Scena pierwsza. Kilka lat temu, po półrocznym oczekiwaniu dostałem
się w końcu do kardiologa w szpitalu MSWiA przy ul. Wołoskiej. Jak
zwykle opóźnienie, ludzie czekają cierpliwie, przyzwyczajeni. Nagle
pojawia się dwóch uzbrojonych po zęby policjantów. Prowadzą więźnia w
kajdankach. Nie czekają w kolejce, nie musieli wystawać od świtu, by
załapać się na numerek w rejestracji. Po prostu weszli z nim do lekarza.
Dowiedziałem się później, że "więzienie" zadzwoniło dzień wcześniej i
umówiło wizytę. Za darmo i "na cito". My czekaliśmy godzinę dłużej, ale
co tam! Czekałem pół roku, to godzina mnie nie zbawi. Akurat wiedziałem
kim był ten więzień i za jakie morderstwo odsiadywał dożywocie.
Scena druga. Jestem w szpitalu u syna. Lekarze mają obchód, więc
chodzę po korytarzu. Staram się nie patrzeć na dzieciaki wyczerpane,
białe jak papier, łyse zmęczone główki, nie słuchać płaczących
niemowlaków, podłączonych, jak wszystkie dzieci na tym oddziale do
rożnych urządzeń, kroplówek, monitorów. Zobaczyłem też pielęgniarkę,
chodzącą z rachunkami za "chemię". To nie były małe sumy. Jeden z
rodziców powiedział, że nie wie kiedy czy przyjedzie na następną, bo już
nie ma czego sprzedać. Pielęgniarka zaczęła pocieszać go. Wycofałem
się. Nie chciałem dalej słuchać. Zapytałem młodej kobiety, czekającej z
małą dziewczynką pod gabinetem lekarskim, czy ta "chemia" jest płatna.
"Podstawowa nie." - powiedziała - "Jeśli jednak nie zadziała, a to się
dzieje często, trzeba płacić. Dużo. Ja w sumie wydałam już ok. 14
tysięcy, a muszę skombinować jeszcze ze czterdzieści. Jak dziecko
zachoruje, radzę zbierać pieniądze od razu. Inaczej nie uratuje pan
dzieciaka". Nie pytałem dalej. Miałem dość.
Nikt na tym oddziale nie popełnił żadnego przestępstwa. Nikogo nie
zabił, nie zgwałcił, nie okaleczył. To niewinne dzieci, które zostały
skazane wraz z rodzicami na śmierć. Co będzie jeśli nie da się zdobyć
pieniędzy na kolejną chemię? I na kolejną? I na kolejną? Wyrok zostanie
wykonany na całej rodzinie, ponieważ śmierć dziecka spowoduje
nieodwracalną tragedię dla wszystkich. Szczególnie, gdy nastąpi ona w
wyniku braku pieniędzy. Te dzieci zostały skazane na śmierć, ponieważ są
biedne. Wydajemy miliony na "wikt, opierunek i opiekę zdrowotną", na
to, by zabójca trzech chłopców czuł się dobrze, a tymczasem bez
zmrużenia oka, bez wahania skazujemy na śmierć niewinne dzieci,
tłumacząc to ekonomią, pustosłowiem, frazesami, skrótami typu PKB.
Zmuszamy niewinnych, ciężko pracujących ludzi do żebrania, po to, by
mogli odroczyć wyrok lub uzyskać prawo łaski. Państwa to nie obchodzi.
Zamiast zainteresowania pozwała łaskawie na tworzenie rożnych fundacji,
akcji społecznych, zbiórek, które mają zagłuszyć sumienia tych, od
których zależy czyjeś życie. Sam zawsze wyślę SMS, dam kilka groszy, ale
to nie rozwiązuje nic. Pomaga jedynie w utrzymywaniu rządzących w
dobrym zdrowiu i samopoczuciu. Nie chodzi mi o "starych", ale o dzieci.
Jeśli już tak mówimy o ekonomii, to przecież inwestycja w zdrowie
najmłodszych jest chyba najbardziej opłacalną inwestycją na przyszłość.
Tymczasem? Morderca ma z głowy problemy bytowe i zdrowotne, a dzieci
skazywane są na śmierć, ponieważ ich rodzice popełnili najgorsze
przestępstwo świata: nie stać ich na ratowanie córek i synów. Tu państwo
jest bezwzględne.
Widzicie ile w tym fałszu, obłudy oraz zakłamania. Puste frazesy o
ochronie życia ludzkiego, przy jednoczesnej świadomości, że nic ono nie
znaczy, jeśli nie możesz kupić ułaskawienia. Fałszywa troska o "biednych
przestępców", których trzeba "leczyć", bo "kara śmierci nie jest
rozwiązaniem" i jest sprzeczna z chrześcijańską etyką. A uzależnianie
życia ludzkiego od zasobności portfela jest zgodne z tą etyką? Wątpię.
Nie uspokoją sumień akcje, zbiórki oraz fundacje. Fałsz zawsze
pozostanie fałszem, bez względu na to iloma pustymi frazesami zostanie
przykryty.
Na koniec jeszcze jedna scena. Scena trzecia:
Kiedyś byłem na imprezie. Był tam też sędzia, który sądził jeszcze w
latach siedemdziesiątych. Dyskutowaliśmy wszyscy o wielu sprawach, w tym
o karze śmierci. Prawie każdy z nas był jej przeciwny. "Ja też byłem" -
powiedział sędzia - "Sądziłem pewnego brutalnego mordercę. Zabił z
premedytacją, w szczególnie okrutny sposób kobietę. Byłem wtedy pełen
ideałów, uważałem, że śmierć nie wskrzesi ofiary i skazałem go na 25
lat. Nie chciałem skazać go na karę śmierci. Po kilku latach w więzieniu
zachorował i wyszedł na przepustkę zdrowotną. Na tej przepustce zabił w
taki sam sposób kolejną niewinną kobietę. Dotąd czuję się winny jej
śmierci". Nie dyskutowaliśmy już dalej na ten temat. Upiliśmy się z
sędzią porządnie.
Piotr Wroński - wRealu24.pl
Za: http://wrealu24.pl/services/47-opinie/2706-plk-wywiadu-w-polsce-od-lat-jest-wykonywana-kara-smierci-skazywane-sa-dzieci-i-ich-rodziny