Bardzo niebezpieczna dla narodu
polskiego zaczyna się robić sytuacja na polskiej wsi. Daje się wyraźnie
dostrzec programowe zatrzymanie rolnictwa indywidualnego na obszarach
wiejskich.
Nie chodzi tutaj o jakieś sprawy
infrastruktury wiejskiej czy poziomu życia, ale o rolę wsi w strukturze
państwa i narodu. Wywód opieram na przykładzie wiosek polskich z okolic
Beskidów w południowej Polsce.
Przed wojną prawie każda rodzina żyła z
pracy na roli, rzadko kto miał pracę w fabryce czy na państwowym. Wieś
przeszła przez wojnę też z urazami, gdyż była dotknięta wysiedleniami i
represjami natury lokalnej będącymi wynikiem donosicielstwa. Na majątki
wysiedlonych sprowadzali Niemcy bauerów, ale ci i tak potem spier... z
pierzynami i taboretami na wozach.
Ważną bardzo rolę wieś polska spełniła
dla miasta polskiego, gdyż podczas okupacji zabezpieczała żywność dla
obszarów miejskich, że nie wspomnę o schronieniu. Po wojnie wieś
nastawiła się na kontynuację tego, co przed wojną, a tu zonk, bo nowe
władze postawiły na rozwój przemysłu i budownictwo.
Tysiące chłopów znalazło pracę w
budownictwie, a potem w fabrykach, ciągle jednak kontynuowali prace na
roli. I tak po pracy w fabryce (do której chłopisko niejednokrotnie
dojeżdżało rowerem, potem PKS-em), chłop od razu zaprzęgał konia i walił w
pole. Takie było wychowanie, tak to szło rozpędem z odległej
przeszłości, taki był mental i instynkt. Chłop wiedział, że dobrze jest
mieć swoje jedzenie, tak na wszelki wypadek.
Chłop, a potem już chłopo-robotnik
często dopłacał do tego biznesu, ale trwał przy nim. Wieś praktycznie
żywiła się sama i oczywiście żywiła miasto. Pamiętam te szachownice pól,
na których rosły różne uprawy: zboża, kukurydza, koniczyna ,
ziemniaki, buraki…
Potem nadeszło nowe, najpierw poznikały
konie, potem rolnicy, obory i stodoły poprzerabiano na garaże, z piwnic
poznikały zapasy żywności. Pojawili się listonosze z emeryturami, banki z
kartami kredytowymi, markety, galerie.
Chłopo-robotnicy obrośli w tłuszcz, zaczęli uprawiać shopping w Biedronkach, nordic walking, a chłopki
zamiast opalać się przy grabieniu siana, teraz chodzą do solarium i
furami na shopping jadą.
Młode harnasie wyjechały do Norwegii,
Szwecji, Szkocji i innych Arabów i podobno ich tam bardzo cenią. Trudno
się dziwić, też bym się cieszył, jakby na moim ranczu pracowali za
drobne parobki z Polski. Pracowite to, a zachłanne na pieniądz, że nie
masz lepszego parobka w całej (ch)ujni europejskiej. Jak się taki parobek
zaprze, to i dom na kredyt kupi na wyspach, tolerują go, bo schodzi z
drogi, nie ma zdania i jest miły jak Teddy bear, i zna mowę panów swoich, ale nigdy go nie będą szanować, bo jak można szanować niewolnika...
Ale miało być o wsi, otóż polska wieś
obecnie jest pozbawiona żywności, gdyż żywności nie produkuje, więc nie
ma. Gdyby nastąpiły okoliczności kryzysowe, to zabawa by się skończyła.
Miasto i wieś zostałyby bez jedzenia, a co to znaczy - nie trzeba nikomu
mądremu mówić. Uważam taką sytuację za ekstremalnie niebezpieczną dla
całego narodu polskiego i państwa polskiego. Można z nami wszystko
zrobić, gdyż bez dostępu do żywności może wyginąć nawet cała populacja.
Zorion
Za: http://wolna-polska.pl/wiadomosci/wsi-spokojna-wsi-wesola-2017-03