zdjęcie: Karol Oknab |
30 grudnia 2016 roku przedstawiciele Organizacji Monarchistów
Polskich nawiedzili pikietę zorganizowaną w Katowicach przez lokalne
środowiska narodowe i prawicowe.
Wydarzenie odbyło się, jeśli można tak powiedzieć, ponad wszelkimi
podziałami. Unia Polityki Realnej, Narodowcy RP, Zjednoczony Front,
Kukiz‘15, Kongres Nowej Prawicy, Ruch Narodowy, Obóz Narodowo-Radykalny –
te nazwy padły podczas przemówień, a i tak nie jesteśmy pewni, czy
spamiętaliśmy wszystkie.
Pikieta – zwieńczona pochodem, który dotarł do Centrum Kultury Islamu
– miała na celu zamanifestowanie sprzeciwu mieszkańców aglomeracji
katowickiej wobec terroryzmu islamskiego i tzw. uchodźców czy też
imigrantów z krajów muzułmańskich. W praktyce jednak jej wymiar był
jeszcze szerszy i poniekąd bardziej radykalny – a mianowicie frontalnie
antyislamski. Wyraźnie było to słychać w wygłaszanych wystąpieniach –
mówcy ostentacyjnie podkreślali, że w islamie dopuszczalne jest
ukrywanie swej prawdziwej wiary i natury dla określonych celów; że każdy
muzułmanin jest przynajmniej potencjalnym terrorystą; że „pokojowi” i
„cywilizowani” mahometanie nie są godni zaufania etc. Działacze
pozwalali sobie też na niewybredne docinki o „arabskich nazwiskach z
piekła rodem” itp.
Nasuwają się tu przynajmniej dwie refleksje. Pierwsza jest taka, że z
perspektywy każdego, kto ma elementarne pojęcie o religioznawstwie
porównawczym, wszelkie uogólnienia sprowadzające cały islam do wspólnego
mianownika „dzicz i przemoc” są nieuprawnione. Ostatecznie przecież
historia pokazuje, że istniały cywilizacje oparte (od pewnego momentu)
na „religii Proroka”, a zarazem imponujące poziomem sztuki, literatury i
filozofii. Przykładem może być tu Persja czy Indie Wielkich Mogołów, a
poniekąd także i Hiszpania pod panowaniem arabskim (abstrahując od
wszystkiego złego, co moglibyśmy o tym powiedzieć jako chrześcijanie i
Europejczycy). Wypada też podkreślić głębię islamskiego mistycyzmu
sufickiego.
Faktem jest jednak i to, że ten nurt islamu, który współcześnie zdaje
się być najbardziej agresywny i ekspansywny – to nurt salaficki czy też
wahabicki. Ten zaś darzy nienawiścią nie tylko szyizm czy mistycyzm
suficki, ale i właściwie całą sensowną cywilizację islamską, doszukując
się w niej „niebezpiecznych” wpływów pogaństwa (politeizmu) czy greckiej
filozofii.
Naturalnie można zrozumieć to, że w czasie demonstracji ulicznych nie
ma czasu na to, by wchodzić w tego rodzaju dywagacje. Dodatkowym
usprawiedliwieniem może być to, że osią zgromadzenia był fakt, iż
Centrum Kultury Islamu współpracuje blisko z Ligą Muzułmańską, ta zaś –
przynajmniej według informacji podanych przez organizatorów – propaguje w
Polsce nauki Bractwa Muzułmańskiego. Ta organizacja jest z kolei w
oczywisty sposób przesiąknięta wpływami radykalnego wahabizmu.
Druga rzecz, którą warto odnotować, to szczególna sytuacja prawicy
konserwatywnej w kontekście islamu. Oto bowiem środowisko to znajduje
się w pewnym sensie pomiędzy młotem i kowadłem. Z jednej strony może
krytykować islam z pozycji katolickich, chrześcijańskich czy też
konserwatywnych. Wówczas jednak musi brać pod uwagę, że niektóre (a może
nawet całkiem liczne) hasła, nauki i postulaty katolickie mogą wydawać
się zbieżne z zaleceniami islamu – zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę
katolicyzm „przedsoborowy”. W tej sytuacji przesadne atakowanie
„muzułmańskiego stosunku do kobiet”, „muzułmańskiej nietolerancji” czy
„islamskiej przemocy” może trącić hipokryzją, która zostanie wytknięta
przez lewicę.
Z drugiej strony prawica może wprost krytykować islam z pozycji
takich jak sławetna Oriana Fallaci – ale wtedy automatycznie lokuje się
na pozycjach liberalnych i staje w jednym szeregu z tymi, którzy są
przeciwko islamowi, bo ten nie szanuje wolności słowa, krótkich
spódniczek i wolnej miłości.
Co do przebiegu samego zgromadzenia, to był on dość standardowy.
Cokolwiek zabawnym akcentem było skandowane w pewnym momencie hasło Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę,
nie bardzo mające związek z zasadniczym tematem spotkania. Lekko
kuriozalny posmak miało również emitowanie pod muzułmańskim meczetem (w
porze modlitwy) „narodowych” piosenek rockowych, z odgrzewanym, liczącym
sobie ponad ćwierć wieku hitem wrocławskiej Konkwisty 88 na czele.
Ambicją organizatorów było wręczenie szefowi Centrum, którym jest pan
Abdelwahab Bouali, algierski imam, czegoś w rodzaju petycji, której
wymowa zasadzała się na żądaniu, by miejscowi muzułmanie opuścili
miasto, kraj, a najlepiej i cały kontynent. Pan Bouali, jak można się
było domyślić, nie przyjął tego apelu, tak więc ostatecznie wydruk
został doręczony do skrzynki pocztowej.