W sobotę przez Warszawę, przez niektóre inne miasta w Polsce,
przez Berlin, Londyn i inne miasta Europy przeciągnęły demonstracje
europejsów, manifestujących miłość do „Europy” i domagających się
„pogłębionej integracji”.
Redakcyjny Judenrat „Gazety Wyborczej” podaje swoim mikrocefalom do
wierzenia zbawienną prawdę, że te demonstracje to pełny spontan i odlot
– ale jak w takim razie wytłumaczyć fenomen, że we wszystkich
przypadkach uczestnicy demonstracji tak samo wymalowali sobie twarze,
wznosili te same okrzyki i śpiewali „Odę do radości”, która przecież nie
jest hymnem Eurokołchozu?
Mamy dwie możliwości; albo jednomyślność
wśród mikrocefali zeszła już do poziomu instynktów i kiedy tylko
nadchodzi jakaś rocznica, to reagują oni według odruchów Pawłowa,
chociaż i wtedy warto by wyjaśnić, skąd właściwie tyle odruchów Pawłowa
jednocześnie, albo – że tymi wszystkimi demonstracjami dyskretnie
kieruje zatajona ręka niemiecka – boć przecież Nasza Złota Pani jeszcze w
lipcu ubiegłego roku opowiedziała się za „pogłębieniem integracji”, co
w przełożeniu na język ludzki oznacza przywracanie w Unii pod Brexicie
pruskiej dyscypliny.
Wielka Brytania; trudno – może mieć fanaberie, bo i leży na wyspie, i
ma broń jądrową, i specjalne stosunki z USA – ale reszta hołoty ma się
słuchać! Jeszcze by tego brakowało, żeby jakieś Węgry, jakaś Polska czy
jakaś Słowacja zaczęły tu podskakiwać.
Drugą sprawą wymagającą wyjaśnienia jest owa „Europa”, do której taką
miłość mikrocefale deklarowali. Europa jest kontynentem, który dla
swego istnienia niczyjej miłości nie wymaga. Ale Europa to też
cywilizacja, która może przetrwać, albo nie, w zależności od tego, czy
Europejczycy będą ją podtrzymywać i jej bronić, czy też nie będą. Słowem
– czy będą tę Europę kochać, czy nie.
Warto w takim razie postawić pytanie, w jakim stosunku do tak
rozumianej „Europy” pozostaje Unia Europejska? Otóż nie ma wątpliwości,
że Unia Europejska jest w awangardzie komunistycznej rewolucji, która
przetacza się przez nasz kontynent. Ta komunistyczna rewolucja,
prowadzona według strategii zaproponowanej jeszcze w latach 20-tych XX
wieku przez włoskiego komunistę Antoniego Gramsciego, skierowana jest na
zniszczenie cywilizacji łacińskiej, która „Europę” stworzyła.
Uderza ona bowiem w trzy filary tej cywilizacji: grecki stosunek do
prawdy, zasady prawa rzymskiego i etykę chrześcijańską, jako podstawę
systemu prawnego.
Z uwagi na te filary cywilizacja łacińska ma dwóch wrogów: Żydów,
którym podważa poczucie wyjątkowości i prymatu we Wszechświecie, i
socjalistów, których dłoń ten „przeszłości ślad” zmiata. Te grupy
zresztą częściowo na siebie zachodzą w postaci żydokomuny. To właśnie
ona jest w awangardzie wojny przeciwko łacińskiej cywilizacji.
Tymczasem nie jest żadną tajemnicą, że w forsowanie rewolucji
komunistycznej w Europie, za sprawą wpływowej żydokomuny, wciągnięte są
wszystkie instytucje Unii Europejskiej. Zatem między „Europą” pojmowaną
jako wspólnota łacińskiej cywilizacji a Unią Europejską zieje przepaść.
W tej sytuacji każdy, kto kocha „Europę” w tym rozumieniu, powinien zwalczać Unię Europejską,
przynajmniej w obecnym kształcie. Najwyraźniej demonstrujący
mikrocefale nie zdają sobie z tego wszystkiego sprawy i postępują niczym
karpie radujące się na wieść o nadejściu Wigilii Bożego Narodzenia.
Bo – po trzecie – warto uświadomić też sobie, co właściwie oznacza
„pogłębienie integracji”. Wyjaśnił to przed laty niemiecki kanclerz
Gerhard Schroeder, oświadczając pięciu przywódcom państw
środkowoeuropejskich, którzy przyjechali ad limina do Gniezna, gdzie
niemiecki kanclerz taktownie wyjechał na ich spotkanie – że Unia
Europejska będzie zwalczała „agresywne nacjonalizmy”.
Czy naprawdę wszystkie, czy przypadkiem nie będzie tak, że przy
pomocy instytucji Unii Europejskiej i „europejskich sił zbrojnych”
Niemcy nie będą zwalczały nacjonalizmów narodów słabszych i głupszych w
imię nacjonalizmu własnego?
Wszak Unia Europejska to nic innego, jak kolejna odsłona budowania
pod egidą Niemiec uniwersalnego państwa w Europie, budowania IV Rzeszy,
tyle że środkami pokojowymi, które okazały się tańsze i skuteczniejsze
od środków militarnych, przy pomocy których wybitny niemiecki przywódca
socjalistyczny Adolf Hitler próbował zbudować tysiącletnią III Rzeszę.
Te środki pokojowe wymagają jednak ogromnego zaangażowania rzesz
mikrocefali, więc nic dziwnego, że na sygnał znajomej trąbki tak się
zmobilizowali.
Stanisław Michalkiewicz