Przed powstaniem wielkopolskim sprawa przynależności państwowej
Wielkopolski nie była w żaden sposób przesądzona. Czym jednak byłaby
Polska bez Wielkopolski i Poznania? Trudno to sobie wyobrazić – mówi
dyrektor Wielkopolskiego Muzeum Niepodległości Tomasz Łęcki.
98 lat temu, 27 grudnia 1918 r., wybuchło powstanie wielkopolskie,
jedyna tak duża udana insurekcja w naszej historii – doprowadziła do
wyzwolenia spod władzy niemieckiej niemal całej Wielkopolski.
PAP: Czy powstanie wielkopolskie jest niedoceniane w polskiej
pamięci historycznej i uważane za wydarzenie regionalne, a nie zryw
narodowy?
Tomasz Łęcki: Niestety jest niedoceniane. Powstanie wielkopolskie nie
było powstaniem regionalnym. Należy pamiętać, że Niemcy jesienią 1918
r. nie były państwem militarnie pokonanym. Ich armia nie została
rozbita. Ich przegrana na Zachodzie wynikała z rewolucji politycznej.
Dlatego już wiosną 1919 r. były gotowe do prowadzenia wojny w obronie
swoich dotychczasowych wschodnich granic. Przed powstaniem wielkopolskim
sprawa przynależności państwowej Wielkopolski nie była w żaden sposób
przesądzona. Czym jednak byłaby Polska bez Wielkopolski i Poznania?
Trudno to sobie wyobrazić.
Wojsko wielkopolskie było świetnie zorganizowane i potrafiło wziąć
udział nie tylko w walkach z Niemcami, ale również w walkach o Lwów, i
zasiliło ponadto polskie szeregi znakomicie funkcjonującymi i
uzbrojonymi oddziałami w wojnie z bolszewikami. Zdobyte na
podpoznańskiej Ławicy niemieckie samoloty stanowiły zaczątek polskiego
lotnictwa, które odegrało w tej wojnie ogromną rolę. Rola powstania i
powstańców w historii Polski jest więc ogromna.
PAP: Wielkopolanie są uważani za doskonale zorganizowanych i zdyscyplinowanych. Czy te cechy zadecydowały o sukcesie powstania?
Tomasz Łęcki: Należy wiedzieć, że Wielkopolska i cały zabór pruski
różniły się pod wieloma względami od Królestwa Polskiego i Galicji. Nie
występowały tu istotne napięcia społeczne. Dość wcześnie nastąpiło
uwłaszczenie chłopów, co zapobiegało konfliktom między wsią a dworem,
znanych głównie z Galicji. Ziemiaństwo uznało, że ma obowiązki wobec
warstw niższych. Dwór był miejscem edukacji dla chłopów, patronatu i
wsparcia w różnych sytuacjach.
W miastach Wielkopolski, na czele z Poznaniem, konieczne było
prowadzenie ostrej konkurencji z gospodarczym żywiołem niemieckim.
Paradoksalnie wzmacniało to wartość polskiego przemysłu i handlu. W
obszarze kultury i edukacji nacisk germanizacyjny powodował tworzenie
się alternatywnej sfery nauczania i kultywowania polskiej kultury.
Przykładem są tu między innymi koła śpiewacze.
To wszystko tworzyło wzajemnie uzupełniającą się mozaikę inicjatyw,
którą dziś można określić jako społeczeństwo obywatelskie. Warto zwrócić
uwagę, że na początku grudnia 1918 r. w Poznaniu zebrał się Polski Sejm
Dzielnicowy. W ciągu zaledwie kilku dni udało się dokonać wyboru 1400
delegatów, którzy ze wszystkich stron ówczesnych Niemiec zjechali do
stolicy Wielkopolski, aby przygotować się do połączenia z odrodzonym
państwem polskim. Nie była to czcza manifestacja, ale regularne
trzydniowe obrady. To przykład wielkopolskiej organizacji, bez której
powstanie nie zakończyłoby się pomyślnie.
PAP: Wielkie powstania XIX w. nie angażowały w wystarczającym
wymiarze chłopów. Czy możemy powiedzieć, że powstanie wielkopolskie
miało charakter ogólnospołeczny?
Tomasz Łęcki: Prusacy utrudniali kształtowanie się polskich elit. Na
przykład w armii nie były dla Polaków dostępne stopnie oficerskie. Nie
pozwalano na utworzenie uniwersytetu. Mimo to Wielkopolanie radzili
sobie doskonale. W powstaniu wielkopolskim wystąpił problem najwyższej
kadry dowódczej, który udało się rozwiązać poprzez przyjazd gen. Józefa
Dowbor-Muśnickiego. Siłą powstania była jednak kadra podoficerska i
świetnie przygotowany żołnierz. W tym kontekście warto powiedzieć, że
rekruci do armii II Rzeszy pochodzili ze wszystkich warstw społecznych.
Pamiętajmy, że część spośród nich w grudniu 1918 r. była dezerterami,
którzy do rodzinnych domów na święta przyjeżdżali w mundurach, pełnym
ekwipunku i z bronią.
Najkrwawsze walki powstania toczyły poza Poznaniem, który oswobodzony
został dość szybko i w wielu punktach bez jednego wystrzału. Tymczasem
na północy, południu i zachodzie Wielkopolski toczyły się regularne
walki. W tych regionach praktycznie nie było polskiej rodziny, z której
mężczyźni nie poszliby do służby w oddziałach powstańczych. W tym sensie
było to powstanie narodowe.
Warto też powiedzieć, że w Wielkopolsce był bardzo niski
analfabetyzm. Paradoksalnie jest to zasługą nie tylko rodzinnego
kształcenia, ale również dobrze zorganizowanego niemieckiego systemu
oświatowego. Warstwy niższe były więc świadome i zdolne do opierania się
germanizacji i utwierdzania w tradycji narodowej i katolickiej,
zwalczanej przez Niemcy od czasów Bismarcka.
PAP: Czy politycy wielkopolscy zakładali, że powstanie będzie
miało charakter wyzwoleńczy, czy raczej że będzie manifestacją jej
przynależności do Polski? Jaki był faktyczny, zakładany przez nich cel
powstania?
Tomasz Łęcki: Sprawa nie jest prosta. Tak jak w wypadku innych
powstań wśród jego przywódców były „jastrzębie” i „gołębie”. Od początku
1918 r. widać wyraźnie, że szczególnie wśród młodszej generacji
skupionej w harcerstwie i Towarzystwie Gimnastycznym Sokół oraz niedawno
powołanej w zaborze niemieckim Polskiej Organizacji Wojskowej trwają
przygotowania do czynu zbrojnego, chociażby takie jak gromadzenie broni.
Z drugiej strony środowiska zachowawcze związane z Komitetem Narodowym
Polskim, który przygotowywał się do zaprezentowania sprawy polskiej na
powojennej konferencji pokojowej, uważały, że nie warto wszczynać
powstania przedwcześnie, ponieważ mogłoby to ułatwić działania
propagandzie niemieckiej, mogącej przedstawić Polaków jako żywioł
anarchizujący.
Musimy mieć więc świadomość, że 27 grudnia nie był dniem, w którym
powstanie miało wybuchnąć zgodnie z przygotowywanymi planami. Planowane
było na wiosnę 1919 r. Dziś możemy powiedzieć, że wielkim szczęściem
jest, że wybuchło jednak w grudniu. Niemcy wówczas byli zaskoczeni,
wiele formacji wojskowych stacjonowało poza Wielkopolską, poza tym trudy
wojny i poczucie bezsensu dalszej walki w szeregach armii, podsycane
nastrojami rewolucji, ułatwiły pierwsze sukcesy powstańcom. Później
sytuacja zaczęła się zmieniać na mniej korzystną dla Polaków.
Iskrą na proch był przyjazd Ignacego Jana Paderewskiego i jego
entuzjastyczne powitanie przez polską ludność Poznania. Wywieszanie flag
polskich i państw zachodnich wywołało gniew Niemców, którzy dopuszczali
się ich profanacji między innymi podczas słynnego przemarszu przez
miasto 6. Pułku Grenadierów. Po godzinie 16 padły pierwsze strzały.
Wydarzenia początkowo miały charakter spontaniczny, ale bardzo szybko
Naczelna Rada Ludowa powołała głównodowodzącego, którym zostaje przybyły
z Warszawy były oficer armii niemieckiej kapitan Stanisław Taczak. Co
ciekawe, początkowo dowódca sił powstańczych nie przywdział munduru, tak
aby nie ułatwić Niemcom nazywania tych wydarzeń powstaniem. W kolejnych
dniach sytuacja zmieniła się. Generał Józef Dowbor-Muśnicki stworzył
regularną armię, w której główną funkcję pełnili byli podoficerowie i
żołnierze armii niemieckiej. Liczyła ponad 70 tysięcy żołnierzy.
PAP: Jak w sytuacji konfliktu zbrojnego między Polską a Niemcami zachowują się państwa sprzymierzone?
Tomasz Łęcki: Sprawa polska była jedną z wielu, którymi przywódcy
krajów zwycięskich musieli zająć się po wojnie. Nie była traktowana jako
kluczowa. Bez wątpienia najważniejszym działaniem Ententy był rozejm w
Trewirze, którego obowiązywanie rozciągnięto na front walk w
Wielkopolsce. W jakimś sensie uratował powstanie, ponieważ gdyby nie
zawieszenie broni, Niemcy przeszliby do ofensywy. Nawet jeśli wydaje nam
się, że zaangażowanie Zachodu nie było wystarczające, to z pewnością
było na tyle skuteczne, że powstrzymało przejęcie inicjatywy przez
Niemców w momencie, gdy Polacy wyzwolili większą część Wielkopolski.
Mimo że powstanie w Wielkopolsce nie było wpisane w dyplomatyczną
układankę konferencji wersalskiej, to jednak dzięki zaangażowaniu Romana
Dmowskiego i Komitetu Narodowego Polskiego oraz urokowi osobistemu i
talentom Ignacego Jana Paderewskiego przyczyniło się do potwierdzenia
odbudowy państwa polskiego w szerszych granicach, niż początkowo
deklarowano.
PAP: Wymienił Pan dwie kluczowe dla powodzenia powstania
postacie ówczesnego życia politycznego. Jednakże o zbyt małe
zaangażowanie w sprawę powstania wielkopolskiego jest często oskarżany
Józef Piłsudski. Czy są podstawy do takich twierdzeń?
Tomasz Łęcki: Faktem jest, że Piłsudski nie był w Wielkopolsce
postacią tak szanowaną jak w Polsce centralnej i kresowej. Takie
twierdzenia tylko częściowo są uzasadnione, a w znacznie większym
stopniu wynikają ze stereotypów. Należy pamiętać, że obóz
socjalistyczny, z którego wywodził się Piłsudski, był konkurencją wobec
dysponującej w Wielkopolsce ogromnymi wpływami endecji.
Jednocześnie nie można stawiać Tymczasowemu Naczelnikowi Państwa
zarzutu braku wsparcia dla powstania, skoro przysłał do Wielkopolski
generała Józefa Dowbor-Muśnickiego wraz z grupą doświadczonych oficerów.
Bez nich przejście od spontanicznych działań do zorganizowanych
operacji, a co za tym idzie zwycięstwo powstania, nie byłyby możliwe.
Dowbor-Muśnicki był wybitnym oficerem. Oddzielną sprawą, niewpływającą
na przebieg powstania, jest jego skonfliktowanie z Piłsudskim.
Najważniejszym elementem koncepcji politycznych Piłsudskiego było
zbudowanie federacyjnego porządku w Europie Środkowej, co powodowało, że
Wielkopolanie mogli obawiać się o znaczenie ich dzielnicy w jego
planach. Ponadto w opinii Piłsudskiego o granicach zachodnich miała
zadecydować konferencja pokojowa, a nie walka zbrojna, tak jak na
wschodzie.
W roku 1926 Wielkopolska nie poparła Piłsudskiego i pozostała wierna
legalnemu prezydentowi i rządowi. Ten dystans wobec jego obozu,
wywodzący się jeszcze z okresu odzyskiwania niepodległości i
interpretacji tego procesu, wówczas jeszcze się pogłębił. Opozycyjność
Poznania i Wielkopolski w okresie rządów sanacji jeszcze utrwaliła te
różnice na cały okres międzywojenny.
PAP: Warto przypomnieć, że weterani powstania wielkopolskiego
znaleźli się na listach proskrypcyjnych przygotowanych przez Niemców.
Tomasz Łęcki: W Wielkopolsce w międzywojniu żyła spora mniejszość
niemiecka. O większości z nich nie przypuszczano, że są gotowi do
denuncjowania swoich sąsiadów. Kiedy Niemcy wkraczali do Wielkopolski,
wielu z nich wywieszała symbole III Rzeszy i dostarczała listy
proskrypcyjne, na których znajdowali się głównie powstańcy wielkopolscy i
działacze endecji.
Scenariusz był prawie wszędzie podobny. Ludzie ci byli aresztowani i
rozstrzeliwani na placach i ulicach miast lub w lasach. Akcja
Tannenberg, mająca na celu przeprowadzenie eksterminacji polskich elit,
rozpoczęła się już pod koniec września 1939 r. Warto zwrócić uwagę, że w
wielkopolskich dołach śmierci spoczywa więcej ofiar zbrodni niż w
Katyniu. W jednym z fortów Poznania – Forcie VII – zorganizowano obóz
koncentracyjny, w którym testowano metody eksterminacji za pomocą gazów.
W tym obozie mordowano również powstańców wielkopolskich. Dlatego to
miejsce nazywano „obozem zemsty”. Niemcy doskonale pamiętali i
„doceniali” zryw powstańczy i postanowili ukarać tych, którzy
doprowadzili do dezintegracji ich państwa na wschodzie.
PAP: Za dwa lata przypada setna rocznica powstania
wielkopolskiego. Jakie działania mające przypomnieć jego historię
planuje prowadzone przez Pana Muzeum?
Tomasz Łęcki: Najważniejszym elementem tego planu jest budowa nowej
siedziby Muzeum Powstania Wielkopolskiego. Obecnie jego ekspozycja
mieści się na zaledwie 350 metrach kwadratowych. Dlatego inicjatywa
budowy większej i nowoczesnej siedziby ma wsparcie władz samorządowych i
Ministerstwa Kultury. Będzie można w niej zaprezentować unikatowe
doświadczenie powstania wielkopolskiego. W 2018 r. będziemy dysponować
dokumentacją budowy i projektem ekspozycji. Budowa będzie mogła
rozpocząć się w 2019 r. Nie możemy zmarnować szansy przybliżenia i
zrozumienia poprzez rocznicę zwycięskiego powstania wielkopolskiego tego
wyjątkowego doświadczenia.
Nie czekając, na rok 2018 przygotowujemy nową ekspozycję w
dotychczasowej siedzibie Muzeum Powstania Wielkopolskiego, tak aby była
ciekawa i nowoczesna. W Forcie VII przygotowujemy modernizację
ekspozycji mającą pokazać nie tylko doświadczenie martyrologiczne, ale
również historię Twierdzy Poznań. Planujemy również wydanie publikacji
na temat fortyfikacji. Plany są więc ambitne i wierzę, że zakończą się
sukcesem.
rozmawiał Michał Szukała
Tekst pochodzi z serwisu Nauka w Polsce.