W ciągu ubiegłego stulecia dzięki kolejnym wdrożeniom nacjonalizmu,
socjalizmu, liberalizmu i ostatnio globalizmu mieliśmy w Europie do
czynienia z niespotykanym wcześniej rozrostem struktur państwowych i
postępującym zanikiem przestrzeni działań podejmowanych poza tymi
strukturami. Wydaje się, iż w historii cywilizacji chrześcijańskiej na
Starym Kontynencie korzeni tego procesu należy upatrywać w absolutyzmie
epoki Oświecenia.
Osiemnastowiecznym monarchiom absolutnym daleko było oczywiście do
nowoczesnych państw – lewiatanów, jednak już one oparte były na wierze w
reformotwórczą rolę państwa. Zresztą, samo założenie, iż gospodarka,
kształcenie czy też „stosunki społeczne” wymagają jakichkolwiek „reform”
(czyli państwowej interwencji), jest wstępem do myślenia prowadzącego
do rozrostu państwowej biurokracji. Koncepcje tego typu co prawda
pojawiły się już w pismach politycznych XVI stulecia, lecz rządzącym na
dobre udzieliły się w „Epoce Świateł”.
Często przyjmuje się, iż w wieku XVIII linia konfliktu przebiegała
między uosobioną przez absolutnych monarchów – powiedzielibyśmy dziś –
konserwatywną prawicą a lewicowymi rewolucjonistami i racjonalistami.
Tymczasem jednak oświeceniowe monarchie absolutne były w dużej mierze
zaprzeczeniem tradycyjnego, średniowiecznego porządku społecznego,
opartego na hierarchii, autorytecie, honorze i sprawiedliwości. W
wiekach średnich król był władcą absolutnym tylko w tym sensie, iż
posiadając sankcję transcendentalną, spełniał funkcję wyłącznego stróża
Boskiego i ludzkiego ładu w państwie – nie znaczy to jednak, iż rządził
wszystkim. Jego władza w sposób naturalny sprowadzała się do sfery, w
której jego obecność jawiła się jako niezbędna, i była ograniczona (czy
też zrównoważona) autorytetem – wspierającego go zresztą – Kościoła oraz
samorządnością stanów: duchownego, rycerskiego (później szlacheckiego) i
zyskującego coraz większe znaczenie mieszczaństwa. W ustroju owym,
zwanym dziś monarchią stanową, bądź też patrymonialną, państwo tworzyło
tylko jeden z wielu systemów organizacji i zależności, jego działania
nie były zaś wyłączone spod oceny moralnej czy też spod kryterium
obiektywnej prawdy, której depozytariuszem był Kościół.
Siedemnasto- i osiemnastowieczne monarchie absolutne, jako ewidentne
wytwory filozofii nowożytnej, zmierzały do zniszczenia tego tradycyjnego
porządku i do wykreowania nowego, opartego na monopolu państwa wobec
pozbawionych innych zależności jednostek. Absolutni monarchowie
ograniczyli bądź zniszczyli samorządność stanową i terytorialną oraz
pluralizm instytucji społecznych – by zastąpić je sięgającą coraz
głębiej scentralizowaną biurokracją. Miała ona służyć wszechmocnemu
władcy, który wyłączając swe działania spod oceny moralnej, zasłaniał je
ideologią „racji stanu”. W epoce Oświecenia tendencje te zostały
wydatnie wzmocnione wiarą niektórych monarchów (zwłaszcza pruskich i
austriackich) w to, że przypadła im misja „przyspieszenia postępu”,
jeśli nie całej ludzkości, to przynajmniej wśród mieszkańców własnego
kraju (np. w imię „interesu narodu”). Nic przeto dziwnego, że niektórzy
„oświeceni” monarchowie byli ulubieńcami lewicowych filozofów epoki
racjonalizmu. Wszak ci „postępowi” władcy byli „przyjaciółmi” oświaty,
kultury, przemysłu i handlu, czym wytworzyli panujące do dziś powszechne
przekonanie, iż państwo winno „opiekować się” wyżej wymienionymi
sferami ludzkiej aktywności. Opieka nad działalnością gospodarczą
polegała oczywiście na cłach, monopolu w dziedzinie wielkiego handlu,
dotacjach do państwowych manufaktur i na rosnącym fiskalizmie – kosztem
tradycyjnego rolnictwa. Przyjęta przez ówczesnych władców doktryna
merkantylizmu nakazywała im bowiem dbać każdym kosztem o dodatni bilans
swego kraju (oczywiście w imię „racji stanu” i „interesu narodu”) oraz
pomagać w rozwoju miast i przemysłu. Przynosiło to zresztą skutki dość
różne, jeśli porównać ówczesne państwa rządzone absolutnie z Anglią,
której przemysłowi w takim zakresie nie „pomagano”.
„Opieka” nad oświatą polegała na wprowadzaniu rewolucyjnego i jak na
owe czasy drastycznego nakazu, przedstawionego rzecz jasna jako
dobrodziejstwo, czyli powszechnego obowiązku szkolnego, oraz na
położeniu fundamentów pod „kwitnący” dzisiaj system państwowego
szkolnictwa, który wcale zatem nie urodził się w głowach socjalistów.
Oświeceniowe państwo nie tolerowało również autonomii Kościoła. W
krajach protestanckich monarchowie już wcześniej proklamowali Kościoły
narodowe (znowu zasłaniając się „racją stanu” i „interesem narodu”), a
władcy wierni Rzymowi w XVIII wieku podporządkowali sobie również
Kościół katolicki. Za przykład niech posłużą „postępowe” reformy
austriackiego cesarza Józefa II – likwidowanie zakonów kontemplacyjnych i
seminariów duchownych oraz zastępowanie ich państwowymi szkołami dla
księży; „upraszczanie” liturgii, walka z „przesądami” i „zabobonami”,
polegająca na usuwaniu z kościołów rzymskich „zbędnych” ozdób, zakaz
pielgrzymek i poświęcania kościołów oraz modlitw za zbawienie duszy,
reglamentowanie liczby procesji i wreszcie zniesienie opłat
parafialnych, zastąpionych przyjęciem kleru na etaty państwowe.
W zasadzie we wszystkich państwach europejskich (z wyjątkiem Anglii,
Polski oraz republik: holenderskiej i szwajcarskiej) państwo brutalnie
ingerowało we wszystkie sfery życia, dążąc do wyeliminowania ciał
pośredniczących, zlikwidowania tradycyjnej hierarchii społecznej,
sztucznego zrównania wszystkich poddanych i zdania ich na łaskę
państwowej biurokracji. Skala rozrostu państwa była wprost
proporcjonalna do „postępowości” danego monarchy, np. we Francji nie
sięgała tak daleko jak w Prusach. Ludwikowie okazali się za to równie
jak Fryderykowie konsekwentni w zastępowaniu organów samorządowych
administracją państwową, a przy tym bardziej rozrzutni, jeśli chodzi o
wydatki dworu. Sprowadzając polityczną rolę tradycyjnej szlachty rodowej
niemal do zera i odgórnie koncesjonując przywileje i działalność
gospodarczą, królowie francuscy doprowadzili do rozrostu pasożytniczej
arystokracji dworskiej, tworzącej wokół królewskich kochanek kategorię
hien żyjących na koszt zadłużonego państwa.
Rewolucja (anty)francuska była więc nie tyle zaprzeczeniem ancien régime’u,
ile próbą przyspieszenia trendu, któremu dawny reżim podlegał prawie
przez całe stulecie: „postępowych” reform i absolutyzacji państwa. Nic
przeto dziwnego, że Józef de Maistre określił rewolucję jako zasłużoną
karę Niebios za poprzedzające jej wybuch łamanie praw boskich. Stanisław
hr. Tarnowski wskazał zaś później na tożsamość środków między
rządowym a rewolucyjnym despotyzmem i bezprawiem, bowiem są tylko dwa
ciała tego samego ducha, dwie równe sobie negacje Boskiego i ludzkiego
prawa, dwie formy anarchii, które społecznie i politycznie objawiają się
inaczej, ale moralnie są sobie równe. Francuska rewolucja w pełni
wieńczyła dzieło wszystkich oświeconych monarchów, którzy – podobnie jak
później socjaliści – uwierzyli w cudotwórczą rolę państwa oraz
dobrowolnie pozbawili się Boskiej legitymacji, by zastąpić ją
utylitarną, torującą drogę przyszłym władcom z „woli ludu”.
Nostalgii za niszczonym w XVIII stuleciu tradycyjnym ładem
towarzyszyć jednak musi chłodna refleksja historyczna. Warto bowiem
zauważyć, iż zbyt późne próby przywrócenia silnej władzy w I
Rzeczypospolitej zakończyły się jej rozbiorami. Być może zatem to, co
np. w Anglii dokonywało się w sposób oddolny i ewolucyjny, w innych
państwach po prostu trzeba było zrobić odgórnie – przechodząc etap
„oświeconego absolutyzmu”.
Po szczęśliwym zakończeniu wojen napoleońskich Europa w pewnym sensie
wkroczyła w wiek reakcji. Monarchowie na ogół porzucali sny o zbawieniu
ludzkości, utworzone przez nich Święte Przymierze było zaś próbą
pogodzenia wymogów nowych czasów z dawnym ładem opartym na wartościach
uniwersalnych. Praktyczną rolą władcy stało się znów pilnowanie
porządku, co pozwoliło uwolnionej z etatystycznych więzów ludności
Europy (a przynajmniej jej części) na przeogromny awans gospodarczy i
cywilizacyjny, którego owoce zbiera kolejne stulecie, oraz na długi
okres względnego spokoju na Starym Kontynencie.
Dopiero I wojna światowa była przełomowym wydarzeniem, które
brutalnie zainaugurowało kolejny okres „postępu” w naszej cywilizacji.
Jest to czas, w którym na arenę polityczną po raz pierwszy na taką skalę
wkroczyły (lub raczej zostały wciągnięte) masy. Co więcej, były to masy
zarażone populistycznymi doktrynami typu socjalizm czy pogański
nacjonalizm. Z kolei w krajach, które w mniejszym stopniu zostały
dotknięte powyższymi ideologiami, zaczęto rozpowszechniać bałwochwalczy
kult demokracji i tzw. praw człowieka, a panująca w nich doktryna za
podstawę wzięła filozoficzną, egalitarną nadbudowę
dziewiętnastowiecznego liberalizmu, odrzucając zarazem jego zasadnicze
zalecenia praktyczne (np. swobodę gospodarczą). Można chyba stwierdzić,
iż XX stulecie było urzeczywistnieniem wszystkich ideologii Oświecenia, w
dodatku „okraszonym” wojnami światowymi, angażującymi masy ludzi,
obozami koncentracyjnymi, reżimami „realnego socjalizmu” oraz jeszcze
większym rozrostem (tym razem demokratycznego) państwa przy zaniku
autorytetu władzy. W tak „postępowych” czasach jak obecne nie może już
być mowy o królewskim absolutyzmie; mamy za to do czynienia z
absolutyzmem demokratycznego rządu, którego władza sięga znacznie
głębiej, niż Ludwik XIV mógł to sobie wyobrazić (jako rzekome
ucieleśnienie woli rzekomo suwerennego ludu nie ma ona w zasadzie
żadnych ograniczeń).
Mikołaj Machiavelli uznał królestwa i republiki (o ile były wzorowane
na rzymskiej) za ustroje godne rekomendacji, natomiast rządy pospólstwa
i tyranie (o ile mają charakter trwały) miał za niezgodne z duchem
naszej cywilizacji. Z kolei Monteskiusz podzielił ustroje polityczne na
umiarkowane, jakimi są konstytucyjna monarchia i arystokratyczna
republika, oraz na ich skrajne zwyrodnienia, za które uważał monarchię
absolutną i republikę demokratyczną. Zdaniem francuskiego pisarza naturą
monarchii są rządy zgodne z prawami, a jej zasadą jest honor, podczas
gdy naturą absolutyzmu są arbitralne rządy jednostki, jej cechą – to że
prawem jest wola suwerenna, a zasadą działania państwa strach. Dzisiaj
doszło do sytuacji, w której absolutyzm demokratycznych biurokracji za
pomocą nowoczesnej techniki określa wręcz rytm naszego życia. Zarazem
jednak kolektywny charakter współczesnych mechanizmów decyzyjnych nie
pozwala na wskazanie konkretnego suwerena, a tym bardziej na
wyodrębnienie jego woli. Zasadą działania państwa nie jest zaś ani
autorytet i honor, ani też strach. Składają się na nią raczej korupcja
(również ta w wydaniu masowym – vide obietnice wyborcze),
przyzwyczajenie i rezygnacja w obliczu potęgi opartego na nowoczesnych
technologiach bezosobowego i biurokratycznego Lewiatana. Lewiatan ten
przejawia się nie tylko w strukturach państwowych, ale również w
gospodarce, zdominowanej przez potężne międzynarodowe korporacje. Żyjemy
w czasach upadku ideologii, spadku zainteresowania mas dla spraw
publicznych, atomizacji społeczeństw (ostatnio słabnie nawet rola więzi
rodzinnych), innymi słowy – w czasach spokoju społecznego, a zarazem
malejącego znaczenia więzi i struktur społecznych. We współczesnej
Europie nie ma więc najmniejszych szans na żaden istotny przewrót
społeczno-polityczny, a zatem w tym sensie warstwy rządzące mogą dziś
spać znacznie spokojniej niż dawne elity. Z konserwatywnego punktu
widzenia można by ten stan rzeczy ocenić pozytywnie, gdyby nie fakt, iż
większa władza wymaga większej odpowiedzialności i świadomości celu
sprawowania tej władzy, czego o współczesnych elitach powiedzieć
niestety nie można. Nadal nie wiadomo więc, czy utworzenie Unii
Europejskiej może na wzór Świętego Przymierza uporządkować sytuację na
Starym Kontynencie i pogodzić tradycję z wymogami nieuchronnych zmian.
Zwłaszcza że głowa współczesnego Lewiatana usadowiona jest za oceanem.
Jacek Matusiewicz – redaktor naczelny i wydawca
czasopism konserwatywnych: „Graal” (w pierwszej połowie lat 90. XX
wieku) oraz „Tradycja i Przyszłość” (w pierwszych latach XXI wieku),
współredaktor pisma „Stańczyk”. Publikował także na łamach „Najwyższego
Czasu!”, „Myśli Polskiej” i „Dziennika Zachodniego”.
Artykuł Współczesny absolutyzm i jego geneza pierwotnie został opublikowany w 2000 roku.
OD REDAKCJI: Dzisiaj jasno możemy stwierdzić - masońska Unia Europejska została utworzona, aby zniszczyć do końca fundamenty chrześcijańskiej Europy.