Jarosław Kaczyński przekonuje, że jego partia postawiła tamę rewolucji
obyczajowej. W rzeczywistości jednak wprowadza ją tylnymi drzwiami.
Realizuje plan ewolucji obyczajowej – twierdzi działacz pro-life Mariusz
Dzierżawski.
Prezes PiS znowu tłumaczył się z odrzucenia obywatelskiej inicjatywy
ustawodawczej „Stop aborcji". Według Kaczyńskiego jej przyjęcie
przyniosłoby przeciwne skutki. Co miałoby to oznaczać? Zapewne
wprowadzenie aborcji na życzenie. W trakcie debaty sejmowej posłowie PO,
mając świadomość, że otwarte popieranie aborcji zredukuje jej poparcie
społeczne, wychwalali obecne prawo, pozwalające na zabijanie poczętych
dzieci w trzech przypadkach. Większość posłów PSL i połowa posłów
Kukiz'15 popierała projekt „Stop aborcji". Trudno sobie wyobrazić, że 29
posłów Nowoczesnej mogłoby doprowadzić do uchwalenia ustawy bardziej
proaborcyjnej niż obecna. Jest to niemożliwe w obecnym składzie Sejmu.
Może zatem Kaczyński miał na myśli wymuszoną przez protesty uliczne zmianę władzy? Tylko że wcześniejsze marsze domagające się zaprzysiężenia nominatów PO do Trybunału Konstytucyjnego były znacznie liczniejsze. Według danych policji majowy marsz KOD w Warszawie zebrał 45 tys. uczestników, a Czarny Marsz w stolicy tylko 17 tys. Sprawa TK była również przedmiotem bardzo silnych nacisków międzynarodowych, zwłaszcza ze strony Unii Europejskiej. Jarosław Kaczyński pozostał jednak nieugięty. Mimo zmasowanych ataków na rząd do zmiany władzy nie doszło. Nie doszłoby do niej również w przypadku uchwalenia zakazu aborcji. PiS mógł wprowadzić zmiany do obywatelskiego projektu, pogorszyłoby to wprawdzie jego jakość prawną, ale odebrałoby najważniejsze argumenty krytykom.
Jarosław Kaczyński zapowiedział również wprowadzenie prawnej ochrony
dzieci z zespołem Downa. Dopytywany przez media, czy stanie się to w
obecnej kadencji, odpowiada, że nie może tego obiecać, ponieważ stosunek
posłów PiS do aborcji jest zróżnicowany. Warto się przyjrzeć owemu
zróżnicowaniu. 23 września 2016 r., w czasie pierwszego czytania
projektu „Stop aborcji" i ustawy liberalizującej prawo aborcyjne,
Jarosław Kaczyński apelował o poparcie obu. W głosowaniu projekt
chroniący życie poparli wszyscy obecni na sali posłowie PiS, projekt
liberalny poparło zaledwie 43 z nich, w tym prawie całe kierownictwo
partii. Zróżnicowanie w Klubie PiS polega więc na tym, że „kompromisowo"
nastawionych jest nie więcej niż 20 proc. posłów (w tym zapewne szef
partii), a pełną ochronę życia popiera ponad 80 proc. członków PiS. Przy
połączonej presji ze strony mediów, ulicy i przewodniczącego partii, ta
grupa stopniała do 32 osób w drugim głosowaniu. Gdyby Jarosław
Kaczyński wezwał do poparcia projektu, nie miałby kłopotów z uzyskaniem
aprobaty całego klubu. Co więcej, projekt taki poparłoby dodatkowo
kilkudziesięciu posłów z innych ugrupowań i niezrzeszonych.
Prezes PiS przestrzega w mediach, że krytycy braku realnych działań rządzącego ugrupowania w sferze moralnej „muszą sobie uświadomić, że PiS jest jedyną gwarancją, że lewacka rewolucja obyczajowa, która w Unii jest normą, nie zwycięży w Polsce". Warto w tym kontekście przyjrzeć się ostatnim dziesięcioleciom historii państw tzw. starej Unii. Rewolucja obyczajowa, przed którą przestrzega Kaczyński, dokonała się tam przy współudziale prawicy. We Włoszech ustawy o rozwodach (1970) i aborcji (1978) zostały przyjęte podczas rządów chadeków. Brytyjscy konserwatyści przeforsowali „małżeństwa" jednopłciowe w Anglii w 2013 r. Moralnie nijakie, a w wielu sprawach postępowe rządy PiS dają gwarancję powtórzenia się tej drogi w Polsce.
Przedstawiając się jako katolik i obrońca tradycyjnych wartości, Jarosław Kaczyński realizuje plan ewolucji obyczajowej, ponieważ okazało się, że zmiany rewolucyjne trudno w Polsce przeprowadzić.
Przypomina mi się w tym miejscu znana anegdota o gotowaniu żaby. Gdyby wrzucić ją od razu do wrzątku, wyskoczyłaby z garnka. Jeśli jednak umieścić ją w zimnej wodzie i zacząć stopniowo podgrzewać, ugotuje się.
Polska żaba wyskoczyła z kotła, do którego Ewa Kopacz dolała wrzątku rewolucji obyczajowej i wskoczyła do garnka, który nadstawił Jarosław Kaczyński. Temperatura wody zaczyna jednak rosnąć.
Autor jest prezesem Fundacji Pro – Prawo do Życia
Może zatem Kaczyński miał na myśli wymuszoną przez protesty uliczne zmianę władzy? Tylko że wcześniejsze marsze domagające się zaprzysiężenia nominatów PO do Trybunału Konstytucyjnego były znacznie liczniejsze. Według danych policji majowy marsz KOD w Warszawie zebrał 45 tys. uczestników, a Czarny Marsz w stolicy tylko 17 tys. Sprawa TK była również przedmiotem bardzo silnych nacisków międzynarodowych, zwłaszcza ze strony Unii Europejskiej. Jarosław Kaczyński pozostał jednak nieugięty. Mimo zmasowanych ataków na rząd do zmiany władzy nie doszło. Nie doszłoby do niej również w przypadku uchwalenia zakazu aborcji. PiS mógł wprowadzić zmiany do obywatelskiego projektu, pogorszyłoby to wprawdzie jego jakość prawną, ale odebrałoby najważniejsze argumenty krytykom.
Prezes PiS przestrzega w mediach, że krytycy braku realnych działań rządzącego ugrupowania w sferze moralnej „muszą sobie uświadomić, że PiS jest jedyną gwarancją, że lewacka rewolucja obyczajowa, która w Unii jest normą, nie zwycięży w Polsce". Warto w tym kontekście przyjrzeć się ostatnim dziesięcioleciom historii państw tzw. starej Unii. Rewolucja obyczajowa, przed którą przestrzega Kaczyński, dokonała się tam przy współudziale prawicy. We Włoszech ustawy o rozwodach (1970) i aborcji (1978) zostały przyjęte podczas rządów chadeków. Brytyjscy konserwatyści przeforsowali „małżeństwa" jednopłciowe w Anglii w 2013 r. Moralnie nijakie, a w wielu sprawach postępowe rządy PiS dają gwarancję powtórzenia się tej drogi w Polsce.
Przedstawiając się jako katolik i obrońca tradycyjnych wartości, Jarosław Kaczyński realizuje plan ewolucji obyczajowej, ponieważ okazało się, że zmiany rewolucyjne trudno w Polsce przeprowadzić.
Przypomina mi się w tym miejscu znana anegdota o gotowaniu żaby. Gdyby wrzucić ją od razu do wrzątku, wyskoczyłaby z garnka. Jeśli jednak umieścić ją w zimnej wodzie i zacząć stopniowo podgrzewać, ugotuje się.
Polska żaba wyskoczyła z kotła, do którego Ewa Kopacz dolała wrzątku rewolucji obyczajowej i wskoczyła do garnka, który nadstawił Jarosław Kaczyński. Temperatura wody zaczyna jednak rosnąć.
Autor jest prezesem Fundacji Pro – Prawo do Życia