„Długa droga jest przed nami, naszym wrogiem świat bez granic” możemy
usłyszeć w jednym z utworów legendarnego zespołu Legion. Słowa te, może
za dewizę obrać ten, kto zdecydował się w zepsutej współczesności
zachować zasady i przyzwoitość. Każdy, kto mieni się narodowym
radykałem, podjął walkę z światem, która trwać będzie całe życie.
Przed każdym z nas potężny przeciwnik. Świat, który stracił punkt
odniesienia i za bóstwo obrał sobie „ludzkość”. Wyzwolenie człowieka i
postawienie go w centrum nie dało mu wolności lecz przyniosło
zniewolenie i zagubienie. Utracenie duchowej podstawy zrodziło niepokój,
na który lekarstwem miały być utopijne ideologie. Ewoluowały one w
pełen relatywizmu demoliberalizm. Podeptane zostały kanony piękna,
etyki. O tym, co jest dobre można obecnie zadecydować, byleby przy
wydawaniu osądu mieć na uwadze „wolność” człowieka. W jej imię
dzisiejszy świat zdołał wmówić matkom, że mogą zabijać swoje dzieci bez
wyrzutów sumienia, czym zawstydzono nazistowską propagandę. Pięknym
stało się to, co się podoba. Demoliberalny człowiek jest gotów
przyklasnąć każdemu plugastwu, jeśli zostanie ono, przez grono
szemranych ekspertów, nazwane sztuką. Obiektywna prawda? „A cóż to jest
prawda?” – zdaje się pytać współczesny świat, za Piłatem nie godząc się
na odpowiedź daną dwa tysiące lat temu przez Chrystusa.
Jaki może być rezultat pojedynku, który toczymy? Jeśli świat nad
człowiekiem zatryumfuje, zniszczy w nim wszystko co najcenniejsze.
Pozbawi go duszy – wydrze z niej światło i zgasi żar. Wrzuci w krąg
strachliwych oportunistów, niepatrzących dalej nad czubek swojego nosa.
Wygrywa się wtedy, gdy z ludzkiego punktu widzenia jest się skończonym –
więzionym, opuszczonym, krwawiącym, nawet martwym. Wszystko w imię
wyznawanych zasad, których nie można się wyprzeć. Z głośnym krzykiem
„non possumus!”. Codziennie toczymy wiele mniejszych i większych
batalii. Tylko od nas zależy, czy staniemy się światu wrogiem czy
sprzymierzeńcem. Godząc się na konfrontację, nie uciekając przed nią,
paradoksalnie nie przyczyniamy się do zniszczenia świata lecz jego
uzdrowienia. Jak dalej śpiewa Legion: „tam gdzie nasza broń uderza,
prawda, piękno znów zwyciężą”.
Czy trudno jest się nie zgadzać z obecnym porządkiem? Za Herbertem
można powiedzieć, że w gruncie rzeczy jest to kwestia smaku, potrzeba
tylko odrobiny koniecznej odwagi. Trzeba ją nieustannie w sobie
wzbudzać. Czerpać możemy ją z modlitwy, wartościowej literatury czy
muzyki. Odwaga, reprezentowana przez nieugiętą postawę okazaną w chwili
próby, promieniuje również na otoczenie. Dlatego tak bardzo świat chce
od nas kapitulacji – nie chce naszego świadectwa. Będzie kusił ułudami i
wmawiał, że pragnie naszego szczęścia. Będzie łechtał pychę, nastawał
na największe nasze słabości, byśmy zaprzestali walki. Biedny ten, kto
się na to nabierze. Zamiast obiecywanej radości i spokoju – znajdzie
pustkę.
W życiowej walce nie jesteśmy skazani na porażkę. Najważniejsze, by
codziennie podnosić rękawicę i z wiarą przystępować do zmagań. Bierność
oznacza porażkę, więc do grobowej deski wciąż będziemy w ogniu. Niech
pocieszeniem i nadzieją będą słowa Zbawiciela: „na świecie doznacie
ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat”.