Minął rok od wyborów, w którym
PiS zamienił się miejscem na ławce rezerwowych z poprzednią ekipą (określenie
Beaty Szydło). Jesteśmy świadkami dobrej zmiany- opluwani stali się
opluwającymi, nietykalni nadal są nietykalni, ja chodzę po mieście i staram się
zarobić na życie/przeżycie. Obserwuję ludzi, którzy przy odrobinie szczęścia
dorwali się do władzy. Polityka to dobry biznes dla nieudaczników, mitomanów
fantastów i kreatorów równoległej rzeczywistości. Demokracja kreuje miernoty, a
ja ciągle się zastanawiam kiedy wreszcie poczuję, iż mój Kraj jest moim Domem,
a nie euroregionem.
Minął rok od wyborczej ustawki, a
ja dalej nie mogę się napić na ulicy piwa, które sobie kupiłem za swoje
pieniądze w polskim sklepie. Bo dlaczego miałbym się nie napić? Jestem w
miejscu publicznym, skupiającym wielu ludzi o różnych filozofiach życia. Moja
jest prosta: kiedy jest gorąco, to chcę się napić zimnego piwa na ławce, albo
nad rzeką. I nadal nie mogę. Nie mogę tego nawet zrobić, stojąc na chodniku
przed własną posesją. Bo to miejsce publiczne. Jednak zimą, chore państwo
nakłada na mnie obowiązek odśnieżania tego odcinka chodnika, choć prawnie nie
należy do mnie. Pić latem nie mogę, a zimą odśnieżać muszę. To moja Polska jest
taka?
Rok rządów PiS przeleciał dość
szybko na nieustannej walce z poprzednią kliką, wciąż nie rozliczoną za osiem
lat wierzgania racicami przy korycie. Nadal mamy podatek VAT w wysokości 23
procent, podatek dochodowy i narzucony obowiązek permanentnej reanimacji
piramidy finansowej ZUS. Myślicie, że władza demokratyczna zrezygnuje z tego
haraczu? Socjaliści od Piłsudskiego, choć rozumieją znaczenie wolności, to nie chcą
aby ona wykraczała poza sejm i senat oraz posesje urzędników ogrodzone murami
od reszty pospólstwa. Dlatego nigdy nie pozwolą Polakom się bogacić. Armia
urzędników stworzona przez PO jest utrzymywana przez tych, którzy jeszcze z
Polski nie dali drapaka do Zjednoczonego Królestwa lub nie pozakładali firm w
sąsiednich Czechach. Pamiętacie jakie PiS stawiał zarzuty grupie KK (Komorowski,
Kopacz)? Rok minął, a duet KK ma się dobrze, opływając w dostatkach, podobnie
jak TW Bolek, śmiejący się z Polaków rubaszną gębą, który doskonale wie, że
nikt mu nic w republice okrągłego stołu nie zrobi.
Bo tutaj, pomiędzy Odrą a Bugiem,
trwa nieustanna wojna. Nie ta urojona PiSu z PO, ale ta rzeczywista: o
panowanie nad Niziną Polską- najlepszym miejscem strategicznym tej części
świata. Nikomu tutaj nie jest potrzebny naród Polski jednolity, bogaty i
rozwijający się. Polacy w liczbie powyżej 15 milionów są przeszkodą w
konfrontacji Wschodu i Zachodu. I mało kto rozumie z tubylców, iż przetrwanie
obecne zależy w dużej mierze od demografii. Stąd w katolickim kraju,
zarządzanym przez mafie służby i loże, kwestiami głównymi stały się aborcja,
GMO i podatki. Jak by wybory demokratyczne miały nie wyglądać, to zawsze strona
rządząca nie jest w stanie jednoznacznie opowiedzieć się za życiem ludzkim od
poczęcia, za ochroną naszych dóbr i za wolnością ekonomiczną. Nie było takiego
przypadku od 1926 roku, aby te trzy wymienione kwestie funkcjonowały należycie.
I tego konsekwencji doświadczają zwykli ludzie- tubylcy.
Dlatego minie jeszcze niejeden
rok rządów sił wyłonionych z porozumienia okrągłego stołu, a nam pozostaną
nadal niespełnione marzenia oraz odległe wizje; nie doczekamy się Polski ani z
Trylogii, ani z kronik Wincentego Kadłubka. Nie doczekamy się nawet Polski z
Dwudziestolecia. Bo nie ma już tamtych ludzi i tamtych miejsc… Nic się samo nie
wskrzesi. Pomimo tego, że będziemy harować w zagranicznych koncernach-postawionych
na gruzach naszego majątku gospodarczego na polskiej ziemi- najdłużej ze
wszystkich, obłożeni największymi podatkami, wymordowani w kolejkach do lekarzy
i zadłużeni u lichwiarzy. Tak to będzie wyglądać.
To niebywałe, że rycerskim i
zwycięskim narodem, rządzi karłowata mniejszość z podpisanymi folkslistami.
Mniejszość, której przedstawiciele polityczni nigdy nie starali się nawet
rozumieć realiów polskiej rzeczywistości. Potrafili za to umiejętnie zniechęcić
ludzi do oporu. A swoją drogą, ktoś dzisiaj jeszcze pyta o takie zjawisko jak
lustracja? Pamiętacie jak bracia Kaczyńscy ze swoją nieogoloną świtą palili
kukłę Wałęsy? Tłum wrzeszczał wtedy: lustracja! Tłum wygrażał kułakiem a
funkcjonariusze Porozumienia Centrum uśmiechali się chytrze. Pokazywali to
wszystko w telewizji, podobnie jak pokazywali film „Nocna Zmiana”. Ale się
pomstowało na duet WW (Wałęsa, Wachowski). I co teraz? Gdzie się podział ten
cały zapał, do ujawniania zdrajców i agentów, do oczyszczenia przestrzeni publicznej?
To minął dopiero pierwszy rok.
Szybko, jak zwykle i jak zwykle na awanturach politycznych. Ot nie da się,
kiedy wszyscy mają wolności pod dostatkiem, prócz tych, którzy mają rację.
Dyrektywa 1066 nadal obowiązuje. I zapomnijcie o posiadaniu broni. Nie macie
prawa do obrony, tak samo jak nie macie prawa do wycinania drzew we własnym
lesie na swojej posesji. A jeśli cokolwiek znajdziecie w swojej ziemi, to przyjdzie
do was urzędnik i wam to ukradnie. Jeśli posadzicie u siebie na polu konopie
indyjskie lub tytoń, to też nie będzie sielankowo. Oprócz tego, nie pogracie
sobie w domu ze znajomymi w karty na pieniądze. Jeśli urzędnicy wyniuchają
wasze hazardowe zamiary, to zorganizują wam z miru domowego apokalipsę.
Przekonało się już o tym kilka osób. Na prywatnej posesji, nie możesz z własnej
i nieprzymuszonej woli brać udział w grach losowych, bo państwo, które dobija
nas podatkami nie ma nad tym kontroli. Musi więc wtargnąć siłą do domu, o wiele
skuteczniej niż w przypadku nadgorliwców ze straży miejskiej, którzy z
polecenia ekoterrorystów chcą zaglądać do naszych pieców, aby sprawdzić, czy
pali się właściwym opałem. Taką mamy wolność, której nie ruszy żaden układ sił
panujących teraz.
Czy coś się zmieni?- pytacie się
czasami. Coraz częściej, kiedy euforia opada, a proza życia okazuje się
niezmiennym elementem egzystencji szarych ludzi. Owszem. Cały czas się coś zmienia.
Przybywa kas fiskalnych- na przykład. Przybywa progów zwalniających na drogach,
odcinkowych pomiarów prędkości. Rośnie liczba płatnych odcinków autostrad.
Nadal tkwimy w Unii Europejskiej, nie mając wpływu na produkcję cukru i mleka.
Mamy postęp. Tradycyjnie już, każdy żyje nadzieją podpinając się pod konkretną
opcję polityczną, która profesjonalnie roztacza wizje dobrobytu na kiedyś. Proste
hasła polityczne są teraz bardziej ubrane w retorykę patriotyczną, niż za
czasów PO. Policja- wciąż ta sama- reaguje nieco inaczej na przejawy
patriotyzmu. Choć w niektórych miastach- szczególnie na zachodzie kraju- nadal
trwa polityczny terror. Mój znajomy za napisanie, zresztą świetnej, książki
dostał wyrok ograniczenia wolności. Swoją książkę zatytułował „Jak pokochałem
Adolfa Hitlera”. I choć trwa kampania sodomitów pod owsiakowopodobnym hasłem:
„Miłość nie wyklucza”, to jednak w demokratycznym państwie nie można kochać
kanclerza III Rzeszy. Nagonkę, rzecz jasna, rozpoczęła pewna żydowska gazeta,
znana z prezentowania urojonych problemów. Nie posiada jednak- ani ona, ani
osoby związane z jej środowiskiem- odrobiny tolerancji dla wolności w kulturze.
Co ciekawe, prawo w Polsce wciąż jest nieudolne i niemrawe, kiedy trzeba zastosować
sankcję wobec tych, którzy obrażają wartości katolickie i narodowe w sposób
jawny. Taka to nastała dobra zmiana.
Uważam, że wyznacznikiem wolności
jest Prawda. Jeżeli Prawda nie wypełnia każdej przestrzeni naszego życia, to
mamy poważny problem. Nie jest on widoczny od razu. Ale pojawia się
nieuchronnie. Stajemy się niewolnikami. A tego najczęściej bezpośrednio doświadczamy
na końcu z przerażającą świadomością klęski. Zatem jeśli Prawdy ubywa w
Kościele, to katolicyzm przeradza się w modernizm. Brak prawdy w społeczeństwie
rodzi socjalizm, a brak prawdy w człowieku prowadzi do satanizmu. I tak
wszystkie drogi wiodą grzeszny świat w jednym kierunku- jedne szybciej inne
wolniej. Niemniej jednak, brak Prawdy przywraca niewolnictwo.
Dlatego, pomimo dobrej zmiany
jesteśmy cały czas niewolnikami. Pomimo zadowalającego niekiedy stanu
posiadania, zdecydowanie na wyższym poziomie niż przed laty. Jesteśmy
niewolnikami własnej niemocy i braku aktywności do zrobienia dokładnie tych
rzeczy, o których tak ochoczo rozmawiamy przy piwie, czy kłócimy się w Internecie.
Tutaj trzeba się przyjrzeć ruchowi narodowemu, który swój renesans rozpoczął
obiecująco w roku 2010. Podczas przełomowego Marszu Niepodległości AD 2011 i
rok później padały znamienne słowa, iż to nie jest marsz jedynie od 11 do 11
listopada, ale solidne oraz trwałe budowanie ruchu, tworzenie i działanie na
rzecz obalenia republiki okrągłego stołu. Tak było i wszyscy tym żyli. Mogła
powstać realna siła, będąca w stanie zniszczyć sojuz bezpieki z Solidarnością.
I tego się wystraszyli spadkobiercy etosu, a do tego nie dojrzeli jeszcze
liderzy ruchu narodowego.
To mogła być dobra zmiana, ale
wulgarny rockman- celebryta rozjechał kilka organizacji skupionych wokół RN i
sen o Wielkiej Polsce stał się koszmarem. Koszmarem świata realnego, ubranego w
przeróżne karykatury podpierające się Romanem Dmowskim. Szkoda czasu i miejsca,
aby opisywać tych wszystkich pomazańców, stajennych błaznów w mundurach,
niedoszłych prezydentów, alimenciarzy i całej masy obłąkanych kretynów,
tańczących przy dźwiękach akordeonu nawiedzonego starca w czarnym berecie. W
sumie, to wszystko co pozostało z ruchu narodowego, można sprowadzić do tego
typu zachowań, reanimowanych przez pieniądze polonusa z Ameryki Południowej. Opłaca
się chyba urugwajskiemu przedsiębiorcy wrzucać w koszta wyskoki naszych
nieudaczników, skoro tyle lat słaniają się na nogach przy każdych okazjach.
Ostatnie problemy wirtualne i w związku
z nimi panika ruchu narodowego wobec postępowania żydowskiego portalu
społecznościowego ukazuje ciągle brak profesjonalizmu w tym starciu. Okazuje
się, ze całe życie polityczne- realne oraz wirtualne, skupiło się na internetowej
platformie towarzyskiej. Trwa odwieczna wojna i wróg odciął niewygodnym
formacjom okno na świat czyniąc niemałe spustoszenie w jego szeregach. Zagraniczny
portal skorzystał ze swojej woli i wykopał niepoprawnych politycznie
użytkowników. Okazało się nagle, że bez funkcjonowania na cudzych portalach,
organizacja nie potrafi zaistnieć. Nie ma środków ani możliwości na skuteczny
kontratak, a jest to jedynie wojna medialna. Co zresztą stało się normą czasów
współczesnych. Nie ma cię w necie, to nie istniejesz. Chyba tylko to częściowo
zrozumiał Robert Winnicki, ale on będąc posłem, ma jeszcze możliwość funkcjonowania
w głównych mediach. Tymczasem reszta- a mam tu na myśli RN, ONR, MW- a więc te
siły, które wprowadziły myśl narodową do świadomości wielu Polaków- nie rozumie
i nie chce, co gorsza, zrozumieć znaczenia internetu i mocy tego przekazu. To
wręcz nie do pomyślenia, że przez kilka lat nie zbudowano przejrzystego i
profesjonalnego kanału informacyjnego, nie spróbowano nawet uruchomić telewizji
internetowej, czy radia, a więc jak dotąd, nie wykorzystano żadnych korzyści
jakie daje świat wirtualny. Świat, który nie wymaga ani koncesji, ani licencji,
ani specjalistycznego sprzętu i lokalizacji. Co z tego, że Krzysztof Bosak ma
wiele racji w tym co mówi i pojawia się tam, gdzie go raczą zaprosić lub wysili
się na napisanie czegoś w sieci, kiedy niedoszły prezydent RP z Lublina wraz z
przybocznym heretykiem plotą bzdury nie mając o pojęcia o rzeczywistości tylko
dlatego, że mają swoją telewizję i regularnie nadają? Kto ma media, ten ma
władze nad ludźmi, a w demokracji media to pierwsza władza. Nie na darmo PiS
nie zamierza odejść od koncesji radiowo- telewizyjnych i nie zrezygnuje z
abonamentu. Doskonale wiedzą po swoich poprzednikach, że dzierżąc media, można
skutecznie sterować emocjami i nastrojami, można kanonizować Lecha
Kaczyńskiego, można wmówić ludziom, że jak ruszymy z kijami na Kaliningrad, to
się zatrzymamy aż w Mandżurii. Mając pod kontrolą informację można cały zapał
Polaków przenieść na ekrany i puścić bokiem w niekończących się odcinkach
seriali i teleturniejów. To rozumie każdy, ale czemu tego nie zrozumieli
jeszcze narodowcy?
Rok minął od wyborów i jakoś
życie w Polsce nie potaniało. Przybywa nam licznych przedstawicielstw
handlowych z Portugalii, Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii. W
przedstawicielstwach tych miliony rodaków robią zakupy. Dlaczego nie? Wszak
kraj promocją i wyprzedażą żyje. Codziennie rano, przed otwarciem tworzą się
kolejki. Historia lubi się powtarzać. Kary śmierci też nie przywrócono.
obowiązujące przepisy prawa podatkowego są tak skonstruowane, że zarówno
uczciwy człowiek, jak i złodziej może mieć z nich korzyść. To sprawia, że jak
ktoś zostanie przestępcą, to zachowa swój prestiż i pozycję społeczną, a jak będzie
już dla niego niebezpiecznie, sfinguje
własną śmierć i jeszcze go pochowają z honorami. To właśnie zawdzięczamy
demokracji.
Nadal obowiązuje w kodeksie
karnym paragraf 256, więc wolność słowa ma niewiele wspólnego z
rzeczywistością. W zależności od rządzącej opcji politycznej jest w ręku władzy
knebel. Sądzić nas będą ci sami sędziowie lub ich dzieci według aktualnej geometrii
politycznej i obowiązujących w danym czasie wyznaczników.
I jeszcze jedno: odwaga. Kto ma
odwagę głosić Prawdę? Było kilku takich ludzi, w tym kapłani. Bez względu na to,
czy była w Polsce zła czy dobra zmiana, mówili jak jest. Ale bycie księdzem katolickim wiernym Tradycji w
katolickim kraju nosi znamiona martyrologii. Bo nie dość, że wrogowie rzucą się
do gardeł, to jeszcze inni kapłani zamkną oczy w imię świętego spokoju. Tak to
działa. Układ świecki bezpieki z Solidarnością, ma swoje przełożenie
ekumeniczne: układ Kościoła z synagogą. Równowaga, w której Prawda nie odgrywa
zasadniczej roli. W tym zestawieniu milczenie sprawia, iż zło zwycięża.
Z tego wszystkiego nie napisałem
czego nam nie brakuje. Mamy pod dostatkiem informatyków i youtuberów. I ludzkie
masy młodzieży ubiegające się o lepszy status i prestiż w społeczeństwie, które
rok po roku, kończą różne uczelnie. Pomiędzy otrzymaniem dyplomu, a emigracją
za chlebem jest czas, by z tej masy spróbować wyłonić przyszłe kadry. Spróbować
wykorzystać twórczo ich wyuczone umiejętności, jeżeli się poważnie myśli o
przyszłości politycznej własnego kraju. A jeśli absolwenta nie da się nakłonić
na czytanie pism Dmowskiego, to może mu tak zapłacić za skorzystanie z jego wiedzy?
Nie brakuje nam książek Wojciecha
Sumlińskiego, który swoje przeżycia pisze w odcinkach po kilkaset stron. Tak
samo nie brakuje nam obecności dr Sławomira Cenckiewicza, który odżył dzięki dobrej
zmianie i daje temu wyraz kilka razy dziennie w internecie. Szkoda tylko, że
historia i dziennikarstwo nie są w stanie odbudować potencjału gospodarczego,
bowiem doganialibyśmy już Chiny.
Na brak zajęć nie mogą narzekać
grupy rekonstrukcyjne, których liczba już
przewyższa stan polskiej armii. Brzmi obiecująco, lasy czekają na
męczenników.
Nie brakuje nam także różnych organizacji,
stowarzyszeń, usilnie domagających się uznania w oczach obłąkanej gawiedzi, za
jedynych spadkobierców tradycji politycznych „aż sprzed wojny”.
Nie brakuje nam Ukraińców,
których liczba stale rośnie i nikt nie zdaje się dostrzegać tego problemu. Żyjemy
w cichym błogostanie, dopóki mamy przewagę demograficzną, bo potem pojawią się
na dwujęzyczne napisy polsko-ukraińskie i to nie na Podkarpaciu na na Dolnym
Śląsku.
Minął rok od wyborów, w których
przewagę uzyskali ponownie byli działacze KOR z opcji rozgrywającej patriotyzm,
nad działaczami KOR, którzy pozostali „lewitami”. Rozumiem optymizm tych osób,
które teraz chcą dostrzec w przyrodzie nowy rok 1918, czy Cud nad Wisłą. Taki
stan umysłu w społeczeństwie pojawia się średnio co dziesięć lat. Dajmy na to
po 1945 roku: wiec Gomułki w 1956 roku, marzec 1968 i grudzień 1970, następnie
sierpień 1980 i grudzień 1981, czerwiec 1989 i czerwiec 1992, potem był rok
2001 i 2004, i następnie Smoleńsk 2010 i Marsz Niepodległości 2011. Można by na
tej podstawie wyprowadzić jakiś wzór matematyczny na kontrolowaną rewolucję
społeczną, z której nigdy nic nie wynika dla obywateli, a rządzącym daje
możliwość zachowania zdobytej pozycji w państwie. Przy okazji przełomu społeczeństwo
uzyskuje możliwość wyrzucenia z siebie wszelkiej frustracji, po której następuje
fala nieopisanego optymizmu, zamieniającego się w długofalowy letarg, aby potem,
kiedy i ślepi dostrzegą że coś jest nie tak, znowu osiągnąć apogeum.
I jeszcze coś. Jeżeli już
naprawdę nie widzicie sensu życia, a codzienność chce was zapędzić w łapy
windykatorów, komorników, prokuratorów, sędziów, kuratorów, dzielnicowych,
zrzędzących żon, drogich kochanek, wrednych teściowych lub nieślubnych dzieci;
jeżeli dzień po dniu nie możecie ogarnąć szaleństwa bezsensu zaglądania w puste
lodówki, a stosy przedsądowych wezwań do uregulowania należności walają się po
brudnej pościeli, jeżeli macie już dość strachu przed odbieraniem prywatnych
połączeń w komórkach, a dźwięk domofonu przyprawia was o wymioty i jeśli męczy
was to ciągłe oglądanie się za siebie, a coraz intensywniej pojawia się w
waszych głowach obsesyjna wizja skoku z dachu na chodnik, czy nieodparta chęć
wyhuśtania się na linie od bielizny (prucie żył i odkręcanie gazu pozostawmy
paniom), jeżeli nie możecie uciec przed tym wszystkim, co od lat siedzi w
waszych głowach, to wiecie co zróbcie? Żyjcie jak najdłużej, na złość swoim
wrogom i prześladowcom.
A będzie wam dane.
Tomasz J. Kostyła