ciężki chleb powszedni.
Drzewiej, Europejczyk, katolik w
szczególności, mógł ostatecznie pokładać swoje nadzieje na klarowność,
przynajmiej w kwestiach moralnych i duchowych, w przewodniku, jakim był
Ojciec Święty, dzisiaj odebrano nam nawet tą możliwość.(...)
Cóż zatem począć? Wszystko to może
sygnalizować początek końca. Aczkolwiek czy my, spadkobiercy
Christianitas, powinniśmy się tym wszystkim bezgranicznie zamartwiać?
Czy owa dekadencja nie sygnalizuje także nieodzownego i zbliżającego się
(jeśli wcześniej nie nastąpi Paruzja) odrodzenia?
Jak uratować naszą cywilizację? Czego możemy nauczyć się z historii? Jak może nam pomóc w tym postępujący czas?
Zacznijmy od tego, że cywilizacja nie
jest czymś przez nas dziedziczonym; trzeba się jej nauczyć, każde
pokolenie na nowo; jeżeli jej transmisja zostanie przerwana przez
chociażby jeden wiek, cywilizacja ta umrze, a my staniemy się ponownie
„dzikusami”. Przekaźnikiem cywilizacji powinna być prawidłowo rozumiana
nauka – edukacja, która nie ogranicza się jedynie do nagromadzania
faktów i dat, ani też tylko i wyłącznie do prostego przygotowania
jednostki do zdobywania środków na swoje utrzymanie. Nauka powinna być
rozumiana szerzej, jako transmisja naszego (wspólnotowego) umysłowego,
moralnego, technicznego i estetycznego dziedzictwa, przekazywanego jak
najpełniej, to tylko możliwe. Z kolei historia jest przede wszystkim
procesem tworzenia i rejestrowania tego dziedzictwa. Postęp, rozumiany
jako nieuchronne przemijanie czasu, jest szansą każdego kolejnego
pokolenia na zwiększenie jego obfitości, przysłowiowym dokładaniem
kolejnej, oczyszczonej i przydatnej cegiełki w procesie
budowy cywilizacyjnego gmachu. Jest on również narzędziem konserwowania,
przekazu i wykorzystania nabytego przez nas doświadczenia, naszego
wkładu w cywilizację.
Obserwowane przez nas odrodzenie się
pogaństwa może dawać nam pewną nadzieję, a mianowicie, że niebawem
pęknie ono w szwach, nie wytrzyma; tutaj właśnie przykłady daje nam
historia – nadmiar zwykle generuje swoje przeciwieństwo. Jednym z
najbardziej regularnych sekwencji w historii jest to, że okres
rozpasania, wybujałego liberalizmu i permisywizmu, nierozerwalnie
połączonego z nową mutacją pogaństwa, wywołuje konwulsje, których
rezultatem jest wiek purytańskiego oczyszczenia i zaostrzonej dyscypliny
moralnej. Ów okres sanacyjny zazwyczaj kończy się powrotem normalności.
Jak trafnie wskazywał w swoich
rozmyślaniach amerykański histroyk i filozof Will Durant (1885 – 1981),
cykl ten jest nader wyraźny, i tak: następstwem moralnego upadku
starożytnego Rzymu za Nerona i Kommodusa był rozkwit chrześcijaństwa, a
jego oficjalne przyjęcie i ochrona przez cesarza Konstantyna sprawiły że
stało się ono źródłem i podporą porządku i przyzwoitości. Swoboda
seksualna włoskiego renesansu pod Borgiami doprowadziły do
oczyszczenia Kościoła i przywrócenia weń moralności. W końcu, kiedy
dramat rewolucji antyfrancuskiej i okresu wojen i zniszczeń napoleoniady
dobiegł końca 18 czerwca 1815 roku pod Waterloo, nastały czasy znane
nam jako la belle epoque, jak to swego czasu ujął prof. Bartyzel, „epoka
w której (jak powiada Nicolás Gómez Dávila) nawet burżuazja prawie się
ucywilizowała, najszczęśliwsze ze stuleci, które zakończyło się w 1914
roku nad brzegami Marny”. Było ono ostatnim stuleciem w dziejach
naszej, prawdziwie europejskiej cywilizacji, tego barokowego pałacu, do
którego później „wtargnęła kudłata zgraja”, okupująca go po dziś
dzień. Myślę że zapoczątkowany wówczas cykl demokratycznych wieków
ciemnych niebawem dobiegnie końca.
W tych jakże ciężkich czasach musimy
zmusić się aby pamiętać o rzeczach pozytywnych, budując na nich. Naszym
zadaniem jest ocalenie cywilizacji łacińskiej, której jesteśmy częścią.
Wzbogacenie jej doświadczeniem naszej generacji i przekazanie jej
następnemu pokoleniu. Wydawałoby się że to tylko tyle, ale nie oszukujmy
się, świat teraźniejszy nie ma dla nas ani szacunku ani miejsca.
Dlatego powinniśmy doskonalić w sobie sztukę przetrwania. Nie mamy ani
środków, ani możliwości podjęcia jakichkolwiek działań zbrojnych. Nie
mamy w swoich szeregach drugiego generała Franco. Uważam także że nie
powinniśmy mieszać się w „robienie polityki”. Powinniśmy działać obok
Lewiatana, a nie w jego wnętrzu. System, jaki stworzyła nowa lewica,
pozwala nam na działanie pod jego przykrywką, legalnie.
Powinniśmy żyć godnie, pracować, modlić
się i wychowywać dzieci. Nadzieją na chociażby częściowe przetrwanie
naszej cywilizacji, normalności, po to aby mogła ona podnieść się
ponownie, kiedy przyjdzie na to czas, jest przeciętna rodzina, praca i
miłość zwyczajnych kobiet i mężczyzn, przekazujących strumień życia
swemu potomstwu w zaciszu własnych domów, pokonując równocześnie ponad
tysiąc przeszkód i barier nowego świata. To mądrość i odwaga nielicznych
już kapłanów, szkolnych nauczycieli i jeszcze rzadziej spotykanych
polityków. Tą nadzieją jest wysiłek klasycznych naukowców i filozofów,
ich niekończące się dociekanie Prawdy, poznawanie świata który nas
otacza; to siła przetrwania, cierpliwość i umiejętność prawdziwych
artystów dających trwałą formę niezmiennemu pięknu, to wizje i
świadectwa proroków i świętych wymagających od nas szlachetności.
Jednak, jako mniejszość musimy uzbroić się w cierpliwość, działać
roztropnie, nie wywoływać wilka z lasu.
Nie bójmy się. Za nami stoją tysiące
świętych mężów, wynalazców, naukowców, poetów, filozofów, twórcze duchy
przeszłości które wspierają nas przez cuda pamięci i tradycji. Jest z
nami Platon, Arystoteles, Akwinata, Karol Młot i Szekspir. Mamy przecież
do dyspozycji ogromny arsenał dorobku dzielnych, szlachetnych i
wielkich ludzi.
Róbmy co do nas należy, to, czego wymgają
od nas pokolenia przeszłe, i czego oczekują pokolenia przyszłe. Bądźmy
cierpliwi i nie oczekujmy zapłaty za nasz wysiłek tu i teraz. Żyjmy
nadzieją, że nasi wnukowie lub wnukowie tychże, będą ponownie, jako
wierni poddani króla Rzeczpospolitej, mogli cieszyć się tak doniosłym
wydarzeniem, jak cesarska koronacja w Wiecznym Mieście.
Arkadiusz Jakubczyk