Szanowny Panie –
chciałbym zwrócić się do Pana z uprzejmym zapytaniem o następującej
treści: czy teoretycznie możliwe jest zaistnienie moralnie
usprawiedliwionego (“sprawiedliwego”) powstania ludności przeciw
tyrańskiej władzy (mam w zasadzie na myśli jej ekstremalne przypadki),
zważywszy na, tak mi się wydaję, brak aprobaty względem takiego
rozwiązania u katolickich teologów (poza możnością niejako
“samodzielnego” zgładzenia tyrana)? Z góry dziękuję za odpowiedź.
Pytanie to w zasadzie sprowadza się do tego, czy wolno („czy godzi się”, an licitum sit)
zgładzić tyrana i jeśli tak, jakie są tego warunki. Jako że pytanie nie
rozróżnia władzy nieprawowitej od władzy prawowitej, ale tyranicznej
(nadużywającej swych prerogatyw), odpowiem na pytania dotyczące postawy
obywatela wobec obu. Zaznaczę, że nie jest nawet konieczne odnoszenie
się do opinij teologów w tej materii, jako że jest to pytanie dotyczące
polityki, czyli porządku przyrodzonego. Porządek nadprzyrodzony zaś go
zakłada i nie może z nim być sprzeczny (Bóg jest Stwórcą zarówno jednego
jak i drugiego). Choćby greccy filozofowie rozważali ten temat na długo
zanim Chrystus Pan założył Kościół.
Ale że rozmaici teologowie wypowiadali się na ten temat, ułatwia to nam znacznie sprawę.
Kilka jednak uwag wstępnych. Podstawy polityki (jako nauki) to pojęcia dobra wspólnego, władzy, form rządu i jej form zwyrodniałych, etc., ale nie będę tu tego rozstrząsał. Jednakże, ponieważ wiedza w tym temacie jest znikoma wśród zarówno społeczeństwa jak i oligarchii (oligarchij) nami rządzącej, zaznaczę tylko, że dobro wspólne (które nie jest sumą dóbr jednostkowych! Jest innej natury) w porządku naturalnym jest celem władzy politycznej i jej formalnym obowiązkiem. Gdy się władza sprzeciwia dobru wspólnemu staje się tyraniczna, ale z samego tego faktu nie staje się nieprawowita.
Z drugiej strony, dobro wspólne to
przyczyna celowa bliższa społeczności politycznej, jej racja bytu, bez
jej zapewnienia taka społeczność się prędzej czy później rozlatuje
(chyba że jest sztucznie utrzymywana przez terror taki czy inny).
Ponadto, definicja prawa zawiera w sobie pojęcie dobra wspólnego jako
jego celu (ordinatio rationis ad bonum commune ab eo qui curam habet… – rozporządzenie rozumu dla dobra wspólnego wydane przez tego, który ma pieczę nad wspólnotą).
To powiedziawszy, możemy mieć do
czynienia z tyranem, który jest nieprawowitym władcą albo prawowitym
władcą, który przez porzucenie właściwego sobie celu, jakim jest troska o
dobro wspólne, staje się tyraniczny. Teologowie dokonują tego
rozróżnienia określając pierwszego mianem tyrana uzurpatora (tyrannus tituli vel usurpationis), a drugiego mianem tyrana rządów (tyrannus regiminis).
I tak:
1) Każdy może zabić tego pierwszego (jak twierdzą katoliccy teologowie za św. Tomaszem, podając za przykład zabójstwo Cezara),
2) Ten drugi może być
zamordowany tylko we współpracy z jakąś władzą publiczną (niższego
szczebla), czyli jak gdyby z mandatu społeczności. Św. Tomasz jest tu
ponownie przytoczony (II Sent., dist. XLIV, q. II, a. 2).
Ten wielki skrót czerpię z przytaczanej już przeze mnie na blogu książki x. Meinvielle’a Katolickie pojęcie polityki
z końca rozdziału II: „Problem suwerenności”. Autor rozwija ten temat
na poprzedzających ów ustęp kartach, a sprawa przedstawia się
następująco:
Gdy mamy do czynienia z władcą/rządem,
który z pierwotnie prawowitego stał się tyraniczny (ale pozostaje
prawowity/a), istnieją cztery możliwe postawy obywatela:
1) opór pasywny: nieposłuszeństwo wobec niesprawiedliwych praw;
2) czynny opór prawny:
wywieranie nacisku używając dozwolonych (w oryg. „legítimos”, fr. tłum.
„légitimes”) środków (legalnych lub nie, to znaczy, dozwolonych lub nie
przez prawo pozytywne czyli stanowione) w celu zmiany prawa (tak dodam
tu na marginesie, że jest to punkt bardzo trudny do zrozumienia dla
nowoczesnego człowieka, a to pod wpływem różnych prądów wywodzących się
do Makiaweliusza, Grocjusza, ale i Kanta oraz Hegla, że mianowicie
dozwolone jest tylko to, co legalne, czyli dozwolone przez prawo
stanowione);
3) czynny opór zbrojny: sprzeciw wobec wykonania (niesprawiedliwego) prawa używając siły, nawet zbrojnej, jeśli to konieczne;
4) bunt (oryg.
„rebelión”, fr. tłum. „révolte”): przedsięwzięcie inicjatywy ofensywnej
przeciwko władzy (autorytetowi), od którego wywodzi się
(niesprawiedliwe) prawo.
Pierwsza postawa jest obowiązkowa, gdy ma
się do czynienia z prawami przeciwnymi katolickiemu sumieniu (sprzeczne
z prawem naturalnym, moralnością chrześcijańską, etc.). Druga jest
dozwolona. Czwarta jest oczywiście zawsze niedozwolona. Trzecia jest
dopuszczalna (oryg. „permitida”, fr. tłum. „licite”) i św. Tomasz z
Akwinu rozwija ten przypadek dogłębniej w Sumie, II-II, q. XLII, a. 2 ad 3, gdzie nazywa warcholstwo (seditio)
grzechem ciężkim jako sprzeciwiającym się jedności wspólnoty,
sprawiedliwości, prawu i dobru wspólnemu, ale zakłócenie rządów tyrana
nie jest warcholstwem. To władca tyraniczny jest warchołem. X.
Meinvielle przytacza tu również fragment z Meyera Institutiones iuris naturalis, 1900 r., tom II, nn. 531-532, do którego można sięgnąć po bardziej szczegółowe opracowanie tematu.
Co teraz z władzą nieprawowitą?
Otóż, pierwszą rzeczą, którą władza musi
uczynić, pierwszym jej aktem jest zapewnienie w taki czy inny sposób
swej prawowitości. Opiera się ona to na prawie boskim, to na prawie
ludzkim, to na wyborze (elekcji), to na tytułach historycznych czy
wydarzeniach nadzwyczajnych, etc. etc. Ostatecznym kryterium
prawowitości władzy politycznej jest habitualne (stałe) przylgnięcie czy
przyjęcie ze strony wspólnoty, co udziela prawnej skuteczności danej
formie rządu. Muszę tu dodać, na marginesie, że mowa tu oczywiście o
władzy świeckiej, bowiem w Kościele tak nie jest, jak niektórzy błędnie
twierdzą (zwłascza lefebryści aby uzasadnić swe błędne przekonania co do
papiestwa). Przeto między Kościołem a Państwem zachodzi analogia, ale
tylko analogia (por. omówienie tezy kard. Billot dotyczącej pokojowej akceptacji Papieża).
X. Meinvielle przytacza tu fragment Notre consolation Leona
XIII (z 3 maja, 1892), gdzie Papież zwraca uwagę na pojawienie się
pewnych form politycznych (rządów), które nie są prawowite u swych
źródeł, ale zastąpiły stare, których w rzeczywistości już nie ma.
Normalnie nikt nie ma obowiązku
posłuszeństwa wobec nieprawowitego rządu, ponieważ właśnie z racji jego
nieprawowitości nie ma on prawa rozkazywać i wykonywać tych czynności,
które są prerogatywami rządu (prawowitego). Ale, jak mówi jeden z
najwybitniejszych tomistów w historii, Suarez, w De legibus,
roz. X: „Zdarza się, że społeczność, nie mogąc stawić oporu tyranowi,
musi go tolerować i dać się przezeń rządzić, bowiem być przezeń
rządzonym jest mniejszym złem niż być pozbawionym jakiejkolwiek
dyscypliny i wszelkiego kierownictwa”.
Historycznym przykładem będzie niemiecka
okupacja Belgii w 1914 r. W owej sytuacji kard. Mercier, arcybiskup
Mechelen, wyjaśniał swoim wiernym, że posłuszeństwo wobec nieprawowitej
władzy (okupanta niemieckiego i ustanowionego przezeń uzurpatorskiego
rządu w ówczesnej Belgii) należy się tylko w granicach jego działania
dla dobra wspólnego. Powodem tego jest to, że prawowita władza milcząco
ratyfikuje (potwierdza) takie akty nieprawowitej władzy, znowu, dla
dobra wspólnego (stąd moje uwagi na początku).
Jednakże, nieprawowitej władzy należy
stawiać opór na wszelki możliwy (i oczywiście roztropny i godziwy)
sposób, włącznie z tyranobójstwem, o czym wyżej. Szaleńcze zrywy, które
więcej szkód przynoszą, są oczywiście godne potępienia, ale z innego
powodu skoro samo tyranobójstwo władzy uzurpatorskiej jest rzeczą
godziwą. Przeto tyranobójstwo nie może być celem, który należy
rozpatrywać niezależnie od środków i możliwości sukcesu.
To tyle co do x. Meinvielle. Opierałem
się na francuskim tłumaczeniu wydawnictwa Iris z 2011 roku oraz na
oryginale hiszpańskim (w tłumaczeniu francuskim są niestety błędy),
który można ściągnąć tutaj. Wszystko w rozdziale II o problemie suwerenności.
Temat ten, w większym skrócie (i uproszczeniu!), tak przedstawia Kompendium teologii moralnej autorstwa niemieckiego kapucyna, o. Heriberta Jone, w części omawiającej czwarte przykazanie Boże:
„Nie godzi się być
posłusznym niemoralnym prawom Państwa ateistycznego, a wobec wdrażania
ich w życie można stawić opór pasywy („opporre resistenza passiva”). – W
takim przypadku można nawet, również przy użyciu siły, odwołać się do
przemocy otwartej („violenza aperta”), założywszy, że ma się uzasadnioną
nadzieję na sukces oraz że dobro wspólne nie ucierpi większej szkody z
powodu takiego oporu aktywnego niż z powodu ucisku rządzących. Według
niektórych autorów, w skrajnej konieczności publicznej, wyczerpawszy
wszystkie środki prawne („esauriti tutti i mezzi legali”), godzi się („è
lecita”) złożyć rządzącego z urzędu i zmienić rząd.” (wyd. V, Marietti,
1961 r., punkt 207, s. 159)
Teoretyczne zatem pytanie ma swoją
teoretyczną odpowiedź, która jest dość prosta. Jednakże jest to temat
szczególnie trudny do rozwiązania w praktyce; wymaga wyjątkowego
rozeznania sytuacji, wysokiego stopnia roztropności, rozwagi, męstwa,
oczywiście odpowiednich ludzi, etc.
Pelagiusz z Asturii
PS. O rozróżnieniu tyrannus usurpationis/tyrannus regiminis oraz ogólnie o tym temacie pisał m.in. także kard. Zigliara, jeden z najwybitniejszych tomistów XIX wieku oraz znakomity teolog, x. Grenier (tekst tutaj).