Wiek XVII
w dziejach Europy i Rzeczpospolitej zajmuje szczególne miejsce, upłynął
bowiem pod znakiem wojen. W połowie tego stulecia przez Europę
przetoczył się walec wojny 30-letniej, która angażowała środki i siły
panujących wówczas dynastii i była drugą po reformacji wielką próbą sił
pomiędzy katolicyzmem i protestantyzmem o przejęcie wpływów na
kontynencie. Spośród państw europejskich do potęgi doszła Szwecja,
Rosja przeżywała bezkrólewie, czyli „wielką smutę”, a Turcja po krótkim
okresie osłabienia wewnętrznego powróciła do polityki ekspansywnej.
Szwecja dążyła do opanowania basenu Morza Bałtyckiego. Największą przeszkodę na drodze do realizacji tych planów stanowiła Rzeczpospolita. Szwedzi rozpoczęli z nią wojnę w 1600 r., która z przerwami trwała do 1660 r. Chcieli w ten sposób ostatecznie rozwiązać sprawę Inflant, przejąć kontrolę nad portami południowymi na Bałtyku i zdobyć łupy wojenne oraz zmusić polską linię Wazów, by zrzekła się pretensji do tronu szwedzkiego. Druga faza wojny, nazwana później „potopem”, ujawniła nie tyle istotną dysproporcję sił pomiędzy dwoma państwami (40 tys. wojska szwedzkiego przeciwko 10 tys. polskiego), ile nikczemność magnaterii, zdradę szlachty i przejście wojska koronnego na służbę u Szwedów. Zdradzili wówczas ojczyznę: hetman wielki Janusz Radziwiłł, były podkanclerzy koronny Hieronim Radziejowski, lennik pruski Fryderyk Wilhelm. Po stronie Szwedów opowiedział się także Jan Sobieski.
Szwecja dążyła do opanowania basenu Morza Bałtyckiego. Największą przeszkodę na drodze do realizacji tych planów stanowiła Rzeczpospolita. Szwedzi rozpoczęli z nią wojnę w 1600 r., która z przerwami trwała do 1660 r. Chcieli w ten sposób ostatecznie rozwiązać sprawę Inflant, przejąć kontrolę nad portami południowymi na Bałtyku i zdobyć łupy wojenne oraz zmusić polską linię Wazów, by zrzekła się pretensji do tronu szwedzkiego. Druga faza wojny, nazwana później „potopem”, ujawniła nie tyle istotną dysproporcję sił pomiędzy dwoma państwami (40 tys. wojska szwedzkiego przeciwko 10 tys. polskiego), ile nikczemność magnaterii, zdradę szlachty i przejście wojska koronnego na służbę u Szwedów. Zdradzili wówczas ojczyznę: hetman wielki Janusz Radziwiłł, były podkanclerzy koronny Hieronim Radziejowski, lennik pruski Fryderyk Wilhelm. Po stronie Szwedów opowiedział się także Jan Sobieski.
Jan Sobieski był synem kasztelana krakowskiego Jakuba
i prawnukiem hetmana Stanisława Żółkiewskiego. Studiował w krakowskim
Kolegium Nowodworskiego i w Akademii Krakowskiej. Podróżował z bratem
Markiem po Europie, aby zgłębić sztukę wojenną, politykę i literaturę
krajów zachodnich. Poznał też język i obyczaje Turków, udając się do
Turcji incognito z poselstwem polskim w 1654r. Karierę
polityczną rozpoczął niefortunnie uczestnicząc w wojnach kozackich w
latach 1649-1655. W 1651 r. został ciężko ranny pod Beresteczkiem.
Bitwa ta była klasycznym przykładem współdziałania wszystkich rodzajów
broni i połączenia zasad zachodnio- i wschodnioeuropejskiej sztuki
wojennej. W 1656 r. złożył przysięgę na wierność Karolowi X Gustawowi.
Króla szwedzkiego opuścił dopiero wówczas, gdy szczęście wojenne zaczęło
się od Szwedów odwracać. Można więc nazwać go zdrajcą. Walcząc przy
boku armii szwedzkiej – jednej z najlepszych armii ówczesnego świata,
poznał taktykę wojenną Skandynawów, w której znakomicie wykorzystywano
artylerię, dragonię, a przede wszystkim piechotę. Imponowało Sobieskiemu
świetne wyszkolenie, karność i zdyscyplinowanie żołnierzy szwedzkich.
Po przejściu pod komendę Stefana Czarnieckiego, który stanął na czele
wszystkich sił dążących do wyparcia okupanta, starał się maksymalnie
zużyć nabyte umiejętności uczestnicząc w walkach ze Szwedami i wojskami
Jerzego II Rakoczego. Był to dla Rzeczypospolitej okres szczególnie
groźny, ponieważ w Radnot w 1656 r. został podpisany plan rozbioru
Polski między Szwecję, Siedmiogród, Brandenburgię, Bohdana
Chmielnickiego i Bogusława Radziwiłła.
W ciągu czterech
miesięcy upadło drugie co do wielkości państwo w Europie. Dopiero
bezwzględność okupantów, rabunki i kontrybucje, gwałty, obce obyczaje i
nieposzanowanie praw zjednoczyły przeciwko nim wszystkie stany.
Zwycięską wojnę ze Szwedami kończył podpisany w 1660 r. pokój w Oliwie, w
którym Jan Kazimierz zrzekł się roszczeń do tronu szwedzkiego, Polska
zachowała jedynie część Inflant z Dyneburgiem, a Prusy Książęce w
traktatach welawsko-bydgoskich otrzymały całkowitą suwerenność. Tak
więc niepodległość została uratowana dzięki heroicznej woli całego
narodu, ale także za cenę niekorzystnych układów pokojowych z wrogimi
państwami.
Wymienione wojny i powstanie kozackie Bohdana
Chmielnickiego w 1648 r. zrujnowały kraj gospodarczo, przyniosły
olbrzymie zniszczenia, wyludnienie wsi, upadek miast i handlu. Nastąpił
nieuchronny proces decentralizacji władzy, skarbowości i sądownictwa.
Potężne rody magnackie Paców, Radziwiłłów, Lubomirskich działały we
własnym interesie, nie bacząc na dobro państwa. Był to okres tworzenia
się w Europie silnych, scentralizowanych i absolutystycznych monarchii.
Maria Ludwika, żona Jana Kazimierza, pragnęła zerwać z anarchią, dążąc
do wzmocnienia władzy centralnej poprzez wprowadzenie zasady vivente rege.
Przeciwko tej próbie wystąpił Jerzy Lubomirski, piastujący wówczas
najwyższe urzędy w państwie: marszałka wielkiego koronnego i hetmana
polnego koronnego. Doszło do bitwy pod Częstochową i Mątwami, w
których wojska królewskie dowodzone przez Jana Sobieskiego poniosły
klęskę. Była to najkrwawsza bitwa, jaką stoczono na ziemiach polskich w
XVII w. Poległo prawie 3 tys. żołnierzy, głównie z wojsk królewskich.
Rokosz Lubomirskiego przypieczętował przegraną obozu reform i odebrał
nadzieję na naprawę ustroju państwa.
Jan Kazimierz 30 kwietnia
1666 r. buławę po zmarłym hetmanie polnym Stefanie Czarnieckim
przekazał Janowi Sobieskimu ze względów politycznych osobiście nie
wierząc w jego zdolności wojskowe. Sobieski bardzo szybko udowodnił
dworowi, że na tę godność zasłużył, stłumił bowiem bunt hetmana
kozackiego Piotra Doroszenki, wspomaganego przez ordę białogrodzką.
Doroszenko już w 1666 r. uznał się za lennika sułtana i wystąpił z
żądaniem przyznania Ukrainie części Podola, Wołynia i Polesia, bez prawa
pobytu na tych terenach polskiej szlachty oraz szerokiej autonomii.
Siły Doroszenki łącznie z wojskami krymskimi liczyły niemal 35 tys.
żołnierzy, polskie wraz z załogami trzech fortec – zaledwie 15 tys.
ludzi. Senatorowie Rzeczpospolitej stwierdzili, że niech Sobieski sam
sobie radzi, bo „nie masz tu pieniędzy ani sukursu żadnego”. Nowo
mianowany hetman nie załamał rąk, lecz zaciągnął pożyczkę, zastawił
własne srebra na wypłacenie wojsku żołdu, zabrał armaty ze swoich
zamków i wystawiwszy armię pokonał przeciwnika pod Podhajcami w 1667 r.
Król w dowód uznania za zwycięstwo, po śmierci hetmana wielkiego
koronnego Stanisława Potockiego, nadał mu 6 lutego 1668 r. wielką
buławę.
Błyskawiczne zwycięstwo Sobieskiego pod Podhajcami
powstrzymało pierwszy atak ordy, nie zapobiegło jednak podpisaniu
rozejmu w Andruszowie w 1667 r. Zawarty na trzynaście i pół roku traktat
z Moskwą oznaczał wycofanie się Rzeczypospolitej Obojga Narodów z
polityki wschodniej i zapoczątkowanie rosyjskiego parcia na zachód. Na
zawsze utraciliśmy wielkie obszary na wschodzie i musieliśmy uznać
podział Ukrainy, a ponadto naraziliśmy się Porcie, z którą od 1654 r.
obowiązywał sojusz. Tak dotkliwa klęska polityczna była skutkiem
nielojalności Litwinów, prywaty magnatów polsko-ruskich i ignorancji
dworu królewskiego.
Po abdykacji Jana Kazimierza w 1669 r. na
króla wybrano Michała Korybuta, syna Jeremiego Wiśniowieckiego. Piast
nie spełnił oczekiwań szlachty polskiej, ponieważ nie znał się na sztuce
wojennej i nie posiadał umiejętności godzenia rywalizujących ze sobą
rodów magnackich. Król nie docenił wkładu Sobieskiego w uśmierzenie
buntu Doroszenki, był bowiem zafascynowany odznaczeniem papieskim –
mieczem i szyszakiem – i przyznaniem mu zaszczytnego tytułu „wiernego
obrońcy chrześcijaństwa”. Sobieski jako naczelny wódz trwał na
posterunku. Bronił kraju przed groźnymi atakami Tatarów i Kozaków, nie
zważając na obojętność rodaków, graniczącą ze zbrodniczą
lekkomyślnością. Zmazywał nie tylko swe winy z okresu „potopu” i
rehabilitował się za Mątwy, ale nade wszystko nie chciał dać wojsku
gorszącego przykładu dezercji pod jakimkolwiek pozorem, jak to uczynili
wysocy dygnitarze państwowi, tacy jak wojewoda kijowski Andrzej
Potocki, wojewoda ruski Stanisław Jabłonowski, chorąży koronny Mikołaj
Sieniawski i wielu innych.
Tymczasem nowy wezyr turecki Mehmed
Pasza i jego syn Fazyl Ahmed przeprowadzili w państwie reformy,
zaprowadzili ład, porządek i dyscyplinę, stłumili bunty możnych, a od
1646 r. podjęli ekspansję, po raz ostatni zagrażając państwom
europejskim. Odebrali Wenecji Kretę, zajęli część Węgier i zmusili
Austrię do wypłaty odszkodowania wojennego. Od Polski zażądali Ukrainy i
Podola. Na sejmie obradującym w marcu 1672 r. doszło do gorszących
scen pomiędzy stronnictwami. Posłowie zamiast uchwalić podatki na
powiększenie armii, wystosowali do władców Francji i Szwecji listy z
prośbą o pomoc. „Król Słońce” oświadczył, że nie wda się w awanturę „z
żebrakami wyznającymi bezwstydnie swą nędzę”, natomiast Szwedzi wyrazili
chęć objęcia tronu polskiego i zaproponowali oddanie im Prus
Królewskich. Obie odpowiedzi oznaczały, że Polacy muszą walczyć z Turcją
w osamotnieniu. Dwór w dalszym ciągu nie wierzył w wojnę, a hetman
Sobieski dysponował zaledwie 8-9 tys. żołnierzy, którzy mieli stawić
czoło stutysięcznej armii tureckiej. Po siedmiodniowej walce z winy
małodusznego dowództwa padł 26 sierpnia 1672 r. Kamieniec Podolski,
broniony przez tysiąc żołnierzy i kilkuset mieszczan i chłopów. Czambuły
tatarskie doszły aż po Janów, Leżajsk, Przemyśl i Gołąb, całe Podole
stanęło w morzu ognia. Sobieski nie podjął otwartej walki, ale nękał
wroga nieustannie. W ciągu czternastu dni przebył ponad 450 km i
stoczył siedem zwycięskich bitew i potyczek oraz uwolnił z jasyru 44
tys. ludzi.
Późną jesienią 1672 r. kraj znalazł w obliczu wojny
domowej. Zwolennicy króla zawiązali konfederację w Gołębiu, aby
rozprawić się z Sobieskim. Plądrowali jego włości, zamiast szukać
styczności bojowej z nieprzyjacielem. Zwycięstwa hetmana nie uchroniły
Rzeczypospolitej od podpisania 18 października 1672 r. haniebnego pokoju
w Buczaczu, w którym Turcja otrzymała część Ukrainy i Podola z
Kamieńcem, a król polski został zobowiązany do wypłaty rocznego haraczu w
wysokości 22 tys. czerwonych złotych. Sejm odmówił ratyfikacji warunków
pokoju buczackiego; decydując się na wojnę, uchwalił nowe podatki.
Sobieski zmierzył się z potęgą turecką pod Chocimiem w 1673 r. Pokonał
Hussejna, zdobył świetnie umocniony obóz, zmył hańbę buczacką, ale nie
zdołał odebrać Kamieńca. Cudzoziemcy wysoko ocenili wiktorię
chocimską. Uznali, że była ono „zwycięstwem tak wielkim i tak zupełnym,
że równego mu nie odniósł nad Osmanami nikt w całym chrześcijaństwie od
ponad trzystu lat”. Triumf ten przypisali „Bogu, dobremu wodzowi i
nadzwyczajnym walorom żołnierzy”. Sobieski kontynuował pościg za
nieprzyjacielem, ale doszedłszy do Prutu, musiał go przerwać,
ponieważ otrzymał wiadomość o śmierci Michała Korybuta Wiśniowieckiego.
Zabrakło mu pieniędzy na żołd dla żołnierzy. Ponadto po raz drugi
zawiedli go Litwini, którzy odmówili dalszego współdziałania.
Burzliwa elekcja 1674 r. obnażyła prywatę magnatów, ujawniła ich
nikczemność, przekupstwo i zdradę. Nie zdołali oni jednak utrącić
kandydatury Jana Sobieskiego na króla Polski. Jego zwycięstwo świadczyło
nie tyle o rozumie politycznym szlachty, ile o instynkcie
samozachowaczym. Szlachta wybrała Piasta z typowymi dlań wadami i
zaletami. Władysław Konopczyński napisał, że był to „temperament
ognisty, natura uczuciowa, bogata, umysł bystry i otwarty, żarliwy w
wierze, swobodny w myśleniu, [...] charakter rwący się do wielkich
czynów i najlepszej sławy, wykwintny mówca w gabinecie, w senacie
majestatyczny i dostępny, w obozie popularny i chwytający za serce”.
Jan Sobieski był władcą postępowym, człowiekiem wszechstronnie
wykształconym, interesującym się wszystkimi dziedzinami nauki i sztuki:
matematyką, inżynierią, literaturą klasyczną i nowożytną, architekturą i
malarstwem, astronomią i geografią. Korespondował z wielkim filozofem
Godfrydem Leibnizem. Heweliusz, któremu król zapewnił dożywotnią pensję,
odkryty przez siebie gwiazdozbiór nazwał Tarczą Sobieskiego. Król
cenił osiągnięcia kartografów i był członkiem pierwszego w świecie
towarzystwa geograficznego z siedzibą w Wenecji. Zasłużył się jako
mecenas sztuki i architektury, a jego pałac w Wilanowie należy do
najcenniejszych zabytków polskiego baroku.
Nowy władca
rozpoczął rządy od zwołania w 1674 r. rady wojennej, w której
uczestniczyło czterdziestu senatorów. Na zakończenie obrad powiedział
m.in.: „ Gdy królestwo przez nieustanne od lat dwudziestu sześciu wojny i
niesnaski doszło do ostatecznej ruiny, zostałem teraz obrany, abym je
urządził, umocnił i podźwignął”. Aby tego dokonać, musiał Sobieski
najpierw podnieść pozycję swego rodu, wzmocnić władzę królewską, unikać
ryzyka, godzić zwaśnione i zawistne rody magnackie, umiejętnie sterować
polityką państwa. Przede wszystkim zaś bronić południowo-wschodniej
granicy przed najazdami tureckimi. W 1675r. pokonał Turków pod Lwowem i
obronił Trembowlę.
W 1676 r. Turcja podjęła kolejną próbę
oderwania Podola od Rzeczpospolitej. Wojska tureckie pod wodzą paszy
Ibrahima Szejtana stanęły nad Dniestrem i nie chciały podjąć walnej
bitwy z Polakami. Wyprawa Sobieskiego utknęła pod Żórawnem, natrafiając
na połączone siły przeciwnika. Król polski dzięki solidnym szańcom ,
nieustraszonej odwadze i determinacji wytrzymał oblężenie, doprowadził
do zawieszenia broni i podpisania układu rozejmowego, który zakończył
pięcioletnie zmagania z Turcją i zwolnił Polskę z płacenia haraczu.
Układ żórawiński dał Rzeczypospolitej upragniony pokój, a zniszczona
wojnami gospodarka zaczęła powoli ożywać. Główny ciężar odbudowy dźwigał
lud, któremu zwiększono wymiar pańszczyzny i innych powinności.
Nastał czas pokoju. Stronnicy króla głosili potrzebę powiększenia armii, ograniczenia liberum veto,
ukrócenia samowoli magnackiej, a on sam chciał uniezależnić się od
sejmu w sprawach polityki zagranicznej i wprowadzić zasadę głosowania
większością w sprawach istotnych dla kraju. Wykorzystując sytuację
międzynarodową w latach 1672-1676, którą zdominowała wojna Francji i
Szwecji z koalicją, w której skład weszły Austria, Hiszpania,
Brandenburgia, Holandia i Anglia, postanowił Jan Sobieski zmienić
kierunek polskiej polityki zagranicznej: 11 czerwca 1675 r. zawarł tajny
układ w Jaworowie z Francją. w celu odzyskania prastarych ziem
piastowskich: Śląska i Pomorza. Realizacja tych planów natrafiła na
ogromne trudności. Natychmiast Rosja i Austria podpisały w listopadzie
1676 r. porozumienie, w którym oba państwa zobowiązywały się
przeciwdziałać wszelkim próbom wzmocnienia władzy królewskiej w Polsce.
Przeciwko królowi wystąpiła zorganizowana opozycja magnacka Paców,
Trzebickich, Leszczyńskich, Berezów, hojnie opłacana przez obce dwory,
której udało się zniweczyć królewski plan wzmocnienia władzy i
powiększenia armii, a tym samym uniemożliwić odzyskanie Prus. Zdołał
wszakże Sobieski pozbawić elektora pruskiego, Fryderyka Wilhelma,
owoców zwycięstwa nad Szwecją i odsunąć na pół wieku Hohenzollernów od
panowania nad ujściem Odry. Niepowodzeniem zakończyła się jednak próba
odzyskania Śląska. Zawiedli nie tylko rodacy, ale przede wszystkim
Francja, pozostawiając Polskę własnemu losowi. Francuzi zrozumieli, że
nie mogą wystąpić przeciwko prawom i zwyczajom Rzeczypospolitej, których
strzegła szlachta. Chciał król zapobiec wrogim porozumieniom trzech
sąsiadów Polski, ale bez pomocy stanów musiał odstąpić od słusznej
polityki bałtyckiej, tym bardziej że magnaci: Stanisław Koniecpolski,
Dymitr Wiśniowiecki, Michał Pac, Jan Leszczyński, Jan Opaliński i
Feliks Potocki, w 1678 r. uknuli spisek detronizacyjny.
Powrócił więc Jan III do organizowania ligi antytureckiej, co spotkało
się z poparciem całego społeczeństwa, zainteresowanego odzyskaniem
Ukrainy i Podola. Owocem starań dyplomatycznych był podpisany 31 marca
1683 r. z Austrią sojusz skierowany przeciwko agresji tureckiej.
Austria i Rzeczpospolita zobowiązały się wspólnie walczyć o wyzwolenie
Węgier, Podola, Ukrainy, Mołdawii i Wołoszczyzny. Ponadto cesarz zrzekł
się wszelkich praw do tronu polskiego, zagwarantowanych w traktacie
welawsko-bydgoskim z 1657 r., a Rzeczpospolita zrezygnowała z pretensji
wobec Austrii. W myśl sojuszu król polski miał wystawić
czterdziestotysięczną armię. Było to zadanie niezwykle trudne, ponieważ
Rzeczpospolita miała 17 tys. wojska, a opozycyjnie nastawieni magnaci i
szlachta nie chcieli dać do dyspozycji Sobieskiemu zbyt licznej armii,
aby nie zrealizował swoich planów dynastycznych. Król wychodził ze
słusznego założenia, że „lepiej w cudzej ziemi, o cudzym chlebie i w
asyście wszystkich sił imperii [...] wojować, aniżeli samym się bronić o
swoim chlebie, i kiedy nas jeszcze przyjaciele i sąsiedzi odstąpią”.
W maju 1683 r. ruszyła na Wiedeń potężna armia turecka pod dowództwem
Kara Mustafy, o którym mówiono, że „nie zazna spoczynku, dopóki
Bazyliki Świętego Piotra w Rzymie nie zamieni na stajnie sułtańskie”.
Cesarz Leopold I wysłał błagalny list do Sobieskiego, w którym
zaproponował królowi naczelne dowództwo nad połączonymi siłami: „Osoba
wasza królewska na czele naszych wojsk i imię wasze, tak groźne dla
wspólnych nieprzyjaciół, same zapewnią ich klęskę”. „Lew Lechistanu”
nie zawiódł sojuszników. Ruszył na pomoc Wiedniowi z siłą 26 500
żołnierzy i 28 dział, witany niezwykle serdecznie przez Ślązaków.
Kronikarz francuski Daleyrac napisał, że „żaden monarcha nie spotkał się
z tak dobitnymi wyrazami hołdu ze strony ludności państwa obcego, jak
król polski ze strony poddanych cesarza”.
Ogółem armia
chrześcijańska liczyła ok. 73 tys. żołnierzy, w tym 26 500 Polaków. Po
mszy św. w krótkim przemówieniu naczelny wódz zachęcił żołnierzy do boju
tymi słowami: „Walczymy za naszą ojczyznę i za chrześcijaństwo,
walczymy nie za cesarza, lecz za Boga”. Kara Mustafa zlekceważył
przeciwnika, nie użył wszystkich swoich sił, przyjął bitwę w dolinie.
Walka była niezwykle zacięta. Prawym skrzydłem Polaków dowodził hetman
wielki koronny Stanisław Jabłonowski, lewym – hetman polny Adam
Sieniawski. O zwycięstwie rozstrzygnęła szarża husarii, prowadzona
osobiście przez króla. Na polu bitwy padło ok. 15 tys. zabitych i
ciężko rannych Turków oraz około trzy i pół tysiąca sojuszników, w tym
1300 Polaków. W ręce zwycięzców dostały się łupy i trofea wojenne.
Sobieski z wielką pokorą w liście do Marysieńki wyznał: „Bóg i Pan nasz
na wieki błogosławiony dał zwycięstwo i sławę narodowi naszemu, o jakiej
wieki przeszłe nigdy nie słyszały”, a papieżowi Innocentemu XI
przesłał jeden ze sztandarów tureckich wraz ze słowami: „Venimus,
vidimus et Deus vicit” – „Przybyliśmy, zobaczyliśmy, a Bóg zwyciężył”.
Sobieski uratował Europę i Kościół katolicki przed zalewem islamu.
Wictoria wiedeńska przyniosła Sobieskiemu rozgłos w Europie. Z punktu
wojskowego była ona majstersztykiem wojennego geniuszu króla i
najznakomitszą bitwą Rzeczypospolitej szlacheckiej. Pod Wiedniem
Sobieski dowodził całością bitwy, która toczyła się w górskim terenie, w
przestrzeni 10 km. Trzeba podkreślić, że podobnie postąpił Napoleon pod
Austerlitz. Historycy niemieccy, próbujący odebrać królowi polskiemu
palmę zwycięstwa, nie mają racji twierdząc, że kierowanie bitwą na takim
obszarze było niemożliwe.
Wieść o pokonaniu Turków przyjęto
entuzjastycznie w wielu państwach. Najwięcej mówiono o nim w krajach
bałkańskich, żyjących nadzieją na rychłe wyzwolenie z niewoli tureckiej.
Jan III stał się bohaterem utworów literackich w Serbii i w Toskanii.
Poeci włoscy (Ubertino Carrara, Giuseppe Bernari) obdarzyli polskiego
władcę następującymi tytułami: Zbożny Herkules, Jowisz Sarmacji,
Koronowany Mars, Jan Niezwyciężony, Sarmacki Alcyd i Ajaks. W Portugalii
i Hiszpanii powstały sonety i pieśni noszące tytuły Król nad królami i Król boskiego pochodzenia.
Jedynie Anglicy odmówili zwycięstwu wiedeńskiemu znaczenia
politycznego, przyznając Polakom odwagę i męstwo. Przeważnie
przedstawiano króla Jana Sobieskiego nie tylko jako obrońcę Polski, ale
zbawcę chrześcijaństwa. Poeci poświęcali wiele uwagi jego charakterowi,
widząc przede wszystkim takie cechy, jak: pokorę, łaskawość wobec
pokonanych, łagodność i sprawiedliwość. Wespazjan Kochowski w Psalmodii polskiej uznał go za narzędzie, którym Bóg wybawił Europę od niewoli islamskiej.
Mniej pisano o naszym władcy we Francji, Niemczech i Austrii. Cesarz
chłodno potraktował króla i jego syna Jakuba, chcąc dać do zrozumienia,
że ignoruje plany dynastyczne Sobieskich i pragnie jak najszybciej
pozbyć się wojska polskiego, sympatyzującego z powstańcami węgierskimi.
Jan Sobieski zarządził pościg za wycofującymi się wojskami tureckimi,
ale błędnie ocenił sytuację i w pierwszym starciu pod Parkanami
poniósł klęskę. Następnego dnia dołączyły siły sojuszników i doszło do
drugiej bitwy pod Parkanami, która zakończyła się zwycięstwem, w opinii
wielu historyków nie mniejszym, niż pod Wiedniem. Król w liście do
Marysieńki ubolewał, że z powodu samowoli hetmana Jana Sapiehy, który
bez rozkazu wkroczył do Słowacji, wchodzącej w skład ziem węgierskich i
okrucieństwa Litwinów wobec tamtejszej ludności, zostały zerwane
negocjacje z Węgrami. Nie dodał, bo być może nie wiedział, że jego
plany uderzały w żywotne interesy Habsburgów na Węgrzech, którzy nawet w
momencie największego zagrożenia Wiednia prowadzili rozmowy z Emerykiem
Tekkelym, stojącym na czele buntu Węgrów. Droga do tronu węgierskiego
oznaczała wojnę z Habsburgami. W ten sposób zostały zaprzepaszczone
polityczne plany Sobieskiego opanowania całych Węgier i osadzenia tam na
tronie Jakuba.
Euforia, jaka ogarnęła kraj po zwycięstwie
wiedeńskim, tylko na krótki czas przysłoniła słabość wewnętrzną
Rzeczypospolitej. Marzenie o szybkim pokonaniu Turcji nie miało
przełożenia ani politycznego, ani militarnego. Mimo przegranej była ona
ciągle państwem silnym. Król na fali ogólnego uniesienia rozwinął
szeroką działalność dyplomatyczną w celu zorganizowania ligi
antytureckiej. Po długich rokowaniach do Ligi Świętej przystąpiła
Austria, Wenecja i Rosja. Za wciągnięcie Rosji do Ligi Świętej
Rzeczpospolita zapłaciła podpisaniem w 1686 r. pokoju przez Krzysztofa
Grzymułtowskiego w Moskwie, w którym zgodziła się na utratę Ukrainy
Zadnieprzańskiej. Po zapoznaniu się z treścią dokumentu, Sobieski
zapłakał, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę z wielkiej klęski
dyplomatycznej Polski, której wyrazem była kapitulacja przed Rosją i
rezygnacja z polityki wschodniej. Dramatem dla króla było podpisanie
klauzuli o wolności wyznania, która dawała Moskwie podstawy do
ingerencji w wewnętrzne sprawy Rzeczypospolitej, co stanowiło zagrożenie
dla wschodnich rubieży zamieszkanych przez unitów i ludność
prawosławną. Rosja w tym czasie przechodziła kryzys, a jej wojsko nie
przedstawiało większej wartości bojowej, co potwierdziły wyprawy księcia
Golicyna w latach 1687-1689 na Krym, które zakończyły się klęską.
Za swego życia nie odzyskał Jan III Podola i nie podpisał z Turcją
odrębnego pokoju. Dopiero jego następca, August II Mocny, zbierał owoce
wysiłków militarnych i dyplomatycznych swego poprzednika. Sas zawarł z
Turcją w 1699r. pokój w Karłowicach, w którym za zwrot kilku
forteczek mołdawskich Rzeczpospolita odzyskała Podole z Kamieńcem i
Ukrainę. Korzyści z wypraw Sobieskiego wyciągnęła przede wszystkim
Austria i Wenecja. Była to ewidentna porażka króla w polityce
zagranicznej.
Długotrwałe wojny z Turcją ośmieliły opozycję
magnacką. W kraju panowała anarchia, postępował proces decentralizacji
państwa, ponieważ sejm przestał faktycznie funkcjonować, a wszystkie
sprawy wojskowo-skarbowe i administracyjne przejęły sejmiki. Pogłębiała
się przepaść pomiędzy starzejącym się i chorym królem a szlachtą,
ogłupianą i przekupywaną przez magnatów. Haniebną rolę odegrali
Sapiehowie, którzy lekceważyli prawa, współpracowali z dworem wiedeńskim
na szkodę ojczyzny, rwali sejmy, aby przeszkodzić w zwiększeniu liczby
wojska przeciw Porcie. Chodziło im o to jako poplecznikom Wiednia, aby
działania wobec Turcji miały charakter jedynie dywersji,
uniemożliwiających jej rzucenie wszystkich sił na Węgry i zaangażowanie w
wojnę Austrii. Dobro Austrii, a nie Polski, mieli na względzie
Sapiehowie. Słusznie napisano w antysapieżyńskim manifeście, że „Niemcy
nigdy tak jako teraz nie byli mocni [...] i my nigdy tak słabi, nigdy
tak nieostrożni, nigdy tak ojczyzny nie kochający”. Wrogowie Sobieskiego
za odpowiednie sumy byli gotowi zmieniać swych zagranicznych
protektorów – i czynili to. Polska stawała się powoli zlepkiem państewek
magnackich. Wawrzyniec Rudawski, siedemnastowieczny kronikarz i pisarz
polityczny, napisał, że magnaci woleliby „zgubę świata niż
zainaugurowanie regularnych rządów w Polsce”. Wypadki ostatniego okresu
panowania Sobieskiego to potwierdzają: z sześciu sejmów tylko jeden
zakończył pomyślnie obrady. Opinię królowi psuły stosunki rodzinne:
intrygi żony Marysieńki i syna Jakuba. Do końca swego życia Sobieski po
królewsku przebaczał nawet największym swoim przeciwnikom, umiał ich
talent użyć dla dobra ojczyzny, nie dopuścił do wiszącej ciągle na
włosku wojny domowej.
Śmierć zwycięzcy spod Podhajec,
Bracławia, Kalnika, Niemirowa, Komarna, Chocimia, Lwowa, Żórawna,
Wiednia, Trembowli i Parkan była ogromnym wstrząsem dla kraju. Andrzej
Załuski, biskup płocki z wielkim bólem napisał: „Pospołu z tym Atlasem
runęła w oczach moich i sama Rzeczpospolita. Tak on nosił koronę, że
więcej jej przydawał blasku, niźli od niej otrzymał. Rzekłbyś, że
ojczyzna i sława pospołu z nim pomarły”.
Postać Sobieskiego
powróciła do literatury europejskiej pod koniec XVIII w., w okresie,
kiedy Polska została wymazana z mapy politycznej, a symbolem narodu i
jego wspaniałej tradycji stał się pogromca Turków pod Wiedniem.
Sympatycy Polski przedstawiali go jako obrońcę honoru starego kontynentu
i symbol wielkiej rycerskiej tradycji, a Polskę – ziemię Sobieskiego,
określali „tarczą Zachodu” i „ostatnim wschodnim bastionem” Europy. W
XX w. historycy krytycznie ocenili okres panowania Jana III Sobieskiego.
Byli jednak zgodni co do tego, że uosabiał on pokolenia miłujące nade
wszystko wolność.
Sobieski był znakomitym, utalentowanym
wodzem, jednym z wielkich polskich królów. Istotą jego wielkości, obok
talentu wodzowskiego, była walka w obronie krzyża. Pod jego rządami
Polska przeżyła okres wielkiego rozkwitu „na szachownicy historycznych
zmagań”. Do największych sukcesów króla należą reformy w dziedzinie
wojskowości. Zrezygnował z udziału w wojnach pospolitego ruszenia i
zastąpił je wojskiem zaciężnym. Unowocześnił piechotę, artylerię i
wojska saperskie. Umiał dowodzić dużymi oddziałami wojska,
synchronizować działania wszystkich rodzajów broni i wykorzystywać
właściwości terenu. Szańce Sobieskiego były oryginalną formą rozwiązań
fortyfikacyjnych i taktycznych. Piotr I zastosował system umocnień Jana
III spod Żórawna i wygrał bitwę z królem szwedzkim Karolem XII pod
Połtawą.
Angielski historyk J. B. Morton wydał taką opinię o
Sobieskim: „Był on ostatnim z królów-bohaterów i tchnął w Europę, na
krótką chwilę, dawny zapał krzyżowców. Jego długie życie poświęcone było
nieustającej wojnie przeciwko islamowi. Przez swoją wytrwałość i przez
bezkompromisową wierność swej idei, dodał on nowego blasku i sławy
swojej ojczyźnie, przez co sprawił, że nawet młodzi żołnierze i dworacy
wersalscy opuszczali własny kraj i szli za nim wziąć udział w jego
wojnach. Przez chwilę to on, a nie Ludwik XIV, był wielką osobistością
Europy”.
Słynny niemiecki teoretyk sztuki wojennej, gen. Karl
von Clausewitz stwierdził: „Trzeba go uznać za jednego z największych
wodzów wszystkich czasów”.
Znakomity historyk Władysław
Konopczyński napisał: „Godniejszego Piasta nie mogła Rzeczpospolita
wyszukać w 1674 r., i jeżeli on nie wprowadził jej na drogę zbawienia,
to zaiste nie w osobie monarchy, ale w samej zasadzie elekcyjnej tudzież
w zasadach, pojęciach i skłonnościach ogółu tkwiło źródło słabości
Polski”.
Sięgając do tak odległych czasów, szukamy na ogół
inspiracji do naszej działalności, chcemy wzmocnić się moralnie,
pragniemy usłyszeć o sukcesach i wielkości naszego narodu. Tymczasem
analizując wydarzenia w Rzeczypospolitej w XVII w., dochodzimy do
wniosku, że był to okres jeden z najcięższych w naszych dziejach.
Zadecydowały o tym wyniszczające wojny, a także elity polityczne,
które uległy całkowitej demoralizacji. Światłem w tym mrocznym wieku
było panowanie Jana III Sobieskiego. Talentem i osobowością uchronił on
państwo od zupełnej anarchii, dodał mu blasku, odsunął prawie o wiek
rozbiory Polski.
Po raz p erwszy z inspiracji wpływowego
magnata Janusz Radziwiłła zasadę liberum veto zgłosił w 1652 r. poseł z
Upity Władysław Siciński. Stała się ona filarem systemu rządów
oligarchicznych w Rzeczypospolitej. O losach państwa decydowały bogate,
kosmopolityczne, sprzedajne, egoistyczne rody magnackie, tworzące z
własnych fortun państewka w państwie. Kompetencje zrywanych sejmów
przejęły sejmiki. W rezultacie tych zmian skarb państwa pozostawał
pusty, a król nie mógł powiększyć liczby wojska i samodzielne decydować
o polityce zagranicznej. Straciło na znaczeniu powiedzenie „szlachcic
na zagrodzie równy wojewodzie”, bowiem szlachta z wolnych obywateli
odpowiedzialnych za losy ojczyzny stawała się klientami potężnych rodów
magnackich. O przyszłości Rzeczypospolitej zaczęły decydować obce
dwory, rozdając pieniądze senatorom strzegącym złotej wolności. A
jeżeli do tego dodamy, że zwycięstwa Sobieskiego dały więcej korzyści
obcym niż krajowi, zaczyna przytłaczać nas ciężar infantylizmu
politycznego Polaków.
Czy dzisiaj, po trzech wiekach
burzliwych dziejów, wzbogaceni doświadczeniem rozbiorów, ponadwiekowej
niewoli i podwójnej okupacji kierujemy się rozumem politycznym?
Niestety, odpowiedź jest negatywna. Wystarczyło dziesięć lat, aby
Polska, będąca dotąd państwem unitarnym, stała się federacją regionów.
Kompetencje władz państwowych, nawet w zakresie prowadzenia polityki
zagranicznej, powoli przejmują władze regionalne. Tworzy się w Polsce
oligarchia, której fortuny najczęściej wyrosły z grabieży majątku
narodowego. Sprzyja temu procesowi patologicznie prowadzona
prywatyzacja. Powstaje ogromna przepaść pomiędzy potentatami finansowymi
a resztą społeczeństwa, karmionego przez polityków sloganami i mirażami
lepszego jutra. Oligarchowie z czasów Sobieskiego nie szczędzili
szlachcie wódki i pochlebstw – obecnie poza wódką zostaliśmy obdarzeni
wolnością od wszystkiego. Rolę opium pełnią mass media, wytyczające
horyzonty intelektualne Polaków na poziomie brzucha. Już Lenin
przetestował na narodzie rosyjskim utopijną doktrynę socjalistyczną,
która udowodniła niezbicie, że poza wyjątkowymi przypadkami głód
skutecznie niszczy wolność ducha. W czasie ostatnich wyborów odzywały
się głosy bezrobotnych i bezdomnych, że mogą głosować nawet na diabła,
jeżeli da im pożywienie i schronienie. Zwycięstwo przypadło ugrupowaniu,
które po mistrzowsku posługuje się propagandą, obiecując zaspokojenie
potrzeb ludzi biednych, jak dotąd, daremnie oczekujących na prezydencką
mannę.
Sobieski był trzymany w szachu przez ewentualne
porozumienia sąsiadów i zdradę magnatów, ale w ograniczonym zakresie
potrafił kontynuować politykę polską. Obecnie rząd i sejm realizują
politykę Unii Europejskiej.
Pokolenia żyjące w XVIII w.
podjęły próbę odrodzenia narodu przez mądre ustawodawstwo Sejmu
Czteroletniego i Konstytucję 3 Maja. Wprawdzie ostatecznie uległy
silniejszemu przeciwnikowi, ale pragnienie wolności potrafiły przekazać
potomstwu. Nadzieją dla wszystkich Polaków był lud, który należało
tylko uświadomić narodowo. Nowoczesny naród polski kształtowała wiara,
literatura narodowa, powstania i praca od podstaw.
Okazało
się, że powszechny dostęp do oświaty nie wpłynął na ukształtowanie
postawy patriotycznej narodu. Destrukcyjną rolę odegrały ideologie
komunistyczna i liberalna. Naród bez przywódców duchowych staje się
sfrustrowaną, niebezpieczną, podatną na manipulację masą, którą
instrumentalnie wykorzystują gracze polityczni. Dzisiaj potrzebni są
narodowi przywódcy tak wielcy jak Batory i Sobieski, tak kochający
ojczyznę jak Ignacy Jan Paderewski i o takich horyzontach politycznych
jak Roman Dmowski.