Historia, którą pragnę przybliżyć,
wydarzyła się podczas pierwszej wyprawy krzyżowej. Akcja rozegrała się
przy oblężonej przez muzułmanów bramie do Antiochii, kiedy to katolickie
oddziały ruszyły na Bliski Wschód oswobodzić ją z rąk Turków
Seldżuckich. Wiele sukcesów wiązało się z wielkimi stratami w ludziach,
jednak dzięki temu możliwym stało się np. odzyskanie Nicei dla Bizancjum
czy obrona Antiochii, którą musieli obronić zaraz po jej zdobyciu, gdyż
wrogie wojska przybyły w czasie grabieży miasta. Jak się okazało, była
to dla krzyżowców ciężka próba, którą przeszli tylko dzięki
niezachwianej wierze.
Armia krzyżowców została zaskoczona
przez wojska tureckie, co uniemożliwiło wdanie się w bitwę poza miastem,
do której na pewno dążyliby. Rycerstwo górowało nad Turkami pod kątem
militarnym. Szarża ciężkozbrojnej konnicy była miażdżąca szczególnie
dla lekkozbrojnych wojsk popularnych w tym regionie (najskuteczniejszym
orężem na opancerzonych konnych był łuk, ale i tak wartość bojowa była
nieporównywalnie niższa). Emir dowodzący islamskimi siłami doskonale
zdawał sobie z tego sprawę i po jednym nieudanym szturmie na miasto
nakazał otoczyć i zablokować je, żeby uniemożliwić wyprowadzenie ataku.
Miasto miało być morzone głodem!
Należy dodać również, że krzyżowcy nie
mogli liczyć na jakąkolwiek pomoc z zewnątrz, gdyż zostali wykorzystani
przez cesarza bizantyjskiego. W jego planie mieli oni osłabić Turków, a
ich samych zostawił na pastwę losu. Znał przecież ich sytuację, a mimo
to wrócił do Konstantynopola. Położenie obrońców było dramatyczne – głód
zbierał swe żniwo, ludzie pozjadali konie. Zaczęli jeść korzenie,
liście. Na domiar złego powszechny stał się kanibalizm. Oczywistym jest
też, że nastąpiła prawdziwa plaga dezercji. Ci dezerterzy, których
wyłapał wróg, byli zabijani na miejscu. Wyjątek stanowili
przedstawiciele stanu rycerskiego, od których wymagano zrzeczenia się
wiary.
Dowództwo obrońców próbowało desperacko
wybłagać o pozwolenie wydania bitwy, żeby zginąć honorowo. Chodziło o
odblokowanie bram, które były zabezpieczone przez wroga, lecz spotkało
się to z odmową, gdyż mieli zginąć haniebną śmiercią poprzez
zagłodzenie. Sam emir Kerboga nie zdawał sobie sprawy, co mogą dokonać
ludzie przyparci do muru.
Sny, wizje i proroctwa dla ludzi w
średniowieczu miały spore znaczenie. Nie dziwi więc fakt, że rzekoma
wizja Piotra Bartłomieja wywołała taką furorę. Oznajmił, że jeżeli uda
im się znaleźć zakopaną w katedrze św. Piotra włócznię, którą przebito
bok Chrystusa, to z Boską pomocą zwyciężą Saracenów. Zatem krzyżowcy
rozpoczęli poszukiwania. Kopali bezskutecznie w dzień i noc. Kiedy
zaczynali już tracić nadzieję na znalezienie artefaktu, do wykopu wszedł
Bartłomiej, odmówił modlitwę, pogrzebał gołymi rękoma w ziemi i znalazł
kawałek metalu! Ów cud dał im nadzieję na zwycięstwo.
Wszyscy odbyli trzydniowy post, co
ciężko sobie wyobrazić przy ich niedożywieniu. Potem zaczęły się
przygotowania do prawdziwej walki. W obozie Saracenów zaczęło dochodzić
do sporów na tle politycznym – bezczynność źle wpływała na koalicyjne
wojska różnych emirów. Nie dziwi więc fakt, że na wieść o
przygotowaniach do bitwy, Keborga się ucieszył i nakazał swoim wojskom
nie atakować krzyżowców, dopóki nie opuszczą miasta (zniszczone
zostałyby tylko oddziały na przedzie, co nie opłacało się głównemu
emirowi, który chciał jak najszybciej zniszczyć całą armię. Katolicy
uznali zwłokę emira za kolejny przejaw Boskiej dobroci, co tylko
umocniło ich wiarę.
Papiści nie mieli już koni – wszystkie
zostały zjedzone. Dlatego też ciężkozbrojni rycerze ustawili się w
starożytną formację, zwaną falangą (bądź zastosowali taktykę, która
bardzo ją przypominała). Gdy armie chrześcijańskie były już gotowe do
walki i miały zwarte szeregi, ruszyli na nie muzułmanie. Lekka kawaleria
nacierała raz po raz nie mogąc złamać świetnie zorganizowanego,
gotowego na śmierć, fanatycznego, zdyscyplinowanego wojska. Dla tych,
którzy „na siłę” nie będą chcieli uwierzyć w cud Świętej Włóczni, można i
tak powiedzieć, że nie jest to do końca taka pusta historyjka. Od
czasów starożytnych formacja ciężkozbrojnych piechurów w falandze była
nie do złamania dla lekkiej, nieregularnej kawalerii. Każdy atak
generował ogromne straty w szeregach tureckich, które były
nieporównywalnie większe w stosunku do tych, odnoszonych przez ich
przeciwników. Chociaż sami krzyżowcy ponieśli ogromne straty, to
prawdopodobnie podczas bitwy wybici zostali prawie wszyscy Normanowie
(będący możliwie najbardziej wartościową siłą zbrojną). Próbowano za
wszelką cenę wprowadzić chaos w szeregach rycerskich. Podpalono nawet
trawę na trasie ich marszu (popularna taktyka zastraszania koni, gdyż
żaden koń nie wejdzie w ogień).
Gdy muzułmanie dostrzegli armie
szkieletów wychodzącą z ognia, uznali to za zły znak od niebios, co
zachwiało ich morale. Ponadto, na widok wroga, który pomimo śmierci
wielu towarzyszy dalej z uporem i determinacją walczy z przeważającym
liczebnie wrogiem – znaczna część Turków zaczęła dezerterować (dezercje
spowodowały spore straty przez wzajemne tratowanie się). Pomimo dezercji
sam Kerborga ze swoją armią walczył dalej, gdyż posiadał jeszcze siły
mogące odnieść zwycięstwo. Jego sprytny manewr opuszczenia swojego obozu
(wojska ruszające na wyprawy dorabiały sobie grabieżami) zakończył się
kompletną klęską. Myślał, że przeciwnik ruszy plądrować obóz i tym samym
zdezorganizuje się, umożliwiając skuteczną ofensywę. Nie pomyślał, że
jedynym celem krzyżowców było zmiażdżenie wroga. Nie interesowały ich
żadne łupy! Ten właśnie błąd przesądził o ostatecznej klęsce armii
islamskich. Wojska ustawiły się pod rzeką z małym mostem, nie mogąc
szybko go przejść, z drugiej strony wróg zablokował drogę i przejął
inicjatywę. Teraz to katolicy zyskali przewagę dzięki wspaniałej
umiejętności walki mieczem i ciężkiemu opancerzeniu. Doszło do masakry i
rozprawienia się z wrogiem.
Silna wiara potrafi dać siłę do
przezwyciężenia największych trudności, co pokazuje nam historia
uczestników krucjaty znajdujących się w – można powiedzieć –
beznadziejnym położeniu. Przebywali na obcej ziemi, wiele kilometrów od
swoich domów. Najbardziej imponującym jest fakt, że pomimo skrajnego
wyczerpania głodowego, nie stracili wiary w Boga i idąc w bój, nie
cofnęli się przed przeważającym wrogiem. Dzięki wielkiej wierze
zwycięstwo było możliwe.