Dystrybutyzm to długie i niezdarne
słowo, które wchodzi do użytku opisując bardzo prostą i normalną rzecz:
system społeczeństwa, w którym przeciętny obywatel posiada tyle
własności, ile potrzeba aby zapewnić mu i jego rodzinie wolność
gospodarczą. Był czas, kiedy wszyscy brali za pewnik, zwłaszcza w
Stanach Zjednoczonych, że przeciętny wolny obywatel jest właścicielem —
przeważnie właścicielem ziemi, a jeśli nie właścicielem ziemi, to
właścicielem firmy, lub mistrzem w swoim rzemiośle. Jednak dzisiaj,
wszędzie tam, gdzie rządzi kapitalizm przemysłowy — a rządzi on naszymi
głównymi gałęziami przemysłu, w tym systemem transportu — zaistniał
niebezpieczny i nienaturalny stan rzeczy. Większość ludzi nadal określa
się mianem wolnych obywateli, ponieważ pozostaje politycznie wolna;
jednakże nie są to osoby wolne gospodarczo. Nie posiadają już
niezbędnych środków do życia. Żyją jedynie na łasce pracodawców
posiadających takie środki — rezerwy żywności, odzieży, wolne pokoje i
środki produkcji — lub dzięki wsparciu ze strony społeczności,
wydzielanemu przez funkcjonariuszy.
W obecności tego bezprecedensowego
urządzania społeczeństwa, trzeba było znaleźć nowe słowo na opis dawnej
rzeczy, która istniała bezimienna głównie dlatego, że brano ją za
oczywistość i dlatego, że była powszechna. Osobiście wolałbym określenie
„ustrój własnościowy”, choć jest stosunkowo długie i pedantyczne. Ale
odpowiadając na istniejące modele socjalizmu i kolektywizmu, uzgodniono
słowo dystrybutyzm. Skoro socjalista pragnie lub akceptuje ustrój
społeczeństwa, w którym środki produkcji przysługują wspólnocie (samemu
społeczeństwu, zbiorowości), to dystrybutysta pragnie społeczeństwa, w
którym środki produkcji są rozpowszechniane jako własność pośród wielu
jednostek państwa — tzn. pośród rodzin i osób, które je tworzą.
Zacznijmy teraz od tego, że pozwolę sobie
podkreślić pewne negatywne punkty związane z tym naszym credo, które
stanowiło część żywej pamięci, a teraz brzmi tak dziwnie w uszach wielu
współczesnych osób. Dystrybutyzm nie proponuje równego podziału środków
między kilka osób lub rodzin danego państwa. To koncepcja mechaniczna,
nieludzka i przeciwna, a nawet sprzeczna z duchem, który skłonił ludzi
do wysiłku związanego z powrotem (o ile to jeszcze możliwe) do słusznego
podziału własności prywatnej. Człowiek nie staje się nieszczęśliwy ani
nie zaznaje poczucia degradacji tylko dlatego, że inny człowiek jest
bogatszy niż on sam; jego cierpienie staje się nieludzkie i nietypowe
tylko wówczas, kiedy nie ma możliwości życia jako człowiek wolny. Można
być wolnym nie będąc bogatym, ale nie sposób być wolnym będąc
pozbawionym środków do życia.
Znowuż, dystrybutyzm nie oznacza
posiadania wystarczającej ilości ziemi lub kapitału przez wszystkie
rodziny lub osoby w państwie. Taki może być ideał, lecz nie jest to cel
praktyczny, do którego zmierzamy i który uznajemy za możliwy. W
praktyce, nawet gdy własność jest gwarantowana i dobrze rozdzielona, to
wśród ludzi zawsze znajdzie się mniejszość, która nie może tego
wytrzymać, pewna, mniej lub bardziej liczna, wyjątkowa grupa
niepoprawnych rozrzutników. Co więcej, zawsze znajdzie się też pewna,
mniej lub bardziej liczna, wyjątkowa grupa osób, które nie tylko nie
mają apetytu na wolność gospodarczą, a wręcz traktują ją z niechęcią i
preferują zrzucenie odpowiedzialności za utrzymanie się przy życiu na
barki osób trzecich.
Nie, celem dystrybutystów jest
społeczeństwo, w którym żyje tak duża ilość wolnych gospodarczo
obywateli, że nadają oni ton całej wspólnocie. Wszyscy znamy różnicę
dotyczącą wsi, gdzie rolnicy żyją bezpiecznie na własnej ziemi, i
przemysłowych terenów miejskich, gdzie wielkie skupiska ludzi kierują
się w stronę nieuniknionej pracy na dźwięk syreny fabrycznej. W
pierwszym z tych miejsc może funkcjonować znaczna liczba osób, które nie
posiadają nic, które pracują najmowane przez rolników, lub które parają
się służbą domową u bogatych mieszkańców okolicy. Jednak ton tego
miejsca jest tonem własności, sygnałem wolności gospodarczej. W drugim
przypadku możemy dostrzec drobnego sprzedawcę posiadającego odrobinę
niezależności gospodarczej, możemy zauważyć też wielu ludzi
posiadających własne domy, a także znaczną grupę posiadaczy niewielkich
ilości obligacji przemysłowych, municypalnych lub państwowych, jednak
ton całego miejsca jest dźwiękiem proletaryzmu, tak jak ton pierwszego
miejsca jest dźwiękiem dystrybutyzmu.
Wreszcie też, dystrybutyzm zdecydowanie
nie oznacza własności środków produkcji w postaci niewielkich ilości
nieskomplikowanych narzędzi. Nie oznacza powrotu do ławki ciesielskiej,
lokalnego kowala, ręcznego tkactwa i druku; tak jak nie oznacza też w
transporcie powrotu do zaprzężonych w konie furmanek. Proste
społeczeństwo oparte na drobnym rzemiośle można przedkładać nad
społeczeństwo wysoce złożone, które opiera się na skoncentrowanej
maszynerii; można nawet utrzymywać, że drobny przemysł i drobne
rzemiosło są czymś stałym, a nasze wielkie, nowoczesne skupiska muszą
nieuchronnie upaść, prędzej lub później; ale wszystko to nie ma nic
wspólnego z definicją dystrybutyzmu. Linia kolejowa łącząca dwa wielkie
miasta wymaga wysokich nakładów kapitału, ale sama z siebie nie wymaga
tego, by kapitał należał do jednego człowieka albo też kilku ludzi.
Kapitał może mieć postać udziałów, które są szeroko rozpowszechnione.
Zarządzanie pożyczką narodową wymaga dużej koncentracji kapitału, ale
nie istnieje żadna konieczność aby obligacje znajdowały się w posiadaniu
garstki osób; równie dobrze mogą należeć do osób i rodzin stanowiących
masę wspólnoty.
Warto położyć nacisk na ten ostatni
punkt, ponieważ wokół niego panuje wielkie zamieszanie. Nie tylko
wrogowie dobrze podzielonej własności prywatnej i programu
dystrybutywnego wyśmiewają go i bagatelizują jako niemożliwy do
realizacji we współczesnym, wielkim przemyśle, ponieważ ten wymaga
koncentracji kapitału, to jeszcze wielu przyjaciół dystrybutyzmu czuje
pod tym względem zakłopotanie. Chcieliby uświadczyć wskrzeszenia
drobnego rzemieślnika. Ubolewają nad szkodami wyrządzonymi społeczeństwu
przez wielki przemysł, zapominają jednak, że tak jak drobne rzemiosła
mogą być poddane ekonomicznej niewoli, tak i wielki przemysł może być
spółdzielczą własnością gildii, lub dużej liczby akcjonariuszy. Nie było
w przeszłości takich wybrakowanych form społeczeństwa, w których to
drobny rękodzielnik był niewolnikiem. Nie mieliśmy też w przeszłości ani
obecnie do czynienia z usterkowymi formami społeczeństwa, w których
drobny rzemieślnik i drobny rolnik byli nieszczęśnie zależni od poborców
podatkowych i lichwiarzy. Tych dwóch idei, tzn. drobnego rzemiosła,
niewielkich hodowli, itd., oraz podziału własności, nie należy ze sobą
mylić. Mają wspólne duchowe odniesienia, lecz nie są ze sobą tożsame.
Od tej listy rzeczy, którymi dystrybutyzm
nie jest, przejdźmy teraz do rozważań nad tym, czym jest filozofia
społeczna dystrybutyzmu.
Pragniemy lepszej dystrybucji własności
prywatnej, w ilości co najmniej wystarczającej do tego, aby zapewnić
swobodę działania przeciętnemu człowiekowi. Posiadanie jest dla
człowieka czymś naturalnym, tak jak i korzystanie z dobytku w zgodzie z
własną wolą. Układać życie według uznania innych ludzi, nie mających
zwierzchnictwa innego niż własność środków produkcji, nie jest normą
zgodną z ludzkim instynktem. Istnieją uwarunkowania, w których życie
ludzkie musi podlegać kontroli: np. w celu zaprowadzania porządku w
armii lub grupie religijnej, albo ratowania osób będących w
niebezpieczeństwie, takich jak dryfujący na tratwie rozbitkowie. W
takich przypadkach można, a czasami trzeba tłumić działanie woli
indywidualnej, a w niektórych przypadkach nawet takie jej działanie nad
przedmiotami materialnymi, które nazywamy posiadaniem. Żołnierz działa
na rozkaz, mnich i rozbitek nie posiadają nic; pierwszy ponieważ dla
określonego celu porzucił naturalne dla człowieka prawo do własności,
pozostali, ponieważ zostali do tego zmuszeni przez wyjątkowe
okoliczności. Załoga rozbitków może ocaleć tylko jako ciało
komunistyczne; mnich może spełnić swoje powołanie tylko jako członek
ciała komunistycznego. Ale w obu przypadkach cały sens takiego
członkostwa polega na tym, że stanowi ono wyjątek od powszechnego biegu
wydarzeń; w pierwszym przypadku jest to wyjątek dobrowolny, w drugim zaś
(przynajmniej na pewien czas) nieuchronny.
Kiedy ludzie są jednocześnie wolni
politycznie i zniewoleni gospodarczo (ponieważ nie posiadają środków
produkcji i nie mogą żyć za wyjątkiem tego, co pozostawi im ich pan)
wówczas nazywają się proletariuszami, a w ujęciu ogólnym nazywa się ich
proletariatem.
Ktoś może kłócić się także z tym
terminem. Pochodzi on bowiem od starego terminu rzymskiego, który
oznaczał coś zupełnie innego. Jednak znowuż, rzeczy potrzebują nazw i
jest to przyjęta nazwa na określenie tych niezwykle nieludzkich warunków
ludzkiego życia. Gdy pojawia się proletariat, tzn. gdy istnieje tak
duża liczba obywateli wywłaszczonych z jakiejkolwiek użytecznej ilości
majątku, że narzuca swojego ducha masom społeczeństwa, to mówimy, że
jest to społeczeństwo kapitalistyczne.
I znowu mamy do czynienia z nienajlepszym
określeniem; bez użycia kapitału nie może być mowy o jakiejkolwiek
produkcji bogactwa; w tym sensie każde społeczeństwo jest
kapitalistyczne. Kiedy mężczyzna mówi o zniesieniu kapitału w przemyśle,
to równie dobrze może mówić o zniesieniu powietrza w oddychaniu.
Dyskusja nie dotyczy tego czy powinien istnieć kapitał, ale kto powinien
go kontrolować. Jednak termin ‚kapitalistyczne’ używany jest jako
pewien rodzaj skrótu na opis społeczeństwa, w którym mniejszość
kontroluje środki produkcji, a cała reszta, czyli proletariat, żyje w
zależności od łaski takich kontrolerów. Kapitalistyczne w tym sensie
stały się obszary przemysłowe świata —i wiemy, jaki jest tego wynik.
Próba połączenia wolności politycznej z brakiem wolności gospodarczej
nie jest zjawiskiem możliwym na stałe, a tymczasem widzimy ciągłe
zamieszanie, straty i bezpośredni konflikt interesów między tymi
obywatelami, którzy faktycznie tworzą bogactwo, dzięki któremu żyją, a
tymi, którzy kontrolują produkcję tego bogactwa i tym samym jego
producentów.
Spośród niezliczonych przypadków zła
wynikających z tak bardzo nienaturalnego i zaburzonego stanu rzeczy,
najgorsze są, jak zawsze, przypadki zła duchowego.
II
Ta efemeryczna, lecz ostra faza historii
społecznej, którą nazywamy kapitalizmem, a dla której lepszym
określeniem byłby proletaryzm, podporządkowuje wolnych ludzi woli innych
obywateli, ich politycznych rówieśników, do tego podporządkowania
zmuszając wielu zwykłą siłą. Nie ma tam więzi obowiązku, która pojawia
się wraz ze statusem, nie ma zobowiązania do lojalności, ani żadnej
wzajemności usług. Człowiek, który nie ma nic musi pracować dla
człowieka, który posiada towary, a jako że obaj są całkowicie wolni,
człowiek, który nie ma nic może zgodnie z prawem zostać w dowolnej
chwili pozbawiony źródeł utrzymania z powodu chwilowej zachcianki tego,
który towarami dysponuje. Materialne przypadki zła, które towarzyszą
temu duchowemu złu poniżającego podporządkowania, pozbawione są
jakiejkolwiek wymuszającej je sankcji moralnej; stanowią o niepewności
utrzymania niemal wszystkich ludzi, a także są trwałą miarą niedostatku
znacznej części społeczeństwa.
Powinno być zatem jasne, że
upowszechniwszy się, ów stan rzeczy stał się do zniesienia. Tak długo,
jak ograniczony był do stosunkowo małego odsetka ludzi, to kuśtykał
naprzód choć przy sporych tarciach; gdy jednak staje się on regułą, a
masa ludzi to pracownicy najemni na łasce mniejszości kapitalistów, to
pewnym jest, że o ile zarobkujący pozostaną wolni politycznie to w końcu
się zbuntują. Wiemy, że rebelia ta porwała ze sobą świat pracy,
ingerując weń przez spiski, strajki i blokadę fabryk, czyli wszystkie
elementy wzbierającej wojny domowej. Istnieją zaledwie trzy sposoby na
przywrócenie pokoju i osiągnięcie stabilności społecznej. W pierwszym
wariancie musimy znieść kapitalizm oddając środki produkcji w ręce
urzędników państwowych, w którym to przypadku wszyscy obywatele utracą
wolność i staną się niewolnikami państwa komunistycznego. Całkowicie
wolni posiadacze kapitału utracą całą swoją wolność, zaś na-wpół wolny
proletariat straci resztki tej wolności, którą miał dotychczas.
W drugim przypadku możemy zniewolić
proletariat i siłą zmusić ludzi do pracy na zysk właścicieli. Innymi
słowy, możemy przywrócić prywatne niewolnictwo. Jest to bardzo trwały i
stabilny sposób na urządzenie społeczeństwa; wszyscy z niego wyszliśmy i
byłoby naturalne, jeżeli mielibyśmy do niego powrócić. Istotnie,
ktokolwiek obdarzony dalekowzrocznym spojrzeniem może ten powrót
przewidzieć, już teraz dostrzegając zalążki państwa niewolniczego.
Jeśli odrzucimy te dwa rozwiązania —
rozwiązanie komunistyczne i państwo niewolnicze — to zostanie nam
rozwiązanie właścicielskie, ustanowienie systemu społecznego, w którym
własność jest zasadą ogólną, a uniwersalnej wolności politycznej
towarzyszy powszechna wolność gospodarcza; społeczeństwa, w którym
zwyczajny obywateli jest właścicielem gruntu, domostwa, lub obu, a także
partycypuje w zyskach przedsiębiorstw handlowych, posiada obligacje
skarbu państwa lub czerpie dochody z inwestycji, jak również z własnej
pracy. Dobrze wiemy, że taki stan społeczeństwa może istnieć, ponieważ w
niedalekiej przeszłości byliśmy jego częścią; za ludzkiej pamięci Stany
Zjednoczone były społeczeństwem dystrybutywnym, a Dania była nim niemal
całkowicie. Rząd Włoch obrał dziś za cel dystrybutyzm, a niezależni
Irlandczycy uczynili go główną częścią swojego programu politycznego.
Nieuchronnie, na drodze do osiągnięcia
takiego stanu rzeczy stoją bardzo duże przeszkody. Wielu chciałoby
określić je mianem przeszkód nie do pokonania. Po pierwsze, jak zawsze
pojawiają się czynniki duchowe. Ludzie przyzwyczaili się do kapitalizmu i
myślenia w kategoriach pracownika najemnego i pracodawcy. Powrót do
odmiennej atmosfery jest czymś trudnym. Idźmy dalej, niemal wszystkie
nasze obecne prawa i przepisy sprzyjają, w drodze konkurencji, wielkim
akumulacjom. Sprzyja im także rosnąca szybkość przekazu informacji i
zamówień, a także rosnąca wydajność maszyn.
Ale wszystkim tym czynnikom oddającym
kontrolę nielicznej grupie osób, można przeciwdziałać. Możesz zachować
scentralizowaną i drogą maszynerię w produkcji i transporcie, ale za to w
przedsiębiorstwach z tych sektorów dokonać indywidualnego rozdzielenia
udziałów. Możesz wspomóc rozdrobnienie własności wprowadzając
opodatkowanie różnicujące, które obciąży wielkie koncentracje bogactwa,
lecz współcześnie nie używamy go do tego celu. Uczyniwszy tak moglibyśmy
osiągnąć lepszy podział. Nie wystarczy jednak nakładać dużych podatków
na bogaczy; należy użyć wpływów do wspomagania drobnej własności
zwykłych ludzi, zarówno przy pomocy dotacji, jak i oferując premie za
zakup kapitału przez drobnych właścicieli, natomiast kary za akwizycje
dokonywane przez kolosów. Opodatkowanie różnicujące może stopniowo
wygaszać działalność sieci handlowych i hipermarketów; natomiast w
istotnym obszarze inwestycji publicznych można zadbać o to, by podczas
emisji obligacji municypalnych lub państwowych drobny subskrybent był
faworyzowany, natomiast duże podmioty napotykały utrudnienia.
Z wystarczająco silną wolą do tworzenia
drobnej, szeroko rozpowszechnionej własności, można ów cel z pewnością
osiągnąć: trudności jednak pojawią się podczas prób utrzymania
stabilności takiego stanu rzeczy. Dwie formy niewolnictwa, komunizm i
niewolnictwo osobiste, pozostają stabilne same z siebie; jednak, tak jak
utrzymanie wolności politycznej wymaga stałej, czujnej postawy
obronnej, tak też wymaga jej wolność gospodarcza —a stałość czujności
obronnej jest trudno utrzymać. Ponadto, jeśli pozostawić ją bez
koordynacji, zależną od konkurujących ze sobą jednostek, to utrzymanie
jej staje się niemożliwe.
W związku z tym, aby uczynić państwo
własnościowe stabilnym, konieczne są prawa (lub przepisy celne z mocą
praw), które utrudnią alienację drobnego właściciela, a dodatkowo
zabezpieczą jego udział w środkach produkcji. Uczynią to dziedziczne
prawa do sukcesji, tak jak i opodatkowanie różnicujące, które faworyzuje
niewielkiego nabywcę kosztem nabywcy dużego, kiedykolwiek tylko
dochodzi do transferu kapitału lub ziemi. Jednak najlepszym spośród
wszystkich instrumentów służących utrzymaniu stabilnej, drobnej
własności jest gildia.
Jeśli będziemy w stanie przywrócić
gildię, to powinniśmy odnieść sukces. Gdy ludzie należą do takich
certyfikowanych konfraterni mających za sobą siłę państwa, wówczas to,
raz osiągnięta, drobna własność pozostanie bezpieczna. Gildia reguluje
swoje własne sprawy, w obrębie własnych granic ustanawia ograniczenia
konkurencji , dba o sukcesję pokoleń wolnych rzemieślników oferując
praktyki, (które stanowią formę inicjacji), określa ceny wyprodukowanych
towarów (kolejny środek wyważenia konkurencji), reguluje również metody
produkcji; posiada wszystkie korzyści i zdolność obchodzenia się z
własnością w taki sposób, który utrwala ją mimo zagrożeń ze strony
konkurencji. Jeśli chcemy zbudować państwo dystrybutywne to gildia musi
być kamieniem węgielnym tego łuku; dopóki ludzie nie zostaną wyszkoleni w
kwestii idei gildii, dopóki gildie nie zostaną ustanowione i na naszych
oczach nie zaczną funkcjonować, dopóty wszelkie próby przywrócenia
państwa własnościowego spełzną na niczym.
Jest jeszcze jeden, ostatni warunek,
bezpieczne państwo dystrybutywne musi zawierać duże pole manewru dla
działalności państwowej, nie tylko politycznej, ale i gospodarczej.
Wszelkie formy monopolu muszą znajdować się pod, bardziej lub mniej
rozwiniętą, kontrolą państwa. Nie może być mowy o państwie
dystrybutywnym bez silnej władzy wykonawczej, która drobnego
właściciela zabezpieczy przed agresją wielkich podmiotów. W większości
wspólnot średniowiecznych funkcja ta była sprawowana przez króla; sama
nazwa nie ma znaczenia, ale urząd ten jest niesłychanie ważny.
Społeczeństwo pozbawione silnej, centralnej władzy wykonawczej, jest
nieuchronnie skazane na plutokrację.
Hilaire Belloc
Źródło: The American Mercury (lipiec 1937), ss. 309-316,
za: dystrybucjonizm.pl