No tak, wreszcie znalazł się odpowiedni kraj na mapie świata, z
którym Polska może bez kompleksów prowadzić partnerską politykę
zagraniczną i w którym to prezydent Andrzej Duda może się wykazywać
swoim sukcesem bez obaw o globalne konsekwencje.
Sojusz
gospodarczy Polski z Etiopią nie spowoduje ruchów wojsk USA na
terytorium III RP. To nie Jedwabny Szlak. Tutaj inicjatywa prezydenta nie
wywołuje żadnej gwałtownej reakcji naszych dozgonnych Aliantów i można
spokojnie prowadzić rozmowy strategiczne przy ognisku na sawannie, zajadając szaszłyki z antylopy.
Cokolwiek zostanie podpisane i zrealizowane, ktokolwiek na tym zarobi
lub straci- można być pewnym, iż postawa taka nie wybudzi z letargu
Antoniego Macierewicza i nie będzie on musiał składać obszernych
raportów amasadorowi USA w Warszawie. Przyjaźń polsko- etiopska może
wszak mieć ciekawy przebieg i niekoniecznie musi się odnosić do muzyki
reeagge, palenia trawy i długich dredów wyznawców filozofii Hajle
Selasije nad Wisłą i Sanem.
Natomiast Chiny… no cóż. Wystarczy nam, że było w latach osiemdziesiątych XX wieku Towarzystwo Przyjaciół Chińskich Ręczników, a teraz to nie nasza już bajka, ta cała polityka III RP i wraz z nią odpowiednie konsekwencje. Zostawmy to iluminowanym mędrcom ze Stratforu.
Zawsze uczono mnie, iż o randze państw świadczy zachowanie ich przywódców. Dlatego się tak zastanawiam, czy rzeczywiście potrzebny był sam prezydent RP, aby można było Etiopczykom sprzedawać Ursusy? Nikt z rodzimych urzędników niższej rangi nie mógł tego załatwić?
Nie śmiejmy się z Etiopii. To kraj chrześcijański o długiej tradycji, doświadczony komunizmem plemiennym, który teraz przesiądzie się z wołów na traktory. Nawet jeśli kiedyś dotrą tam chińskie pociągi z laką i jedwabiem, to i tak my byliśmy pierwsi.
Etiopia to nasze okno na świat. Może być otwarte na oścież, wszak jest daleko do Chin. Ale za to jest bliżej na Madagaskar.
Natomiast Chiny… no cóż. Wystarczy nam, że było w latach osiemdziesiątych XX wieku Towarzystwo Przyjaciół Chińskich Ręczników, a teraz to nie nasza już bajka, ta cała polityka III RP i wraz z nią odpowiednie konsekwencje. Zostawmy to iluminowanym mędrcom ze Stratforu.
Zawsze uczono mnie, iż o randze państw świadczy zachowanie ich przywódców. Dlatego się tak zastanawiam, czy rzeczywiście potrzebny był sam prezydent RP, aby można było Etiopczykom sprzedawać Ursusy? Nikt z rodzimych urzędników niższej rangi nie mógł tego załatwić?
Nie śmiejmy się z Etiopii. To kraj chrześcijański o długiej tradycji, doświadczony komunizmem plemiennym, który teraz przesiądzie się z wołów na traktory. Nawet jeśli kiedyś dotrą tam chińskie pociągi z laką i jedwabiem, to i tak my byliśmy pierwsi.
Etiopia to nasze okno na świat. Może być otwarte na oścież, wszak jest daleko do Chin. Ale za to jest bliżej na Madagaskar.
TJK