„Brat wyda brata na śmierć
i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich
przyprawią. Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia”.
W pierwszy dzień świętujemy rozproszenie mroków i ciemności, przezwyciężenie wszelkiego zła, zaprzestanie kłótni, zatargów, konfliktów, by w tę jedną, błogosławioną noc, przywitać przychodzącego na świat Boga – Człowieka, przynoszącego pokój i wybawienie. W drugi dzień na radości z narodzin Boskiej Dzieciny cieniem kładzie się wspomnienie pierwszego męczennika, otwierającego okres prześladowań, okrucieństwa, bratobójczych walk. Jaki sens ma taka decyzja liturgiczna? Czy apokaliptyczna wizja zaczerpnięta z drugiego dnia Świąt Narodzenia Pańskiego znalazła swe wypełnienie w życiu tysięcy pierwszych chrześcijan czy może znajduje je także w dniu dzisiejszym?
Wojna domowa w Syrii. Około rok
temu. Islamiści odcięli dwunastoletniemu chłopcu opuszki palców, a po
dalszych, brutalnych torturach zamordowali na oczach ojca – duchownego
chrześcijańskiego. Wszystko dlatego, że mężczyzna odmówił przejścia na
islam. W konsekwencji, wraz z zamordowanym dzieckiem oraz dwójką innych
chrześcijan, został ukrzyżowany. Również w ubiegłym roku świat
dowiedział się o egzekucji 21 koptyjskich chrześcijan na libijskiej
plaży. Moment egzekucji poprzedziły wydobywające się z ich piersi ufne:
„Ya Rabbi Yasou” – „O mój Panie Jezu”. Słowa ostatniej modlitwy. 2016
rok. Dżihadysta z tzw. Państwa Islamskiego dokonał publicznej egzekucji
własnej matki po tym, jak ostrzegała, by opuścił ugrupowanie, bo grozi
mu rozbicie przez koalicję wspieraną przez USA.
Podobnych przykładów można by
mnożyć, a słowa i tak nie oddadzą tego, co odbywa się na porządku
dziennym w ogarniętych koszmarem wojennej zawieruchy – nie tak odległych
– rejonach globu. To, co niegdyś znaliśmy jedynie z kart Ewangelii bądź
historycznych podręczników, dziś odbywa się publicznie, na oczach
całego świata. Świata, który zdaje się dyskretnie, w zawstydzeniu
odwracać wzrok od niewygodnych faktów, zaburzających mit walecznej walki
o humanitaryzm i prawa człowieka, toczonej niezawodną, zbawienną bronią
– demokracją. Świata, który pod przykrywką konieczności wybawienia
wszystkich ludzi spod jarzma tak rzekomo uciskających ich dyktatur, w
postaci interwencji zbrojnych, rujnujących całkowicie fundamenty i
strukturę wewnętrzną atakowanych państw, realizuje własne interesy, za
które cenę płacą niewinni mieszkańcy. Bezbronne matki, dzieci, starcy,
których jedynym oczekiwaniem od wielkich tego świata jest spokojne,
godne życie. Jak się okazuje, nawet to – przyrodzone każdemu człowiekowi
prawo – im jest odmawiane w imię wyższych celów, których treść zdają
się rozumieć jedynie wielcy aktorzy tego świata. Rosja wspiera
politycznie i militarnie siły rządowe, ułatwiając bojownikom ISIS
przejmowanie kolejnych terenów i mordowanie cywili. Stany Zjednoczone
wspierają rebeliantów, stanowiąc jednocześnie trzon koalicji wymierzonej
swym ostrzem przeciwko tzw. Państwu Islamskiemu, zapominając przy tym,
że to właśnie ich nieuzasadniona niczym interwencja na Irak była jedną z
przyczyn powstania tego ekstremistycznego ugrupowania. Wystarczą
wyniesione na sztandary wzniosłe hasła walki z terroryzmem i pojawia się
z automatu legitymacja dla wszelkich, zbrodniczych działań. Eleganccy
dyplomaci w białych kołnierzykach toczą swoje zastępcze wojenki, a
bezbronni cywile drżą z głodu i ze strachu na każdy podniesiony ton
głosu, mogący zwiastować wyrok śmierci. Cywile, których jedyną winą jest
to, że urodzili się w niewłaściwym czasie i niewłaściwym miejscu. Ale o
winę nikt nie pyta.
Podczas kiedy my w swoich
ciepłych, bezpiecznych domach wypatrywaliśmy pierwszej gwiazdki,
zwiastującej czas wigilijnej wieczerzy, rodziny w Syrii wypatrywały
trwożnie czy nie grozi im kolejny zamach czy bestialstwo z rąk
radykalnych, wrogo nastawionych wobec świąt chrześcijańskich islamistów.
Gdy my łamaliśmy się z bliskimi opłatkiem, życząc im spełnienia marzeń w
nowym roku, syryjskie dzieci niespokojnie śniąc marzyły o tym, by na
twarzach ich rodziców zagościły prawdziwy uśmiech, a wszechobecna
atmosfera strachu i trwogi zmieniła się zły koszmar. Kiedy my, przy
wtórze kolęd sięgaliśmy po kolejną z wigilijnych potraw, rodzice w Syrii
głowili się, jak zapewnić pożywienie na następne dni swoim dzieciom,
kołysanym do snu przez odgłosy strzałów i krzyki mordowanych. Tak
wygląda nasz świat. Świat XXI w. Świat uczący tolerancji i rozwiązywania
problemów, poprzez ich niedostrzeganie. Społeczność muzułmańską drażnią
symbole świąteczne? Zatem należy zakazać ich sprzedaży. Prowokują ją
obchody świąt chrześcijańskich? Usunąć z kalendarza. I po problemie.
Hitler otwarcie i z premedytacją
prowadził eksterminację narodu żydowskiego i innych narodowości – świat
milczał. Stalin strzałem w tył głowy mordował polską inteligencję –
świat milczał. Kambodżańscy komuniści w akcie ludobójstwa wymordowali
25% własnej populacji – świat milczał. Islamscy radykałowie dokonują
publicznych egzekucji chrześcijan, w różnych rejonach świata – świat
milczy. Krzyczą prześladowcy. Wojna trwa. „Lecz kto wytrwa do końca, ten
będzie zbawiony”.
Natalia Pochroń