Polska szlachta nie była szlachtą zwyczajną pośród innych stanów uprzywilejowanych dawnej, przedrewolucyjnej Europy, bowiem szlachectwo polskie zaowocowało w prawdy większe i piękniejsze niżeli kiedykolwiek jakikolwiek naród miał!
Polskie oświecenie w planie
politycznym wysuwało program reformy ustroju Rzeczypospolitej, natomiast
w kontekście kulturowym wytaczało wojnę tradycji sarmatyzmu. Jak pisano
u progu czasów stanisławowskich (1765 r.) na łamach „Monitora”,
konieczne było zniszczenie bałwanów sarmatyzmu, które przez dwieście lat naród nasz uczyniły pośmiewiskiem uczeńszych.
W publicystyce oświeceniowej tamtego czasu roi się od rozmaitych
postaci „Nieukolubskich” i „Leniowskich” – symboli sarmackiego (czyt.
szlacheckiego) nieuctwa, umysłowej tępoty. Nie odrzucano jednak zasady
szlachectwa jako takiej, ale inaczej ją definiowano. W tradycyjny etos
szlachcica – Sarmaty było przecież nie tylko wpisane zajmowanie się
sprawami publicznymi i strzeżenie „starodawnych wolności szlacheckich”,
ale również pamięć o heroicznej przeszłości stanu szlacheckiego, o tym,
że w prostej linii wywodził się on ze stanu rycerskiego.
To właśnie ks. Skarga w konieczności
nawiązania do tej tradycji w nowych warunkach (wojna z Turkami) widział
nie tylko remedium na bolączki ustrojowe Rzeczypospolitej, ale również
na uratowanie samej szlachty – przez odnowienie sensu jej istnienia.
Szlachcic – rycerz: oto miał być ideał odnowionego „narodu
szlacheckiego”. Temu ideałowi oświecenie polskie przeciwstawiało
„szlachcica – uczonego”, gromadzącego i czytającego książki francuskich
fizjokratów, zakładającego manufaktury w swoich majątkach – jak tytułowy
bohater „Pana Podstolego” bp. Ignacego Krasickiego. Zamiast rycerza,
uczony ziemianin.
W epoce rozbiorowej wskrzeszanie
świata szlacheckiej Rzeczypospolitej, dworku szlacheckiego było zawsze
wskrzeszaniem obrazu utraconej ojczyzny – jak w narodowej epopei Adama
Mickiewicza „Pan Tadeusz”. Ale przecież nie tylko tutaj. Powstaje cały
osobny gatunek gawędy szlacheckiej, na czele z „Pamiątkami Soplicy”
Henryka Rzewuskiego. Dawną Rzeczpospolitą kochają dwaj pozostali
wieszczowie – Słowacki (uwielbiający odwoływać się do tradycji
konfederacji i liberum veto) i Krasiński. Dla autora „Irydiona” szlachcic jest „człowiekiem zupełnym”, a więc człowiekiem
nieuległym modzie wiotkich mózgów i swawolnych, wściekłych brzuchów,
pragnącej by przeszłość odcięta była z kategorii czasu.
Wielbił Krasiński dawną Rzeczpospolitą jako przykład harmonijnego zespolenia rzymskiej i chrześcijańskiej cnoty
oraz dlatego, że była to Rzeczpospolita szlachty. Ona stworzyła dawną
Polskę i ona ma kluczową rolę do odegrania w odzyskiwaniu niepodległości
w XIX wieku: Wzrośliśmy szlachtą i upadliśmy szlachtą, przez nią się podciągniem, przez to, co jest nami samymi. Bez szlachty, która jest depozytariuszką pierwiastka bohatyrskiego narodu, grozi Polakom odnarodowienie, przemienienie na lud prosty, beznarodowy, a Europie zagrozi brak pierwiastka zdolnego zatrzymać chaos barbarzyński, który wcześniej czy później z wnętrzów samejże Europy się podniesie.
Dla tak pojmowanej szlachty polskiej
rezerwował Krasiński „obowiązki rzeczywiste” i „prawa idealne”. Te
pierwsze zamykały się w konieczności pogodzenie się jej i pojednania z ludem wiejskim ... przewodniczeniu nad tłumami. Te drugie to przede wszystkim prawo do posiadania własnego herbu jako żywego przelewu miniętych dni w bieżące; złańcuchowywania przeszłości z przeszłością.
Nie ma społeczeństwa bez szlachty,
naturalna ewolucja społeczeństwa wiodła zawsze, jak argumentował autor
„Psalmów przyszłości”, do wykształcenia się tego stanu: ale też z
prostego ludu po wszystkie czasy, z lemiesza i roli .... wywijała się
szlachta ... Ten zaród, gdy się z błota otrząśnie, a zachowa twardość i
połysk żelaza, szlachtą mianowany bywa. Polak jest więc naturalnym szlachcicem, a w każdym razie będzie nim wcześniej czy później.
Głęboką refleksję nad istotą
szlachectwa i jej związkami z etosem rycerskim odnajdujemy również w
myśli Cypriana Norwida. Wnikliwą analizę tej kwestii otrzymujemy dzięki
opublikowanej właśnie rozprawie autorstwa Zofii Dambek „Cyprian Norwid a
tradycje szlacheckie” (Wydawnictwo Naukowe UAM, Poznań 2012).
Nie brakuje w twórczości Norwida wątków krytycznych wobec poszczególnych reprezentantów polskiej szlachty – osoby poważnej w szlafroku żółtym, popstrzonym w duże kwiaty piwonii, co potrzebuje pierwszej lepszej „książki z brzega” jako najlepszego środka nasennego. Kpił z „Pana Tadeusza” jako poematu satyryczno-polskiego, w którym jedyną poważną i serio figurą jest Żyd, a reszta bohaterów to awanturniki,
facecjoniści, gawędziarze, pasibrzuchy, którzy jedzą, piją, grzyby
zbierają i czekają, aż Francuzi przyjdą zrobić im ojczyznę.
Jednak, jak słusznie wskazuje autorka wspomnianej rozprawy ten
krytycyzm służy Norwidowi nie po to, by deptać tradycję szlachecką, ale
uderzać w tych, którzy traktują ją – wedle słów poety – jako „świat
nominalny” czyli rzeczywistość udawaną, pozbawioną związków z
rzeczywistością. Jak więc można opuścić „świat nominalny” i odnaleźć
świat realny? Według autora „Promethidiona”, przede wszystkim poprzez
odkrycie własnej tradycji, własnego etosu. Norwidowski imperatyw bycia
oryginalnym – pisze Zofia Dambek – polega na byciu wiernym tradycji.
W przypadku polskiej szlachty oznacza
to konieczność nawiązania w warunkach dziewiętnastowiecznych do
tradycji „epoki Lechickiej Krucjaty”. W ten sposób poeta nazywał epokę
zmagań dawnej Rzeczypospolitej z Turcją i Tatarami na antemurale christianitatis. Odnosząc się do szlachty polskiej stawającej na polach Cecory, Chocimia i Wiednia, pisał o tych, którzy wojowali, wiedząc dopokąd dobywać Korda przy czytaniu Ewangelium.
Dlatego też polska szlachta nie była szlachtą zwyczajną pośród innych
stanów uprzywilejowanych dawnej, przedrewolucyjnej Europy, bowiem szlachectwo polskie zaowocowało w prawdy większe i piękniejsze niżeli kiedykolwiek jakikolwiek naród miał!.
Cyprian Norwid tęsknił za rycerstwem, bo ethos rycerski wyrażał świat wartości zakorzeniony w tradycji; nadał sens, wypadkom i trafom
(Zofia Dambek). Rycerstwa potrzebowała współczesna mu cywilizacja
europejska, którą nazywał „cywilizacją a-tradycyjną”, w której jest więcej Rozłamań – nieźli Dokończeń ; więcej Roztrzaskań – niżeli Zamknięć. Epoka ta zastąpiła rycerza, żołnierzem, a właściwie żołdakiem: skoro
wygasły zakony militarne, nie zastąpiono niczym nowym – stare runęło, a
nowe nie urosło – i oto powód, dla którego wiemy, że samoistność-
sumienia-armii i głosu jej wedle nowych warunków wrócić musi.
Ten powrót zapewnić może jedynie powrót do tradycji rycerstwa. A więc bohaterstwa, które jest półogniwem księżycowym na chorągwi prac ludzkich,
którego bliźniaczą analogią było męczeństwo - „półogniwo w niebo
zwrócone”. Żołnierskie „proporcje-materialne” muszą ustąpić rycerskim
„proporcjom-duchowym”.
Prawdziwy rycerz to „Boża prawica”,
„puklerz Boży”. Cyprian Norwid niejednokrotnie z estymą pisał o
krzyżowcach – „ludzie wędrownym”. Nawet o sobie samym, tytułem chwały
przodków, pisał, że jest potomkiem kawalerów maltańskich – „dziadów
moich” (z dużą przesadą – bo jako pierwszy prawo do noszenia
maltańskiego krzyża zyskał w rodzinie poety jego ojciec, w 1810 roku). W
swojej rozprawie o hymnie „Bogurodzica”, wyjaśniał, że figurę
pamięci na sakramenta miało rycerstwo każde, jako to: chrztu – w łaźni
rycerskiej, bierzmowania – w dotknięciu mieczem nagim, przyjęcia w zbór i
w uczestnictwo Ciała-zbiorowego – w uczcie-okrągłej, mistycznego
małżeństwa.
Autorka rozprawy wskazuje na
podobieństwo norwidowskiej i skargowskiej interpretacji najstarszego
hymnu polskiego, nie tylko jako wyznania wiary, ale nauki o
chrześcijańskim rycerstwie. Nauki, której współczesny Norwidowi świat
potrzebuje, ale i nie rozumie: dla tejże przyczyny śpiewanie tego
arcydzielnego rapsodu z wolna wychodzi z użycia pod epokę, w której
zakonność rycerska ustępuje z szeregów tak zwanej po dziś regularnej
armii państwowej.
Za: http://www.pch24.pl/dlaczego-nowoczesna-cywilizacja-potrzebuje rycerstwa-,10474,i.html#ixzz4FkTve4FQ