Człowiek
współczesny jest bardzo często zagubiony w kwestiach dotyczących
właściwych relacji między jednostką, rodziną a społeczeństwem. Jest to
zrozumiałe, biorąc pod uwagę że współczesna cywilizacja jest zasadniczo
wytworem rewolucyjnego racjonalizmu, który stara się zrozumieć życie w
oderwaniu od Boga i Jego prawa. Pozornie doceniając wartość natury oraz
jej cudów, świat współczesny odrzuca zarazem doktrynę chrześcijańską,
która umożliwiała ludziom podchodzenie do bogatego i złożonego
charakteru natury w sposób rozumny i konsekwentny. Wskutek tej utraty
właściwego punktu odniesienia oparty rzekomo na prawach natury porządek
rzeczy stał się w istocie wielogłową bestią, podzielonym domem, którego
różne elementy znajdują się ze sobą w stanie totalnej i nieustannej
wojny. Jedynie otwarcie na katolicką prawdę może ponownie połączyć te
aspekty natury, które współczesna naturalistyczna cywilizacja rozerwała
na strzępy.
Uczestnictwo w Chrystusie
Historia
święta oraz Tradycja katolicka podkreślają zasadnicze znaczenie osoby
ludzkiej w Bożym planie. Już opis stworzenia świata jasno pokazuje, że
to właśnie Adamowi powierzone zostało zadanie ukierunkowywania całej
natury na wypełnianie Bożej woli. Jednostka jest w nauczaniu Chrystusa
tak ważna, że jak mówi Zbawiciel „wszystkie włosy na waszych głowach są
policzone”, a Dobry Pasterz pozostawia całe stado, by udać się na
poszukiwanie zaginionej owcy. Ojcowie Kościoła, rozumiejący pełne
znaczenie zbawienia, które przychodzi poprzez Wcielenie Drugiej Osoby
Trójcy Świętej w jednego Boga-Człowieka, Jezusa Chrystusa, w słowach
pełnych zachwytu rozpisują się nad ostatecznym „przebóstwieniem”,
dostępnym dla tych wszystkich, którzy żyją wiernie w zjednoczeniu ze
swym Zbawicielem. Tę samą prawdę wyraża Kanon Mszy. Wielcy scholastycy
średniowiecza nieugięcie walczyli w obronie wartości jednostkowej,
nieśmiertelnej duszy, przeciwko bezosobowej, fatalistycznej wizji
Awerroesa. U Dantego, uznającego rolę każdej osoby ludzkiej w
ostatecznym porządku rzeczy, jednostka wyróżnia się w raju
indywidualnością w stopniu nieporównanie większym, niż za życia.
Oczywiste
jest jednak również, że o ile Bóg rzeczywiście pamięta nieustannie o
każdym swym stworzeniu, człowiek może dostąpić zbawienia jedynie jako
istota społeczna. Jego zbawienie i przebóstwienie dokonuje się poprzez
uczestnictwo w Chrystusie, którego korygujący i przeobrażający naturę
autorytet, nauczanie i łaska są światu absolutnie niezbędne, podczas gdy
ludzka wolność doprowadziła nie tylko do grzechu pierworodnego,
osłabiającego cały rodzaj ludzki, ale też stwarza nieustannie
niebezpieczeństwo popadnięcia w dalsze błędy oraz grzechy. Owo
uczestnictwo w naprawiającym i przeobrażającym naturę Chrystusie możliwe
jest aż do końca czasów – poprzez członkostwo w Jego Ciele Mistycznym;
(…) w Jego Kościele.
To
właśnie poprzez rozważania nad zbawieniem jednostki poprzez
uczestnictwo w łączącym Boska i ludzką naturę Chrystusie oraz w Jego
Ciele Mistycznym, wkraczamy w sferę teorii społecznej. Tradycja
Katolicka bowiem, budując na tym, co wyłaniało się z przesłania Pisma
św., podkreślała zawsze, że natura ma do odegrania szczególną rolę w
planie doprowadzenia jednostki do wiecznego życia z Bogiem. Jak naucza
św. Ignacy Antiocheński, wszystko w naturze zostało „zjednoczone” i
odkupione w Chrystusie. Nic z tego, co Bóg stworzył, nie jest bez
znaczenia dla Jego planu i nic nie traci swego znaczenia wraz z upływem
stuleci. Wszystko, co zostało kiedykolwiek napisane, namalowane,
wyrzeźbione czy skomponowane ku większej chwale Bożej pod wpływem
leczącej i przeobrażającej łaski Chrystusa oraz Jego Kościoła, posiada
wielkie znaczenie dla osobistego zbawienia i przebóstwienia jednostki.
Wszystko, co czynione jest ze względu na ostateczny cel człowieka, ma
również wpływ na jego doczesną egzystencję, ukazując jaśniej jej cel i
podnosząc ją na wyższy poziom.
Na
szczycie listy owych naturalnych pomocy, z jakich korzysta jednostka w
drodze do nieba, a wywierających pozytywny wpływ również na jej doczesną
egzystencję, znajdują się instytucje społeczne. Już Grecy rozumieli
korzyści płynące z istnienia doczesnego społeczeństwa, a Solon (ok.
638-558 prz. Chr.), pierwszy wielki zachodni myśliciel polityczny i – co
ciekawe – poeta dowodził, że jednostki pozostawione swym własnym siłom
niszczą nie tylko swych bliźnich, ale również siebie. Konsekwentnie
potrzebowały one pomocy ze strony kompetentnej, koordynującej władzy
greckiego polis czyli państwa. Człowiek bowiem, jak znakomicie wyraża
myśl Solona Arystoteles, jest zasadniczo zwierzęciem społecznym,
politycznym.
Nadprzyrodzony autorytet
Grecy
i Rzymianie popełnili jednak błąd, przypisując roli monolitycznego
państwa znaczenie przesadne. Chrześcijaństwo dokonało tu trojakiego
dzieła (…): (1) uzmysłowiło ludziom, że państwo potrzebuje korygującej
je i zarazem przeobrażającej pomocy ze strony nadprzyrodzonego
autorytetu Kościoła; (2) że również inne naturalne, pozarządowe
instytucje społeczne, posłuszne nauczaniu Ciała Mistycznego, mogą
odegrać istotną rolę w poskramianiu destrukcyjnych skłonności jednostek,
(3) że celem wszystkich tych instytucji jest zarówno doczesne dobro
konkretnych jednostek, jak i ich przebóstwienie w Chrystusie.
Najbardziej
podstawową z tych ważnych, naturalnych, społeczności, mających pomóc
jednostce w osiągnięciu jej nadprzyrodzonego celu jest bez wątpienia
rodzina. Jedynie poprzez zjednoczenie mężczyzny i kobiety istnieć może
osoba ludzka. To dzięki temu zjednoczeniu otrzymuje ona naturalny
budulec, który musi wykorzystywać przez całe swe życie. To, czego
doświadcza na łonie rodziny, zwłaszcza w najwcześniejszych latach swego
własnego istnienia a także w okresie, w którym poświęca się wychowaniu
potomstwa, odgrywa decydującą rolę w zrozumieniu z przez nią konkretnych
potrzeb bliźnich, dostrzeganiu wad, które muszą zostać skorygowane oraz
uzdolnień i cnót, które należy rozwijać. Innymi słowy, gdy mówimy o
porządku natury, to przede wszystkim do rodziny należy postawienie
stworzenia Bożego na właściwej drodze do życia wiecznego, a krocząc nią
będzie ona również w stanie lepiej zrealizować swe doczesne powołanie.
Z
drugiej strony, by doprowadzić jednostkę do tego celu potrzeba czegoś
więcej, niż tylko rodziny. Jak wszytko co ludzkie, również rodziny
podlegają błędom i grzechowi. To właśnie dostrzeżenie egoizmu i
lekceważenia potrzeb innych ze strony potężnych rodzin greckich skłoniło
ludzi pokroju Solona do uznania konieczności reformy politycznej.
Rzymski czy konfucjański pater familias mógł być tyranem, depczącym
godność pojedynczych członków rodziny w ich doczesnej pielgrzymce do
Boga. Wynika stąd potrzeba nadzoru rodziny ze strony innych władz
społecznych: Kościoła oraz państwa.
Wspólnota wspólnot
Potrzeba
jednak czegoś więcej jeszcze niż Kościół i państwo, by pomóc jednostce w
osiągnięciu jej nadprzyrodzonego celu i równocześnie poprawić warunki
jej doczesnego bytowania. Konieczna jest do tego pomoc ze strony
wszelkich instytucji społecznych regulujących naturalną i nadprzyrodzoną
wspólnotową aktywność człowieka: różnych organizacji religijnych w
obrębie Ciała Mistycznego, różnych organów władzy wspólnotowej, bractw i
organizacji dobroczynnych, związków zawodowych, szkół i uniwersytetów
etc.
Wszystkie
owe „korporacje” – jest to termin oznaczający tradycyjnie wszelkie
rządzące się własnymi prawami społeczności (od łacińskiego terminu
„corpus” – „ciało”) – tworzyły razem katolicką „wspólnotę wspólnot” czy
też „ład korporacyjny”, którego pełny rozkwit miał miejsce w
średniowieczu. Wszystkie one, razem z rodziną, najbardziej podstawową
komórką społeczną, uznając koordynującą rolę rozmaitych organów Kościoła
i państwa, nie tylko udzielały jednostkom praktycznej pomocy, ale też
pomagały im dostrzec ich wady i rozwijać talenty oraz cnoty. Wszystkie
one stanowiły więc przewidzianą przez Boga pomoc, zarówno w porządku
naturalnym jak i nadprzyrodzonym. Innymi słowy – instytucje społeczne, z
których pierwszą jest rodzina, współdziałające z władzami Kościoła i
państwa, są gwarantem doczesnej wolności, praw i godności jednostki,
pomagając jej zarazem osiągnąć życie wieczne z Bogiem. Jak stale
podkreślał propagujący w XIX wieku katolicką naukę społeczną jezuicki
periodyk „La Civilta Cattolica”, pełnię wolności i pełnię życia osiągnąć
można jedynie dzięki współdziałaniu wszelkiego rodzaju instytucji
społecznych. Bez niego silni zawsze wykorzystywać będą słabych, ze
szkodą fizyczną i duchową dla siebie oraz bliźnich.
Społeczeństwo bez Chrystusa nie może osiągnąć tego celu
Cywilizacja
chrześcijańska uprzytomniła naturalnym instytucjom społecznym oraz
jednostkom ich wzniosłą rolę i znaczenie w Bożym planie. Niestety,
zraniona przez grzech natura ludzka, popychająca jednostki i instytucje
do kwestionowania konieczności naprawy i przeobrażania wszystkich rzeczy
w Chrystusie (…) doprowadziła do przypisywania im wartości przesadnej i
autonomicznej. Ostatecznym tego skutkiem były narodziny w XVII i XVIII
wieku współczesnego naturalizmu, uznającego – jak już wspomniałem na
początku niniejszego artykułu – dowartościowanie przez Kościół wszelkich
aspektów natury w życiu człowieka, jednakże w oderwaniu od Chrystusa.
Było
to jednak przedsięwzięcie beznadziejne. Naturaliści nie zgadzali się
nawet co do tego, czego w istocie uczy nas natura. Jeden ich odłam
twierdził, że świat jest dziedziną nieskończonej różnorodności, stąd
nacisk kładł on na wolność jednostki, jej „godność” oraz „prawa
naturalne”, nie biorąc pod uwagę ludzkiej skłonności do zła. Inny z
kolei utrzymywał, że wszechświat jest mechanizmem, rządzącym się
nieubłaganymi „prawami natury”. Dla pierwszej z tych grup prawo, ład,
społeczeństwo i władza były nie tylko podrzędne wobec woli nieskończenie
zróżnicowanych jednostek, ale również ich naturalnym i śmiertelnym
wrogiem. Dla drugiej jednostka ludzka nie była niczym więcej niż
automatem, trybikiem w dobrze naoliwionym kosmicznym silniku. W tej
sytuacji nie mogło być mowy o czymś takim jak osobista wolność, a
indywidualizm jednostek postrzegany był jako usterka w mechanizmie,
która musi zostać skorygowana w imię wyższego ładu poprzez organizację
społeczną najbardziej do tego predysponowaną.
Obie
te formy naturalizmu popełniły już samobójstwo, przynajmniej na
poziomie ideowym – mechanicyści popadając w niekończącą się debatę na
temat tego, co konkretnie wprawia w ruch maszynę wszechświata, atomiści
zaś ze względu na traktowanie każdej sensownej definicji prawdy jako
ataku na osobisty „wybór”. (…)
Zniszczenia
dokonane przez naturalizm mogą zostać naprawione jedynie poprzez
otwarcie się na pełne przesłanie wiary. Niestety, sami katolicy nie
dawali tu dobrego przykładu. Również oni ulegali pokusie naturalizmu,
przynajmniej w swym praktycznym, codziennym życiu. Choć niektórzy z nich
rzeczywiście wydają się postrzegać naturę jako rządzącą się taką czy
inną mechaniczną siłą, której tłoki muszą być oliwione przez władze oraz
instytucje społeczne, większość wierzących amerykańskich katolików
uległo wpływowi drugiego obozu naturalistycznego. Postępują oni tak, jak
gdyby to jednostce, zdanej na swe własne siły, powierzone zostało
zadanie wypełnienia Bożego planu w porządku naturalnym. Jeśli nawet
skłonni są zaakceptować pomoc i kierownictwo ze strony jakiejś
instytucji społecznej, przyznają to prawo wyłącznie rodzinie. Odrazą
napełnia ich sama myśl o możliwości przypisywania tej roli jakiejkolwiek
innej organizacji społecznej – a zwłaszcza państwu.
Nie
jest to jednak postawa katolicka, ale forma współczesnego naturalizmu,
destrukcyjnego tak na poziomie naturalnym jak nadprzyrodzonym. Zbawienia
dostępujemy indywidualnie. Jednostki, które skupiają się przede
wszystkim na osiągnięciu życia wiecznego, posiadają całościowy,
holistyczny pogląd na życie, dzięki czemu są w stanie skuteczniej
budować lepszy świat. Jednak jednostki są istotami społecznymi. Rodzina
jest absolutnie niezbędna, by pomoc im osiągnąć cel nadprzyrodzony i
zarazem wskazywać zasady, jakimi mają kierować się w życiu doczesnym.
Wymaga to również współdziałania różnorakich instytucji społecznych.
Wymaga koordynacji ze strony państwa. Przede wszystkim zaś wymaga
posłuszeństwa Kościołowi, który uznaje rolę i wzajemny związek
wszystkich tych społeczności.
John Rao
Za: Bibula.com
tłum. Sciptor