Jak zapewne wszyscy wiedzą, świat
w którym żyjemy, funkcjonuje na zasadzie pewnego zbioru praw. Czy nazwiemy je
prawami natury, fizyki czy jakkolwiek inaczej nie ma to znaczenia. Zbiór zasad
regulujących nasze życie istnieje i nie sposób temu zaprzeczyć. Powiem więcej,
nawet funkcjonowanie martwej materii we wszechświecie rządzi się określonymi
prawami. Grawitacja, elektryczność, magnetyzm i wiele innych to terminy,
którymi umysł ludzki, mocno ograniczony w postrzeganiu świata, opisuje
rzeczywistość segregując zjawiska obiektywnie istniejące. Umysł, skoro o nim
mowa, jest z kolei w stosunku do praw natury mocno subiektywny. Postrzega je
przez pryzmat własnych schematów, których siatkę nakłada na rzeczywistość,
pozbawiając ją obiektywizmu, dostosowując ją do własnych potrzeb. Schematy
myślowe i wzorce zakodowane w naszych głowach nie są zresztą tak naprawdę
nasze. Jesteśmy jako ludzie zlepkami cudzych idei, wzorców zachowań, czy nawet
słów i zwrotów, zaszczepionych nam przez otoczenie. To jednak temat na osobny
artykuł.
W odniesieniu do praw natury,
musimy sobie uświadomić jedną ważną rzecz. To nie są prawa w ludzkim tego słowa
rozumieniu. Myśląc o prawie przychodzi nam do głowy zespół norm regulujących
nasze życie, przepisy ustanowione dla sprawnego funkcjonowania społeczności
ludzkiej. Myślimy o wartościach, którymi kierowały się osoby takie prawo
tworzące: pokoju, porządku, równości, wolności itd., w zależności od przyjętego
paradygmatu. Widzimy prawo jako system stworzony dla jakiegoś celu, dla naszego
dobra lub krzywdy, punkt widzenia gra tu oczywistą rolę. Niestety, aby
zrozumieć tzw. prawa natury musimy porzucić typowy dla nas, antropocentryczny
sposób myślenia o świecie. Ludzkie postrzeganie bazuje na człowieku, który jest
w jego obrębie fundamentem i opoką. Opisując rzeczywistość w kontekście istoty
ludzkiej nie popełniamy błędu, dlatego, że to my - ludzie tej rzeczywistości
doświadczamy. To my w niej żyjemy, z nią walczymy i staramy się ją zrozumieć w
jednym, jedynym celu. By przetrwać. Jednak w ten sposób tracimy z oczu prawdę.
Tracimy czujność, będącą główną deską ratunku w konfrontacji z życiem.
Wola przetrwania jest fundamentem
naszej egzystencji, z którego rodzą się kolejne, jak chociażby wola tworzenia
czy szeroko pojęta wola mocy, pchające nas w stronę realizacji wyższych celów,
kształtowania świata na swoją modłę. Jednak tego typu postrzeganie zakłamuje
rzeczywisty obraz świata, w którego centrum nie ma dla nas miejsca. Wracamy tu
do praw natury, które nie zostały stworzone z myślą o nas. To my jesteśmy ich
skutkiem, efektem boskiego zamysłu. Egzystując na grudce brudu na skraju
galaktyki, nie mówiąc już o wszechświecie, szybko uzurpowaliśmy sobie prawo do
bycia jego sensem. Uciekając przed przerażającą nas naturą okryliśmy się
płaszczem samouwielbienia, mającym chronić nas przed wyimaginowanym złem
czającym się w świecie zewnętrznym. Tworząc własne światy wewnątrz naszego
umysłu odgrodziliśmy się od boskiego planu, od rzeczywistości, która jest taka
jak być powinna. To, że nam nie pasuje wynika tylko z naszej małości, z
nieporozumienia, którym było wyniesienie nas na szczyt stworzenia. Resentyment
zrodzony na gruncie naszej własnej słabości, stał się fundamentem naszej
egzystencji.
W dzisiejszych czasach jest to
bardzo dostrzegalne. Ludzie żyją, tak jak żyli przez wieki, jednak coraz dalej
od rzeczywistości. W całej swej masie, co do zasady, szukają niestrudzenie
środków by się ukryć, by zanegować otaczający ich świat poprzez tworzenie coraz
to nowych schematów postrzegania. Ich kulące się ze strachu umysły pracują na
najwyższych obrotach, by odciąć się, w jakikolwiek sposób, od otaczającego ich
koszmaru. Wraz z postępem nauki, odzierającej ich systematycznie ze złudzeń,
wymyślają coraz to nowe sposoby lawirowania pomiędzy napierającymi zewsząd
przejawami prawdy. Dawniej chroniono się pod płaszczem źle pojętej
religijności, odrzucającej stworzony przez Boga świat na rzecz fantazmatów.
Rzeczywistość wokół nas niesie z pozoru mało ukojenia, za to aż nadto problemów.
Nie godząc się z nią tworzymy rzeczywistości alternatywne, uciekamy, zamiast
podjąć zmagania. Nasza siła ukierunkowana jest ciągle w złą stronę. Zamiast
kreować świat w zgodzie z jego zasadami staramy się negować jego istotę,
odmawiamy Bogu racji. Jeśli On stworzył świat, jeśli On podtrzymuje go, jeśli
On jest wszechwładny, jakim prawem kwestionujemy Jego zamysł? No chyba, że Bóg
umarł, jak niektórzy chcieliby myśleć, jednak nawet przyjęcie takiego założenia
nie zwalnia nas od podległości ustanowionym przez Niego prawom.
Dzisiejsze czasy pełne są objawów
resentymentu wobec rzeczywistości. Na nasze nieszczęście przyjmują często
postać ideologicznych potworów, penetrujących umysły mas i na mocy pustych
obietnic czyniących z ludzi swoich popleczników. Bestia powszechnej równości to
znak czasów. Rozsiadła się w ludzkich umysłach wydając z siebie na przestrzeni
wieków pomiot zła, ideologiczno-polityczne potomstwo słabości i nijakości. Na
początku XX wieku pierwszy ryk, utuczonej ludzką krzywdą bestii, dał początek
zarazie komunizmu, równania na siłę do najniższego z możliwych poziomów.
Wynaturzenia związane z tą ideologią kosztowały życie milionów ludzi oraz
zastój cywilizacyjny naszej Ojczyzny, którego efektów doświadczamy do dzisiaj.
Gdy komunizm upadł siłą bezwładności, bo nic już nie było w stanie ożywić
zdegenerowanego molocha, zaczęły pojawiać się jego odrosty w postaci
tolerancjonizmu, feminizacji i poprawności politycznej. Niepostrzeżenie
zrodziła się cywilizacja fałszywej równości, wynosząca na piedestał to co
nietypowe kosztem normalności, będącej na dzień dzisiejszy passe. Broniąca się
tradycja jest coraz słabsza, przynajmniej w tzw. zachodnim kręgu kulturowym.
Dookoła zaś napierają tradycje zgoła odmienne, brzydzące się jednak zjawiskami
zachodzącymi na euro-amerykańskim podwórku.
Islam odgrywa dziś tą samą rolę,
co plemiona barbarzyńskie u schyłku Cesarstwa Rzymskiego. Moralny upadek i
degeneracja tradycyjnych wartości są pewną oznaką początku końca danej
społeczności. Jak to się dzieje, że zawsze przebiega to podobnie? Cykl życiowy
imperiów, a takim niewątpliwie jest na dzień dzisiejszy cywilizacja
euro-amerykańska, wygląda zawsze tak samo. Czasy największej prosperity są
zarazem początkiem masowej degeneracji moralnej oraz zwiastunem upadku. Ktoś mógłby
się kłócić, że nasza cywilizacja to żadne imperium, w końcu w jej skład wchodzą
różne kraje, różnych wyznań i kultur, jednak sedno obecnego imperializmu
zasadza się na czymś zgoła innym. Mianowicie na podkulturze, która opanowała
nasz krąg kulturowy czy też wręcz z niego się wywodzi, i z niego przeprowadza
ekspansję na resztę świata. Amerykanizacja, macdonaldyzacja, nazywajmy to jak
chcemy, jednak musimy pamiętać o tym, że nie jest to przejaw dobrobytu lecz
zwiastun klęski. Z tą myślą łatwiej będzie zrozumieć co dzieje się wokół nas.
Przywykliśmy do myślenia, że jesteśmy kulturowym pępkiem świata, tak było i w
sumie nadal jest, jednak podejrzewam, że już niedługo. Oddając się we władzę
sprzecznym z naturą zjawiskom, folgując im i pozwalając, aby rozpleniły się w
naszym otoczeniu skazujemy się na zagładę. Najpierw moralną, a później
fizyczną.
Resentyment pcha masy złaknione
tego, co naturalne: bezpieczeństwa, stabilizacji, możliwości rozwoju, w objęcia
tego co chore i zwyrodniałe. Nie mogąc sprostać istniejącym w naszych umysłach
wzorcom negujemy ich wartość. Wzorce te są właściwe, męskość, kobiecość, praca,
dobro wspólnoty, jednak wymogom stawianym przez zwyrodniały system niewielu
jest w stanie podołać. Rodzi to niechęć. Dziki kapitalizm stanowi rewers tej
samej monety, której awersem jest komunizm. W świecie wyzysku i zdziczałego
pędu za sukcesem, oderwanego od naturalnej potrzeby służenia wspólnocie i
prawdziwej samorealizacji, pozostaje negacja i ucieczka. Tak więc uciekają
ludzie: przed własną słabością w świat słabych, przed obawą utraty męskości w
świat zniewieściałych, przed strachem zrodzonym niepewnością własnej roli
społecznej w świat anarchii i amoralności. Tak to niestety wygląda.
Brak możliwości sprzeciwu w
świecie zdominowanym przez polityczną poprawność uniemożliwia nam obronę. Jak
możemy pomóc komuś błędnie interpretującemu własną rolę, zgubionemu w świecie
antywartości, skoro oficjalna wykładnia nam tego zabrania. Mówią: „dajcie mu
spokój, on taki jest” albo „każdy ma prawo być jaki chce”, co często oznacza -
pusty i nieszczęśliwy. Stawanie w obronie słabych jest czymś zgoła innym niż
bronienie prawa słabych do bycia słabymi, a jeszcze innym niż bronienie prawa
słabych do promowania własnej słabości. Tak samo w kwestii homoseksualizmu. Czym
innym jest tolerancja, czym innym zaś promocja, a w dzisiejszych czasach z tą
drugą spotykamy się najczęściej. Propaganda ucieczki przed rzeczywistością
powinna zostać zastąpiona wezwaniem do stawienia jej czoła, podjęcia zadania,
które stawia przed nami Stwórca. Nie jesteśmy pępkiem świata, on będzie kręcił
się nadal również bez nas. Miejmy to na uwadze i pomyślmy czasem o czymś więcej
niż tylko o sobie. Nie budujmy własnych światów na resentymencie tylko walczmy
o swoje, zmagajmy się z życiem, gdyż tak ono zostało zaprojektowane.
Każda istota przychodzi na świat
i bierze to, co od niego otrzymuje za pewnik. Tylko ludzie notorycznie się z
czymś nie godzą i tym różnią się od zwierząt. Problem w tym, że zamiast
walczyć, często uciekamy, zamiast kreować rzeczywistość, wymyślamy fantazmaty.
Odejście od szeroko pojętej tradycji zabija duszę, usuwa nam grunt spod nóg,
odbiera pewność siebie i świata. Nie gódźmy się na to, lecz walczmy o lepszą
przyszłość dla nas wszystkich.
Jarosław Gryń