27 maja miał miejsce w Gdańsku marsz dewiantów i ich
obrońców, który dzięki aktywności naszych działaczy odbył się daleko od
centrum miasta. Mimo to uznaliśmy za swój obowiązek pokazać, co naprawdę
postulują „tęczowi” aktywiści. Zorganizowaliśmy więc wspólnie z
sojusznikami z organizacji narodowych kontrpikietę, która miała iść
chodnikiem obok marszu. Ze względu na bezprawne działania policji i
Urzędu Miasta w ubiegłych latach, zdecydowaliśmy się zgłosić kilka zgromadzeń na tej samej trasie, aby uniemożliwić ich bezprawne rozwiązanie.
Po przybyciu na miejsce okazało się, że chodnik i ulica są oddzielone
bardzo licznym kordonem policji, co napawało nadzieją, że policja
wyciągnęła wnioski z ubiegłego roku i tym razem zamierza działać zgodnie
z prawem oraz zapewnić pokojowy przebieg obu demonstracji. Niestety,
szybko okazało się, że jest inaczej. Od początku funkcjonariusze policji
próbowali na wszelkie sposoby prowokować uczestników zgromadzenia,
między innymi poprzez bezzasadne spisywanie i zatrzymania uczestników.
Dla przykładu, mnie zatrzymano za rzekome zaśmiecanie, przy czym
funkcjonariusz podejmujący interwencję nie był w stanie wskazać
przedmiotu, którym dopuściłem się rzekomego wykroczenia, a także za…
przejście przez ścieżkę rowerową, znajdującą się na terenie
zgromadzenia, w miejscu całkowicie wyłączonym z ruchu pojazdów. Mimo
protestów Radnej Miasta Gdańsk, Anny Kołakowskiej oraz senatora RP
Waldemara Bonkowskiego, zmuszony byłem przez około pół godziny chodzić
za funkcjonariuszem od radiowozu do radiowozu, oczekując na sprawdzenie
moich danych.
Gdy marsz dewiantów wyruszył, również my zgodnie z wysłanym
zgłoszeniem ruszyliśmy obok nich chodnikiem. Po krótkiej chwili
funkcjonariusze prewencji po raz kolejny próbowali sprowokować
manifestantów, zagradzając nam przejście i tym samym uniemożliwiając
odbycie zgromadzenia. Mimo licznych wezwań organizatorów zgromadzeń oraz
p. Anny Kołakowskiej, skierowanych zarówno do wszystkich
funkcjonariuszy, jak i wielu z osobna, odmówili oni wylegitymowania się i
podania podstawy prawnej zatrzymania demonstrantów oraz nazwiska
dowódcy akcji. Próby telefonicznego skontaktowania się się z policją nie
przyniosły efektu, gdyż linia była cały czas zajęta. Funkcjonariusze,
wobec których kierowaliśmy nasze żądania, nie tylko łamali prawo, nie
reagując na apele osób zatrzymanych, ale wręcz w wielu przypadkach
śmiali się w twarz osobom domagającym się zachowania zgodnego z prawem!
Po około 20 minutach bezowocnych prób porozumienia się z
funkcjonariuszami, grupa osób postanowiła bocznymi drogami dotrzeć do
dalszego punktu zgromadzenia, gdzie rozproszeni demonstranci w
niewielkich grupach w dalszym ciągu próbowali pokazywali prawdę o
rzeczywistych żądaniach dewiacyjnych lobbystów. Niestety, w dalszym
ciągu policja dopuszczała się łamania prawa wobec demonstrujących,
wyłapując i zatrzymując oraz uniemożliwiając odbycie zgromadzenia, a
nawet używając przemocy fizycznej wobec naszych działaczy i konfiskując
transparenty! Kulminacją działań policyjnych była sytuacja, gdy rzucili
się oni na mnie i drugiego działacza niosącego transparent, próbując go
wyrwać. Przewrócilii mnie i osobę próbującą nam pomóc, po czym zaczęli
brutalnie ją dusić, a następnie aresztowali. Mnie zaś kopali (również po
głowie) i wyrywali mi transparent. Gdy po zakończonej napaści
policyjnych bandytów podniosłem się z ziemi, zobaczyłem jak „piewcy
równości” uczestniczący w paradzie zboczeńców wiwatują na cześć
agresywnych funkcjonariuszy, krzycząc między innymi „brawo policja!”.
Mimo ciągłych prób sprowokowania uczestników naszego zgromadzenia
oraz ataków policji, którzy wykazywali się pogardą dla wszelkich praw
obywatelskich i praw człowieka, udało się dotrzeć do końca trasy, gdzie
przy dźwiękach Bogurodzicy i Roty zakończyliśmy zgromadzenie.
Na uznanie zasługują wszyscy uczestnicy zgromadzenia, którzy nie dali
się sprowokować i mimo bandytyzmu mundurowych, nie dali żadnego
pretekstu do legitymizacji policyjnych nadużyć.
Tu można obejrzeć nagranie z zajścia.