Mija 91. rocznica zamachu stanu, zwanego zamachem majowym.
Zamach majowy był przygotowywany już od wielu miesięcy. Najdobitniej świadczy o tym fakt, że o planowaniu zamachu wiedziano w Moskwie już w styczniu 1926 roku. Jeden ze spiskowców mjr. Kieszkowski dotarł do przedstawicieli KPP, a Ci z kolei skontaktowali się ze swoimi mocodawcami w Moskwie. Moskwa która aż do kwietnia się wahała z decyzją. Ostatecznie poparła zamach Piłsudskiego, widząc w nim kogoś w rodzaju Kiereńskiego.
W czasie trwających 3 dni walk zginęło 379 osób (215 żołnierzy i 164 osoby cywilne) a około 1000 osób zostało rannych. Wśród rannych był min. wówczas podchorąży Oficerskiej Szkoły Piechoty Antoni Szacki (znany później jako dowódca BŚ NSZ), który walczył po stronie wojsk rządowych. Po latach tak opisał te tragiczne wydarzenia w swoich wspomnieniach: ".... kazano nam posunąć się o 50 kroków w głąb Nowego Światu. i tam zamknąć ulicę, nikogo nie przepuszczając.
Stanęliśmy kordonem. Przed nami szalał tłum obrzucając nas kamieniami i butelkami oraz wyzywając w najbardziej ordynarny sposób. Zachowaliśmy spokój trzymając broń w pogotowiu. Po krótkim czasie przyszedł rozkaz wycofania się. W czasie wycofywania się napotkaliśmy kompanię marynarzy w rejonie kościoła św. Aleksandra. Na rozkaz kapitana Rzepeckiego rozbroiliśmy ten oddział. (...) Z oddziałem składającym się z kolegów poszedłem przez Park Łazienkowski w kierunku koszar. Dotarłem do parkanu, kazałem wyłamać kilka desek i dostałem się na dziedziniec koszarowy. Postanowiłem najpierw zasięgnąć języka, więc obstawiłem wartownię i wszedłem do środka. Zaskoczeni szwoleżerowie od razu się poddali i oświadczyli, że koszary są puste. (...) Kazałem trzem małym patrolom zbadać prawdziwość słów słów wartowników, po czym wróciłem z patrolem do szkoły i złożyłem meldunek. Po godzinie znowu zostałem wezwany i otrzymałem nowe zadanie rozpoznania kasyna oficerskiego w Alejach Szucha. (...) Po przeszukaniu kasyna otrzymałem rozkaz posunięcia się z patrolem w kierunku gmachu Ministerstwa Spraw Wojskowych i zbadania, co tam się dzieje. Kiedy wchodziliśmy do bramy prawego skrzydła, nadjechał od ulicy samochód pancerny, który miał za zadanie wesprzeć nasz wypad do środka gmachu MSWojsk., szczęśliwie obeszło się bez większych strat.
Po wyłamaniu drzwi i okien wdarliśmy się do wnętrza westybulu. Żołnierze z kompanii wartowniczej uciekli na piętro i zaczęli rzucać granaty. Nadszedł porucznik Piątkowski i oznajmił, że tutaj na nasze miejsce przyjdzie pluton podchorążych z młodszego rocznika, a ja ze swym plutonem mam zdobyć skrzydło gmachu MSWojsk., wychodzące na Plac Zbawiciela. Zebrałem swój pluton i ruszyłem do wykonania nowego zadania posuwając się wzdłuż gmachu przy samej ścianie. Drzwi i okna drugiego skrzydła były zamknięte. Wybiliśmy szyby w dwóch oknach na parterze i dostaliśmy się przez toaletę na klatkę schodową. Wraz z kilkoma kolegami skoczyliśmy na schody wiodące na piętro. W tym momencie zauważyłem oficera z rewolwerem w ręku posuwającego się do okna wychodzącego na podwórze. Podniosłem karabin, wycelowałem i krzyknąłem "Ręce do góry!"; "Złożyć broń!". Oficer ten całkowicie zaskoczony odwrócił się w moją stronę i natychmiast wycofał. Nie chciałem strzelać, bo zdawałem sobie sprawę z kim walczymy. Wtedy skoczyliśmy na piętro. Ustawiliśmy ręczne karabiny maszynowe. Skrzydło gmachu MSWojsk. wychodzące na Plac Zbawiciela zostało przez nas opanowane.Rozpoczęliśmy walkę o rozszerzenie w głąb. Ze środka odezwały się ciężkie karabiny maszynowe i granatniki. Walka trwała wewnątrz gmachu. Po paru godzinach z ulicy zaczęto ostrzeliwać nas z działek piechoty oraz dział artylerii i cekaemów. Broniliśmy się dość długo, chociaż na nasze głowy sypały się cegły i tynki. O godzinie czwartej przybył podchorąży Ciuniowski z rozkazem natychmiastowego wycofania się do szkoły. Na moje zapytanie, jaką drogą najlepiej, odpowiedział, że jedyna droga prowadzi przez dziedziniec na domki oficerskie, czyli przez plac mający około 400 metrów długości, bez osłony, pokryty trawą i równy jak stół. Zebrałem swój oddział, zorientowałem ludzi w położeniu i podałem otrzymany rozkaz. Kazałem im wyskakiwać przez dwa okna na parterze i skokami posuwać się na domki oficerskie. W pierwszym momencie nikt nie chciał wyskoczyć. Wtedy ja i mój zastępca wyskoczyliśmy pierwsi, a za nami reszta. Trafiliśmy w potworny ogień karabinów maszynowych. Całe pole kotłowało się od pocisków. Byłem w odległości 40 metrów, poderwałem się, aby wykonać krótki skok i w tym momencie poczułem uderzenie jak siekierą. Jakaś siła przewróciła mnie na plecy i przez pewien czas leżałem nieruchomo. (...) Podczołgałem się do domków gdzie zaopiekował się mną sanitariusz Zaczęto przynosić na noszach ciężej rannych . Zobaczyłem podchorążego Kuśnierczyka, miał trzy rany w piersiach, już nie żył. Zebrało się nas około 10 rannych. później dopiero dowiedziałem się, że z mego oddziału doszło cało 16 podchorążych.
14 maja o godzinie 8:00 rano wpadł na naszą salę wraz z kilkoma podoficerami rotmistrz z pułku szwoleżerów i zażądał od personelu usunięcia rannych, ponieważ ma zamiar ustawić cekaem w oknach szpitala w kierunku na broniące się lotnisko na Mokotowie. Wtedy my, podchorążowie, oburzeni taką decyzją przypomnieliśmy mu o konwencji genewskiej, w myśl której szpitale nie mogą być wykorzystane do działań bojowych. Usłyszał od nas parę przykrych słów, więc niezadowolony stwierdził na odchodnym, ze mimo wszystko tutaj umieści cekaemy. Odpowiedzieliśmy mu, ze chociaż jesteśmy ranni, na to nie pozwolimy. Odszedł i nie widzieliśmy go więcej. Zamiaru swego nie wykonał. " - Antoni Szacki " Byłem Dowódcą Brygady Świętokrzyskiej - pamiętnik dowódcy" str. 37-39.
Zamach majowy trwał trzy dni. Można przypuszczać, że ta wojna domowa mogła by zakończyć się pomyślnie, jednak na propozycję oficerów by kontynuować walkę, wypowiedzieli się Prezydent Wojciechowski i Premier Witos, obawiający się przeciągnięcia się walk, rozlewu polskiej krwi i wykorzystania sytuacji przez państwa sąsiednie. Prezydent Wojciechowski złożył dymisję na godzinę przed otrzymaniem informacji o gotowości pułków wielkopolskich do natarcia.
Na skandal zasługuje fakt, że wielu żołnierzy wiernych Prezydentowi zostało pochowanych na warszawskich Powąskach w zborowych mogiłach w nieoznaczonych grobach. Po zamachu stanu ma miejsce wiele czystek w kadrze oficerskiej. Tuż po zamachu, szereg żołnierzy, jak też dowódców walczących po stronie rządowej zostało osadzonych w więzieniu lub było przetrzymywanych w aresztach śledczych. Niektórzy z nich zmarli w kilka lat po zamachu w okolicznościach, które określa się jako co najmniej niejasne. W tej grupie znaleźli się: gen.Włodzimierz Zagórski gen. Tadeusz Jordan Rozwadowski , gen. Jan Hempel, gen. Oswald Frank, kontradmirał Jerzy Zwierkowski, gen. Jan Thullie, gen.Bolesław Jaźwiński. Dziś po 91 latach te wydarzenia gdzieś nam powoli umykają z pamięci narodowej.
Siły politycznie które poparły zamach:
Polska Partia Socjalistyczna
Stronnictwo Chłopskie
PSL „Wyzwolenie”
Komunistyczna Partia Polski
niektóre partie mniejszości narodowych
masoneria i Wielka Loża Narodowa Polski
Siły polityczne popierające legalny rząd – ugrupowania wchodzące w skład gabinetu Chjeno-Piasta:
Związek Ludowo-Narodowy
Stronnictwo Chrześcijańsko - Narodowe
Polskie Stronnictwo Chrześcijańskiej Demokracji
PSL „Piast”.
Za: https://www.facebook.com/andrzej.bxjxrski/posts/1261142397336403?pnref=story