Od końca lat osiemdziesiątych obserwuje
się w Watykanie „bitwę o historię”, nazwaną przez kard. Arinze w
przesłaniu skierowanym do muzułmanów w lutym 1996 r. z okazji
zakończenia ramadanu „przezwyciężaniem przeszłości”. Dla modernistów „przezwyciężanie przeszłości”
jest istotnym elementem ich polityki, zmierzającym do stworzenia Nowego
Kościoła Ekumenicznego, będącego synkretyczną wersją chrześcijaństwa,
judaizmu i islamu opartego na fundamencie praw człowieka i mundializmu.
Można przypuszczać, że Jubileuszowy Rok 2000 z publicznymi przeprosinami
Papieża, książąt Kościoła i narodowych episkopatów za rzekome winy
Kościoła jest początkiem ostatniego aktu zastąpienia Kościoła
Katolickiego „kościołem synkretycznym”.
Centralnym punktem „żalu za grzechy” historii Kościoła stało się potępienie stosowania metod „nacechowanych nietolerancją, a nawet przemocą” w formach ewangelizacji. Wzorcowym przykładem „zaangażowania niewłaściwych narzędzi do głoszenia prawdy objawionej”, niedokonania „odpowiedniego rozeznania ewangelicznego wartości kulturowych narodów” i „nieszanowania sumienia osób, którym była przedstawiana wiara”
stały się dla modernistycznych purpuratów i lewicowych intelektualistów
WYPRAWY KRZYŻOWE. Jazgot liberalnych mediów dotyczący wydarzeń sprzed
dziewięciuset lat spotęgowany został przez mijającą w lipcu ubiegłego
roku rocznicę zdobycia przez krzyżowców Jerozolimy. Amerykańskie
środowiska protestanckie i katoliccy moderniści wpadli na pomysł
zorganizowania „Wędrówki Pojednania”, w której w ciągu czterech lat dwa
tysiące ludzi z Europy i USA przemierzyło odcinki trasy I krucjaty,
przepraszając „napotkanych ludzi – muzułmanów, żydów, chrześcijan wschodnich – za zbrodnie krzyżowców”.
Protestanci – Karen z USA, Marcus ze Szwajcarii i Lynn, Amerykanin z
Anglii, opisani w „Gazecie Wyborczej” – przepraszali… za zbrodnie
katolików. „Krucjaty odbywały się w imię Chrystusa. Składały fałszywe świadectwo Jego nauce”– twierdzi Lynn Green.
Przeproszenie za wyprawy krzyżowe,
odbierane przez wielu jako potępienie krucjat, jest uderzeniem w „splot
słoneczny” historii Kościoła. Trwające przez dwieście lat zmagania
chrześcijańskiej Europy z islamem były nie tylko centralnym wydarzeniem
średniowiecza, kiedy to kształtowały się europejskie narody w ramach
Christianitas, ale także historii Kościoła katolickiego. Historia Europy
bez krucjat rozpoczyna się wraz z oświeceniem i rewolucją francuską –
jej prawami człowieka, a w następstwie tego centralnym miejscem historii
Kościoła staje się „modernistyczna rewolucja” Soboru Watykańskiego II. W
1996 r. przemianowano w Mediolanie plac Wypraw Krzyżowych na plac Pawła
VI…
Czym jest istota bez przeszłości? –
Bezkształtną, bezbarwną amebą, bez „zakorzenienia”, swobodnie unoszoną
przez prądy; czymś, co jest wszędzie i nigdzie. Kim będą katolicy,
którym wmawia się dziś, że ich historia to pasmo rzezi, oszustw i
morderstw? „Przyszedłem do wspólnoty dążącej do świętości, a okazało
się, że jestem w jaskini zbójców” – kto będzie chciał należeć do takiego
Kościoła? Jak widać cel jest prosty, zohydzić katolikom ich przeszłość,
wbrew prawdzie zbrukać ją, zniszczyć, aby łatwiej zbudować na tych
zgliszczach Nowy Lepszy Świat, z Nowym Lepszym Kościołem. My pozostajemy
wierni Kościołowi założonemu przez Chrystusa. Parafrazując słowa M. G.
Davili, przywiązanie do Ojczyzny i Kościoła jest hańbą, jeżeli nie ma w
nich miejsca na groby przodków i ołtarze. Ołtarze moderniści zniszczyli i
zastąpili kalwińskimi stołami, teraz dewastują groby naszych przodków,
kajając się za coś, co przez wieki Europa czciła jako wyrazy
poświęcenia, oddania, heroizmu i honoru. Czy pozwolimy im na to?!
Bóg tak chce!
„Pax in nomine Domini” – głosił
refrain rozpowszechnionej we Francji pieśni, wzywającej do udziału w
wyprawie krzyżowej. Synod w Clermont, który powszechnie uważa się za
początek krzyżowej epopei, był w istocie tzw. „wiecem pokoju”. W
listopadzie 1095 r. niewielkie Clermont we francuskiej Owernii
przeżywało istny najazd (związany z odbywającymi się tam obradami)
prawie trzystu duchownych pod przewodnictwem papieża Urbana II,
zajmujących się wprowadzeniem w Europie „pokoju Bożego”, zagrożonego
nienawiścią i pychą feudałów. Jednak największym zagrożeniem dla
chrześcijańskiego ładu byli Turcy. W przedostatni dzień obrad, 27
listopada, ogłoszono, iż papież będzie przemawiał do zgromadzonych
tłumów za wschodnią bramą miasta na rozległych błoniach. Znamy tylko
przybliżoną treść jego przemówienia. Kronikarz Wilhelm z Tyru zanotował
przypuszczalne słowa Urbana II:
Ziemia, nad którą zajaśniało słońce prawdy, gdzie Syn Boży żył, nauczał i cierpiał, gdzie umarł i zmartwychwstał dopełniwszy dzieła Odkupienia, święta ta ziemia wpadła w ręce niewiernych; zbezcześcili Przybytek Pański, pomordowali świętych, a ciała ich stały się pastwą dzikich zwierząt; krew chrześcijan płynęła strumieniem w Jerozolimie i około jej murów, a nikt nie spieszy ich pogrzebać. (…) Pełen ufności w miłosierdzie boskie, i z mocy władzy przekazanej mi przez świętych Piotra i Pawła udzielam odpustu zupełnego każdemu chrześcijaninowi, który ożywiony uczuciem szczerego nabożeństwa pójdzie walczyć przeciw niewiernym.
Głównym motywem przemówienia papieża
była jednak katastrofalna sytuacja polityczna Cesarstwa Bizantyjskiego,
zagrożonego agresywnymi działaniami Turków w Azji Mniejszej i
powtarzającymi się najazdami pogańskich, koczowniczych plemion
ciągnących znad Morza Czarnego. Mówiły o tym kolejne apele wysyłane do
papieża i zachodnioeuropejskich feudałów przez cesarza Aleksego. Papież
mówił o powtarzających się prześladowaniach pielgrzymów przez Turków, o
hańbie spotykającej wschodnich chrześcijan, ale również o szczęśliwości
czekającej na śmiałków gotowych iść bić się o Konstantynopol i
Jerozolimę. Ochotnicy mogli liczyć na przychylność Boga, odpuszczenie
grzechów dotychczas popełnionych, a w razie śmierci – na rozgrzeszenie.
Zapał zgromadzonych przeszedł najśmielsze oczekiwania. Niebo nad Owernią
rozerwane zostało okrzykiem dobywającym się z tysięcy gardeł w różnych
językach i dialektach: Deus le volt! Dio li volt! Deus sic vult! Dieu le veult! „Europa wystąpiła ze swoich brzegów i runęła potężną falą na Wschód”
– pisała Zofia Kossak. Nim papież zakończył ostatnie zdanie, biskup
Ademar Le Puy prosił go o pozwolenie wzięcia udziału w krucjacie.
Kardynał Grzegorz zaintonował Confiteor, podchwycone przez tłum. Symbolem „zbrojnej pielgrzymki”,
jak nazwał krucjaty Franco Cardini, stał się czerwony krzyż przyszyty
do odzienia. Wszyscy ochotnicy, przeważnie niskiego stanu, bo możni nie
brali udziału w synodzie, mieli być gotowi do wymarszu na dzień
Wniebowzięcia roku 1096, po zebraniu plonów. Kościół roztaczał pełną
opiekę nad rodzinami i majątkiem krzyżowców. Duchowni gotowi do udziału w
krucjacie mieli obowiązek otrzymania zezwolenia biskupów, nowożeńcy
musieli uzyskać pozwolenie współmałżonków, parafianie swoich
przewodników duchowych. Nie udało się pohamować szczerego entuzjazmu
mas. Chesterton pisał:
Pierwsza zwłaszcza wyprawa krzyżowa była w znacznie większej mierze jednomyślnym powstaniem ludu niż większość tzw. rozruchów i rewolucji.
Krucjatowy zapał rozszerzał się jak
pożar letnią porą, nie tylko ze względu na kazania Urbana II, ale
również słowa głoszone przez ludowych kaznodziejów, takich jak Piotr z
Amiens czy Robert z Arbissel. Paryski mediewista A. Vauchez pisze:
Fakt, że tysiące kobiet i mężczyzn przystąpiły do ruchu i gotowe były znosić cierpienia w imię miłości do Boga, dowodzi głębokiej wrażliwości mas na wielkie duchowe problemy chrześcijaństwa.
Odzew na wezwanie z Clermont był również
potężny pośród możnych. Pierwszy zgłosił swój udział Rajmund hrabia
Tuluzy, widzący siebie jako świeckiego przywódcę krucjaty, za nim w
początkach 1096 r. przyjęli krzyż Robert II z Flandrii, Robert książę
Normandii, Stefan hrabia Blois, Boemund książę Tarentu wraz ze swoim
siostrzeńcem Tankredem, a także Hugon z Vermandois, brat
ekskomunikowanego w Clermont króla Francji Filipa, głoszącego również
pełne poparcie idei krucjaty. Gotowość udziału zgłosili stronnicy
tryumfującego po Canossie cesarza Henryka IV – Gotfryd z Bouillon,
książę Lotaryngii i jego bracia Eustachy hr. Boulogne i Baldwin. Udział
zgłosiła też Republika Genuańska. Strumień ochotników napływał z Italii,
Rzeszy, Szkocji, Danii, Hiszpanii. Czy z Polski? …tego niestety nie
wiemy. Od samego początku istniał czytelny podział na krucjatę ludową,
do której przyłączyło się drobne rycerstwo francuskie i niemieckie, oraz
krucjatę rycerską, podzieloną na kilka językowych kontyngentów.
Miejscem spotkania miał być w 1096 r. Konstantynopol…
Historycy odrzucający chrześcijański
punkt widzenia, omawiając przyczyny wypraw krzyżowych zazwyczaj
poprzestają na opisaniu splotu procesów ekonomicznych i politycznych,
czasem wspomną o przemianach w świadomości społecznej, czyli fanatyzmie.
Oczywiście nie negujemy wpływu tych przyczyn. „Sufficiat nobis credere quia sic est, et non quaerere propter quid est”
– niech nam wystarczy wierzyć, że tak jest, a nie dociekać, dlaczego
jest. Warto jednak przypomnieć jeszcze raz, że najważniejszymi
przyczynami krucjat był wzrost religijności w Europie oraz powtarzające
się prośby o pomoc nadchodzące z Bizancjum.
Ekspansja islamu
Sytuacja chrześcijaństwa na Wschodzie
ulegała stopniowemu pogorszeniu od przeszło czterystu lat. Europa
znajdowała się w kleszczach islamu! W roku 632, według tradycji
arabskiej, nastąpiła śmierć twórcy tej religii, Mahometa. Od tego
momentu nastąpiła dynamiczna ekspansja opisywanych przez P. Browna
obdartych zastępów, które w tumanach pustynnego pyłu rzuciły pod jarzmo
zielonego sztandaru proroka sąsiednie krainy. Daleko było wtedy
wyznawcom Allacha do wyrafinowanych, pełnych kultury i ogłady
mieszkańców Bliskiego Wschodu z XI wieku, którymi tak bezkrytycznie
zachwyca się S. Runciman w swoich książkach. Serce „kultury
śródziemnomorskiej”, cokolwiek miałoby to oznaczać, biło wtedy gdzie
indziej. Do 639 r. muzułmanie zawojowali całą Syrię i Palestynę,
niszcząc wszystkie kościoły. Patriarcha jerozolimski Sofroniusz, po
tchórzliwej kapitulacji armii bizantyjskiej, wprowadził kalifa Omara do
kościoła Zmartwychwstania ze słowami: „Oto jest przepowiedziana przez Daniela obmierzłość spustoszenia w przybytku!”.
W Jerozolimie zaginęły zbezczeszczone relikwie św. Krzyża. W 640 r. po
zdradzie żydów i monofizytów, z Egiptu wycofali się Bizantyjczycy.
Dziesięć lat później bohaterstwo zoroastryjskich Persów zostało utopione
w morzu krwi. Islam stanął u wrót Indii. Krainy nawrócone na
chrześcijaństwo przez św. Marka w Afryce Płn. stały się następnym celem
ataku. To, czego nie zniszczyli w Afryce Płn. ariańscy Wandalowie,
zostało zniszczone przez bezrozumne hordy Arabów. Ziemia, która do tej
pory rodziła filozofów, poetów, teologów, historiografów, takich jak np.
św. Augustyn, została wydana bezpowrotnie na pastwę Sahary.
Chrześcijańscy potomkowie Rzymian opuścili Afrykę, uciekając do Italii
lub Iberii, miejscowi chrześcijanie zostali obróceni w ludność zależną
lub wytępieni w myśl zasady Mahometa: „Nie można tolerować dwóch religii w jednym państwie”.
Jeszcze przez blisko sto lat prowadziły beznadziejną walkę koczownicze
plemiona chrześcijańskie z rozrzuconych na pustyni oaz. Ludy
chrześcijańskie, które znalazły się w bezpośrednim kręgu oddziaływania
politycznego tworzących się kalifatów muzułmańskich, takie jak Ormianie,
Gruzini, chrześcijanie libańscy czy Koptowie zmuszone zostały do
nieustannej walki o przetrwanie, toczonej niejednokrotnie z islamem do
dziś. Z nowej sytuacji zadowoleni byli jedynie monofizyci, zlatynizowani
Punijczycy i żydzi.
(…) ze skrywanym poparciem dla najeźdźców pośpieszyły liczne i potężne gminy żydowskie – po części z nienawiści do chrześcijan, zwłaszcza do Konstantynopola jako ciemięzcy, po części zaś z semickiej solidarności, z uwagi na wywodzenie się z tego samego co Arabowie pnia językowego i etnicznego. Żydzi byli często piątą kolumną, która podkopywała opór chrześcijan
– pisze katolicki publicysta Wiktor
Messori. Uderzenie muzułmańskie w granice Imperium Bizantyjskiego
zbiegło się z niezwykle skomplikowaną sytuacją religijną, związaną z
rozwojem herezji ariańskiej, pelagiańskiej, a w końcu monofizyckiej. W
tym kontekście zbrojni zwolennicy Mahometa jawili się jako „bicz Boży”.
Profesor J. Alzog w XIX w., powtarzając za badaczem islamu Doelingerem,
pisał:
Mahometanie jako lud według prawa, służyli za narzędzie Opatrzności, karzące ludy oswobodzone i wolne, aby przez to wstrzymać ich upadek moralny, obudzić z odrętwienia i ożywić gasnącą ich siłę.
Odrodzenie niestety nie nastąpiło, wręcz
przeciwnie – wraz ze schizmą w roku 1054 procesy rozkładu wschodniego
chrześcijaństwa pogłębiły się w odnawiających się sektach manichejskich
(takich jak np. paulicjanie, bogomiłowie). Na początku VIII w.
muzułmanie przekroczyli Gibraltar i wkroczyli do pogrążonej w chaosie
feudalnym Hiszpanii, która prawie cała wpadła w ich ręce po śmierci
króla Rodryga w bitwie pod Jerez de la Frontera w 711 r. Dopiero
energiczna reakcja Asturów pod Covadongą w 722 r. doprowadzi do planowej
rekonkwisty, mającej na celu odzyskanie utraconych ziem. Sto lat po
śmierci Mahometa, w 732 r. na polach pod Poitiers wojska Karola Młota
pokonały zastępy Arabów ciągnące w głąb Europy.
Tymczasem na wschodzie sytuacja
Konstantynopola ulegała pogorszeniu. Pierwsze oblężenie miasta przez
muzułmanów nastąpiło już w 669 r. i trwało z przerwami do 676 r. Drugie
oblężenie, w roku 717, o wiele niebezpieczniejsze ze względu na blokadę
morską miasta, dzięki opanowaniu przez Arabów Cypru, udało się zażegnać w
718 r. po bitwie pod Konstantynopolem. Jednak sytuacja uległa
uspokojeniu dopiero po klęsce arabskiej, zadanej im przez Franków w 732
r. Bizancjum odetchnęło… ale nie na długo. Kiedy w XI w. na Bliskim
Wschodzie pojawiły się nowe, agresywne plemiona Turków Seldżuckich,
sytuacja zaczęła się powtarzać. W 1071 r. armia bizantyjska została
rozgromiona pod Mancikertem, gdzie do niewoli dostał się cesarz Roman
Diogen. W 1075 r. Seldżucy zdobyli Jerozolimę, burząc kościoły i
zabijając pielgrzymów. Niecałe dziesięć lat później od północy cesarstwo
zaatakowały plemiona Połowców i Pieczyngów, rozkładając się pod
Adrianopolem w cierpliwym oczekiwaniu na kapitulację stolicy, blokowanej
wtedy przez flotę turecką. Ta sytuacja zmusiła cesarza Aleksego Komnena
do poszukiwania na Zachodzie ratunku, w słowach tak uległych i
rozpaczliwych, że kronikarze bizantyjscy i współcześni historycy
skrzętnie usunęli list cesarza z kart swoich książek. Już wtedy w
szeregach armii cesarskiej służyli liczni najemnicy z Europy Zachodniej,
np. Robert z Flandrii, walczący za cesarza z islamem. Bizantyjczycy
brzydzili się krwią… Prostsze było wyręczanie się pogardzanymi
„łacinnikami”, lub tchórzliwe uniki czynione przez dyplomację.
Politycznie Bizancjum kurczyło się, ustępując pola Turkom. Cywilizacja
arabska prowadziła skutecznie podbój nowych terenów, atakując Europę od
zachodu i wschodu, zdobywając przewagę w basenie Morza Śródziemnego.
Chesterton podsumowuje to słowami: „Ten semicki bóg prześladował chrześcijaństwo jak upiór. Należy o tym pamiętać w każdym zakątku Europy…”.
Taka sytuacja zmusiła cesarza Aleksego do ponownego zwrócenia się z
prośbą do papieża i możnowładców Europy Zachodniej, co zostało uczynione
przez poselstwo cesarskie w 1095 r. na synodzie w Piacenzie. Następnym
krokiem było pamiętne zgromadzenie w Clermont.
Wspomniany już G. K. Chesterton, opisując tworzenie się narodu angielskiego w czasie wypraw krzyżowych, napisał: „(…)
orły porosły już w pierze i zaczęły się oglądać za łupem bardziej
odległym. Zamiast otrzymywać rzeczy cudze, szukały ich teraz same”.
Proces kształtowania się Christianitas złożonego z coraz bardziej
świadomych swojej odrębności narodów europejskich w pełni odpowiada temu
zdaniu nie tylko w odniesieniu do Anglii. Krucjaty rozpoczęły się w
chwili, gdy Europa skończyła już „przeżuwanie” pozostałości po
wspaniałej kulturze Rzymu i rozpoczęła tworzenie swojego wkładu w dzieło
cywilizacji łacińskiej. Brytyjski bizantynista S. Runciman twierdzi, że
„do czasu pierwszej wyprawy krzyżowej ogniskiem naszej cywilizacji było Cesarstwo Bizantyjskie oraz kraje kalifatu arabskiego”.
Niestety, nie jest to odosobniony wśród współczesnych historyków
pogląd, głoszący samorodny geniusz cywilizacji arabskiej, zniszczonej
przez barbarzyńskie hufce krzyżowców. Pogląd historyków wychowanych w
ciasnych murach duchowych gett punickich, pozbawiony szerszych
horyzontów. Cywilizacja arabska, o czym pisał m.in. F. Koneczny, jest
niemal w całości produktem zapożyczeń kulturowych, a sami Arabowie do
swojej cywilizacji wnieśli niewiele. Lunarny system religijny Mahometa
opiera się, jak wykazały badania Konecznego i religioznawcy M. Eliadego,
na judaizmie oraz zjudaizowanym manicheizmie.
Większa część obyczajów arabskich została zapożyczona od Żydów, np. teoretyczna poligamia1,
przepisy dotyczące ubioru, wyglądu i modlitwy. Przepiękne meczety
zdobiące cały Bliski Wschód zostały zbudowane w pieczołowicie
odtworzonym stylu bizantyjskim, nierzadko przez Bizantyjczyków (sic!).
Trygonometria, optyka, rozwój filozofii i medycyny „arabskiej” wiąże
się z przełożeniem na język arabski dzieł greckich, jak pisze niechętny
chrześcijaństwu H. A. R. Gibb. Architektura świecka, system
biurokratyczny, podział armii, ceremoniał dworski oraz sposób spędzania
wolnego czasu (np. szachy) pochodzą z sasanidzkiej Persji. Natomiast
tzw. „cyfry arabskie” i algebra pochodzą aż z Indii. Wreszcie malarstwo
arabskie, przedstawiające zwierzęta i ludzi, pojawiło się po zetknięciu z
„łacinnikami”. Andaluzyjski „raj na ziemi” powstał tylko dlatego, że
przetrwały w tej części Hiszpanii silne pozostałości antycznej kultury
rzymskiej, która dogorywała wtedy w dekadenckim Bizancjum. Natomiast
serce Europy, jeśli gdzieś biło, to na pewno w prostym, niewyrafinowanym
Rzymie papieży i cesarzy średniowiecza. Czymże jest w istocie szumna
cywilizacja arabska, jeśli nie sumą działań sąsiednich kultur i
cywilizacji, niejednokrotnie wyższych? Z takim oto przeciwnikiem, który
był już wszędzie, ale nie przychodził znikąd, parafrazując
nieśmiertelnego Chestertona, przyszło walczyć spadkobiercom Mariuszy,
Cezarów i Augustów w imię Jedynego, Sol Invictus – Chrystusa. Niestety są dziś tacy, którzy przedkładają „śpiewy” muezina nad chorał gregoriański…
Piotr Pustelnik i pierwsza krucjata
Nie udało się utrzymać w ryzach
niekarnej plebejskiej zbieraniny, która wbrew napomnieniom papieża i
baronów na przełomie 1095-96 r. ruszyła na „swoją” krucjatę. Jeden z
kronikarzy pierwszej krucjaty pisał:
Ubodzy ludzie podkuli swe woły jak konie, zaprzęgli je do dwukołowych wózków, załadowali je swymi ubogimi zapasami i posadzili na nie swoje małe dzieci, aby w ten sposób wlec je za sobą. A gdziekolwiek dzieci ujrzały w dali warowny gród czy miasto, dopytywały się natarczywie, czy to już jest Jeruzalem, do którego wędrują.
Pierwszą grupę poprowadził francuski
rycerz Walter Sans-Avoir (‘Bez Mienia’) z ośmioma ubogimi rycerzami.
Kilkutysięczny tłum, przez Francję, Niemcy i Węgry dotarł ok. 15 maja
1096 r. do granicy bizantyjskiej pod Belgradem nad rzeką Sawą. Tu
okazało się, jak pisze Runciman, że Bizantyjczycy nie są przygotowani na
przyjęcie takiego tłumu krzyżowców. „Doskonale poinformowany” Aleksy I
przypuszczał, że oddziały armii frankijskiej nadejdą ze strony Italii,
drogą Via Egnatia, wzdłuż której rozmieścić kazał zaopatrzenie i
garnizony wojskowe, które miały pilnować „sprzymierzeńców”. Głodnych
krzyżowców Waltera Grecy odeskortowali do Konstantynopola bez większych
incydentów.
Tuż za nimi podążał kilkunastotysięczny
tłum prowadzony przez Piotra Pustelnika. Niecierpliwy, ciemny, bez
dowództwa, bez dyscypliny i… głodny. Do pierwszych znacznych starć z
miejscową ludnością doszło na terenie Węgier. Piotr nie potrafił
zapanować nad ludzkimi namiętnościami, nie umiał wprowadzić ładu wśród
ludzi, którym chciał przewodzić. Twierdzę Zemuń starto z powierzchni
ziemi, przy okazji plądrując węgierskie spichlerze. Bizantyjscy wróżbici
przepowiadali nadejście szarańczy, a lud grecki wierzył wróżbitom.
Namiestnik cesarski zrejterował z granicznego Niszu, złupionego przez
ludzi Piotra Pustelnika. Mieszkańcy Belgradu uciekli, pozostawiając
miasto na pastwę chciwości i głodu nadciągających mas. Dla prostego ludu
rzeczywistość krucjatowa była nieskomplikowana: kto utrudniał marsz
albo stawiał opór przy zdobywaniu pożywienia, ten był wrogiem „wojska
chrześcijańskiego”. Oliwy do ognia dolał fakt, że oddziałami
wyznaczonymi przez Aleksego do eskortowania krzyżowców były oddziały
najemników złożone z pogańskich Pieczyngów i Połowców. O. I. Uspenskij
pisze, że krzyżowcy nie potrafili zrozumieć, jak Bizantyjczycy walczący z
muzułmanami mogli posiadać oddziały najemników złożone z wyznawców
Mahometa lub pogan. W Sofii Piotr z przerażeniem stwierdził, że w
starciach z wojskiem bizantyjskim stracił prawie 1/3 ludzi. Tu doszło do
pierwszego spotkania z cesarskimi posłami, którzy mieli towarzyszyć ze
zbrojną eskortą pielgrzymom zdążającym do Konstantynopola. Po drodze,
jak piszą zgodnie nawet najzagorzalsi wśród historyków przeciwnicy
krucjat, krzyżowcy z samozwańczej krucjaty ludowej obserwowali niezwykłe
przejawy sympatii i entuzjazmu miejscowej ludności. Były to tereny
stale nawiedzane najazdami koczowniczych plemion – Połowców i
Pieczyngów… W pierwszych dniach sierpnia, gdy w zachodniej Europie
zbierały się oddziały rycerskiej krucjaty, Piotr ze swymi ludźmi dotarł
do Konstantynopola. Romaioi, jak nazywali siebie Bizantyjczycy,
z niechętną wyższością przyjęli ludzi, to prawda – pełnych grzechów,
gotowych jednak oddać życie za dalsze istnienie gnijącego cesarstwa
toczonego dworskimi intrygami. Cesarz zapewnił Piotra o swojej radości z
przybycia ochotników i, aby pozbyć się niewygodnych krzyżowców, wydał
rozkaz przetransportowania ich do Azji Mniejszej, do specjalnie
przygotowanego obozu pod Nikomedią, myśląc, że uda mu się pod zbrojną
strażą utrzymać w ryzach łacinników. Część z nich – stwierdziwszy, że
przybyła walczyć z niewiernymi, a nie odpoczywać – ruszyła na wschód,
pomimo ostrzeżeń Piotra Pustelnika. Dotarli oni do jednego z
ważniejszych miast opanowanych przez Seldżuków – Nikei, gdzie dzięki
zaskoczeniu zdobyli podgrodzia miasta. Podobnie powiódł się atak na
pobliską twierdzę Kserigordon. Odwet Turków był natychmiastowy:
krzyżowcy zostali zamknięci w zdobytej twierdzy i wybici do nogi,
ponieważ odrzucili ofertę przyjęcia islamu. Seldżucy spalili obóz pod
Nikomedią, zabijając lub obracając w niewolę wszystkich jeńców. Krucjata
zwana „ludową” przestała istnieć. W Europie pojawiały się jeszcze
nieliczne samozwańcze grupy uparcie twierdzące, że idą do Jerozolimy –
ale nie doszły, gdyż zostały rozbite przez króla Kolomana węgierskiego.
Wyprawa rycerska wyruszyła podzielona na
mniejsze oddziały, które pod koniec 1095 r. pomaszerowały do
Konstantynopola różnymi trasami – według zaleceń papieskich. Pierwszy
wyruszył brat króla Francji Hugon. W czasie przeprawy morskiej z Bari do
Dyrrachium na skutek burzy utracił część wojska. Na ziemi bizantyjskiej
przyjęty został z wszelkimi honorami i odeskortowany do stolicy
cesarstwa, gdzie Aleksy roztoczył nad swoim gościem pełen przepychu i
dostatku areszt, uniemożliwiający kontakty Hugona z innymi przywódcami
krucjaty i swoim wojskiem. W tym samym czasie z Lotaryngii wyruszyła
armia pod dowództwem Gotfryda z Bouillon i jego braci, dobrze wyposażona
i karna. Rodzina książąt Dolnej Lotaryngii zastawiła dużą część
własnych włości, aby wyekwipować swoje wojska. Trasa marszu biegła
wzdłuż wcześniejszej marszruty krucjaty ludowej przez Węgry, gdzie po
początkowych trudnościach została przyjęta bardzo ciepło przez króla
Kolomana. W Konstantynopolu braci ze sławnego rodu hrabiów Boulogne
spotkało niemiłe rozczarowanie.
Greckie wiarołomstwo
Rzymianie mawiali fides punica na określenie wiarołomności kartagińczyków; w czasie wojen krzyżowych narodzi się powiedzenie fides graeca
(‘wierność grecka’) jako określenie bizantyjskiego krętactwa,
niedotrzymywania umów i matactw dyplomatycznych. Okazało się, że Aleksy
nie potrzebuje łacińskich ochotników walczących z islamem za wiarę, w
celu odzyskania Grobu Pańskiego, ale wyłącznie najemników, którzy pomogą
Romaioi w odzyskaniu utraconych prowincji, które były
naturalną bazą rekrutacji dla armii bizantyjskiej. Aleksy traktował
przybyłych krzyżowców jak swoją własność, część swojej armii; zażądał
złożenia hołdu lennego, zawierającego przyrzeczenie, że zwrócą Bizancjum
wszystkie zdobyte tereny lub podporządkują je Aleksemu. Okazało się, że
dyplomacja bizantyjska toczyła od początku podwójną grę. Nastąpił
początek konfliktu, który będzie tlił się lub wybuchał z różną siłą
przez cały okres krucjat. Hołd, pod nieobecność innych dowódców, złożył
chwiejny Hugon, licząc na to, że zostanie przywódcą całej wyprawy z
nadania cesarskiego. Dla Godfryda, Baldwina i Eustachego sprawa była
oczywista: żadnego hołdu nie będzie! Rokowania zostały przerwane, Aleksy
zakazał dostarczania żywności krzyżowcom, wybuchły walki z muzułmanami –
ale pod Konstantynopolem. Wojska cesarskie złożone z barbarzyńców
zostały odparte i Aleksy zmuszony został do wznowienia dostaw. Czas
płynął, skończył się rok 1096, minął styczeń, luty, marzec 1097 r., a
krzyżowcy stali pod murami gardzącego nimi miasta Konstantyna. Tuż przed
Wielkanocą wybuchły kolejne walki, jednak nic z nich nie wynikało –
wojska bizantyjskie nie mogły się mierzyć z Frankami w polu, ale miasta
tak ufortyfikowanego zdobyć nie było można niewielkimi siłami. Krzyżowcy
złożyli wymuszoną przysięgę, po czym całe wojsko zostało przerzucone do
Azji Mniejszej. Tuż po odjeździe rycerzy lotaryńskich, do Bizancjum
dotarły zaprawione w walce wojska normańskie z Italii pod dowództwem
Boemunda. Grecy niejednokrotnie już przekonali się, że normańskie kopie
są niezwykle ostre, a ponieważ Normanowie byli uważani przez
Bizantyjczyków za swoich śmiertelnych wrogów, przedsięwzięto
nadzwyczajne środki ostrożności. Jakież było zdumienie, gdy nie tylko
wojska książęce zachowały w Konstantynopolu doskonałą dyscyplinę, ale
sam Boemund bez wahania złożył wymaganą przez Aleksego przysięgę. Jak
się okazało, Boemund znający meandry polityki greckiej był równorzędnym
dla cesarza graczem politycznym. Czy przysięga złożona schizmatykowi
może obowiązywać katolickiego księcia, tym bardziej złożona w wielu
wypadkach pod przymusem? Dotychczasowi łacinnicy, pogardzani ze względu
na swoje proste, rażące dla zepsutych Bizantyjczyków zachowanie,
ustąpili witalnemu, elokwentnemu, pełnemu drapieżnego uroku Boemundowi.
Księżniczka Anna Komnena opisuje go w ciepłych słowach, w których
dostrzega się delikatne drżenie niewieściego serca, uciszanego przez
bizantyjską pychę. Na końcu, w niewielkich odstępach czasu, do
Konstantynopola dotarły wojska Rajmunda, hrabiego Tuluzy, zaprawionego w
walkach z islamem w Hiszpanii, bezpośredniego przedstawiciela papieża,
oraz oddziały panów z północnej Francji – z Flandrii, Normandii i z
Blois. Spóźnione wojsko, po przymuszeniu do przysięgi, szybko
przerzucono pod Nikeę, gdzie rozpoczęły się już walki z niewiernymi.
Oblężenie Nikei nie trwało długo. Pomimo
doskonałego systemu fortyfikacji i sprzyjających warunków, garnizon
turecki nie był przygotowany do oblężenia. Sułtan na wieść o blokadzie
Nikei, w której znajdowała się jego żona i skarbiec sułtański, wyruszył z
odsieczą. 21 V 1097 r. odsiecz została rozbita przez krzyżowców, miasto
nie mogło więc liczyć na pomoc ani od lądu, ani od morza. W związku z
tym, dowódca garnizonu rozpoczął pertraktacje za plecami książąt z
przedstawicielami cesarza. Na 19 VI zarządzono ostateczny szturm, który
jednak nie doszedł do skutku, ponieważ o świcie krzyżowcy zauważyli
flagi bizantyjskie nad miastem. Fides graeca – nawet bogate
podarki nie mogły złagodzić goryczy faktycznej porażki… W tydzień
później wojsko podzielone na dwa korpusy pomaszerowało dalej na wschód.
Sułtan Kilidż Arslan nie dał za wygraną i zorganizował zasadzkę pod
Doryleum. Ostatniego dnia czerwca, kiedy wojsko krzyżowe normańskie,
flandryjskie i szampańskie rozpoczęło przygotowania do wymarszu, Turcy
zaatakowali z impetem. W obozie wybuchła panika, której zaradził dopiero
trzeźwy umysł Boemunda, znającego taktykę wroga. Dobytek, kobiety i
dzieci zgrupowano w obozie pod osłoną wojska, spieszeni rycerze stanęli w
szyku obronnym wokół obozu; nie było sensu atakować, bo, jak pisał
Wilhelm z Tyru,
wróg niezdolny do wytrzymania takiego natarcia, zawsze zdołał się wycofać i uniknąć uderzenia, tak że nasi żołnierze, nikogo nie mając przed sobą, musieli zwiedzieni zawracać.
Wysłano posłańców, by zawiadomili resztę
wojsk krzyżowych, które biorąc w kleszcze wojska sułtańskie uratowały
chrześcijan. Bitwa została wygrana. Dalsza trasa w spiekocie, głodzie i
pragnieniu biegła przez Ikonium do Heraklei, gdzie postanowiono
podzielić siły. Główne oddziały wyzwoliły miasta ormiańskie i greckie,
gdzie witano je jak wybawicieli. Oddział Baldwina i Tankreda
normańskiego z kolei odbił z rąk muzułmańskich miasto św. Pawła – Tars, i
port w Aleksandrettcie, dzięki czemu krzyżowcy uzyskali pomoc ze strony
floty frankońskiej. Również tutaj Ormianie witali krzyżowców jak
wyzwolicieli. Kolejnym etapem była starożytna Antiochia.
Kiedy rycerze stanęli pod murami miasta,
ich oczom ukazał się widok twierdzy przygotowanej do odparcia każdego
natarcia. Namiestnik Jaghi Sijan w istocie przygotował miasto do
oblężenia i jak pisze Runciman, miał pełną świadomość, że miasto zdobyte
przez Turków przez zdradę tylko w ten sposób może być utracone.
Przystąpił do dotkliwych prześladowań ormiańskich i greckich
chrześcijan. Patriarcha Jan został wtrącony do więzienia; podczas
oblężenia Antiochii zamkniętego w klatce wystawiano go poza mury
miejskie. Wielu chrześcijan wypędzono, katedrę św. Piotra zamieniono na
stajnię, w okolicznych wioskach pohańbiono wszystkie ormiańskie kobiety,
co spowodowało zapiekłą nienawiść do Turków i chęć odwetu. Jaghi Sijan
liczył na odsiecz, która zmiecie krzyżowców, tym bardziej, że świat
muzułmański zauważył już, że nie ma do czynienia z kolejnymi najemnikami
cesarza, ale z nową armią przepojoną ideami religijnymi. Po
oczyszczeniu okolicy z Turków przy wydatnej pomocy wschodnich
chrześcijan, wojska europejskie rozłożyły się pod miastem, przystępując
do przygotowań oblężniczych. Pierwszymi szturmami dowodził bp Ademar z
Le Puy, posiadający doświadczenie bojowe, bo był nie tylko duchownym,
ale również rycerzem. Jesienią 1097 r. krzyżowcom przybyła z pomocą
eskadra genueńska, która przywiozła dostawy żywności. Pomimo dostaw
morzem oraz przychylności miejscowej ludności, w grudniu 1097 r.
żołnierzom chrześcijańskim groziła śmierć głodowa. Pozycja Jaghi Sijana
się umacniała, poczynał sobie coraz pewniej, mając wiadomości o
zbliżającej się odsieczy. Boemund wraz z Robertem z Flandrii wyruszyli w
poszukiwaniu żywności dla oblegających. Korzystając z nieobecności
części wojska, muzułmanie zaatakowali, ale przytomna akcja bpa Ademara i
hrabiego Rajmunda uratowała sytuację. W tym mniej więcej czasie pod
Albarą, gdzie w przyszłości powstanie pierwsze łacińskie biskupstwo na
Wschodzie, krzyżowcy przez przypadek natknęli się na armię posiłkową z
Damaszku. Turcy zaskoczyli wojsko normańsko-flandryjskie, które zaczęło
wycofywać się w popłochu.
Gdy to spostrzegł Boemund, jęknął i zawołał chorążego swej drużyny, czyli Roberta syna Gerarda, i rozkazał: „Ruszaj tak szybko, jak tylko możesz, jako dzielny mąż. Bądź odważny z myślą o sprawie Bożej i Świętego Grobu i pamiętaj, że ta wojna toczy się nie o ziemskie sprawy, lecz duchowe. Bądź zatem najsilniejszym wojownikiem Chrystusa! Idź w pokoju! Pan będzie wszędzie z tobą!” A opatrzony zewsząd znakiem krzyża – jak lew, co cierpiał głód przez trzy czy cztery dni wychodzi rozwścieczony ze swego schronu i czując krew zwierzęcą, rzuca się w środek trzody rozpędzając uciekające owce – tak on wpadł w środek Turków. I tak gwałtownie się rozpędził, że szarfy jego chorągwi niczym płomienie unosiły się nad ich głowami. A inne zastępy widząc, że sztandar Boemunda tak zaszczytnie unosi się przed innymi, wstrzymały swój odwrót; i wtedy uderzyli nasi na Turków wszyscy razem
– głosi relacja anonimowego kronikarza.
Bitwa została wygrana, chociaż żywności nie przybyło. Dopiero pomoc z
Cypru, ze strony schizmatyckiego patriarchy Jerozolimy Szymona,
przebywającego na wygnaniu, zażegnała widmo śmierci głodowej. Sytuacja
stopniowo odwracała się: szczelnie zamknięta Antiochia bez dostaw
zaczęła odczuwać głód. Na szczęście Baldwin z Lotaryngii opanował
Edessę, która nie tylko otwarła bramy miasta przed jego armią, ale także
oddała władzę w jego ręce, odsuwając znienawidzonego dotychczasowego
tyrana. Rozpoczął się ormiańsko-łaciński eksperyment, dzięki któremu
krzyżowcy uzyskali pewną ochronę swojej wschodniej flanki. Zbliżająca
się kolejna odsiecz najpierw została zatrzymana pod Edessą: to dało
rycerzom pod Antiochią potrzebny czas do zdobycia miasta. Miasto zdobyto
dzięki zdradzie Firuza, ormiańskiego dowódcy muzułmańskiego, który
nawiązał pertraktacje z Boemundem. Firuz po opanowaniu Baszty Dwóch
Sióstr wpuścił do niej sześćdziesięciu rycerzy pod dowództwem Fulka z
Chartres, dzięki którym ustawiono na murach drabiny i otwarto jedną z
bram. Zaskoczenie było zupełne. W mieście wywiązała się chaotyczna
walka, do której przyłączyła się miejscowa ludność chrześcijańska. Jeden
z Ormian przyniósł rannemu Boemundowi głowę Jaghi Sijana. Broniła się
jedynie cytadela miejska, ale była to obrona pozbawiona szans na
powodzenie.
Święta Włócznia
Ledwie krzyżowcy nacieszyli się
zwycięstwem, a już pod murami świeżo zdobytego miasta stanęła armia
muzułmańska Kurbughi. Niewierni przystąpili z marszu do ataku, ale
zostali po ciężkich walkach odparci. Zdając sobie sprawę, że w mieście
nie ma pożywienia, uszczelnili pierścień wojsk i czekali, kiedy głodne
wojsko poprosi o kapitulację. Sytuacja rzeczywiście była tragiczna,
ludzie marli z głodu. Na nic się zdała organizowana pomoc przez bp.
Ademara i patriarchę Jana. Morale zaczęło się niebezpiecznie obniżać,
wszyscy czekali nieuchronnego końca. Cesarz nie przybył Antiochii z
pomocą, obawiając się potęgi tureckiej. I kiedy zawiodło już prawie
wszystko, zdarzył się cud. Ubogiemu służącemu niezbyt dobrej reputacji,
Piotrowi-Bartłomiejowi, objawił się św. Andrzej, ogłaszając, że w
katedrze zamienionej w stajnię zakopana jest włócznia, którą przebito
bok Chrystusa. Początkowo nikt nie chciał mu wierzyć, ale na tym się nie
skończyło. Kolejne objawienia otrzymał świątobliwy kapłan Stefan, do
którego przemówił Chrystus, piętnując chrześcijan za grzechy i nawołując
do pokuty, oraz Matka Boska, która zapowiedziała, że za pięć dni armia
krzyżowców będzie pod Jej opieką. W chrześcijan wstąpiła nadzieja. 14
czerwca rozpoczęto poszukiwania w katedrze, uwieńczone znalezieniem
grotu włóczni. W dalszych objawieniach św. Andrzej zapowiadał wielką
bitwę z Turkami, zakończoną zwycięstwem chrześcijan. Boemund wraz z
innymi baronami zdecydował, że znak od Boga wzywa ich do wyjścia przed
mury i wydania walnej bitwy mahometanom. Pomysł był tak szalony, że jego
realizacja stanowiłaby kompletne zaskoczenie dla Turków. W poniedziałek
wczesnym rankiem, 28 czerwca, wojska wynędzniałych rycerzy Chrystusa
uszykowały się do bitwy. Na czele armii stał Rajmund z Anguilers
dzierżący w swoich rękach Świętą Włócznię. Księża przystąpili do
odprawiania Mszy św. na murach miejskich, gdy rozpoczynała się bitwa
będąca w istocie Sądem Bożym. Krzyżowcy spadli na Turków z takim
impetem, że łucznicy muzułmańscy zostali rozbici. Armia Kurbughi poszła w
rozsypkę, wybijana przez ścigające oddziały chrześcijańskie. Zwycięstwo
było całkowite. Okazało się, że w armii muzułmańskiej walczyło wielu
zmuszonych do przyjęcia islamu chrześcijan, lub którzy tak jak Ahmad Ibn
Marwan, dowódca cytadeli, przeszli na łono Kościoła. W Antiochii
wybuchła epidemia, która zebrała obfite żniwo, m.in. zmarł bp Ademar z
Le Puy, któremu nie było dane oglądać Jerozolimy. Krucjata utraciła
swojego pierwszego rycerza i przywódcę, co pogłębiło niesnaski w obozie
dowódców. Antiochia po gorszących scenach pozostała w rękach Boemunda.
Zdobycie Jerozolimy
W styczniu 1099 r. cruciferi
wyruszyli w dalszą drogę, już bez wojsk Baldwina i Boemunda. Droga
biegła wzdłuż morza, przez bogate tereny od niedawna znajdujące się pod
władzą egipskich Fatymidów. Zdobyto twierdzę Hisn al-Akrad, gdzie stanie
w późniejszych czasach niezdobyty zamek Krak des Chevaliers, zajęto bez
wysiłku Tortosę, dzięki której uzyskano dobry kontakt morski z Europą
Zachodnią oraz Cyprem. Zdobyto również twierdzę i miasto Arka, gdzie
wybuchł nierozstrzygnięty spór między Frankami i Prowansalczykami o
autentyczność Św. Włóczni. Postanowiono, że Piotr-Bartłomiej, w Wielki
Piątek, 8 IV 1099 r., przejdzie przez tunel ognia z Włócznią w ręku. Sąd
Boży stwierdzał, że jeśli Piotr przeżyje, to Włócznia jest autentyczna –
bo nie skłamał, jeśli natomiast umrze lub stchórzy, to znaczy, że był
łgarzem i oszustem. Piotr przeszedł… Nastąpiła taka euforia wśród
prowansalskich rycerzy, że tłum niemal nie rozdeptał Piotra. Konflikt
toczył się dalej tymi samymi torami, Piotr kilka dni później zmarł –
według Franków od poparzenia, według Prowansalczyków ze względu na
obrażenia wynikłe z radości ludu. Krzyżowcy ruszyli w głąb Palestyny, a
na ich drodze nie pojawiły się żadne większe muzułmańskie siły. Przeszli
Bejrut, który okupił się bogatymi podarkami, podobnie Akka i Tyr.
Tymczasem dowódca fatymidzki w Jerozolimie Al-Afdal rozpoczął szeroko
zakrojone przygotowania do odparcia ataku. Gromadził wojska, których i
tak było za mało do obrony długich murów, zapełniał cysterny wodą,
zbierał potężne zapasy żywności. Na wieść o zbliżaniu się krzyżowców
wydał rozkaz wypędzenia z miasta wszystkich chrześcijan i szyitów oraz
kazał spalić wszystkie zapasy żywności wokoło miasta i zatruć wszystkie
studnie. Dla Europejczyków taki sposób prowadzenia walki był czymś
nowym, wzbudzającym wściekłość. Do tego armia krzyżowców natknęła się na
pierwszych wygnańców z Jerozolimy, którzy opisywali prześladowania,
jakie ich dotknęły. W drodze do Świętego Miasta zdobyto Ar-Ramla,
warownię, w której znajdował się grób św. Jerzego i gdzie osiedlono
chrześcijan z Jerozolimy oraz założono drugie biskupstwo łacińskie na
Wschodzie. W tym czasie w ręce armii chrześcijańskiej wpadły listy
Aleksego do Fatymidów, w którym cesarz bizantyjski odpowiadając na
zapytanie, czy wojska europejskie działają w porozumieniu z nim,
stwierdził, że nie ma nic z nimi do czynienia. Sprawa była jasna,
Bizancjum pragnęło wykorzystywać łacinników tak długo jak to możliwe, by
później pozostawić ich na pastwę losu. Warto jednak odnotować, że
stosunek wschodnich chrześcijan oraz hierarchii na Wschodzie był inny
niż polityka cesarska. Grecy, Ormianie i Syryjczycy witali krzyżowców
jak długo oczekiwane wojska wyzwolicieli, np. w Betlejem wyzwolonym
przez Tankreda.
7 VI 1099 r. armia krzyżowców stanęła z
modlitwą na ustach pod Jerozolimą. Długo oczekiwany cel pielgrzymki był
na wyciągnięcie ręki, choć trzeba było jeszcze stoczyć niejedną bitwę.
Szturm poprzedzały kazania mnichów, spowiedź, posty i czuwania na Górze
Oliwnej. Zapału nie można było pohamować, rycerze chcieli się bić. Mieli
świadomość tego, że „życie jest przed nimi, nawet jeśli życie to śmierć”, jak napisze kilkaset lat później przywódca katolickiego ruchu Christus Rex
Leon Degrelle. Dla muzułmanów ta postawa była zupełnie niezrozumiała,
dla nich Jerozolima była jedynie centrum politycznym w Palestynie.
Chesterton podsumuje ten „morderczy spór” jako konflikt między
człowiekiem, który pożądał Jerozolimy, a drugim, „który nie mógł pojąć, dlaczego tamten jej pożąda”.
Pierwszy szturm nastąpił 13 czerwca, ponieważ szeregowi żołnierze nie
chcieli już dłużej czekać. Po morderczej walce został odparty. W głodzie
i pragnieniu rycerze czekali na kolejny cud. Cztery dni później, do
wojska pod Jerozolimą dotarły posiłki z drewnem i specjalistami od
budowy machin oblężniczych. Kiedy machiny były gotowe, przystąpiono do
kolejnego ataku. Dopiero 15 lipca udało się Lotaryńczykom wedrzeć na
mury i dostać do wnętrza miasta, gdzie stoczono bitwę w okolicach
Świątyni Salomona z broniącymi tego fragmentu miasta żydowskimi
oddziałami wspomagającymi muzułmanów. Miasto było już faktycznie
zdobyte, bo dowódca południowego odcinka murów dał rozkaz do wycofania
się z Jerozolimy. Rycerze w amoku walki rozpoczęli branie odwetu za
Antiochię i chrześcijan z Jerozolimy. Na nic zdały się próby
powstrzymania masakry przez Rajmunda i Tankreda. Takie były reguły
prowadzenia wojen w tamtych czasach – miasto, które stawiało opór,
musiało liczyć się z tragicznymi konsekwencjami.
To, o czym możemy przeczytać wprost z
kronik średniowiecznych, w dzisiejszych czasach tonie ukryte w prasowym
słowotoku. To, co wówczas stało się z częścią ludności cywilnej w
Jerozolimie, w dzisiejszych czasach nazywa się „bombardowaniem celów strategicznych” lub „pomyłką w czasie działań wojennych”,
o czym mogliśmy się przekonać obserwując wojnę z Irakiem lub przeciw
Serbii. W szalejącej pożodze zniszczenia krzyżowcy opanowali Grób
Pański, gdzie natychmiast odbyły się modły dziękczynne. Władcą
Jerozolimy obrano po wspólnych rokowaniach Godfryda z Lotaryngii, w
którego żyłach płynęła szlachetna krew Karola Wielkiego. Ten jednak,
pełen skromności, zadowolił się w mieście, w którym Chrystusa
ukoronowano cierniem, tytułem Advocatus Sancti Sepulchri, czyli
Obrońcy Grobu Świętego. W ten sposób Europa wróciła na stary imperialny
szlak wschodni Aleksandra, Trajana czy Karola. 1 VIII obrano Normana
Arnulfa z Rohes na pierwszego patriarchę łacińskiego Jerozolimy.
Niestety, twórca wypraw krzyżowych, papież Urban II nie doczekał
przybycia do Europy wiadomości o zdobyciu Jerozolimy, umierając dwa
tygodnie wcześniej – 29 VII 1099 r. Dwa tygodnie później Godfryd na
czele armii odparł pod Askalonem posuwającą się w kierunku Jerozolimy
armię Fatymidów. Panowanie europejskie w Ziemi Świętej było na jakiś
czas zabezpieczone, ale wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że
istnienie łacińskich państw jest uzależnione od stałego dopływu świeżej
krwi z Europy. Nowo narodzone po I krucjacie twory polityczne musiały
okrzepnąć, a do tego potrzebowały spokoju, którego nie można było tam
znaleźć, i dzieci, których w Palestynie umierało zbyt wiele. Europa
podjęła wytężony wysiłek cywilizacyjny.
Wojna chrześcijańska
Wojna wpisana jest w ułomność ludzkiej
natury, skorej do grzechu i zła. Ten niezaprzeczalny fakt połączony z
„chiliastycznymi” wizjami „demokratycznego raju na ziemi” dzisiejszych
modernistów i postępowych intelektualistów służy propagandzie
pacyfistycznej sprzecznej z chrześcijaństwem. Potępienie wypraw
krzyżowych zawsze wiąże się z potępieniem wojny. Często przeciwstawia
się tzw. „wczesne chrześcijaństwo”, pacyfistyczne, tzw. „Kościołowi
konstantyńskiemu”, akceptującemu przemoc i wojnę. Warto przypomnieć, że
odbiór wojny i rzemiosła wojskowego w obu tych sztucznie stworzonych
okresach był taki sam. Chrześcijaństwo wielokrotnie na kartach Nowego
Testamentu wyrażało akceptację żołnierzy (np. Łk 3, 14; Mt 8, 5-13; Dz
10, 1n.), zaś od momentu, kiedy stało się religią państwową, na której
barkach spoczęła odpowiedzialność za losy państwa, musiało wypracować
religijną doktrynę wojny. Za twórcę tej doktryny uważa się św.
Augustyna, któremu zawdzięczamy klasyfikację i definicję wojny
sprawiedliwej i niesprawiedliwej. Św. Augustyn w swoich listach opisał
przykre doświadczenia z heretykami, podsumowując je słowami:
Z początku sądziłem, iż nikt nie może być przymuszany do jedności w Jezusie Chrystusie (…) Jakoż mój sposób widzenia okazał się niesłuszny, i to nie z powodu sprzecznych argumentów, jakie można mi było przeciwstawić, lecz faktów, które łatwo było ustalić.
Jak widać św. Augustyn jasno wyraża
pogląd o możliwości użycia przemocy w celu zapewnienia jedności lub
nawrócenia! Uzasadnienie znajdował we fragmencie Ewangelii św. Łukasza
(14, 14-24), który jest przypowieścią o uczcie, od której wymawiali się
goście. Pan polecił sługom wyjść na gościniec i przymuszać do wejścia na
ucztę. Compelle intrare! (‘przymuszaj do wejścia!’, Łk 14, 23). Augustyn „wykrzykuje”, jak pisze P. Crepon:
I ty mi powiadasz, iż nie powinno się używać siły, aby uwolnić człowieka od potępienia z powodu błędu! Ale widzisz przecie na przykładzie nie pozostawiającym żadnej niejasności, że sam Bóg, który kocha nas bardziej niż wszyscy ludzie i który pragnie naszego zbawienia, tak właśnie postępuje.
Św. Tomasz z Akwinu akceptując
rozważania św. Augustyna rozpatrzył wnikliwie problem etyczny zabijania
pogan przez chrześcijan. Myśl scholastyczna bezwzględnie zaliczała
krucjaty do wojen sprawiedliwych. Hostiensis w XIII w. opierając się na
sto lat wcześniejszych rozważaniach, a za nim Jan z Legnano przyjęli, że
krzyżowcy toczą z muzułmanami wojnę sprawiedliwą o tereny należące
niegdyś do Cesarstwa Rzymskiego, którego spadkobiercą w prostej linii
jest Kościół katolicki (była to tzw. bellum romanum), a przez to chrześcijanie mają prawo do karania wyznawców islamu. Św. Tomasz pisał:
Wierni często walczą przeciwko niewiernym nie po to, aby siłą zmusić ich do wiary (…) jakoż wiara zależy od woli (…) ale by nie stawali na przeszkodzie chrześcijańskiej religii.
Opierając się na filozofii tomistycznej, J. M. Bocheński OP napisał De virtute militari. Zarys etyki wojskowej,
w której jasno przedstawił obowiązek chrześcijanina uczestniczenia w
wojnie sprawiedliwej toczonej przez państwo, do którego należy. Joseph
de Maistre, dziewiętnastowieczny myśliciel katolicki, stwierdził
beznamiętnie, że
wojna jest w pewnym sensie zwykłym stanem rodzaju ludzkiego, to znaczy, że krew ludzka musi lać się bez przerwy na ziemi, tu czy tam, i że dla każdego narodu pokój jest tylko chwilowym odroczeniem
A więc wojna jest dopustem Bożym,
zsyłanym na ludy oddalające się od Boga! Ojciec Roger-Thomas Calmel OP
zauważał nierozerwalny związek między grzechem a wojną – „ponieważ istnieje wciąż grzech, a więc pokój ten ciągle będzie niestały i zagrożony”. Pokój, którego zażywają społeczeństwa, jest tylko odroczeniem wykonania kary, bo „pokój godny tego miana jest wolą Boga”.
De Maistre zauważał, że wojna posiada również aspekt odradzający,
ujawniający nie tylko złe cechy ludzkiego ducha, ale również te dobre.
Ten pogląd znajduje swoje odzwierciedlenie w XV-wiecznym poemacie Le Jouvencel, będący biografią kapitana św. Joanny d’Arc Jeana de Bueil.
Wojna jest rzeczą radosną (…) W czasie wojny rodzi się wzajemna miłość. Kiedy własną sprawę uważa się za dobrą i kiedy widzi się, jak własna krew wspaniale walczy, łzy cisną się do oczu. Szczere i pobożne serca napełniają się słodyczą, gdy widzi się swego przyjaciela, który tak dzielnie naraża własne ciało, aby dotrzymać i wypełnić przykazania naszego Stwórcy.
Bizancjum nigdy nie wypracowało
pozytywnej doktryny wojny opartej o chrześcijaństwo. Jednak już papież
Jan VIII w 878 r. jednoznacznie stwierdził, że wojownik, który utracił
życie za wiarę w walce z niewiernymi, może osiągnąć życie wieczne.
Bizantynista C. Morrisson daje przykłady z X w., kiedy to cesarz Nicefor
Fokas walczył z muzułmanami w Syrii, a później cesarz Jan w Palestynie,
patriarcha Konstantynopola odmówił przyznania tytułu męczennika zabitym
przez mahometan żołnierzom bizantyjskim. Kanon św. Bazylego zabraniał
udzielania przez trzy lata komunii osobom, które zabiły kogoś na wojnie.
Społeczeństwo bizantyjskie odrzucało wojowników jako warstwę społeczną.
Wygodniejsze było wysługiwanie się najemnikami, dzięki którym Bizancjum
przetrwało do XV w.
Zakony rycerskie
Fenomenem wypraw krzyżowych było
pojawienie się zakonów rycerskich. Najważniejszymi z nich byli
templariusze, joannici i krzyżacy. Członkowie tych bractw składali
oprócz zwykłych trzech ślubów zakonnych, jeszcze czwarty – służby
wojskowej. Pierwszym z nich był Zakon Rycerzy św. Jana, którego początki
sięgają roku 1048, kiedy to kupcy z włoskiego Amalfi roztoczyli opiekę
nad schroniskiem dla pielgrzymów w Jerozolimie. Rycerze joannici po
chwalebnych walkach w Ziemi Świętej zostali w basenie Morza Śródziemnego
jedyną siłą kontynuującą walkę z islamem. Najsławniejszy zakonem
rycerskim był francuskojęzyczny Zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa (Pauperes Commilitones de Templo),
nazwany później Zakonem Świątyni Salomona od miejsca rezydowania
przekazanego im przez króla Baldwina II. Zakon otrzymał szerokie
poparcie w całej Europie, dzięki rozsławieniu ich cnót przez św.
Bernarda z Clairvaux. Trudno w kilku zdaniach opisać wkład templariuszy w
utrzymanie Ziemi Świętej. P. Contamine podkreśla, że kilkakrotnie
tracili w walkach większość rycerzy, a w ciągu jednego stulecia pięciu
wielkich mistrzów zakonu poległo z bronią w ręku w obronie
chrześcijaństwa. S. Runciman templariuszy nie lubi, bo byli „agresywni i radykalnie chrześcijańscy”.
G. Bordonove podkreśla, że w momencie rozkładu władzy monarszej w
Palestynie muzułmanie traktowali znienawidzonego przez siebie wielkiego
mistrza jako „reprezentanta jedynej prawowitej władzy”. Rycerze Templum
zawsze rozpoczynali w bitwę w awangardzie, osłaniając swoimi ciałami
relikwię Krzyża Świętego, a kończyli walki w ariergardzie, osłaniając
odwrót. Nie mogli liczyć na wykupienie z niewoli, bo nie przewidywała
tego reguła zakonna – albo zwycięstwo, albo śmierć. Św. Bernard pisał w Pochwale nowego rycerstwa:
A kiedy wybije godzina walki, wkładają na duszę pancerz wiary, a na czoło żelazo. (…) Sądzę, że przystoi ich obdarzyć obojgiem tych nazw, bo nie brak im ani mniszej łagodności, ni męstwa żołnierza.
Pan nowego państwa jerozolimskiego
Godfryd jeszcze niejednokrotnie musiał stawiać czoło zastępom
przybywającym z Egiptu i innych państw arabskich. W czasie walk pod
Hajfą w 1100 r. Godfryd zachorował i zmarł 18 VII w drodze do ukochanego
miasta Chrystusa. Następcą został wybrany jego brat Baldwin, hrabia
Edessy, koronowany na pierwszego króla Jerozolimy 25 XII 1100 r. Za jego
sprawiedliwych rządów państwo umocniło się na Bliskim Wschodzie,
zdobywając pas twierdz nadmorskich, np. Akkę; stoczył kilka zwycięskich
bitew z wojskami Fatymidów w 1102 i 1105 r., zdobył i podporządkował
Trypolis i Sydon. Zmarł 2 IV 1118 r. w czasie błyskotliwej kampanii
przeciw Egiptowi, w czasie której wojska chrześcijańskie doszły do Nilu.
Szlachetny, ale porywczy Boemund prowadząc dynamiczną politykę przeciw
muzułmanom dostał się do niewoli. Na nic się zdały militarne zabiegi
Baldwina I i Rajmunda, normański książę odzyskał wolność dopiero kilka
lat później. Poświęcił się ambitnym planom zorganizowania ekspedycji
przeciw Bizancjum, które coraz aktywniej wspierało Turków. Uzyskał w tym
celu poparcie papieża Paschalisa II; niestety, wyprawa zakończyła się
katastrofą, a Boemund dostał się do niewoli. Załamany powrócił do swoich
włości, zajmując się wyłącznie rodziną. Zmarł „z dala od świata” w 1111
r. Zły omen nie opuścił Normanów, którzy za panowania Baldwina II
zostali zmasakrowani przez wojska sułtana z Aleppo w 1119 r. na Ager Sanguinis,
którego nazwa wzięła się od pola krwi najwaleczniejszych rycerzy
normańskich zabitych w bitwie lub zamęczonych na torturach po niej. Król
Baldwin II robił wszystko, by kontynuować linię polityczną swojego
kuzyna. Pewną stabilizację dawało poparcie króla Francji Ludwika VII,
dzięki któremu następcą naznaczono doskonale zapowiadającego się księcia
Fulka Andegaweńskiego. Tragedia nastąpiła po śmierci Fulka, kiedy
koalicja islamska w 1144 r. zdobyła ważną strategicznie twierdzę w
Edessie, mordując większą część chrześcijan. Jerozolima była zagrożona.
Europa zadrżała ponownie, poruszona kazaniami pewnego pokornego mnicha.
Św. Bernard
Od początku XII w. cieniutki strumyk
europejskiej krwi płynął bez przerwy na Bliski Wschód. Już w 1100 r.
wyruszyła wyprawa z Lombardii i Burgundii, w roku następnym Wilhelm II z
Nevers poprowadził Francuzów, Akwitańczyków i Bawarów. Wszystkie te
oddziały zostały rozbite w Anatolii. W 1144 r. papież Eugeniusz III na
wieść o utracie Edessy powierzył mnichowi z Clairvaux, św. Bernardowi,
misję głoszenia kazań. Ten niepozorny mnich głosząc słowo Boże
doprowadził do tego, że gdzie przemawiał, „opustoszały miasta i zamki”.
Gotowość przyjęcia krzyża zgłosił król Francji Ludwik VII i rzesza
rycerstwa francuskiego. W 1146 r. św. Bernard przekonał do udziału w
krucjacie opornego króla Niemiec Konrada III, do którego przemówił
słowami Chrystusa:
Człowieku! Dałem ci wszystko, co mogłem dać: moc, władzę, pełnię sił duchowych i fizycznych; co z tym zrobiłeś w służbie dla Mnie? Ty nie czcisz tego miejsca, gdzie umarłem, gdzie odkupiłem duszę twoją; skoro poganie rozprzestrzenili się w niej i mówią, gdzie ich Bóg?!.
Król odrzekł zawstydzony: „Będę służyć Temu, który mnie zbawił!”. Po Francji krążyła pieśń anonimowego truwera: „A kto z Ludwikiem wyruszy,/niechaj go nie trapi trwoga,/ ominie piekło, a duszę/ anioły wezmą do Boga” (tłum. J. Kowalski). I wyruszyli… Pomimo trudności ze strony Bizancjum, dotarli lądem i morzem do outremer.
Armia Konrada została rozbita pod Doryleum, a resztki wojsk wstąpiły na
służbę Królestwa Jerozolimskiego, zaś francuski korpus po licznych
zwycięskich potyczkach ugrzązł w oblężeniu Damaszku. Zagrożenie
Jerozolimy zostało chwilowo odsunięte, ale odtąd, jak twierdził św.
Bernard, zwycięstwo na Bliskim Wschodzie możliwe było tylko po rozbiciu
„wschodnich heretyków”, czyli zdobyciu Konstantynopola.
Czasy pomiędzy drugą a trzecią krucjatą
były latami zwiększającego się chaosu w królestwie, pogrążonym w walkach
pomiędzy regentką Melisandą a jej pełnoletnim już synem Baldwinem III.
Udało się w końcu odsunąć od władzy intrygantkę i potomek Fulka został
władcą państwa zagrożonego przez „panislamskiego” Nur ad-Dina z jednej, a
wrogie Bizancjum z drugiej strony. W 1159 r. utracono Antiochię,
zagarniętą przez Greków, podobno w odwecie za splądrowanie Cypru przez
łacinników i Ormian. Po śmierci Baldwina III królem został jego brat
Amalryk I, który zmienił politykę na probizantyjską. Wykrwawił on swoje
państwo w ciągłych walkach w Egipcie, w którym wyrastał wtedy genialny
przywódca islamu Saladyn. To z nim prowadzić będzie beznadziejną walkę
syn Amalryka, ofiara lekkomyślności swojej matki, chory na trąd Baldwin
IV, zwany „Trędowatym”. Saladyn zdobył Damaszek i podporządkował sobie,
już po śmierci trędowatego króla, muzułmański Mosul, stając się potęgą
świata islamskiego. Na nic się zdały nalegania templariuszy, by
zniszczyć wroga póki nie urósł w siłę; chwiejny „król-regent” Gwidon,
pozbawiony horyzontów politycznych, sprawdzający się tylko w dworskich
intrygach, zwlekał… Na rezultaty nie trzeba było długo czekać, wojska
chrześcijańskie pomimo bezgranicznego bohaterstwa templariuszy zostały
rozgromione w „rogach Hittinu” w 1187 r., gdzie do niewoli się dostał
Gwidon wraz z kwiatem arystokracji chrześcijańskiej oraz relikwia drzewa
Krzyża Świętego. Jerozolima znalazła się w rękach Saladyna, który
obrócił w niewolników wszystkich chrześcijan nie mogących się wykupić.
III wyprawa krzyżowa
Papież Klemens III polecił ogłosić
kolejną krucjatę. Udzielono szerokiego poparcia przybyłemu ze wschodu
bp. Wilhelmowi z Tyru, któremu udało się pociągnąć za sobą króla Anglii
Ryszarda Lwie Serce, króla Francji Filipa Augusta i – co było
największym sukcesem – wybitnego wodza cesarza Fryderyka I Barbarossę.
Wymarsz poprzedziły staranne przygotowania, zebrano na potrzeby wojny we
wszystkich krajach tzw. dziesięcinę saladyńską. Pierwszy wyruszył
sędziwy już Fryderyk, przerąbując sobie drogę przez wiarołomne Cesarstwo
Bizantyjskie, które weszło w sojusz z Saladynem. Fryderyk pisał w
liście do księcia austriackiego Leopolda spod Adrianopola:
Wierz mi, jak poparzone dziecko obawia się ognia, tak w przyszłości nie możemy mieć zaufania do słów i przysięg składanych przez Greków.
Była królowa Jerozolimy Sybilla ostrzegała cesarza Fryderyka w korespondencji z tego samego roku:
Dla zbrodni i zatraty chrześcijaństwa, pragnącego wywyższenia Trójjedynego Boga, on (tj. Saladyn) wysłał 600 miar zatrutego zboża i jako addendę (=dodatek) liczne duże wazy wina, wypełnione tak złośliwą trucizną, że kiedy chciał wypróbować jej skuteczność zawołał człowieka, którego zabił zapach otwartych waz.
Sybilla kończyła list: „(…) nie powinieneś nigdy ufać cesarzowi bizantyjskiemu”.
Po przeprawie na tereny Anatolii armia cesarska, w której przebywali
również rycerze z terenów polskich, rozpoczęła zaciekłe walki z Turkami.
Na nieszczęście Barbarossa utonął w rzece Salef w czasie kąpieli,
topiąc tym samym szanse na sukces krucjaty… Wojska poprowadził jego syn
Fryderyk Szwabski, który jednak zmarł 20 I 1191 r. podczas oblężenia
Akkonu. Część rycerzy przyłączyła się do reszty wojsk krzyżowych; z nich
właśnie powstanie podczas tego oblężenia niewielkie hospicjum,
przekształcone kilka lat później w rycerski Zakon Najświętszej Maryi
Panny, który w Ziemi Świętej zapisywać będzie piękne bohaterskie karty
swojej historii.
Anglicy i Francuzi przybyli morzem w 1191 r. do outremer.
Zdobyli Akkon i, niestety, była to ich jedyna wspólna akcja. Filip
zdecydował się wrócić do kraju, twierdząc, że pielgrzymkę odbył. Wobec
tego ciężar działań przeciw Saladynowi spoczął na królu Anglii
Ryszardzie. Ten w błyskotliwej, chaotycznej kampanii pokonał wojska
muzułmańskie, ale Jerozolimy nie odzyskał. Niepokojące wieści z Anglii
zmusiły go do powrotu, jednak obiecywał wrócić. Pragnął osobiście
spotkać się z godnym siebie przeciwnikiem, jakim był Saladyn. Przed
wyjazdem Ryszarda podjęto rokowania, dzięki którym chrześcijanie
uzyskali swobodę dostępu do miejsc świętych w Jerozolimie i trzyletnie
zawieszenie broni. Nie było dane wrócić rycerzowi o „romantycznej duszy
poety” do Palestyny, zmarł w wyniku rany od bełtu z kuszy w prywatnej
wojnie. W pośmiertnym lamencie Gaucelm Faidit, prowansalski trubadur
proroczo ubolewał: „Saraceny zaś, Turcy, pogany, Persowie,/ Co
lękali się ciebie jak nigdy nikogo,/ Będą w swej pysze rosnąć wielce i
uradzą,/ Iże Grobu Świętego nie oddadzą”. Mimo wszystko zapał religijny przepajał jeszcze europejskie rycerstwo. Chesterton napisał: „Świat chrześcijański był wówczas jakby jednym narodem, a Ziemia Święta frontem”.
IV wyprawa krzyżowa
Początek XIII w. zastał państwa
chrześcijańskie w Ziemi Świętej w trudnej sytuacji. Papież Innocenty III
na wieść o klęsce wyprawy Fryderyka Barbarossy wezwał cały stan
rycerski Europy do udziału w nowej krucjacie. Aby wyposażyć wojska
krzyżowe, całe duchowieństwo zostało opodatkowane przez papieża. W 1199
r. w czasie turnieju rycerskiego w zamku Ecri-sur-Aisne do udziału w
krucjacie zobowiązali się hrabia Szampanii Tybald III i hrabia Blois
Ludwik. Za ich przykładem poszło wielu możnych z północnej Francji.
Papieżowi udało się przekonać do udziału w krucjacie Wenecjan, którzy
mieli przewieźć i wyżywić wojsko w drodze do Ziemi Świętej. Po raz
pierwszy celem wyprawy miał być Egipt – kraj, z którego wypływały
kolejne fale ofensywy islamskiej. Wyprawa wyruszyła w 1202 r. z Wenecji.
Już na wstępie doża wenecki Dandolo zażądał wbrew wcześniejszym
ustaleniom, aby w zamian za transport krzyżowcy pomogli mu w zdobyciu
twierdzy bizantyjskiej Zara. Rycerze zdobyli twierdzę, ale zostali
wplątani w spór dynastyczny, popierając spowinowaconego z królem Francji
Izaaka II Angelosa i jego syna Aleksjusza IV przeciw cesarzowi
bizantyjskiemu Aleksemu III Angelosowi. Cena była wysoka: Bizancjum
(wraz ze swoim Kościołem) miało przyjąć katolicyzm. Pyszny cesarz uszedł
nocą po kryjomu ze swojej stolicy, zabierając najcenniejsze klejnoty,
swoją kochankę i córkę, a pozostawiając rodzinę, żonę i cały lud. Papież
Innocenty od samego początku sprzeciwiał się temu przedsięwzięciu. Po
farsie rządów Izaaka II, krzyżowcy 13 IV 1204 r., po oblężeniu, zdobyli
Konstantynopol, który został złupiony doszczętnie. Wilczyca
kapitolińska, symbol Rzymu, powróciła na swoje miejsce z wielowiekowego
wygnania. Do Europy Zachodniej napłynęły antyczne bogactwa bizantyjskich
bibliotek, które przez greckich mędrców od dawna nie były już czytane.
Św. Tomasz dzięki bezwzględnym krzyżowcom mógł poznać Arystotelesa.
Wartość łupu wojennego skromnie oszacowano na 400 tysięcy grzywien
kolońskich w srebrze. Utworzono Cesarstwo Łacińskie na Wschodzie,
którego władcą został Baldwin, hrabia Flandrii. Patriarchat
konstantynopolitański zlatynizowano. Niechęć do obrządku bizantyjskiego i
polityki greckiej w Europie sięgnęła zenitu. Cesarstwo okazało się
budowlą z piasku, bez poparcia niższych warstw społecznych, i rozsypało
się w 1261 r. Od tej chwili Bizantyjczycy stali się oficjalnymi wrogami
Zachodu, a muzułmanie byli ich naturalnymi sprzymierzeńcami. Wyprawa
bizantyjska (przedsięwzięta pomimo jednoznacznego negatywnego stanowiska
papieża) była konsekwencją nieodpowiedzialnej i antyłacińskiej polityki
cesarzy greckich. Nie byli oni w stanie zauważyć zmierzchu wielkości
swojego państwa, skazanego na pomoc łacinników.
Krzyżowcy od samego początku byli
oskarżani przez siły antykatolickie o chciwość, o chęć zdobycia ziemi i
bogatych łupów. Oskarżenia te są kontynuowane przez większość
współczesnych historyków. Jednak czy Mojżesz, gdy wyprowadzał Lud
Wybrany z Egiptu do Ziemi Obiecanej, nie opowiadał Izraelitom o
bogactwach i urodzajnościach ziemi, która jest bezprawnie dzierżona
przez Filistyńczyków, Amalekitów czy Ammonitów? Czy krzyżowcy
postępowali z większą bezwzględnością niż naród wybrany? Czy chciwość
łacinników była większa od chciwości Żydów? Pytania te pozostawiam bez
odpowiedzi, ponieważ ta wydaje mi się oczywista…
Czwarta krucjata nie osiągnęła swego
założonego celu. Wydawało się jednak, że usunięcie niewygodnego sąsiada
ułatwi dzieło odzyskania Jerozolimy. O tym, jak głęboko świadomość
krucjatowa przeniknęła ówczesne społeczeństwa europejskie, świadczyć
mogą wydarzenia rozgrywające się w latach 1211-1212. Na terenie Niemiec i
Francji pojawiły się dzieci utrzymujące, że dostąpiły objawień, w
których Pan Jezus miał domagać się wyprawy złożonej z istot niewinnych,
czyli dzieci. Ogarnięte religijnym zapałem, dzieci zaczęły zbierać się w
większe grupy, wbrew woli nie tylko rodziców, ale również Kościoła i
m.in. króla Francji, ogarnięte zamiarem podążenia na wyprawę krzyżową.
Fantastyczne marzenia o rozstępującym się przed pielgrzymami morzu czy o
uciekających armiach muzułmańskich, gromionych przez aniołów, ustąpiły
miejsca śmierci z głodu, wycieńczenia i zimna oraz niewoli
muzułmańskiej. Kilkanaście tysięcy dzieci utraciło życie, łącznie z
„prorokiem” wyprawy, dziesięcioletnim Mikołajem na czele. Papież
Innocenty, zdeklarowany przeciwnik „krucjaty dziecięcej”, wyznaczył do
jej powstrzymania powstający zakon kaznodziejski św. Franciszka.
Jak widać pojęcie krucjaty, jako walki
ze złem – religijnym, duchowym, społecznym lub politycznym – mocno
zakorzeniło się w mentalności europejskiej: dowodem hiszpańskie
„krucjaty”, zakończone sukcesem przez Izabelę Katolicką i Ferdynanda
Aragońskiego pod koniec XV w; francuska krucjata św. Ludwika przeciw
albigensom, niebezpiecznej herezji, która zakotwiczyła się w południowej
Francji; „krucjaty połabskie” lub „krucjaty pruskie”, w których przeciw
poganom brali udział książęta polscy w XII i XIII w. Hasło krucjaty
poderwało rycerstwo środkowoeuropejskie w 1241 r. do walki przeciw
najazdowi tatarskiemu, który zniszczył doszczętnie Węgry i księstwa
polskie. Wyprawę krzyżową prowadził Krzysztof Kolumb, wyruszając w swoją
niebezpieczną podróż w 1492 r. W późniejszych wiekach o krucjacie
marzyli dwudziestojednoletni Don Juan de Austria, pogromca Turków spod
Lepanto, równie młody Władysław Warneńczyk, Jan III Sobieski,
maszerujący na czele skrzydlatej armii pod Wiedeń, papież Innocenty XI,
pomysłodawca antytureckiej Świętej Ligi. Paradoksalnie, w XVIII w.
tęsknoty za krucjatami najbardziej żywotne pozostaną w Rosji, rządzonej
przez „błędnego rycerza” Pawła I. W wieku XX pojawi się zagrożenie
stokroć groźniejsze od Turków i kolonialnego świata arabskiego –
komunizm; wraz z nim powróci hasło krucjaty: w Hiszpanii w latach
trzydziestych, prowadzonej przez powstańców gen. Franco, oraz w innych
państwach, w których młodzież domagać się będzie „europejskiej krucjaty
antybolszewickiej”.
Szok spowodowany fiaskiem czwartej
krucjaty i krucjaty dziecięcej spowodował energiczne i przemyślane
rozpoczęcie przygotowań do kolejnego wysiłku militarnego na Bliskim
Wschodzie. W 1213 r. papież Innocety III ogłosił bullą Quia maior
nową wyprawę krzyżową. Czasy jednak się zmieniły, wzrastający w Europie
dobrobyt, wygodny styl życia oraz narastające między narodami Christianitas
konflikty nie sprzyjały dziełu odzyskania Grobu Chrystusa. Jak pisze A.
Vauchez, zainteresowanie krucjatami ograniczyło się do kręgu ludzi
głęboko przenikniętych ideą religijną. Krucjata przygotowana przez
papieża i książąt Kościoła w czasie Soboru Laterańskiego w 1215 r.
została wyznaczona na rok 1217. Całe duchowieństwo obłożone zostało
podatkiem na opłacenie transportu, zaś klątwa groziła wszystkim
utrzymującym kontakty handlowe z muzułmanami, które zostały zawieszone
na cztery lata. Ekskomunika ipso facto groziła za sprzedaż
muzułmanom materiałów wojennych lub służbę we flocie pirackiej
islamistów. Niestety, papież zmarł w roku 1216, nie doczekawszy
rozpoczęcia działań, a do udziału w wyprawie zgłosił się zaciekły wróg
papiestwa, cesarz Fryderyk II, sabotujący postanowienia Innocentego. W
wyznaczonym czasie gotowe do wymarszu były jedynie wojska króla Węgier
Andrzeja II (wśród nich byli rycerze z księstw polskich) i księcia
austriackiego Leopolda VI, do których przyłączyły się niewielkie grupy
Francuzów, Hiszpanów i Włochów. Fryderyk II wyprawę zignorował, Francuzi
rozpoczynali walkę z albigensami, a Anglicy zbroili się do walki z
Francuzami. Wojska w 1219 r. zaatakowały z pełnym sukcesem twierdzę
Damietta w delcie Nilu, będącą kluczem do Egiptu. Jednak po odrzuceniu
dość korzystnych ofert pokojowych sułtana Al-Kamila I, skłócone wojsko,
nie wiedzące, kogo słuchać – króla jerozolimskiego Jana z Brienne czy
legata papieskiego Pelagiusza – tonąc w błotach Nilu, dziesiątkowane
przez czerwonkę, zostało zmuszone do pożałowania godnej kapitulacji.
Damietta w 1221 r. znalazła się w rękach sułtana. Sytuację wykorzystał
sprytny cesarz Fryderyk II, który w glorii krzyżowca, choć
ekskomunikowany, wbrew papieżowi Honoriuszowi III przybył do Palestyny.
Garstka wojska, którą ze sobą przyprowadził, nie toczyła żadnych walk z
muzułmanami, których pochodzący z Sycylii cesarz darzył nabożną czcią, a
sam Fryderyk II rozpoczął w Ziemi Świętej kurtuazyjną wizytę
dyplomatyczną. Znienawidzony przez templariuszy cesarz w czasie wizyty w
meczecie Al-Aksa, oprowadzany przez samego Al-Kamila, ze zdziwieniem
zauważył misterne kraty w oknach meczetu. Zapytał, jaki jest cel
umieszczania krat na dość sporej wysokości. Odpowiedziano mu, że chronią
meczet przed wróblami, na co Fryderyk z szyderczym uśmiechem odparł: „A teraz Bóg na was zesłał wieprze”. A „wieprze” w dalszym ciągu ginęły z okrzykiem „Bóg tak chce!” na ustach i z krzyżem na piersiach. Fryderyk krakowskim targiem w 1229 r. odzyskał dla chrześcijan Jerozolimę, bez templum Domini i templum Salomonis,
które pozostały meczetami, a także Betlejem, Nazaret i okoliczne
miejscowości, oraz dziesięcioletni rozejm. Ziemia Święta została zdobyta
bizantyjskimi metodami przez zachodniego cesarza, uważającego się za
duchowego dziedzica Wschodu. Nie na długo, bo już w 1244 r. znalazła się
ponownie w rękach tureckich.
Szalony krzyżowiec
Z sułtanem Al-Kamilem spotkał się
wcześniej jeszcze inny wybitny człowiek pochodzący z Zachodu – św.
Franciszek z Asyżu. Jakież inne było spotkanie pokornego poety-rycerza,
najdoskonalszego krzyżowca krucjaty miłości i honoru, z dumnym wodzem
islamu. Kiedy św. Franciszek spadł jak „grom z jasnego nieba” na
rozłożone warownym obozem wojsko Chrystusowe pod Damiettą i obwieścił
wodzom krucjaty chęć wyruszenia na spotkanie z sułtanem, wszyscy
poczytali go za szaleńca. Bo też do tego trzeba było być Bożym
szaleńcem, o odważnym sercu, heroicznej wierze, by wyruszyć samemu, bez
broni doczesnej, przeciw hufcom Mahometa. Człowiek o posturze
wygłodzonego biedaka, trubadur sławiący la Donna Poverta (Panią
Biedę), stanął przed obliczem sułtańskim. Co nie udało się rycerzom z
mieczem w dłoni, udało się rycerzowi odzianemu w wełnianą, brązową
zbroję, z ostrogami misjonarza na gołych stopach, przyłbicą Mądrości
Bożej i mieczem Wiary. Le Jongleur de Dieu, Boży błazen, jak
nazywał siebie Franciszek, zażądał od Al-Kamila nawrócenia na
chrześcijaństwo! Otoczenie muzułmańskie osłupiało i zawrzało ze złości,
ale dla sułtana była to interesująca rozrywka. Al-Kamil zapragnął
ujrzenia dowodu jednoznacznie ukazującego, że katolicyzm jest religią
prawdziwą, a islam fałszywą. Wobec tego Franciszek wyzwał, jak przystało
na rycerza, na Sąd Boży „duchownych” muzułmańskich; Sąd ten miał
polegać na przejściu przez ogień. Muftowie przyjęli propozycję z chłodną
rezerwą. Sułtan docenił wiarę Bożego błazna i wbrew naciskom
dostojników polecił odeskortować go do obozu chrześcijańskiego.
Chesterton w biografii św. Franciszka podsumowuje to wydarzenie słowami:
„Ludzie lubili zanadto jego samego, aby mu pozwolić umrzeć za swoją
wiarę, i przyjmowano człowieka zamiast głoszonej przez niego wieści”.
Niestety, dotyczyło to nie tylko sułtana, ale dotyczy do dziś wielu
chrześcijan. A przecież potrzeba nam obecnie wielu św. Franciszków!
Wielu takich rycerzy jak on!
A tymczasem Ziemia Święta po odjeździe
Fryderyka II, przyszłego króla Jerozolimy, stanęła w obliczu wojny
domowej, sprowokowanej polityką namiestników cesarskich. Baronowie wraz z
templariuszami, głównie Francuzami, ale również niemieckimi
przeciwnikami Fryderyka, wystąpili przeciw zgubnej polityce ustępstw
względem islamu proponowanej przez Włochów i dwa pozostałe zakony
rycerskie. Trzeba zrazu zaznaczyć, że wśród zwolenników ostatniej opcji
było wielu nie tylko znamienitych, ale także pobożnych ludzi.
Doprowadziło to do zupełnego paraliżu wszelkich akcji zaczepnych
prowadzonych przez chrześcijan. Islam rósł w siłę, kiedy wewnątrz
państwa jerozolimskiego trwały zaburzenia. Kolejne ekspedycje krzyżowców
w latach 1239-1240 spełzły na niczym. Jerozolima znalazła się w końcu w
rękach arabskich, po krwawej bitwie pod Gazą.
Święty król
W 1244 r. na wieść o spustoszeniu i
zburzeniu kościoła Grobu Pańskiego w Jerozolimie, na apel papieża
Innocentego IV odpowiedział, noszący się już z tą myślą od pewnego
czasu, król Francji św. Ludwik. „Najstarsza córa Kościoła” – Francja,
przekazała poprzez swoich poddanych potrzebne kwoty do wyposażenia i
przetransportowania wojska na Bliski Wschód. Ludwik wyruszył w
napełniającej grozą sytuacji, kiedy padł Askalon, twierdza krzyżowców
powstrzymująca zapędy islamskie w południowych częściach królestwa. W
1248 r. szósta krucjata stanęła u wrót Egiptu. Po krwawych walkach
Ludwik zdobył twierdzę Damietta i rozpoczął marsz na Kair przez deltę
Nilu. Muzułmanie tylko na to czekali: regulując śluzy na Nilu,
spowodowali wylew rzeki, przez co krzyżowcy ugrzęźli w błocie, odcięci
od wody pitnej i żywności. Malaria, czerwonka i inne choroby
przetrzebiły szeregi rycerzy. W opłakanych warunkach, po tyleż
bohaterskiej, co desperackiej obronie wojska ze świętym królem Ludwikiem
kapitulowały przed mamelucką gwardią sułtana. Broniła się jeszcze
Damietta, dowodzona delikatną, aczkolwiek stanowczą ręką królowej
Małgorzaty, żony Ludwika. Oddano twierdzę za króla i część rycerzy –
taka była cena walk w delcie Nilu. Załamany król, z nędznymi szczątkami
swojej wyprawy wrócił do Palestyny, gdzie zarządził intensywne
umacnianie twierdz i miast, przeczuwając nadchodzący kataklizm… W 1254
r. Ludwik IX otrzymał smutną wiadomość o śmierci swojej matki, królowej
Blanki Kastylijskiej, co zmusiło go do powrotu w domowe pielesze. Czynił
to niechętnie, jak ojciec troszcząc się o pozostawioną w Palestynie i w
niewoli armię.
Przegrana dla św. Ludwika była ciosem,
którą zniósł w pokorze, wyciągając z niej stosowną naukę. Za życia był
już uważany za człowieka świętego, jak zgodnie piszą kronikarze i
historycy, ale sam miał pełną świadomość swojej królewskiej małości i
grzeszności – i właśnie ją potraktował jako przyczynę niepowodzenia
krucjaty. A więc w pierwszym rzędzie krucjata wewnętrzna, umocnienie
bastionów swojej duszy, oczyszczenie umysłu i uczynków z wszelkich
śladów saraceńskiego grzechu! Poświęcenie swojego życia Chrystusowi,
przez pokorne przyjęcie krzyża, nie tylko jako symbolu krucjaty. Św.
Ludwik wstąpił świadomie na ścieżkę, którą kroczyli już przed nim św.
Bernard i św. Franciszek. Całkowite oddanie! Czynił to już wcześniej,
kiedy za niewielkie pieniądze kupił od Wenecjan Cierniową Koronę i część
Św. Włóczni, zastawione im przez króla jerozolimskiego; kiedy wybudował
wspaniałą paryską St. Chapelle po to, by umieścić w niej relikwie,
kiedy w tej świątyni ślubował udział w krucjacie – ale po
niepowodzeniach militarnych jego oddanie osiągnęło szczyty świętości.
Dla katolickiego władcy, jakim był Ludwik, krucjata miała być
zwieńczeniem życia doczesnego, koroną władania na swojej ziemi, nawet
jeśli miała być to cierniowa korona niepowodzenia. Deus le volt!
„Z koroną cierniową w rękach objeżdżał państwo, budząc nowy dla niej (tj. krucjaty) zapał w narodzie i głosząc ją wszędzie”
– pisze ks. Umiński. Przed wyjazdem sporządził testament, przeczuwając,
że nigdy nie powróci do Francji. Wojska Ludwika zaatakowały Tunis, skąd
miały ruszyć na Egipt. Straceńcza krucjata opanowała Kartaginę, symbol
odwiecznego wroga Rzymu i Europy. Szalejąca epidemia tysiącami zbierała
żniwo w obozie Ludwika. Święty król zmarł wśród swoich żołnierzy z dala
od ojczyzny, a ostatnimi słowami, które wyszeptał, były słowa jego
miłości – „Jeruzalem, Jeruzalem”. W ślad za ojcem podążyła do
Boga młoda lilia rodu Kapetyngów, syn Ludwika Jan Tristan. Może być
spokojny naród, mający takich władców jak św. Ludwik. Dzięki heroicznej
postawie króla Francji, powiodły się walki w Palestynie. Wierny swojemu
bratu kontynuował jego dzieło król Sycylii Karol Andegaweński oraz
książę angielski Edward I Plantagenet. Koronę ostatnich krucjat
wieńczyły najpiękniejsze i najczystsze szmaragdy, św. Franciszek i św.
Ludwik – podarunki, jaki Europa złożyła Chrystusowi w XIII w.
Początek końca
Cofać się, ale z honorem. Koniec II
połowy XIII w. znaczyło dla chrześcijańskiej Palestyny pasmo porażek
militarnych i politycznych w walce z fanatycznym sułtanem Bajbarsem,
oraz rozpaczliwe poszukiwanie sojuszników, nawet jeśli mieliby nimi być
pogańsko-nestoriańscy Mongołowie. Nastał również ciężki czas dla
wschodniochrześcijańskich państw Ormian i Gruzinów, toczących desperacką
walkę o utrzymanie swojej niezależności względem islamu. Europa
straciła zainteresowanie ideą krucjat, przez co bezustannie płynący do
tej pory potok ludzi do Ziemi Świętej zaczął zanikać. 18 IV 1268 r.
wojska muzułmańskich mameluków zdobyły Antiochię, mordując całą
chrześcijańską ludność miasta. Do 1271 r. Bajbars zawojował resztę
księstwa Antiochii i prawie całe terytorium Królestwa Jerozolimskiego;
od ostatecznej klęski uratowały chrześcijan jedynie pertraktacje Edwarda
I Plantageneta i wojska sycylijsko-cypryjskie. W tym samym roku w ręce
sułtana wpadły tereny z niezdobytym dotąd zamkiem Krak de Chevaliers, a
po upływie ustanowionego rozejmu następca Bajbarsa zdobył Trypolis,
dokonując rzezi chrześcijan.
Ileż dziatek pozostało sierotami, ileż matek uduszono, gdy głodne dzieciątko płakało przytulone do łona! Nieszczęsne kobiety, dziewczęta, panny, żony i młodzi chłopcy. (…) Ileż dziewcząt szarpano za włosy i pędzono na targ, aby tam sprzedać je za pieniądze
– lamentował ocalały z rzezi bp Gabriel.
Ostatnią rubież obronną Europy w Ziemi Świętej stanowiło miasto Akka, w
trudnych dniach 1291 r. zamienione na bronioną do ostatniego żołnierza
twierdzę. Na dramatyczny apel posła cypryjskiego w Europie odpowiedział
jedynie szwajcarski rycerz Otton z Grandson, który ze swoim bratankiem
Piotrem z Estavayer i pocztem rycerskim wyruszyli bronić Akki. W
początkach maja 1291 r. prawie stutysięczna armia mamelucka stanęła pod
murami twierdzy. Prysły wszystkie waśnie w obliczu wroga; templariusze,
joannici, krzyżacy, miejscowi pulanie, Pizańczycy i Cypryjczycy stanęli
obok siebie na murach. 18 V mamelucy zaatakowali, używając do walki
„podpalaczy”, posiadających granaty prochowe. Wielki Mistrz
templariuszy, Wilhelm de Beaujeu, zebrał dwunastu rycerzy i ramię w
ramię z Wielkim Mistrzem joannitów rozpoczął kontratak, w czasie którego
został trafiony strzałą.
A kiedy poczuł, że jest śmiertelnie ranny, zaczął się cofać; sądzono, że zawraca, żeby się ratować. Brat, który niósł chorągiew, wycofał się, a za nim wszyscy templariusze. Wówczas krzyżowcy ze Spoleto (…) krzyknęli: „Na Boga, Panie, nie odchodź, inaczej miasto zginie!” Odpowiedział im: «Panowie, już nie dam rady, jestem martwy, spójrzcie na ranę…» Wtedy ujrzeliśmy strzałę przeszywającą jego ciało. (…) podtrzymali go i zdjęli z konia, i położyli go na tarczy bardzo dużej i bardzo długiej, którą tam znaleźli porzuconą.
Przez dziesięć dni odpierano zajadłe
ataki, jednak widząc zgubny dla ludności cywilnej dalszy opór,
postanowiono skapitulować. Słowo sułtana, który obiecał darowanie życia
wszystkim chrześcijanom, nie było nic warte… Gdy Saraceni wpadli do
miasta, rozpoczęła się masakra ludności.
Straszne rzeczy oglądało się w tym dniu, kiedy damy, mieszczki, panny tudzież ubogie kobiety ukradkiem przemykały ulicami, z dzieckiem na ręku. Przerażone i spłakane śpieszyły w stronę portu, próbując tam szukać ratunku, lecz kiedy napotkali je Saraceni, jeden chwytał matkę, drugi dziecko i wlekli je do rogu, a potem odrywali dziecko od matki. A jeżeli jakiś Saracen sprzeczał się z drugim o napotkaną kobietę, wtedy obaj ją zabijali. A zdarzało się, że zabierali kobietę, a dziecko rzucali na ziemię i tratowali końmi. Kobiety brzemienne gnali i pędzili tak, że umierały z uduszenia, a razem z nimi dziecko, które nosiły w łonie,
jak możemy przeczytać w kronice Gestes des Chyprois.
Dziesięć tysięcy ludzi znalazło schronienie w twierdzy templariuszy,
która miała kapitulować. Mamelucy wtargnęli do środka, rozpoczęli
grabież, masakrę i gwałcenie kobiet. Templariusze wycięli ich w pień,
zamykając na powrót bramy twierdzy. Od tej chwili jedyna droga z
twierdzy wiodła wprost przed Majestat Króla królów. Mamelucy rozpoczęli
podkop pod murami obronnymi, przez który wdarli się 28 V 1291 r. do
twierdzy bohatersko bronionej przez rycerzy Chrystusa. Walka o każdy
metr przestrzeni zakończyła się zawaleniem murów twierdzy, pod którymi
znaleźli swój męczeński koniec rycerze wszystkich trzech zakonów i
rycerze świeccy, a także dwa tysiące wojowników Mahometa. Krew
chrześcijańska była droga tego dnia! Nad chrześcijańską Palestyną zaszło
jasne słońce wiary w Chrystusa, a rozpoczęła się bardzo długa noc
oświetlana przez pogański półksiężyc.
W następnym wieku o krucjatach pamiętali
tylko nieliczni… Templariusze, aż do swojego nieszczęsnego końca,
pragnęli kontynuować wojnę z niewiernymi. Joannici w 1306 r. zdobyli
wyspę Rodos, która stała się, tak jak później Malta, bolesnym cierniem
wbitym w świat islamu. Cypr przechodził burzliwe koleje losu, by w 1571
r. stać się własnością Turków. W 1364 r. objeżdżał Europę król Cypru
Piotr I wzywający do krucjaty monarchów europejskich; był m.in. również
gościem Kazimierza Wielkiego. Jednak przyjęty z wszelkimi honorami nic
nie wskórał ani w Polsce, ani w Anglii, ani nigdzie indziej… Stopniowy
rozpad Christianitas, pogrążanie się w partykularyzmie
politycznym, doprowadziło do osłabienia idei krucjatowych. Z. Morawski,
przedwojenny znawca XV-wiecznej Europy pisał:
Ale mimo powszechnej świadomości grożącego wszystkim niebezpieczeństwa, węzły, które w XI, XII, i XIII stuleciu były jeszcze dość silne, aby skupić ludy chrześcijańskie pod wspólny znak Krzyża, rozluźnił odtąd tak doszczętnie budzący się wszędzie u schyłku średnich wieków narodowy lub dynastyczny indywidualizm, że na krucjatę było już za późno.
Nie bez znaczenia był fakt, że zanik
ducha wypraw krzyżowych związany był z osłabieniem papiestwa, które
popadło w tzw. „niewolę awiniońską” za rządów króla Francji Filipa IV
Pięknego, oraz pogrążeniem się w politycznym chaosie Cesarstwa
Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Oba czynniki, które były zdolne do
zorganizowania takich przedsięwzięć, przeżywały głęboki kryzys. Wszelkie
nadzieje na odzyskanie Palestyny pogrzebie rebelia Lutra, rozbijająca
jedność religijną Europy Zachodniej oraz odkrycia geograficzne, które
spowodują przesunięcie zainteresowań monarchów europejskich z Morza
Śródziemnego na Ocean Atlantycki. Tymczasem Turcy parli na Zachód.
W 1360 r. Turcy wdarli się na teren
Europy, odrywając od Cesarstwa Wschodniego rejon Adrianopola. Dalsza
ekspansja na Bałkanach zakończyła się masakrą szlachty serbskiej na
Kosowym Polu (1389 r.). Do walki z Turkami w obronie Węgier wyruszył
cesarz Zygmunt Luksemburczyk, ale poniósł klęskę pod Nikopolis (1396
r.). Granica północna ekspansji tureckiej ustabilizowała się na Dunaju. W
1444 r. śmierć na polach pod Warną dosięgła młodego króla Węgier i
Polski Władysława Jagiellończyka. 29 V 1453 r. sułtan turecki wjechał na
białym koniu do jednego z najpiękniejszych kościołów świata Hagia
Sophia w zdobytym przez Turków Konstantynopolu. Cesarstwo Bizantyjskie
przestało istnieć. W 1526 r. w ciężkiej bitwie pod Mohaczem zginął z rąk
Turków król Węgier Ludwik Jagiellończyk. Śmiertelne zapasy między
chrześcijańską Europą a muzułmańskimi Turkami trwały jeszcze prawie
dwieście lat, do momentu łamiącej osmański kręgosłup szarży pod
Kahlenbergiem, dowodzonej przez Jana III Sobieskiego we wrześniu 1683 r.
Dziedzictwo krucjat
Nie można sobie wyobrazić Europy bez wypraw krzyżowych. Ch. Dawson stwierdził, że oznaczają one
punkt zwrotny w historii Zachodu: kres długich wieków słabości, izolacji i niższości kulturalnej. Oznaczają także przybycie nowych ludów zachodniego chrześcijaństwa do starych ośrodków kultury, położonych nad wschodnimi brzegami Morza Śródziemnego.
Z religijnego punktu widzenia krucjaty były widomym znakiem skutecznej chrystianizacji społeczeństw Christianitas,
które przepojone wiarą gotowe były do poświęceń niewyobrażalnych dla
człowieka „nowoczesnego”. Dlatego nie można wyrzec się krucjat,
dziedzictwa danego nam przez surowych mężów tamtych czasów, co czynią w
imię ekumenizmu moderniści. Krzyżowcy nie byli gorsi od nas, jak
przedstawia to dzisiejsza propaganda. Byli grzeszni, bo byli tylko
ludźmi. Mieli świadomość zła i słabości tkwiącej w sobie, zawstydzającą
dla nas przepełnionych pychą, zadufanych w swoje siły.
Krzyżowcy niewątpliwie nadużyli swego zwycięstwa, ale bo też i było to zwycięstwo, którego można było nadużyć. A tam, gdzie jest zwycięstwo, tam jest i waleczność na polu bitwy, i popularność wśród tłumu. Istnieje pewien rodzaj zapału, co zachęca do wybryków i pokrywa winy
– pisał o krzyżowcach Chesterton. Na
pytanie, czy Kościół powinien przepraszać za krzyżowców, należy
odpowiedzieć przecząco! Polemika z modernistycznymi krytykami krucjat, z
gębami pełnymi frazesów o tolerancji i prawach człowieka, na dłuższą
metę jest pozbawiona sensu – i dlatego artykuł ten nie pretenduje do
miana takiej polemiki. Przypomnieć należy słowa św. Bernarda z Clairvaux
zawarte w Apologii Drugiej Wyprawy Krzyżowej:
Nie zależy mi na sądzie tych, którzy dobro nazywają złem, a zło dobrem, światłość biorą za ciemności, a ciemności za światłość. Zresztą, jeśli już chcą bluźnić, niechże bluźnią przeciwko mnie, a nie przeciwko Bogu – i czułbym się nieskończenie szczęśliwy służąc Mu za tarczę i wstrzymując zabójcze pociski krytyków i zatrute żądła potwarców, byle nie docierały do Niego!.
Patrzmy na Bliski Wschód: na Sudan,
gdzie mordowani są chrześcijanie; na Algierię, Egipt, Pakistan, Liban,
gdzie prześladuje się wyznawców Chrystusa; na Arabię Saudyjską, gdzie
wykonuje się w dalszym ciągu publiczne egzekucje za posiadanie Biblii
lub noszenie krzyżyka. Rzym milczy…
Ryszard Mozgol
Przypisy:
1. „W islamie i w żydostwie poligamia jest
dozwolona; europejscy Żydzi od XI wieku przechodzą do monogamii, i
obecnie olbrzymia większość muzułmanów żyje też w jednożeństwie” – F.
Koneczny, Cywilizacja żydowska. Londyn 1974, s. 127.
- L. Accattoli, Kiedy papież prosi o przebaczenie. Wszystkie „mea culpa” Jana Pawła II. Kraków 1999.
- J. Alzog, Historya powszechna Kościoła, t. III i IV, Warszawa 1855.
- Anonima dzieje pierwszej krucjaty, albo czyny Franków i pielgrzymów Jerozolimskich, Warszawa-Kraków 1984.
- św. Bernard z Clairvaux, O rozważaniu [w:] Pisma, t. IV, Kraków 1992.
- J. M. Bocheński OP, De virtute militari. Zarys etyki wojskowej, Kraków 1993.
- G. Bordonove, Życie codzienne Zakonu Templariuszy, Poznań 1998.
- P. Brown, Świat późnego antyku od Marka Aureliusza do Mahometa, Warszawa 1991.
- G. K. Chesterton, Św. Franciszek z Asyżu, wyd II, Katowice 1949.
- G. K. Chesterton, Krótka historia Anglii, b.r.w. (wg wydania Veritasu).
- P. Certamine, Wojna w średniowieczu, Warszawa 1999.
- R. Collins, Europa wczesnochrześcijańska 300–1000, Warszawa 1996.
- P. Crepon, Religie a wojna, Gdańsk 1994.
- Ch. Dawson, Religia i powstanie kultury zachodniej, Warszawa 1958.
- M. Eliade, Historia wierzeń i idei religijnych, t. III, Warszawa 1997.
- H. A. R. Gibb, Mahometanizm, Warszawa 1965.
- W. i M. Hrochowie, W obronie grobu Chrystusa. Krzyżowcy w Lewancie, Warszawa 1992.
- J. Huizinga, Jesień średniowiecza, Warszawa 1992.
- F. Koneczny, Cywilizacja żydowska, Londyn 1974.
- M. Melville, Dzieje templariuszy, Warszawa 1991.
- V. Messori, Przemyśleć historię. Katolicka interpretacja ludzkiego losu, t. II, Kraków 1999.
- Z. Morawski, Epilogi krucjat w XV wieku, Kraków 1924.
- M. Ossowska, Ethos rycerski i jego odmiany, Warszawa 1988.
- Pamięć i pojednanie. Kościół i winy przeszłości. Dokument Międzynarodowej Komisji Teologicznej 2000, Sandomierz 2000.
- R. Pernoud, Ryszard Lwie Serce, Warszawa 1994.
- R. Pernoud, Kobieta w czasach wypraw krzyżowych, Gdańsk 1995.
- S. Runciman, Dzieje wypraw krzyżowych, t. I–III, Warszawa 1988.
- ks. J. Umiński, Historia Kościoła, t. I, wyd. IV, Opole 1959.
- O. I. Uspenskij, Istorija krestovych pochodov, St. Petersburg 1901.
- O. Stanisławska, Czy to już Jeruzalem…? [w:] Magazyn „Gazety Wyborczej”, 16 XII 1999 r., s. 30–39.
- G. Tate, Orient w czasach wypraw krzyżowych, Wrocław 1996.
- A. Vauchez, Duchowość średniowiecza, Gdańsk 1996.
Za: “Zawsze Wierni” nr 4/2000 (35).