Ostatnia burza wokół środowiska
narodowego wynikająca z kolejnej rocznicy Obozu Narodowo-Radykalnego to
dowód na jego pozytywną działalność. Coraz częściej przeszkadza ona
środowiskom lewicowym, a dziś nawet i prawicowym, ponieważ mit jaki był
utrwalony wokół środowiska zderza się z rzeczywistością. Z jednej strony
jesteśmy nazywani faszystami i naziolami, z drugiej socjalistami.
Usilne narzucanie ram naszej działalności przyjętym obecnie nazewnictwem
skutkuje lekką dychotomią myślenia. Mogliśmy to zauważyć w ostatnich
działaniach i wydanych dokumentach. Ponadto zakazuje się wypowiedzi i
walczy z księżmi, którzy utożsamiają się z Ecclesia militans. Dziś
pojęcie to jest niemodne, ponieważ w dobie liberalizmu każdy akt
przeciwstawienia się jest uznawany za coś oburzającego. Nota bene nie
tyczy się to samych oskarżycieli walczących o tolerancję, równość i
demokrację, ponieważ odbieraliby sobie tym samym mandat na swoją
działalność, ukazując prawdziwe oblicze demokracji. Demokracji, która
opiera się na dyktacie mniejszości walczącej o swoje prawa niebędące
tworem naturalnym. W skrócie można podsumować to tak „rządzenie
większościowe i przegłosowywanie większościowe to bolszewizm”. Inni pod
płaszczykiem walki o dobro przemycają do Europy tkankę chorą, siejącą
spustoszenie na Zachodzie za ich zgodą.
Zło próbuje legitymować swoje działania
pod płaszczykiem dobra jednostki. Jak widać działania te przynoszą
oczekiwane skutki pogrążając świat w coraz większej pysze, którą widzimy
na co dzień, patrząc na ludzi pochłoniętych pędem za nieznanym. Walka
przeciwko działalności narodowej i patriotycznej to pycha i egoizm w
całej swej okazałości. Bo czymże jest nieuzasadniona obawa przed pracą
dla narodu i osiągnięcia dobra ogółu, a nie swoich prywatnych
krótkotrwałych celów? Jak mawiał św. Augustyn „Źródłem wszelkiego
grzechu jest pycha.”. Pokazanie dziś, że jest się katolikiem uważane
jest za coś „wiochowatego”, a walka o prawa i akceptacja dla środowisk
LGBT jest czymś na porządku dziennym, bo to dziś jedyna forma akceptacji
narzucona społeczeństwu. Musimy stać się prawdziwym Kościołem
walczącym, bo każdy dzień to walka przeciw złu, każde ustępstwo to
przegrana, więc tym większe musi być natężenie sił, by przechylić szalę
zwycięstwa na naszą stronę. Dziś pozwolimy opluwać księży, którzy walczą
o prawdę, jutro będą wydawać dokumenty zakazujące prawdy. Tak stanie
się wszędzie tam, gdzie odpuścimy. W 2012 roku Benedykt XVI (niestety antypapież - przyp. red. RCR) powiedział
„Idziemy naprzód. Pan powiedział: «Odwagi, Jam zwyciężył świat».
Jesteśmy w drużynie Pana, a zatem w drużynie zwycięskiej”. Dokładnie
takie samo przesłanie niesie Hymn Młodych:
Niechaj wroga przemoc drży,
Już zwycięstwa dzień nadchodzi…
Możemy również porzucić nasz miecz,
którym jest różaniec, zaprzestać naszej wytrwałej pracy i porzucić nasz
cel jakim jest zbawienie, by wrócić do szarej codzienności owładniętej
pychą i nienawiścią do tego, co ojczyste. W końcu jesteśmy „zacofanym
ciemnogrodem”, kolebką „faszyzmu i nietolerancji”. Wówczas nie będziemy
chrystusowym wojskiem, który zepchnie szatana niczym św. Archanioł
Michał do piekła, nie zwalczymy fałszywej prawdy jaką jest islam.
Objawienie takie, jak miał ksiądz biskup Oliver Dashe Doeme [1] nie
będzie miało miejsca bo różaniec nie zagości w naszych dłoniach niczym
miecz. Pius XII w encyklice Summi Pontificatus pisał:
„Każdy z nas należy do armii Chrystusa –
jedni w szeregach kapłańskich, inni w szeregach świeckich. Wszyscy
zatem – widząc coraz groźniejszy wzrost zastępów nieprzyjaciół Chrystusa
– powinni poczuwać się do obowiązku zdwojonej czujności i wzmocnionej
akcji, by bronić wspólnej sprawy. Widząc przecież wszyscy działalność
szerzycieli kłamliwych haseł i doktryn, którzy albo przeczą, by prawda
wiary chrześcijańskiej miała moc zbawczą, albo nie dopuszczają, by taż
prawda była wprowadzana w życie ludzkie. Ich bezbożność dochodzi do tego
stopnia, że nie tylko łamią tablice najwyższych przykazań Bożych, lecz w
ich miejsce wprowadzają inne reguły życiowe, które są zaprzeczeniem
zarówno podstaw nauki moralności, jakie zostały podane w objawieniu na
Górze Synaj, jak tego boskiego tchnienia, które płynie z Krzyża
Chrystusa i z jego słów wygłoszonych na Górze. Jest rzeczą powszechnie
znaną i nader bolesną, iż posiew owych błędów wydał u wielu ludzi owoce
prawdziwie zabójcze. Ludzie ci uważali się za wyznawców i zwolenników
Chrystusa, jak długo zażywali życia w spokoju i bezpieczeństwie. Byli to
jednak chrześcijanie z imienia tylko. Skoro bowiem zaszła potrzeba
wykazania siły wobec twardej przemocy, gdy trzeba było walczyć, trwać i
znosić skryte i otwarte ataki – zachowali się chwiejnie, tchórzliwie i
niedołężnie. Bojąc się zaś ofiar, do których są zobowiązani przez swą
religię, nie mają odwagi kroczyć zbroczonymi krwią śladami Boskiego
Odkupiciela.”.
Źródło:
[1] https://chnnews.pl/reszta-swiata/item/2419-biskup-objawil-mi-sie-jezus-i-pokazal-ze-przez-rozaniec.html
PRZEMYSŁAW BARTKOWIAK
Działacz Brygady Wielkopolskiej Obozu Narodowo-Radykalnego. Pasjonat historii i związanych z nią ciekawostek. Na co dzień mól książkowy. Zainteresowania: muzyka, kultura, polityka, historia, psychologia i wędrówki.
Za: https://kierunki.info.pl/2017/05/przemyslaw-bartkowiak-ecclesia-militans/