To właśnie jest potęga ludzkiego ducha i wiary. Justo Gallego
Martínez nie jest architektem, ani inżynierem. Mimo to od 1961 r.
zupełnie sam buduje wielki kościół w swojej rodzinnej wsi Mejorada del
Campo na przedmieściach Madrytu.
Nie korzysta z żadnych dotacji, nie prosi nikogo o pieniądze, nie
korzysta z dźwigu. Nie ma też żadnego projektu inżynierskiego. „Wszystko
jest w mojej głowie. Nie jestem architektem, ani kamieniarzem, nie mam
żadnego przygotowania zawodowego” – przyznaje pan Martinez.
„Ale przeczytałem wiele książek o świątyniach i zamkach i one pomogły
mi rozpocząć pracę” – wyjaśnia. Trochę wzorował się na Bazylice Św.
Piotra w Rzymie, trochę na Białym Domu w Waszyngtonie, trochę na różnych
hiszpańskich kościołach.
Martinez buduje na ziemi, którą odziedziczył po rodzicach. Nie ma
oficjalnego pozwolenia na budowę. Dlatego miejscowa diecezja katolicka
do dziś nie chce uznać budowanego obiektu za kościół. Staruszkowi –
byłemu mnichowi – to w ogóle nie przeszkadza, dalej robi swoje.
Jako 10-letni chłopiec w czasie wojny domowej w Hiszpanii był
świadkiem jak komuniści rozstrzeliwali księży i plądrowali kościoły. Od
tego czasu nie uznaje władzy socjalistów.
Z zakonu trapistów musiał odejść kiedy okazało się, że jest chory na
gruźlicę i dalsze przebywanie w klasztornych murach groziłoby mu szybką
śmiercią. Ślubował wtedy, że jeśli wyzdrowieje sam zbuduje kościół.
Wyzdrowiał i dotrzymuje obietnicy. Swoją świątynię chce poświęcić Matce
Bożej z Pilar.
Powierzchnia budowanej świątyni ma prawie 5 tys. m kw. Wysokość
kopuły – 40 metrów. Pod kościołem zbudował kryptę, a obok przylegający
kompleks mniejszych kaplic, cel klasztornych i bibliotekę.
Do budowy wykorzystuje materiały z recyklingu i odpady budowlane,
które dostarcza mu pobliska cegielnia. Kolumny zrobił m.in. ze starych
beczek po benzynie. Czasem, kiedy już zupełnie nie może sobie poradzić z
jakimś problemem budowlanym, płaci z własnych oszczędności za fachową
ekspertyzę.
W podniesieniu dźwigarów kopuły pomogło mu jego 6-ciu bratanków.
Czasem pojawi się jakiś wolontariusz. Fachowcy, którzy przyjeżdżają
oglądać kościół mówią, że w jego architekturze są pomieszane różne
style. Czasem wytykają nieprofesjonalne rozwiązania. Ale jakie to ma w
tej sytuacji znaczenie?
Na szczęście miejscowe władze miały na tyle rozumu, żeby panu
Martinezowi nie przeszkadzać. Ktoś uznał, że jest to świetna atrakcja
turystyczna i nawet ulicę, przy której powstaje katedra nazwano imieniem
Antoniego Gaudiego – słynnego hiszpańskiego architekta, projektanta
pięknego kościoła Sagrada Familia w Barcelonie.
Codziennie, oprócz niedziel, staruszek rozpoczyna pracę o 6-tej rano i
pracuje przez 10 godzin. 91-letni mężczyzna wie, że może nie skończyć
swojej katedry przed śmiercią. Ale nie przestaje budować nawet na jeden
dzień.
OD REDAKCJI: To jest dopiero prawdziwa żywa Wiara. Gratulujemy i podziwiamy!