„Całe zło idzie od Polski katolickiej”,
„tutaj są nasze ziemie okupowane przez Polszę”, „po 1945 roku w lasach
były już tylko bandy przestępcze”, „ludzie, cywile kolaborowali, bo
musieli jakoś żyć” – takie szokujące zdania można było usłyszeć wśród
przeciwników hajnowskiego marszu pamięci „Żołnierzy Wyklętych”.
Miejscowa ludność, wspierana przez
członków KODu i stowarzyszenie „Obywatele RP” zablokowała legalny marsz,
ponieważ „faszyści czcili nim ludobójców i morderców”. Chodzi tu
głównie o postać kpt. Romulada Rajsa „Burego”, który po 1945 roku
dokonał pacyfikacji kilku wsi na Podlasiu. Zginęły wówczas kobiety i
dzieci, jednak nie z ręki „Burego”. Kolaborujące z okupantem wsie miały
zostać spalone, konfidenci zabici, a ludność nastraszona. W tym celu
żołnierze NZW kazali gromadzić się mieszkańcom wiosek w centralnym
punkcie, po czym podkładali ogień w zabudowaniach. Niektórzy nie
posłuchali rozkazu, ponosząc tym samym śmierć w płomieniach. Nie było
jednak mowy o zamykaniu ludności w płonących budynkach. Takie
scenariusze miały charakter prewencyjny, dlatego drzwi i okna były
zawsze otwarte, a żołnierze polskiego podziemia strzelali na pokaz w
powietrze lub ziemię. Działo się tak w przypadku wiosek, co do których
nie było wątpliwości, że kolaborowały z okupantem, a na tych ziemiach
była to praktyka niemal powszechna.
Już we wrześniu 1939 r., gdy Polska
wciąż walczyła, mieszkający na wschodzie białoruscy chłopi wraz ze
społecznością żydowską organizowali się w komunistyczne bojówki, które
popełniały zbrodnie na wycofujących się żołnierzach wojska polskiego,
mordowały konne patrole, strzelały w plecy zwiadowcom, likwidowały
patriotów. Przebijające się w kierunku oblężonej Warszawy oddziały
polskiej armii musiały pacyfikować uzbrojone wsie, których mieszkańcy
czekali już na okupanta.
Tendencja ta utrzymała się przez cały
okres wojny. Tzw. „tutejsi”, czyli podlaskie chłopstwo bez identyfikacji
narodowej chętnie kolaborowało zarówno z faszystami, jak i komunistami.
Wiele polskich oddziałów AK, NSZ, NZW poniosło ciężkie straty w wyniku
donosów miejscowych furmanów, sołtysów, a nawet prawosławnych księży.
Świadczą o tym dokumenty spisane w Gestapo lub przez KBW/UB/MO.
Palenie wsi przez oddziały polskiego
podziemia było powodowane również faktem przechowywania przez
miejscowych sporej ilości broni i amunicji, która w pożarach po prostu
wybuchała. Dlatego właśnie polscy dowódcy nakazywali opuszczenie domów.
Egzekucje na zdrajcach przeprowadzano wybiórczo. Nigdy nie miały one
charakteru masowych zbrodni wedle klucza odpowiedzialności zbiorowej.
Dzisiejsi mieszkańcy Hajnówki
najwyraźniej nie chcą pamiętać o tych faktach. Na pytania o kolaborację z
okupantem reagują agresją, a historię cytują wybiórczo, przyrównując
wydarzenia sprzed 70 lat do dzisiejszych realiów. A przecież w latach
40′ obowiązywało prawo wojenne, które jasno definiuje postępowanie wobec
zdrajców ojczyzny.