Handel z Orientem,
uczestnictwo we wschodnich poselstwach Rzeczpospolitej w roli tłumaczów,
czy w końcu wspieranie naszej drogi do niepodległości. Historia Ormian w
Polsce pełna jest dramatycznych zwrotów, wielkich fortun i majątków
oraz niezłomnej wierności nowej Ojczyźnie. Wspólna droga obu narodów
trwa już od ponad 650 lat. Jak zauważa w rozmowie z PCh24.pl prof. dr
hab. Krzysztof Stopka, historyk i armenolog z Uniwersytetu
Jagiellońskiego, postawa Ormian zrodziła przysłowie, że „Ormianin to
podwójnie Polak”.
Kiedy Ormianie przybyli na ziemie polskie?
Dawniejsza historiografia uważała, że
Ormianie pojawili się na terenach Księstwa Halicko-Wołyńskiego jeszcze w
dobie panowania tam ostatnich książąt z dynastii Romanowiczów. Po
latach badań muszę stwierdzić, że wszystkie hipotezy na temat wczesnego
pobytu Ormian we Lwowie to wyłącznie legendy. Wszystko wskazuje na
działalność organizacyjną Kazimierza Wielkiego. Król na trwałe
przyłączył Lwów w 1349 roku i wtedy rozpoczęła się organizacja miasta
według wzorców zachodnich. Miasto otrzymało prawo magdeburskie w roku
1356. W przywileju lokacyjnym król pozwolił innym nacjom, a wśród nich
także Ormianom, sądzić się swoim narodowym prawem (łac. sue nationis iure).
Stąd mamy pewność, że w roku 1356 Ormianie byli już we Lwowie. Przybyli
jednak niewiele wcześniej. Król Kazimierz wyraźnie jawi się jako
organizator nowego osadnictwa w mieście.
W jakim celu król zaprosił Ormian?
Akcja miała charakter ekonomiczny.
Osadnicy zarówno z Zachodu jak i ze Wschodu mieli doprowadzić do
ożywienia koniunktury gospodarczej i wytyczenia intratnych szlaków
handlowych łączących Wschód z Zachodem. Należy pamiętać, że na Krymie
istniały wtedy kolonie genueńskie, które prowadziły ożywiony handel ze
Środkowym i Dalekim Wschodem. Przedłużenie tych szlaków przez Lwów,
Przemyśl, Kraków i dalej na zachód Europy było niezwykle obiecującą
perspektywą. Taki handel przynosił poważne dochody także władcom.
Dlaczego łączymy początki historii Ormian w Polsce z dniem 20 stycznia roku 1367?
Tego roku, w wigilię świętej
Agnieszki (czyli 20 stycznia), król wystawił pierwszy dokument
adresowany tylko do Ormian. Dotyczył on pierwszego ormiańskiego biskupa
Lwowa, Grzegorza.
W dokumencie czytamy, że ze względu
na to, że biskup wykazał się wiernością wobec Kazimierza Wielkiego, król
pozwala mu na założenie we Lwowie rezydencji biskupiej oraz na
pozostanie przy prawie i wierze „w sposób i według zwyczajów Ormian”.
Postawił jednak pewien warunek: gdyby biskup Grzegorz opuścił Lwów, to
przywilej traci ważność. Chodziło o to, by nie wyjechał do Łucka,
znajdującego się pod panowaniem Litwinów. Tamtejszy prawosławny książę
Lubart również wabił biskupa perspektywą różnych przywilejów.
Ustanowienie centrum religijnego korzystnie wpływało na stabilizację
osadnictwa, a tym samym miało związek z organizacją handlu. Jednak
biskup Grzegorz wybrał Kazimierza Wielkiego i we Lwowie ustanowił swoją
rezydencję. Od niego rozpoczęła się historia ormiańskich biskupów
miasta.
W tym czasie we Lwowie nie było
żadnej innej stolicy biskupiej, mimo iż miasto było znacznym ośrodkiem
handlowym. Siedziby biskupów prawosławnych mieściły się w Przemyślu,
Haliczu, Chełmie i Włodzimierzu. Królowi nie powiodło się natomiast
założenie we Lwowie biskupstwa łacińskiego. Dlatego pierwszym
biskupstwem, jakie powstało we Lwowie, było biskupstwo ormiańskie. W
źródłach polskich aż do XVII wieku hierarchów ormiańskich nazywano
biskupami, natomiast w ormiańskich – arcybiskupami, co znaczy, że
Kościół ormiański dostrzegał wagę tego miejsca i jego rangę.
Od Grzegorza aż do arcybiskupa Józefa
Teodorowicza funkcjonowała we Lwowie diecezja ormiańska. W XVII wieku,
za czasów arcybiskupa Mikołaja Torosowicza, doszło do unii Kościoła
ormiańskiego w Polsce z Rzymem. Z tych względów Kościół ormiański stał
się Kościołem ormiańskokatolickim. Po śmierci arcybiskupa Teodorowicza w
1938 roku wybrano administratora diecezji i szykowano się do wyboru
nowego arcybiskupa. Wybuch II wojny światowej pokrzyżował te plany. W
czasach sowieckich Kościół ormiańskokatolicki faktycznie przestał
funkcjonować. Gmach katedry służył jako magazyn. Dopiero po upadku ZSRR
do lwowskiej katedry ormiańskiej wrócił Kościół, tyle że nie-katolicki –
Apostolski Kościół Ormiański.
Czym zajmowali się Ormianie w Polsce przez 650-lat swojej egzystencji?
Ormianie bardzo mocno angażowali się w
handel orientalny. Sprowadzali ze Wschodu trudno dostępne na naszych
rynkach towary. Przyczynili się do orientalizacji kultury polskiej,
szczególnie w okresie sarmackim, kiedy szlachta lubowała się we
wszystkim, co wschodnie. Byli dostawcami tych produktów, gdyż ich gminy
były rozrzucone po całym Imperium Osmańskim i Perskim. Ormianie mieli
swoje przyczółki nawet w Indiach! To był prawdziwy handel dalekosiężny,
który przynosił ogromne korzyści również państwu.
Rozmach tego handlu i zyski z niego
płynące prowadziły do konfliktów z konkurentami we Lwowie: najpierw z
mieszczanami niemieckimi, a potem polskimi. Napięcia były tak duże, że
nawet po unii z Rzymem, a więc po równouprawnieniu w katolikami,
Ormianie nie byli dopuszczani do głównych urzędów miejskich.
Warto pamiętać, że liczbę Ormian w
tym czasie szacuje się na około kilka tysięcy. Na tle innych mniejszości
etnicznych grupy tej teoretycznie nie powinno się brać pod uwagę pod
względem statystycznym. Jednak kumulacja kapitału w tej niewielkiej
społeczności była tak wielka, że jednak należy to robić.
Zdarzało się, że Ormian oskarżano o
szpiegostwo na rzecz Turcji lub Tatarów. Było jednak odwrotnie. Niemal
każda karawana ormiańska, która wracała do Lwowa czy Kamieńca
Podolskiego ze Wschodu przynosiła informacje typu wywiadowczego. Wiemy
to doskonale, gdyż znamy akta nuncjuszów papieskich. Piszą oni w swoich
listach, że nie znają jeszcze najnowszej sytuacji w Turcji, bo nie
wróciła karawana ormiańska.
Dlaczego Ormianie pomagali na tym polu Polakom?
Ormianie czuli sympatię i
przywiązanie do Rzeczpospolitej. W wielu miejscach Polski posiadali
samorząd. Dzięki niemu mogli niektóre sprawy rozsądzać we własnym gronie
i w oparciu o własne prawo, skodyfikowane w Wielkiej Armenii pod koniec
XII wieku przed mnicha Mechitara Gosza. Prawo to zostało na początku
XVI wieku przystosowane do realiów polskich, a następnie przełożone na
różne języki: łacinę, używany przez Ormian język kipczacki/tatarski, a
później także na język polski. W 1519 roku król Zygmunt I na sejmie w
Piotrkowie zatwierdził go pod nazwą „Statuty prawa ormiańskiego” (łac. Statuta iuris Armenici). Sądy ormiańskie wydawały odtąd wyroki na jego podstawie.
Ormianie mieli tutaj swoją małą
ojczyznę, cieszyli się pełną swobodą wyznania i samorządem. To
sprawiało, że nawet ci, którzy stosunkowo niedawno przybyli - a dopływ w
te strony był stały - szybko uznawali się za tutejszych, nazywali
siebie „Lehacy”, co można przetłumaczyć „z Polski” lub nawet „Polacy”.
Kupców z Rzeczpospolitej spotykanych na Wschodzie, na przykład w Turcji,
nazywano Polakami. Decydowała bowiem przynależność państwowa.
Ormianie służyli Rzeczypospolitej również pomocą w poselstwach dyplomatycznych.
Tak. Polska była w stałym kontakcie z
krajami Orientu, zwłaszcza z Tatarami i Turkami. Nie miała jednak
zawodowej służby dyplomatycznej. Organizacją poselstw zajmowali się
magnaci, którzy nie znali języków wschodnich. Dlatego rolę tłumaczy
pełnili Ormianie, zwykle kupcy. Przy okazji korzystali z faktu, że
poselstwa i ich orszaki były zwolnione z opłat celnych. Ormianie lgnęli
więc do posłów i usilnie zabiegali, by zabrali ich ze sobą. Turcy jednak
rzadko dawali się na to nabrać i część karawany musiała płacić. Za
króla Stanisława Augusta Poniatowskiego założono szkołę języków
orientalnych w Stambule i podjęto próbę wykształcenia zawodowych
dyplomatów. Ze względu na rozbiory inicjatywa ta nie miała kontynuacji. Z
Ormianami był jednak jeden problem: słabo znali język turecki. Ich
język tatarski różnił się od osmańskiego, a znana im wersja tureckiego
była bardziej bazarowa niż dworska. Co więcej, nie znali alfabetu w
jakim zawierano traktaty pokojowe - Turcy spisywali je w alfabecie
arabskim. Ormiańskie usługi translatorskie były więc głównie ustne. Na
tym tle dochodziło niekiedy do kontrowersji i sporów. Czasami Ormianin
bał się wezyra i nie tłumaczył wszystkiego, co mówił poseł lub
odwrotnie. Szczególnie dramatyczne były losy poselstwa Krzysztofa
Zbaraskiego po wojnie chocimskiej. Krzysztof Serebkowicz, Ormianin,
który był wtedy tłumaczem, za swoje zasługi dla Rzeczpospolitej został
nobilitowany i otrzymał szlachectwo polskie.
Dzięki znajomości Wschodu Ormianie
pomagali również wykupywać ludzi z niewoli. Poszukiwali pojmanych i
pośredniczyli w ich wykupie. Oczywiście za wszystko musiała płacić także
rodzina. Jako że byli chrześcijanami, ufano im bardziej niż Żydom.
Dotyczyło to zarówno polskich królów, jak i magnatów. Nieco inaczej było
wśród mieszczan, naturalnych konkurentów Ormian. Drobna szlachta
również bywała zazdrosna o relacje Ormian z wielkimi panami.
Ormianie nie zawiedli tego zaufania?
Poza rzadkimi wyjątkami, w większości
przypadków byli to bardzo lojalni poddani. Dowiedli swojego
przywiązania do państwa polskiego w okresie powstania Chmielnickiego i
wojen z Turcją i Tatarami. Z czasem zaczęli ulegać coraz większej
polonizacji, szczególnie gdy ustał dopływ ludności ze Wschodu. Podstawą
tożsamości polskich Ormian stał się w końcu tylko obrządek
ormiańskokatolicki i endogamia, to jest zwyczaj zawierania małżeństw w
obrębie swej grupy etnicznej.
W XVIII wieku Ormianie brali już
aktywny udział w wielkich reformach państwa. Popierali reformy miejskie.
Co ciekawe, sami zasiadali we władzach wielu miast, m.in.
XVIII-wiecznej Warszawy. Po rozbiorach, mimo że długo byli traktowani
jako osobna grupa etniczna, włączali się w polskie konspiracje
narodowo-wyzwoleńcze. Swoje sympatie całkowicie ulokowali po stronie
polskiej i brali udział w powstaniach. Uczestniczyli w pracy
organicznej, a gdy powstała Narodowa Demokracja, to Ormianom było do
tego środowiska politycznego najbliżej. W ich środowisku popularne było
powiedzenie, że Ormianin to podwójnie Polak. Dlatego żyjących dzisiaj w
Polsce „starych” Ormian lepiej jest nazywać Polakami ormiańskiego
pochodzenia.
Jak dzisiaj wygląda ich sytuacja?
Obrządek ormiański odradza się z
wielkim trudem. Obecnie istnieją w Polsce trzy takie parafie. Jedna w
Gliwicach. Ona jedyna dysponuje samodzielnym kościołem, gdzie znajduje
się cudowny obraz Matki Boskiej przywieziony z Łyśca. Jej proboszczem
jest ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski. W Warszawie, w kolejnej parafii
ormiańsko-katolickiej od niedawna posługę sprawuje ksiądz profesor Józef
Naumowicz. Chociaż nie jest Ormianinem, to jako patrolog, bizantolog i
orientalista, zna język i odprawia w tym obrządku. Trzecia parafia
teoretycznie działa w Gdańsku. W tamtejszym kościele św. Piotra i Pawła
znajduje się cudowny obraz Matki Boskiej ze Stanisławowa, który trafił
tam po II wojnie światowej. Proboszczem jest tam ksiądz Cezary
Annusewicz. Wprawdzie nie odprawia liturgii w języku ormiańskim, ale
bardzo troszczy się o zgromadzone tam pamiątki ormiańskie.
W czasach komunistycznych Ormianie
polscy bali się wspominać o dawnym życiu. Nie przyznawano się do
posiadania majątków czy posiadłości ziemskich na Kresach. Utrzymywały
się jednak więzi rodzinne i dążenia do odnowienia rytu ormiańskiego. W
PRL pracowali również księża ormiańskokatoliccy ekspatriowani z Kresów.
Odprawiali Msze Święte w różnych miejscach Polski, m.in. w kościele św.
Idziego w Krakowie. Nie było jednak ciągłości organizacyjnych i wiele
rzeczy się urwało. Formalnie lwowska archidiecezja ormiańskokatolicka we
Lwowie nie została zlikwidowana. Jednak od dawna nie jest obsadzana. W
dzisiejszej Polsce funkcje ordynariusza dla Ormian katolików sprawuje
ks. kardynał Kazimierz Nycz. Ormianie ci są jedyną grupą unicką nie
posiadającą własnego biskupa.
W latach 90. po upadku ZSRR, po
trzęsieniu ziemi i po wojnie o Górski Karabach, do Polski zaczęli
przybywać Ormianie z Armenii. W ten sposób na naszych oczach buduje się
nowa grupa ormiańska. Jej liczbę trudno nawet oszacować. Wielu z nich
zajmuje się, podobnie jak ich poprzednicy historyczni, handlem na
bazarach. Nie brakuje jednak Ormian studentów, a nawet profesorów. Na
przykład profesorem i prorektorem Uniwersytetu Jagiellońskiego jest
Armen Edigarian, matematyk przybyły do Polski pod koniec XX wieku.
Jak układają się relacje między Polakami ormiańskiego pochodzenia a Ormianami przybyłymi przed kilkunastoma laty?
Relacje te są bardzo różne. Grupy te
mają różne dziejowe doświadczenia. Jedni są w Polsce od wieków. Są więc w
dużym stopniu zasymilowaniu i nie mówią po ormiańsku. Są katolikami
obrządku ormiańskiego, albo rzymskimi katolikami. Drudzy mówią po
ormiańsku (w wersji wschodniej), ale mentalnie nadal tkwią nadal w
Armenii. Z Polską nie łączą ich jeszcze silne więzi emocjonalne, bo te
biorą się bowiem z dłuższego, wspólnego przeżywania historii. Są
Ormianami wyznania narodowego (tj. niekatolickiego), bądź ateistami
(efekt czasów sowieckich). Obie grupy łączy zaangażowanie na rzecz
„sprawy ormiańskiej”, duma pochodzenia z kraju, który pierwszy ogłosił
chrześcijaństwo religią państwową.
Czy tym co łączy Polaków ormiańskiego pochodzenia i nowoprzybyłych Ormian jest historia ludobójstwa dokonanego przez Turków?
Dla żyjących tutaj od wieków Polaków
ormiańskiego pochodzenia rzeź nie była doświadczeniem, które by oni
osobiście przeżyli. O wydarzeniach dowiadywali się z prasy. Oczywiście
niektórzy bardzo ofiarnie angażowali się w pomoc. Arcybiskup Teodorowicz
starał się ściągnąć do Galicji tych, którzy ocaleli z rzezi. Zaś dla
Ormian ludobójstwo w XX wieku stało się najistotniejszym zwornikiem
tożsamości narodowej. Jednak od niedawna dla Polaków ormiańskiego
pochodzenia wydarzenie to jest także bardzo ważne. Obie grupy wspólnie
obchodzą rocznice ludobójstwa.
Tutaj pojawia się problem
relacji z Turcją. Turecka ambasada blokowała nawet powstanie chaczkaru
przy kościele świętego Mikołaja w Krakowie.
Tak, ale ponieważ stanął on na
terenie kościelnym, władze świeckie nie miały tu nic do powiedzenia.
Kardynał Franciszek Macharski zdecydowanie postanowił, że chaczkar ma
powstać. Chaczkary, czyli kamienne krzyże ze wspaniałą ornamentyką, przy
częstym braku kościoła są istotne dla ormiańskiej tożsamości i powstaje
ich w Polsce coraz więcej. W okresie rocznicy tureckiego ludobójstwa
Ormian przy chaczkarach gromadzą się zarówno Ormianie mieszkający tutaj
od stuleci jak i nowoprzybyli do Polski. Odprawiane są modlitwy,
dokonuje się upamiętnienia, a więc powstaje pewien fenomen, którego
wcześniej nie było. Dochodzi do zbliżenia obu tych grup.
Dziękuję za rozmowę.
Michał Wałach