Amerykańskie tzw. wybory zakończone. H. Clintonowa "polegla" (i słusznie), na podium stanął Donald Trump. Wokół łzy szczęścia i radości. Od facebooka po prawicowopodobne stronki internetowe. Ale czy słusznie? Trzeba pamiętać, iż USA to kraj, gdzie na wyżynach władzy nic nie dzieje się przypadkowo. W grę wchodzą układy, układziki i wielkie pieniądze, nie wspominając już z oczywistych względów, iż Stany Zjednoczone Ameryki Północnej to światowy hegemon, rzeczywisty żandarm światowy i wielki wspomożyciel Systemu Zła, z którym walczą narody pozbawione suwerenności. Dlatego też powiedzenie: "Gdyby Trump stanowił rzeczywiste zagrożenie dla Systemu, już dawno by nie żył", jest w 100 procentach prawdziwe.
System nie jest nie do pokonania, ale na pewno nie przez kukiełki, które sam wystawia w swoim własnym teatrzyku. Jedynym plusem wyborów w USA jest to, że w tzw. Białym Domu zasiadł mężczyzna i to o jasnej karnacji. Oczywiście, powyższe powiedzenie to gorzka ironia, ale nasuwa się ona sama po tym, jak po tzw. wyborach prezydenckich w USA, w Polsce duże grono tak zwanych antysystemowców dało złapać się na haczyk tak zwanego tru(m)pizmu.
Niestety, tak długo Polacy pozostają bez silnego polskiego przywódcy, iż nawet zagraniczna prawicowopodobna pacynka staje się dla nich wyczekiwanym obrońcą normalności. Na tym właśnie polega tragizm naszych czasów. Jedynie w Bogu pozostaje cała nasza nadzieja.
Tomasz Jazłowski
RUCH CHRISTUS REX