Z Bogusławem Łabędzkim, radnym miasta
Hajnówka, rozmawia Adam Kruczek.
II Marsz Żołnierzy Wyklętych w Hajnówce, podobnie jak pierwszy, otrzymał
potężne negatywne nagłośnienie. W jakiej atmosferze odbył się ten akt
oddania hołdu Żołnierzom Wyklętym w Pana mieście?
– Godnej. Ważne, że ani w ubiegłym, ani w tym roku policja nie
zanotowała żadnych zakłóceń prawa i porządku ze strony uczestników
marszu. W tym roku policja w ostatniej chwili zaproponowała zmianę trasy
marszu i organizatorzy bez problemu przychylili się do tej propozycji.
Bardzo agresywne było natomiast środowisko protestujące przeciwko
marszowi i wcześniej straszące rzekomymi awanturami, które jakoby mieli
zamiar wszczynać uczestnicy marszu. Protestujący zaatakowali ekipę
telewizji internetowej eMisjaTv, doszło do słownych, ale i fizycznych
ataków na dziennikarzy przy dość opieszałej postawie policji.
Wykrzykiwano np., że Polska okupuje ten teren, używano wulgaryzmów. Podobnie było w ubiegłym roku, gdy kilkunastu protestujących utworzyło
nielegalne zgromadzenie na trasie marszu i znieważyło polską flagę
państwową. Środowisko patriotyczne i w ubiegłym, i w tym roku nie dało
się sprowokować.
W tym roku burmistrz Hajnówki – co prawda nieskutecznie, ale jednak – usiłował zablokować Marsz Żołnierzy Wyklętych drogą administracyjną, nie wydając na niego pozwolenia. Czy sądzi Pan, że kością niezgody jest czczenie przez uczestników marszu pamięci kpt. Romualda Rajsa ps. „Bury”?
– Oczywiście, że nie. Przecież podobne akty wrogości już przeżywaliśmy i
zapewne będziemy przeżywali w okolicach 28 sierpnia, w rocznicę
zamordowania Danuty Siedzikówny „Inki”, a także w rocznicę śmierci mjr.
Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, 8 lutego. Jeśli chodzi o postać kpt.
Rajsa, to jednak przez ostatni rok wiele wyjaśniono, pojawiły się w
„Naszym Dzienniku”, a wcześniej w „Glaukopisie”, teksty poważnych
badaczy – dr. Kazimierza Krajewskiego z IPN i mec. Grzegorza Wąsowskiego
z Fundacji „Pamiętamy”, wybitni historycy wydali oświadczenie w obronie
pamięci i honoru dowódcy 3. Wileńskiej Brygady Narodowego Zjednoczenia
Wojskowego. Dzięki temu zmieniła się świadomość historyczna wielu osób. W
tym roku już nie tyle chodziło o ten aspekt historyczny, co o
zamanifestowanie przez władze Hajnówki i środowisko je popierające
swojej postawy politycznej.
Nie wszyscy przeczytali albo przyjęli te argumenty historyków. Ostro
dwóch legendarnych Żołnierzy Wyklętych – „Ognia” i „Burego” – zaatakował
Paweł Kukiz, pisząc, że „ten, który ’w imię Ojczyzny’ zionie
nienawiścią tak, że morduje bezbronnych cywili (a szczególnie kobiety i
dzieci), nie ma prawa odwoływać się do Honoru”.
– Cóż, Paweł Kukiz już rodzinę Józefa Kurasia „Ognia” przeprosił, a za
chwilę, przypuszczam, będzie przymuszony przeprosić rodzinę Rajsów. Moim
zdaniem, ignorancja świetnie uzupełnia jego światopogląd.
Hajnówka i okolice wydają się terenem bardzo skonfliktowanym. O co
głównie toczy się tu spór?
– Zasadniczo w Hajnówce mamy konflikt stricte polityczny, rozgrywający
się na płaszczyźnie, którą określam jako rewolucja i kontrrewolucja.
Natomiast środowiska lewicujące ideowo, politycznie, na płaszczyźnie
światopoglądowej czy obyczajowej, bardzo często próbują przedstawić ten
konflikt jako konflikt polsko-białoruski i jednocześnie
katolicko-prawosławny. Tymczasem z czymś takim nie mamy do czynienia w
Hajnówce.
Kto jest najbardziej zaangażowany w protest przeciwko Marszowi Żołnierzy
Wyklętych w Hajnówce?
– Najogólniej mówiąc, to są miejscowe środowiska lewicowe, które można
podzielić na lewicę starą i młodą. Ta pierwsza to byli członkowie PZPR,
później SLD, byli funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa, z których
rekrutuje się wielu przedstawicieli lokalnej władzy. Młodzi to ludzie o
otwartych sympatiach lewicowych wraz z osobami wcześniej związanymi z
PO, a obecnie – ze względu na lokalny sojusz – z lewicą. I starzy, i
młodzi biorą udział w manifestacjach typu „czarne protesty”,
wystąpieniach antyrządowych i proaborcyjnych, a gdy zbliża się dzień 1
marca, stają w opozycji do tradycji i historii Żołnierzy Wyklętych.
Ale ta grupa dzierży władzę, a więc jest popierana przez większą część
lokalnej społeczności w większości narodowości białoruskiej.
– Tak, lewicowe nastawienie ma tu długą tradycję. Już w okresie II
Rzeczypospolitej był to region o bardzo żywych tradycjach
komunistycznych. Po części to skutek tzw. bieżeństwa, gdy powracająca z
głębi Rosji ludność białoruska przyniosła idee rewolucyjne. Zrodziły się
wtedy antypolskie bojówki komunistyczno-białoruskie inspirowane i
finansowane zarówno przez Niemców, jak i Sowietów, którym zależało na
podsycaniu konfliktu polsko-białoruskiego. Dopuszczały się one morderstw
na miejscowych Polakach. W czasie kampanii wrześniowej ten ruch
rewolucyjny brał udział w polowaniu na żołnierzy z rozbitych oddziałów
Wojska Polskiego przedzierających się do Puszczy Białowieskiej w celu
przegrupowania. Zwolennicy komunizmu dali się mocno we znaki miejscowej
ludności polskiej przy sowieckich deportacjach Polaków na Wschód. Władze
centralne Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego specjalnie
pochwaliły miejscowych aktywistów z Komunistycznej Partii Zachodniej
Białorusi za – jak podkreślono – stuprocentową skuteczność w
realizowaniu deportacji. Po ponownym wkroczeniu Sowietów masowo zasilili
komunistyczny aparat represji, trafili do milicji, UB, jako strażnicy
do więzień, tworząc sieć tajnych współpracowników, uzbrojonych w sposób
legalny straży wiejskich, później przekształconych w ORMO. Tak podsycany
lokalny antagonizm był bardzo na rękę władzom PRL-u. Trwa on więc od
dziesiątków lat, ale cały czas, aż do dzisiejszych konfliktów, przebiega
na bazie nie wyznaniowej czy narodowościowej, lecz na bazie
ideologicznej, światopoglądowej.
Jak to się stało, że te układy i lewicowe sympatie przetrwały do naszych
czasów?
– Rok 1989 i następne niczego tu nie zmieniły. Dzięki możliwości awansu
społecznego lewica budowała swoją siłę na tym obszarze przez cały okres
PRL-u, do samego końca. Znana jest sprawa wręcz operacyjnego osadzenia w
1986 roku zaufanego człowieka na stanowisku naczelnika jednej z gmin na
terenie powiatu hajnowskiego. Później został wójtem, jest nim już 30
lat. Wiadomo, że w małych miejscowościach, gdzie nie ma dużych zakładów
przemysłowych, to wójt i samorząd lokalny jest głównym pracodawcą. W ten
sposób następuje ugruntowanie politycznej i społecznej dominacji na tym
terenie nurtu lewicowego. Proszę sobie wyobrazić, że nie w czasach
stalinowskich, ale w 2007 roku Rada Miasta Hajnówka podejmuje decyzję,
żeby dwóm ulicom w mieście nadać imiona białoruskich poetów Janka Kupały
i Jakuba Kołasa, aktywnych działaczy partii komunistycznej, którzy
jesienią 1939 roku przygotowywali, a później uczestniczyli w
zgromadzeniu ludowym, które zdecydowało o likwidacji państwa polskiego
na tym terenie i włączeniu go do ZSRS. Protestowała przeciwko tym
patronom lokalna społeczność polska, środowisko sybiraków, ale
bezskutecznie.
W myśl nowej ustawy o IPN trzeba będzie zmienić nazwy tych ulic.
– Mija okres, kiedy samorządy mogły to same zrobić. Na razie nie zanosi
się na to. Mam nadzieję, że pan wojewoda te dwie ulice obok siedmiu
innych reliktów komunizmu w Hajnówce zmieni. Nie będzie musiał zmieniać
patrona szkoły podstawowej w Narewce, gdzie wychowała się Danuta
Siedzikówna „Inka”.
Dosłownie miesiąc temu przestał nim być Aleksander
Wołkowyski, białoruski komunista, konfident Gestapo i NKWD, na którym
wyrok śmierci wykonał oddział „Łupaszki”.
„Inka”, bohaterska sanitariuszka zamordowana przez komunistów, była
silnie związana z okolicami Hajnówki. Jak czczona jest jej pamięć?
– W 2006 roku udało nam się ufundować jej pomnik na terenie miejscowej
parafii, a uroczystości jej poświęcone organizowaliśmy dużo wcześniej.
Jednak władze mają do tej postaci niechętny stosunek. W ubiegłym roku
wójt Narewki, zaproszony na uroczystości w rocznicę wykonania na niej
wyroku śmierci, komentując ten fakt dla „Gazety Wyborczej”, uznał, że są
one konfliktowaniem społeczności lokalnej. Faktycznie postać „Inki”
spotyka się na tym terenie z wieloma atakami personalnymi. Wymyśla się,
że była morderczynią, że prostytuowała się z żołnierzami. Naprawdę nie
trzeba „Burego”, żeby tu stworzyć czarną legendę Żołnierzy Wyklętych. Z
podobną niechęcią mamy do czynienia w rocznicę stracenia mjr. Zygmunta
Szendzielarza „Łupaszki”, którą też staramy się od wielu lat uroczyście
obchodzić, bo był związany z tym terenem.
Niestety, dużej presji są poddawani miejscowi księża, którym sugeruje
się, żeby nie odprawiali Mszy św. na tych uroczystościach. W tym roku
przypuszczono atak na ks. bp. Antoniego Pacyfika Dydycza, który ujął się
za organizatorami marszu. Burmistrz w czasie sesji rady miasta
powiedział, że ksiądz biskup przestał już być autorytetem, co wobec tej
osoby i na tym terenie zabrzmiało szczególnie złowrogo.
Dziękuję za rozmowę.
Artykuł opublikowany na stronie: http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/177707,prl-przetrwal-w-puszczy-bialowieskiej.html
Artykuł opublikowany na stronie: http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/177707,prl-przetrwal-w-puszczy-bialowieskiej.html