Minął rok od wyborów, w którym PiS zamienił się miejscem na ławce
rezerwowych z poprzednią ekipą (określenie Beaty Szydło). Jesteśmy
świadkami dobrej zmiany- opluwani stali się opluwającymi, nietykalni
nadal są nietykalni, ja chodzę po mieście i staram się zarobić na
życie/przeżycie. Obserwuję ludzi, którzy przy odrobinie szczęścia
dorwali się do władzy. Polityka to dobry biznes dla nieudaczników,
mitomanów fantastów i kreatorów równoległej rzeczywistości. Demokracja
kreuje miernoty, a ja ciągle się zastanawiam kiedy wreszcie poczuję, iż mój Kraj jest moim Domem, a nie euroregionem.
Minął rok od wyborczej ustawki, a ja dalej nie mogę się napić na ulicy
piwa, które sobie kupiłem za swoje pieniądze w polskim sklepie. Bo
dlaczego miałbym się nie napić? Jestem w miejscu publicznym, skupiającym
wielu ludzi o różnych filozofiach życia. Moja jest prosta: kiedy jest
gorąco, to chcę się napić zimnego piwa na ławce, albo nad rzeką. I nadal
nie mogę. Nie mogę tego nawet zrobić, stojąc na chodniku przed własną
posesją. Bo to miejsce publiczne. Jednak zimą, chore państwo nakłada na
mnie obowiązek odśnieżania tego odcinka chodnika, choć prawnie nie
należy do mnie. Pić latem nie mogę, a zimą odśnieżać muszę. To moja
Polska jest taka?
TJK