Niedawno
w internecie ukazał się tekst Mirosława Salwowskiego dotyczący
kwestii imigracji muzułmańskiej. Autor, jak sam zaznacza na
początku ma inne zdanie niż środowiska prawicowe, opowiada się za
przyjmowaniem do Europy muzułmanów na "rozsądnych zasadach"
choć nie definiuje tego pojęcia. Używając chrześcijańskich
argumentów Autor stara się udowodnić swą tezę, nie mniej jednak
przytoczone argumenty wydają się niezwykle kontrowersyjne.
Na
początku krytykuje używanie przez środowiska antyimigranckie słowa
"inwazja" w odniesieniu do napływu muzułmanów do Europy.
Twierdzi, iż przynajmniej znaczna część przybyszów powinna mieć
wyraźnie wrogie zamiary bądź intencję podboju naszego kontynetnu
i zdominiowania go przez wiarę Mahometa. Można w tym miejscu
odwołać się do okresu IV – V wieku po Chrystusie, to znaczy
czasów upadku Cesarstwa Zachodniorzymskiego. Nikt raczej nie ma
problemów z nazywaniem ówczesnych wędrówek ludów "inwazją"
choć poszczególni barbarzyńcy, a nawet ich wodzowie/królowie
niekoniecznie musieli mieć wrogie zamiary. Za początek upadku można
uznać bitwę pod Adrianopolem (378) w której Rzymianie przegrali ze
zbuntowanymi Gotami, a ci sie zbuntowali gdyż... nie otrzymali
jedzenia i ziemi, choć nie przyszli z wrogimi zamiarami, lecz cofali
się pod naporem Hunów. Dodatkowo proces barbaryzacji armii, który
trwał już od jakiegoś czasu i inne czynniki spowodowłay, że gdy
Frankowie, Goci, Swebowie i inni przekraczali granicę i osiedlali
się na nie swojej ziemi państwo nie było zdolne do skutecznej
reakcji, pomimio iż zwykli wojownicy czy nawet wodzowie nie mieli
intencji by przekraczać Ren w celu szerzenia pogaństwa bądź
arianizmu. Konsekwencją tego stanu rzeczy był jak wiemy upadek
Rzymu i osłabienie Bizancjum oraz powstanie barbarzyńskich państw,
których władcy w większości wyznawali herezję arianizmu co
często kończyło się prześladowaniem katolików. Tak więc
używanie określenia "inwazja" wobec napływu ludności,
której co prawda bezpośrednią intencją może nie jest podbój
Europy ale która to ludność potencjalnie jest wrogo nastawiona do
chrześcijaństwa i europejskiej kultury i w sprzyjających
okolicznościach może tą wrogość ujawnić wydaje się być
uprawnione.
Kolejnym
powodem, dla którego zdaniem Mirosława Salwowskiego należy
przyjmować muzułmańskich imigrantów jest fakt, iż zdeklarowani i
przeszkoleni terroryści, którzy przybywają do Europy stanowią
najprawdopodobniej mniejszość przybyszy. Odpowiedź w pewnym sensie
została udzielona w poprzednim akapicie, jednak dość szczątkowo i
wymaga szerzego wyjaśnienia. Przede wszystkim muzułmanie są ludźmi
innej, fałszywej religii, co nawet jeśli nie są gorliwymi
wyznwacami wpływa jednak na ich mentalność i zachowanie.Wynika
stąd na przykład złe traktowanie nie-muzułmanek (co przejawia się
w gwałtach czy próbach molestowania, obraźliwych uwagach, biciu
kobiet), brak poszanowania dla porządku prawnego i kultury kraju
przyjmującego (i nie chodzi tu wcale o niemoralne prawa jak np
pozwolenie na zawieranie związków homoseksualnych). Należy wziąć
także pod uwagę, iż choć imigrant niekoniecznie jest terrorystą,
to łatwo może nim się stać, po pierwsze z powodu przyzwolenia
religijnego i kulturowego na tego typu działania, po drugie z powodu
trudnej sytuacji w jakiej się znajduje – wykorzenienie, które
zasadniczo sprzyja demoralizacji. Poza tym należy się liczyć z
próbami szerzenia przez nich fałszywej religii, co może być
skuteczne zwłaszcza w wypadku kobiet, które znudzone mężczyznami
z Europy dostrzegają męskie cechy u młodych muzułmanów, a gdy
wchodzą z nimi w związki to potomstwo wyznaje religię Mahometa.
Właściwie
główym argumentem używanym przez islamofobów, poddanym krytyce
przez Mirosława Salwowskiego jest pogląd, jakoby napływ muzułmanów
powodował powolne przekształcenie się Europy w islamski kalifat.
Choć należy zgodzić się z Autorem, że większość przybyszów
niekoniecznie stanowią gorliwi wyznawcy Mahometa nie oznacza to
braku zagrożenia. Zasadniczo prawie zawsze większość formalnych
wyznawców jakiejś religii jest niezbyt gorliwa i przekonana co do
prawd swej wiary, nie mniej w jakimś stopniu religia determinuje ich
życia i określa ich przynależność choćby tylko kulturową.
Katolicy i protestanci, którzy wzajemnie zabijali się w Irlandii
nie czynili tego z powodów religijnych lecz narodowościowych i
kulturowych. Inną kwestią jest fakt, iż ludzie wykorzenieni mają
większą skłonność do radykalizacji swych postaw, dodatkowo
ideologia/religia często bywa tu nie tyle celem, co przykrywką dla
agresywnych działań i zaspokajania swych pragnień. Przykład można
wziąć tu z początków istnienia islamu, gdzie wojna w imię
religii stała się uzasadnieniem dla napadów rabunkowych, a Arabscy
wojownicy znacząco się wzbogacili. Argument o przyjmowaniu
mahometan do Europy w nadziei nawrócenia ich na chrześcijaństwo
jest sam w sobie z pozoru szlachetny, jednak w praktyce bardzo
wątpliwy. Po pierwsze chrześcijaństwo znajduje się w głębokim
kryzysie, nie tyle nawet jeśli chodzi o małą liczbę
praktykujących wiernych czy stosunek państw do religii, co o
kondycję Kościoła i duchowieństwa. Dodatkowo znaczna część
hierarchów nie wykazuje zainteresowania podejmowaniem misji wśród
muzułmanów.
Warty
głębszego omówienia jest pogląd, jakoby gdyby doszło do
powstania islamskiego kalifatu byłoby to mniejszym złem niż system
demoliberalny i powszechna demoralizacja. Pogląd taki może wydawać
się zrozumiały wobec braku nadzei na szybkie zwycięstwo rewolucji
konserwatywnej czy odnowy moralnej na naszym kontynencie, jednak przy
głębszej analizie okazuje się conajmniej bardzo ryzykowny.
Przykład, iż chrześcijanie w państwach islamskich mogą mieć
własne kościoły dotyczy krajów takich jak Syria, gdzie religia ta
jest wyznawana co prawda przez mniejszość, jednak znaczącą, do
tego jest głęboko zakorzeniona w części społeczeństwa –
istnieje tam od czasów apostolskich. Gdy jednak przyjrzymy się
krajom takim jak Arabia Saudyjska czy Indonezja to sytuacja
chrześcijan jest tam dramatyczna. W innych, jak w Nigerii trwają
regularne wojny pomiędzy wyznawcami Chrystusa a Mahometa. Na tym tle
nawet szykany, jakie spotykają chrześcijan w państwach
demoliberalnych wyglądają na wyjątkkwo łagodne, być może są
mniejsze nawet niż w panstwach umierkowanego islamu pokroju Syrii.
Wszak w Europie chrześcijanie są skazywani najwyżej na kary
grzwyny bądź prace społeczne, niewzykle rzadkie są przypadki
orzeczenia kary więzenia za wierność biblijnym zasadom (pytanie
czy w niektóych krajach Europy można traktować więzienie jako
karę w ścisłym tego słowa znaczeniu, patrząc chociażby na
luksusowe warunki jakimi cieszy się Anders Breivik). Poza tym
tolerancja muzułmanów dla chrześcijan wynika zazwyczaj z
pragmatyzmu – przykładem może tu być Impreium Osmańskie, gdzie
chrześcijanie stanowili znaczny procent ludności państwa. Nie
mniej jednak nie mogli oni pełnić wielu wyższych stanoiwsk w
państwie oraz musieli płacić specjalny podatek. Należy także
wziąć pod uwagę, że ziemie zagarnięte chrześcijanom przez
mahometan przeważnie pozostały pod ich panowaniem (Afryka Północna,
Bliski Wschód, Azja Mniejsza) lub też bardzo dużo wysiłku
kosztowała ich rekonkwista (Hiszpania, Półwysep Bałkański).
Analizując
powyższy problem niektórym na pierwszy rzut oka przyjmowanie
muzułmańskich imigrantów może wydawać się aktem miłosierdzia.
Pomimo to głębsze zastanowienie się nad zjawiskiem prowadzi do
wniosków, że przyjmowanie wyznawców religii islamskiej prowadzi
lub może prowadzić do wielu niepożądanych zjawisk, a korzyści z
ich obecności są bardzo wątpliwe. Islam z pewnymi elementami
rygoryzmu moralnego może niektórym chrześcijanom wydawać sie
mniejszym złem niż demoliberalizm, nie mniej jednak nie jest to
odpowiedź na współeczesne problemy ani też nadzieja na odnowę
moralną. Natomiast chrześcijanie o rygorystycznych poglądach
moralnych powinni raczej starać się o dobro Kościoła niż narażać
się na bycie oskarżonymi o stanie się V kolumną islamizacji.
Filip Palkowski